Zaledwie kilka godzin temu miałem okazję pograć przez kilkadziesiąt minut w siedzibie CD Projektu w konsolową wersję Wiedźmina 2. Oto spisane w pośpiechu i dlatego być może nieco chaotyczne pierwsze wrażenia z rozgrywki na Xboksie 360.
Żeby nie było zbyt łatwo, ekipa postanowiła wrzucić nas, biednych pismaków na głęboką wodę. Zamiast bowiem serwować nam powtórkę z rozrywki i podać na tacce konsolowego napędu jakiś doskonale znany z podstawki fragment, otrzymaliśmy grę zapisaną tuż przed pewnym brzemiennym w skutki wydarzeniem. Szybko okazało się, że jestem w ruinach Loc Muinne, elficiego miasta, które niegdyś stało się areną rzezi, jakiej na mieszkańcach dokonał redański marszałek Milan Raupenneck.
Niemalże od razu po wejściu w obręb murów odpaliła się scenka, w której zobaczyłem uciekającą przed kilkoma podejrzanej proweniencji typami, dojrzałą kobietę w stroju wskazującym na szlacheckie pochodzenie lub przynajmniej wypchany mieszek. Szybko okazało się, że jest ona doskonale znaną Roche’owi szlachcianką z rodu Papebrock. Brigida Papebrock po chwili rozmowy poprosiła Wiesława o pomoc w pewnej delikatnej i oczywiście politycznej sprawie. Więcej szczegółów już nie zdarzę, by nie zostać rozszarpanym za spoilery, dodając jedynie, że sprawa ma coś wspólnego z królewskimi bękartami. Spokojnie, wiemy o tym od drugiego zdania wypowiedzianego przez szlachciankę...
Angażując się w tę sprawę, będziemy mieli okazję odwiedzić kilka nowych miejsc, w tym otaczające Loc Muinne góry z porastającym je lasem, ukryte podziemne przejścia oraz rozbudowany system lochów i korytarzy pod zrujnowaną elficką twierdzą. Oczywiście czasu było zbyt mało, by zagłębić się w całość zadania, jednak nawet ten fragment historii, który udało mi się poznać sugeruje, że całość może być całkiem smakowita..
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów w wersji na Xboksa 360 ustępuje oczywiście graficznie swojemu pecetowemu odpowiednikowi. I to w znacznym stopniu. Chyba najbardziej dostało się przy tym teksturom pokrywającym „okoliczności przyrody”, choć oczywiście różnice zauważymy na każdym niemalże kroku. Bardzo cieszy mnie natomiast fakt, że mimo technologicznych ograniczeń konsoli udało się twórcom zachować jeden z najważniejszych i najbardziej efektownych elementów oprawy graficznej. Bogate i pełne detali stroje.
Mimo wspomnianych już ograniczeń, Wiedźmin 2 w tej wersji wciąż wygląda świetnie, mogąc spokojnie startować w konkursie na najładniejszą grę fabularną na konsolę Microsoftu. Najbardziej bałem się tego, że znacznemu zubożeniu może ulec przede wszystkim szata roślinna, wszak właśnie tę wyjątkowo gęste lasy i zarośla tak świetnie budowały część klimatu. Na szczęście tak się nie stało i choć widać pewne konieczne uproszczenia, to jednak wiedźmiński świat wciąż posiada cały swój urok i malowniczość.
Przede wszystkim udało się zachować przykuwający od razu uwagę i charakterystyczny dla tej gry artyzm. Brak niektórych detali w żaden sposób nie psuje jego odbioru, wciąż widać tę konsekwentną i charakterystyczną stylistykę oraz kolorystykę, od początku kojarzącą mi się z dziełami prerafaelitów.
A jak to wszystko śmiga na konsoli? Zadziwiająco dobrze. Nawet podczas walk z otoczonymi przez hordę żołnierzy magami i spamowania znakami nie miałem ani jednej przycinki, czy jakiegoś wyraźnie odczuwalnego spadku płynności. Czy to we wnętrzach, czy na otwartej przestrzeni gra działała płynnie, nie zauważyłem też tak charakterystycznego dla X360 doczytywania tekstur na oczach grającego.
Kolejna ważna sprawa, szczególnie w grach podzielonych na mniejsze instancje, to czas wczytywania kolejnych obszarów. Tutaj również nie mam wielkich zastrzeżeń. Maksymalnie kilka sekund oczekiwania na wczytanie się kolejnego terenu, to bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę liczbę modeli, czy wspominaną już, bogatą szatę roślinną.
Kolejna, niezwykle istotna kwestia, to oczywiście sterowanie. Zwolennicy tezy, że walka w Wiedźminie 2 została stworzona „pod konsole” mogą teraz tryumfować. Nie wiem, na ile było to intencją ekipy CD Projekt RED, ale po kilku walkach z padem w dłoni śmiem twierdzić, że jest to w Wiedźminie 2 narzędzie mordu znacznie wygodniejsze, niż klawiatura i myszka.
Sensowne oraz łatwe do opanowania obłożenie triggerów i przycisków sprawia, że po kilku pierwszych potyczkach ciężko było mi sobie wyobrazić, jak wcześniej mogłem grę przejść używając standardowego zestawu podpiętego pod komputer. I mówię to ja, zdeklarowany i fanatyczny pecetowiec. Ale naprawdę i całkiem szczerze – walka na padzie, to czysta przyjemność, szczególnie jeśli stosuje się najskuteczniejszą wiedźmińską technikę walki – „znakiem, mieczem i przewrotką”. Z naciskiem na tą ostatnią.
Żeby nie było jednak zbyt słodko, poruszanie się po menu – praktycznie niezmienionym – jest po tysiąckroć wygodniejsze dzięki myszce. Nie jest źle, widać, że menu było od początku projektowane również pod obsługę padem, jednak dla człowieka tak jak ja przyzwyczajonego do natychmiastowego wybierania opcji przez klikniecie w odpowiednim miejscu, „przewijanie” kolejnych paneli było nieco meczące. A przecież Wiesław Szerpą nie jest, więc do ekwipunku w celu przeprowadzenia „inwentaryzacji” zagląda się nad wyraz często.
Konsolowy Wiedźmin 2: Zabójcy Królów kazał na siebie czekać dość długo. Wydaje mi się jednak, że posiadacze Xboksów 360 powinni być zadowoleni z ostatecznego efektu i faktu, że ten kawałek kodu trafił w końcu na płyty w charakterystycznym, zielonym pudełku.
Bo to dobra gra była...