10. Wiedźmin
Tej gry nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu – jedno z największych, o ile nie największe przedsięwzięcie w historii polskiego przemysłu gier wideo, czyli Wiedźmin autorstwa rodzimego studia CD Projekt RED, okazał się produkcją co najmniej wyśmienitą. Gra zebrała wysokie oceny w recenzjach i zdobyła ponad sto nagród na całym świecie. Nic dziwnego, wszak oczarowała nas (i nie tylko) ona już od pierwszych chwil - świetna oprawa wizualna, przystępny system walki, absorbująca historia i ciekawe questy oraz bardzo dobre udźwiękowienie to największe zalety opisywanego tytułu. Twórcy poszli za ciosem i zdecydowali się przygotować kontynuację, która ukaże się w maju 2011 roku pod nazwą Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Pozostaje mieć nadzieję, że ona znajdzie się w zestawieniu TOP 100, które opublikujemy za dziesięć lat.
Gry niejednokrotnie próbowały zmusić gracza do wykazania empatii wobec przeciwników. Tę rękawicę podnosi również Shadow of the Colossus i realizuje ten zamiar brawurowo. Gracz ma wyrzuty sumienia podczas zabijania każdego z kolejnych kolosów. Te majestatyczne giganty przetrwały tyle lat, aby zostać zgładzone z prywatnych pobudek Wandera. Czy życie tych 16 majestatycznych istot jest warte jednego, którego właścicielka leży teraz na ołtarzu w samotnej świątyni stojącej w centrum pustkowia? Czy w tej opowieści aby na pewno to my jesteśmy tymi dobrymi? Być może daliśmy się jedynie zwieść przez istotę, która wykorzystała nasze ślepe pragnienie? I dlaczego w tym opisie jest tyle pytań? Za powyżej opisaną wyjątkowość, honorujemy SotC tak wysokim miejscem.
Co świadczy o klasie tego tytułu? Świetnie napisany scenariusz, który sprawia, że DualShocka 3 naprawdę ciężko wypuścić z dłoni. Są podróże po całym świecie, zapierająca dech w piersiach akcja, antyczne tajemnice i wątek miłosny. Indiana Jones może tylko zazdrościć Drake’owi, który w dwójce postanawia rozwikłać tajemnicę zaginionej floty żeglarza Marco Polo. Chwileczkę – Indiana Jones? Brutalna prawda jest taka, że nawet obserwując jak ktoś gra w Among Thieves będziemy bawić się równie dobrze, co w czasie oglądania któregoś z filmów o przygodach tego archeologa. To chyba najlepsza rekomendacja, jeśli wciąż nie jesteście przekonani dlaczego Uncharted 2 znalazło się w tym zestawieniu na tak wysokiej pozycji.
Na deser zostawiłem sobie tryb multiplayer, który stanowi wisienkę na torcie zrobionym przez „cukierników” z ekipy Naughty Dog. Mechanika rodem z Gears of War, rewelacyjnie zaprojektowane mapy i wciągające opcje rozgrywki. Ten „deser” sprawia, że pudełko z grą nigdy nie jest zakurzone. Czy można prosić o coś więcej? Tak, o to, aby część trzecia pojawiła się jak najszybciej jak to tylko możliwe, bo wielu z nas może nie wytrzymać do końca przyszłego roku!
Nie tylko brutalność i seks były filarami sukcesu God of War, bo gra była także popisem możliwości graficznych PlayStation 2, choć God of War 2 wzniósł się jeszcze wyżej i nawet po przerzuceniu w HD w God of War Collection wygląda bardzo, bardzo dobrze. God of War dało nam nowy rodzaj bohatera gry – nie słabiaka wyrwanego z poprzedniego życia przez okoliczności, ani nawet nie doświadczonego żołnierza/policjanta po przejściach. Chłopaki z Santa Monica dali nam pokierować największym twardzielem (oprócz Lobo, z którym Kratos ma wspólną cechę – broń na łańcuchu i wredny charakter, ale Lobo ma większe poczucie humoru, zresztą – nawet kamień ma większe poczucie humoru niż Kratos, ale jakby co, to ja tego nie napisałem), jakiego fikcja nosiła. Kratos nie cofnie się przed niczym w drodze do celu, a stanąć mu na drodze, znaczy umrzeć w sposób niewyobrażalnie okrutny. Nawet bogowie olimpijscy czują przed nim respekt.
Niesamowita animacja głównej postaci, fantastyczne efekty świetlne i wypasiona broń w postaci Ostrzy Ateny to niewątpliwe mocne punkty God of War. Jednak najmocniejszym było zachodnie, a przede wszystkim świeże podejście do slasherów, które do tego czasu były domeną japończyków – Devil May Cry czy Onimusha wyznaczyły pewne mody i zasady, ale David Jaffe z ekipą radośnie je podeptali i teraz to pełnokrwiste gry typu God of War przodują wśród slasherów, jak choćby Dante’s Inferno, a japońskie wynalazki pokroju Bayonetta uznawane są za dziwaczne. Znak czasów.
Fabuła i sposób narracji to klasa światowa. Scenki przerywnikowe to komiks, dzięki któremu dowiadujemy się o losach Maxa Payne'a. Bohater gry to nowojorski glina, którego żona i dziecko zostają zamordowane przez bandziorów – narkomanów. Jakby tego było mało, Max wrobiony zostaje w zabójstwo policjanta. Payne na własną rękę postanawia pomścić rodzinę i udowodnić, że jest niewinny. Właściwie do dziś ciężko jest znaleźć grę, która opowiadałby tak wciągającą i dojrzałą opowieść. Mroczny, ponury klimat aż bije z monitora, a my chcemy dalej brnąć w tę historię, by dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Sam Lake, który jest autorem scenariusza, a przy okazji „pożyczył” swoją twarz Maksowi, nie mógł zrobić tego lepiej. Atmosferę potęguje jeszcze niesamowicie nastrojowa muzyka – coś wspaniałego.
Fabuła daję radę i teraz. Czy tak samo jest pod względem rozgrywki? Zdecydowanie tak. Niby Max Payne to zwykła gra TPP, i choć dziś parę patentów już się zestarzało, to i tak strzela się bardzo fajnie. A bullet time, który w grze użyty został po raz pierwszy, ciągle może być wzorem dla innych produkcji. A w 2001 roku był prawdziwym szokiem. Właściwie każdy pojedynek można było przejść bez spowalniania czasu, ale to Bullet Time powodował, ze gra była jeszcze bardziej efektowna i widowiskowa. O geniuszu Remedy świadczy fakt, że do dziś powstało niewiele tytułów, które mogą pochwalić się lepszym spowalnianiem czasu.
Gra okazała się wielkim sukcesem Rockstar – na całym świecie zebrała wyśmienite oceny i zarobiła mnóstwo zielonych banknotów. Nie ma się czemu dziwić – niezła grafika (mamy tu do czynienia z pierwszym naprawdę ładnym GTA w historii!), rewelacyjny soundtrack, świetna fabuła i mnóstwo zadań pobocznych – to wszystko zebrane w jedną całość sprawiło, że miliony graczy na całym świecie nie mogli oderwać się od padów długo po premierze produkcji. Wprawdzie można się przyczepić do tego, że misje nie są bardzo zróżnicowane i w pewnym momencie stają się powtarzalne, ale nie ma przecież gier idealnych. Ponadto, każdy kto poczuje się choć odrobinę znużony wojażami po Mieście Wolności, może spróbować swoich sił w jednej z wielu mini gier, jak na przykład kręgle, czy bilard. Mało? Zawsze pozostaje nam zabawa w szukanie wszelakich ukrytych przedmiotów i bonusów (chwała tym, którzy znaleźli wszystkie gołębie!), czy próba swoich sił po drugiej stronie barykady – jako stróż prawa. Zapewniamy, że GTAIV nie pozwala się nudzić ani przez chwilę.
Równie wymowne jak główny bohater jest wszystko dookoła niego. Wiernie przedstawione samochody rozpędzają się tylko do realnych (jak na swoje możliwości) prędkości i nie pozwalają na jakieś szaleńcze manewry. Gangsterzy nie są zwykłymi zabijakami, tylko panami w gustownych garniturach, posługujący się równie szykowną bronią (z Tommy Gunem na czele). Mafia: The City of Lost Heaven to salon wśród gier, w którym obowiązuje strój wieczorowy (acz, biorąc pod uwagę niektóre, świetnie skonstruowane, wieloetapowe i różnorodne misje, jest w tym salonie miejsce na nutkę szaleństwa). To najlepsza wycieczka do Stanów Zjednoczonych w okresie międzywojennym, jaką zaliczyłem. To najlepsza historia, jaką kiedykolwiek poznałem. Niech mnie, to najlepsza gra, w jaką kiedykolwiek grałem. I czwarte miejsce w tym rankingu przyjmuję jednak z radością wiedząc, jak bardzo przez niektórych produkcja Illusion Softworks jest i była już w momencie swej premiery niedoceniana.
Swoistą laurką jest fakt, że krytycy jak jeden mąż piali nad tą grą z zachwytu. Nie znalazł się nawet jeden, który stwierdziłby, że skryptów jest za dużo i przydałoby się więcej swobody i realizmu, a mniej respawnowania się wrogów na każdym kroku. Gracze też byli bardziej niż pozytywnie nastawieni i kupili w sumie ponad 14 milionów egzemplarzy gry na X360 i PS3. Wynik ten poprawiło oczywiście Modern Warfare 2, a i Black Ops też wytęża siły, ale jak na liczbę sprzedanych do 2007 roku konsol, wynik był niesamowity – Modern Warfare było pierwszym multiplatformowym system sellerem.
Co było najmocniejszymi punktami Modern Warfare? Było ich aż nadto. Nieustanna akcja i rzucanie gracza na coraz to nowe wyzwania. Raz na Bliskim Wschodzie, raz na terenie byłego ZSRR, raz na wojnie, raz na misji bardziej skradankowej. Raz na desancie, innym razem w obronie, w samolocie, na statku, na tyłach wroga... Do tego wszystkiego niesamowita grafika oraz udźwiękowienie i to przemożne poczucie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie można też przecenić faktu, że w czasach, gdy amerykańcy (i nie tylko) chłopcy walczyli i ginęli w Afganistanie i Iraku, gracze nadal byli 60 lat w plecy i strzelali z Enfieldów do Szkopów i Japsów. A przecież na CNN wojna wyglądała inaczej. I taką telewizyjną wojnę Infinity Ward dostarczyło i wszystkim szczęki poopadały z zachwytu. Nic dziwnego, zresztą. Nadal warto w Modern Warfare zagrać, choć do sieciowego multi już pewnie wielu chętnych nie będzie – Modern Warfare 2 i Bad Company 2 porwały chyba wszystkich.
Batmanowi wreszcie udało się schwytać Jokera i transportuje go do tytułowego Arkham, czyli rezydencji wszystkich świrusów z Gotham. Sielanka nie trwa zbyt długo, Jokerowi na miejscu udaje się czmychnąć i przejmuje kontrolę nad całym ośrodkiem, a przy okazji uwalnia całą zgraję popaprańców. Z którą rzecz jasna Batman musi się uporać, jeśli chce ponownie złapać zadowolonego z siebie Jokera. Scenariusz bez wątpienia zachwycił fanów uniwersum. Rocksteady nabyło licencję do praw nad marką, więc w grze przewinęło się mnóstwo znanych z komiksów postaci, takich jak Zsasz, Scarecrow, Bane czy Trujący Bluszcz, wspomniany już Joker albo Harley Quinn. Całą historię przygotował współautor serialu Batman: The Animated Series, Paul Dini. Ale za sam scenariusz Batman: Arkham Asylum nie wylądowałby na drugim miejscu w naszym plebiscycie. Dzieło Rocksteady zachwyciło nas fantastycznym gameplayem. Z jednej strony mieliśmy naprawdę wciągający, a zarazem prosty do opanowania system walki. Sporo frajdy dawały też elementy skradankowe, kiedy trzeba było po cichu załatwić kilku oprychów. Nie zabrakło też momentów zręcznościowych, więc miłośnicy skakania, latania czy też wspinania również byli szczęśliwi.
Dobrze wiemy, że Batman byłby nikim bez swoich gadżetów, więc i oto zadbało Rocksteady. Najbardziej pamiętamy tryb detektywistyczny, który na przykład pozwalał odszukać przeciwnika, namierzając go po „zostawianych” przez niego oparach whiskey. Nie zabrakło też tradycyjnych zabawek: hak, ostrza czy ładunki wybuchowe. Dla każdego coś miłego. Rocksteady odpowiedni użytek zrobiło z Unreal Engine 3.0, przez co gra do dziś prezentuje się bardzo okazale. Jest wciągająca, ma mroczny klimat, wygląda elegancko, więc niech drugie miejsce nikogo nie dziwi. Czekamy na sequel.
ADAMa pragną wszyscy, aby go zdobyć i tym samym stać się silniejszym, należało pokonać nie tylko strażnika w postaci „tatuśka”, lecz również innych pojawiających się jak na zawołanie miłośników tajemniczej substancji. Z początku mocno kontrowersyjną opcją była możliwość zadecydowania o losie zupełnie bezbronnej Little Sister, po tym jak przestała już być użyteczna. Można było uwolnić ją, uzyskując pewną ilość ADAMa lub zabić wysączając z niej wszystko do ostatniej kropli. Nasze akcje podjęte wobec „siostrzyczek” miały wpływ na zakończenie rozgrywki.
W tej grze niemal wszystko zostało zrealizowane po mistrzowsku. Atmosfera zaszczucia i szaleństwa przyprawiała o dreszcze, dodatkowe wrażenie wywoływała niesamowita wręcz muzyka. Fabuła była świetna, a pamiętny zwrot akcji „would you kindly”, wręcz powalał na kolana. Połączenie różnych gatunków w tej jednej produkcji zaowocowało również gamą możliwości, pozwalających nie tylko na proste strzelanie do przeciwników, ale i na inteligentne używanie mocy, ulepszanie broni, czy korzystanie z otaczającego środowiska.
Dowiedz się jak głosowaliśmy!