Mały Johnny spacerował po okolicznych pustkowiach, jak każdego sobotniego poranka, ze swą nieco starszą siostrą Margaret. Dzieci trzymały się za rączki, ponieważ mądra i przewidująca mama poprosiła Margaret, aby ta pilnowała niesfornego i łatwowiernego braciszka. Słońce powoli wspinało się na nieboskłon, świecąc coraz mocniej i mocniej.

- Załóż czapeczkę, Johnny – poprosiła brata Margaret.
- Nie chcę! – naburmuszył się niesforny chłopiec. – Ona mnie uwiera i jest brzydka!
- Proszę cię, Johnny – odparła spokojnie Margaret. – Przecież wiesz, jakie to ważne w tak upalny dzień. Mama zawsze powtarza...
- To niech mi kupi nową! Ta jest brzydka i śmierdzi! Pauli ma ładniejszą i taką mocnooo czerwoną! – wybuchnął podenerwowany.
- Przecież dobrze wiesz, że od czasu, kiedy ci bandyci z Bractwa Stali zamęczyli ojca, nie mamy zbyt wielu pieniędzy – Margaret wyraźnie posmutniała. – Mama pracuje prawie cały dzień, żebyśmy mieli co jeść. Johnny, zrób to nie dla mnie, ale dla mamy. Dobrze?
- Przepraszam. – Chłopiec wyglądał na naprawdę poruszonego. – Nie pomyślałem o tym. Ale zobaczysz, siostrzyczko, kiedy dorosnę, zostanę żołnierzem Enklawy i wtedy wszystko się zmieni! Będziemy mieli dużooo pieniędzy, ładny dom i nowe radio! I kupię mamie kolorową sukienkę, taką jaką ma pani Jefferson! A tobie nowe błyszczące buty! Tratatatata! – Johnny podniósł do góry patyk, który od dwóch dni był jego karabinem szturmowym...
Galaxy News
Łubudu! Wasz nieoceniony, niedoceniony, wyczesany i najwspanialszy na świecie pies podwórkowy zerwał się z łańcucha i znów płynie na falach eteru! Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami czas na tradycyjny kącik poetycki, w którym pozwolę sobie przedstawić wam mój najnowszy czterystuwersowy poemat na cześć ostatniego benzynowego silnika V8. Uwaga! Echem… "Potęgo w ośmiu cylindrach zawarta, cóżeś bez paliwa dzisiaj warta..." Ha! Daliście się nabrać! No? Naprawdę myśleliście, że wasz wierny druh Three Dog zupełnie zwariował? Nic z tego! Wciąż przy w miarę zdrowych zmysłach, sprawny i gotowy! I ze stojącym tuż obok dzisiejszym gościem specjalnym! Panie i panowie, żony i kochankowie, anioły i diabły bezkresnych pustkowi, oto przed wami... /narastające bębnienie/ nasz tajemniczy nieznajomy! Tak, tak! Miałem rację, nasz gość chce pozostać incognito, nie wyjawi nam swojego prawdziwego imienia i nazwiska, nawet najuczciwszemu psu w Waszyngtonie odmówił pokazania swej twarzy!
Ale to jego prawo, jesteśmy uczciwi, szanujemy prawa innych, nie będziemy nalegać, przekonywać, wymuszać i zmuszać. Tym bardziej, że to ostatnie – wasz pies ma nosa do takich spraw – zapewne skończyłoby się dla nas w mało sympatyczny sposób. Nasz nieznajomy, nazwijmy go Panem Smithem... Zgadza się pan na to, Panie Smith? Przytaknął! Zgadza się! A więc nasz Pan Smith budzi respekt samym wyglądem, jest w nim coś nieuchwytnie groźnego. Stoi spokojnie obok mnie, wydaje się zrelaksowany i spokojny, ale stary wyga Three Dog dobrze zna ten rodzaj spokoju. To spokój przyczajonego drapieżnika, który sprawia wrażenie niegroźnego, by po chwili rzucić się do gardła i jednym szybkim ruchem rozerwać je na strzępy! Zresztą być może niektórzy z was mieli okazję go już spotkać, podróżuje bowiem bez przerwy po pustkowiach, pojawia się w najmniej spodziewanym momencie, by równie niespodziewanie zniknąć. Posłuchajmy przez chwilę muzyki, a zaraz po przerwie zadam naszemu gościowi w waszym imieniu kilka podchwytliwych pytań. Jedziemy!
Radio Enklawa
...mimo to Johnny podszedł do leżącego na środku drogi pojemnika. Pochylił się i zaczął przyglądać się mu uważnie z każdej strony.
- Johnny, proszę – wyszeptała przestraszona Margaret. – Nie wiemy przecież, kto to tutaj zostawił. Może to jakaś pułapka? A może ktoś to zgubił i zaraz po to wróci? A może to zgubili jacyś bandyci albo te złe, paskudne i śmierdzące ghule? Johnny, co będzie, jak tu zaraz wrócą? Zjedzą nas albo zrobią coś jeszcze gorszego! Chodźmy stąd!
- Ale ja tylko zajrzę do środka, może jest tam coś, co może nam się przydać? Może jakiś skarb? Cała, duża skrzynka pełna kapsli – rozmarzył się Johnny. – Oj, jak bardzo ucieszyłaby się mama! Nie musiałaby już tyle pracować, kupilibyśmy dużoooo jedzenia i nową, działającą lodówkę! Chodź tu, Margaret, pomożesz mi otworzyć!
- Johnie Smith! Proszę natychmiast zostawić tę dziwną skrzynkę! – powiedziała zdecydowanym głosem Margaret. – Proszę przyjść do mnie, bo inaczej poskarżę się mamie i nigdy więcej nie puści cię już na spacer!
- Margaret, tak nie wolno! To może być coś... - próbował bronić się chłopiec.
- Johnny, ja nie żartuję! Powiem wszystko mamie! Chodź tutaj natychmiast! – Rezolutna dziewczynka nie dawała za wygraną.
- No dobrze już, dobrze… - poddał się Johnny. – Już idę. Skarżypyta… - mruknął pod nosem.
- Wszystko słyszałam! – odparła dziewczynka. – Ale jeśli natychmiast do mnie przyjdziesz, obiecuję, że mama o niczym się nie dowie.
- Przepraszam, siostrzyczko – wymamrotał skruszony chłopiec. – Już nie będę, obiecuję!
- No, już dobrze. – Margaret przytuliła brata. – Chodźmy, musimy wracać, niedługo obiad.
Kiedy dzieci oddaliły się od tajemniczej skrzynki, podbiegł do niej młody kretoszczur. Obwąchał dziwne znalezisko, po czym delikatnie pchnął je nosem... BUUUMMM! Przestraszone dzieci padły na...
Galaxy News
Three Dog: Muzyka ucichła, ale teraz ja, wasz nieśmiertelny mistrz ceremonii, narobię tutaj hałasu! Witajcie po krótkiej przerwie! A teraz, a teraz...! Three Dog versus Pan Smith w krzyżowym ogniu konwersacji, na polu minowym podchwytliwych pytań! Lecimy, dzieciaki! Panie Smith, czy mógłby pan jakoś pokrótce przedstawić się naszych słuchaczom? Opowiedzieć coś od siebie i o sobie?
Pan Smith: Witajcie, mieszkańcy wschodniego wybrzeża. Proszę o wybaczenie, ale ze względu na pewne okoliczności, o których nie chcę tutaj mówić, nie mogę ujawnić swojej prawdziwej tożsamości. Nazywajcie mnie więc panem Smithem, czy jakkolwiek będzie wam wygodnie. Dodam, że w niektórych kręgach znany jestem również jako Tajemniczy Nieznajomy.
TD: Ano właśnie! Tajemniczy Nieznajomy, jedna z największych legend i zagadek pustkowi. Tyle plotek, tyle domysłów, tyle teorii! Jak dotąd było z tobą trochę jak ze Świętym Mikołajem z reklam Nuka-Coli. Dla niektórych to tylko legenda i bajka, dla innych głęboka wiara w nieprawdopodobne. I proszę – oto jesteś! Prawdziwy, namacalny... O, przepraszam... W długim płaszczu, ciemnych okularach i przedwojennym kapeluszu. Słyszycie, wszystkie niedowiarki!? On tu jest! On do was mówi! No właśnie, czym się tak naprawdę zajmujesz?
PS: Pomagam.
TD: A mógłbyś to jakoś rozwinąć, powiedzieć coś więcej?
PS: Pomagam potrzebującym.
TD: ...
PS: Kiedy są zagrożeni. Pojawiam się i im pomagam.
TD: Okej, no tak, pomagasz. Słyszeliście? Pomaga! Pomagasz wszystkim?
PS: Nie.
TD: Nie wszystkim? A komu w takim razie?
PS: Wybranym.
TD: Wybranym? Ale od czego to zależy? W jaki sposób zostaje się tym właśnie wybranym? Jest na to jakiś sposób, jakaś sztuczka? Trzeba gdzieś zadzwonić, wypełnić jakiś kwestionariusz, przejść specjalne testy? Skąd można wiedzieć, czy się jest wybranym?
PS: Oni wiedzą.
TD: Aha, wiedzą... Dobra, muszę pozbierać myśli. Chwila z muzyką, wracamy po przerwie!
Radio Enklawa
Niski mężczyzna stał przed drzwiami zrujnowanego domu i uśmiechał się do dzieci. Margaret szarpnęła braciszka za rękaw, ten jednak nawet nie drgnął, jak zahipnotyzowany wpatrując się w kolorowe pudełko czekoladek trzymane przez nieznajomego.
- No choćcie, cieciacki – powiedział, lekko sepleniąc, mężczyzna. – Doble cukielecki, balco doble.
- Johnny, ja się go boję, chodźmy stąd – szepnęła Margaret.
- Maggie, ale zobacz, on ma CAŁE pudełko czekoladek! Weźmiemy tylko po jednej i wracamy do mamy! – przekonywał siostrę zauroczony pudełkiem chłopiec.
- Nigdzie nie idziemy! On jest jakiś... dziwny – powiedziała wystraszona dziewczynka.
- Rób co chcesz, Margaret! – Johnny wyrwał się siostrze. – Ja idę po swojego cukierka!
Galaxy News
TD: Wracamy po przerwie i kontynuujemy naszą… rozmowę z Tajemniczym Nieznajomym, Panem Smithem. Panie Smith, niech pan nam powie, jak pan to robi? To całe nagłe pojawianie się i znikanie? Bach! I jest! Puf! I już nie ma! Jak pan to robi?
PS: Mam swoje sposoby.
TD: A nie mógłby pan uchylić choć rąbka tajemnicy? Specjalnie dla naszych słuchaczy?
PS: Nie mógłbym.
TD: Nic a nic? Nawet troszeczkę, nawet odrobinkę? Dlaczego nie chce pan nam powiedzieć niczego konkretnego? Nasi słuchacze mogą się poczuć zawiedzeni, prawda, moje radioaktywne stadko!?
PS: To tajemnica zawodowa.
TD: No dobra! To w takim razie pojedziemy z zupełnie innej...
PS: Państwo wybaczą, ale ktoś właśnie potrzebuje pomocy. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy. Do widzenia.
TD: Panie Smiiii...! Zniknął! Normalnie zniknął! O ile znikanie jest czymś normalnym. Czy wy wciąż mnie słuchacie, czy myślicie, że was ukochany pies naćpał się jak młody kretoszczur!? Nie! To wszystko naprawdę się tu działo! To niesamowite, nieziemskie, nie-wia-ry-god-ne! Muzaaaaa jakaś, idę to wszystko ogarnąć!
Radio Enklawa
- A dlaczego pan ma takie zmrużone oczy? – spytał Johnny.
- Zeby cię lepiej wicieć w tym słońcu, chłopcyku – odparł nieznajomy.
- A dlaczego pan ma taką żółtą skórę?
- To od pyłu i piasku.
- A dlaczego nie pan zębów?
- To pses takie naiwne baholy jak ty! – krzyknął nagle mężczyzna, po czym zarzucił na głowę chłopca okropnie śmierdzący worek.
Margaret przypatrywała się temu z rosnącym przerażeniem z pobliskiego wzgórza. Kiedy zobaczyła, jak zły człowiek zarzuca worek na głowę jej braciszka i wciąga go do zrujnowanego domostwa, niewiele brakowało, a straciłaby przytomność. "Nigdy nie wolno wpadać w panikę!" – przypomniała sobie słowa swojego dzielnego ojca, który bohatersko broniąc stada braminów wspólnoty, wpadł w ręce zbirów z Bractwa Stali. Zaczęła myśleć, co w takiej sytuacji zrobiłby ojciec. Sama nie miała szans z dorosłym bandytą, musiała więc udać się po pomoc. Wtedy przypomniała sobie, że przecież w pobliżu znajdował się posterunek Enklawy. Wciąż roztrzęsiona, potykając się i raniąc o ostre skały, pobiegła co sił w nogach do wojskowego obozu. Jeszcze kilka chwil i już dobiegała do pierwszych umocnień.
- Co się stało, dziecko? – zapytał z troską w głosie dzielny sierżant Anderson na widok zapłakanej i poranionej dziewczynki.
- On... on ma mojego kochanego braciszka! – Margaret wybuchła płaczem. – Johnny tak bardzo chciał tego cukierka! A teraz pewnie już nie żyje!
- Ale kto to zrobił? I gdzie? – zapytał sierżant Anderson, okrywając Margaret kocem i podając jej kubek gorącej czekolady.
- Taki zły, paskudny pan o skośnych oczach i żółtej skórze. Tam, za tamtym wzgórzem, w takim starym domku. On ma mojego braciszka! – Margaret znów zaniosła się płaczem.
- Wszystko jasne! – powiedział sierżant Anderson, mrugając porozumiewawczo do swoich chłopaków. – To na pewno jakiś chiński agent! Byłaś bardzo odważna, Margaret! I bardzo, bardzo rozsądna, twoi rodzice mogą być z ciebie dumni! Nie bój się, uratujemy twojego braciszka. Chodźcie, chłopaki! – zwrócił się do swoich podwładnych. – Nie bierzcie zbyt dużo sprzętu, mamy chiński tyłek do skopania!
Pamiętajcie, drodzy milusińscy! Nie każdy, kogo spotkacie na pustkowiach...