Tydzień z grą King's Bounty: Legenda - dzień drugi

Lucas the Great
2008/10/07 19:00

Chodźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja!

Oryginalna gra <strong>King's Bounty</strong>...

Chodźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja!

Chodźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja!, Tydzień z grą King's Bounty: Legenda - dzień drugi

Czy Jon Van Caneghem planował kiedykolwiek wrócić do tytułu King’s Bounty? Pewnie trzeba by go osobiście spytać oraz mieć nadzieję, że może odpowiedzieć szczerze, niezwiązany wiecznie żywymi klauzulami o tajności dawno martwego już projektu. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku studio New World Computing nie było już samodzielną firmą, trafiło pod skrzydła 3DO. Tak więc Jon Van Canegham przestał być pod względem twórczym panem własnego losu. 3DO było zaś zainteresowane promowaniem marki Heroes of Might and Magic. Do tego stopnia, że posunęło się w 2000 roku do wydania swoistego remake’u King’s Bounty na platformę PlayStation 2, pod tytułem... Heroes of Might and Magic: Quest for the DragonBone Staff. Poza przeniesieniem akcji w 3D i przemianowaniem kontynentów oraz wszystkich nazw własnych, było to w zasadzie zaserwowanie odgrzanego kotleta. Gracze oraz krytycy nie dali się zrobić w konia i nie zostawili na owej produkcji suchej nitki. Wydawało się, iż temat kontynuacji King’s Bounty umarł śmiercią naturalną. Cóż, może na Zachodzie tak...

Front wschodni

Jak wiadomo, świat i – a nawet zwłaszcza – rynek nie znoszą próżni. Dobry tytuł, doceniony przez graczy, ma szansę stać się nośną marką. Im szybciej podjęte zostają próby kontynuacji, tym szansa na to większa, bo w innym wypadku zaczyna rosnąć bańka oczekiwań fanów. Nie pomaga też postęp technologiczny, bo kolejna odsłona powinna być dostosowana do współczesnych możliwości kart graficznych, co siłą rzeczy, przy długiej przerwie, oznacza drastyczne zmiany w wyglądzie gry. Choć prawa rynku elektronicznej rozrywki związane były z mocno skomputeryzowanym Zachodem, to na Wschodzie ktoś najwyraźniej lepiej je rozumiał. Daleko od siedziby 3DO, w Charkowie na Ukrainie, pewien student zabrał się za pisanie drugiej części gry King’s Bounty i ukończył ją już w 1993 roku...

Tu należy zatrzymać się na chwilę nad pewną specyfiką rynkową krajów z dawnego Związku Radzieckiego. Pod względem kwestii praw autorskich i możliwości ingerencji potężnych międzynarodowych korporacji jest to swoiste pogranicze. Myliłby się jednak ten, kto wszystko zrzuciłby na karb dzikiej gospodarki i piractwa. Po prostu - w takiej Rosji czy na Ukrainie do pewnego momentu nie istniały żadne regulacje prawne umożliwiające zachodnim koncernom dochodzenie swych roszczeń związanych z własnością intelektualną. Gdy takie działania stały się dostępne, okazało się, że lokalne koncerny ze Wschodu są w stanie bez trudu kupić prawa do różnych tytułów (choć chętniej na zasadzie udzielenia licencji), a na dodatek na miejscu jest armia zdolnych programistów chętnych do wskrzeszania ukochanych gier swojej młodości. Dziś coraz częściej do nich właśnie bezpośrednio zwracają się zachodni wydawcy...

Do tego dochodzi bardzo specyficzne podejście do dzieł kultowych. Dla zachodniego konsumenta oczywistym jest, iż takowe oprawia się w ramki, stawia na ołtarzyku, zapala świeczki i czeka aż Wszechmocny Wydawca raczy temat kontynuować. Na Wschodzie dzieła takowe traktuje się jak rzecz żywą i zaraz pojawia się mnóstwo osób, które chciałyby dorzucić swoje trzy grosze do legendy. Ktoś może tu zauważyć, że podobne akcje pojawiają się na całym świecie - ale w USA czy UE pozostaje to domeną nastoletnich fanów. W Rosji czy na Ukrainie biorą się za to dorośli ludzie, mając w zanadrzu nie tylko entuzjazm, ale i profesjonalny warsztat oraz nierzadko wsparcie dużych pieniędzy. Dotyczy to niemalże każdej gałęzi rozrywki, ale najczęściej występuje w przypadku książek i gier.

Siergiej i jego Klasa Alfa

Wspomniany wcześniej student z Charkowa nazywał się Siergiej Prokofiew. Tworząc drugą część King’s Bounty na początku lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, nie musiał się przejmować kwestiami praw autorskich. Oczywiście nabrałyby one znaczenia, gdyby zamierzał owoc swych prac pokazać na Zachodzie, ale... nie miał bynajmniej takiego zamiaru. Grę napisał w całości po rosyjsku i w takiej wersji pozostała do dziś. Co ciekawe, w swojej produkcji wprowadził szereg zmian, które przypominają te, jakie dwa lata później pojawiły się w pierwszej części serii Heroes of Might and Magic. Dowodzi to chyba zasady, że wielkie umysły myślą podobnie...

Przede wszystkim King’s Bounty 2 oferowało znacznie lepszą oprawę graficzną – bądź co bądź przez trzy lata zaszło nieco zmian w technologii komputerowej. Spowodowało to poważne zwiększenie objętościowe gry – inna sprawa, iż "dwójka" tak samo jak King’s Bounty bez trudu mieściła się na jednej dyskietce 3,5 cala... Gra została entuzjastycznie przyjęta, choć roiła się od drobnych niedoróbek i bugów. Miała również ukazać się kolejna odsłona, tak jednak się nie stało, przynajmniej jeśli idzie o platformę PC. W międzyczasie bowiem z Prokofiewem skontaktowało się rosyjskie studio Magic Moon Software i zaproponowało mu współpracę. W 1998 roku ukazała się kontynuacja fabularna King’s Bounty 2 na ZX Spectrum. Trudno nazywać ją trzecią częścią, bo wprowadziła bardzo niewiele zmian.

Obie gry Siergieja Prokofiewa zawierały – jak zostało to wspomniane wcześniej – prekursorskie dla gatunku rozwiązania. Przede wszystkim chodzi tu o dodanie zróżnicowanych surowców, potrzebnych do rekrutacji wojsk. Nie pozyskiwało się ich jednak z kopalni jak w Heroes of Might and Magic, lecz można je było zakupić w miastach. Prokofiew uznał też, że zdobywanie zamków w King’s Bounty było za proste i zastosował rozbudowane (a przy okazji zagmatwane i obniżające grywalność) autorskie rozwiązanie. Ze starych, znanych kontynentów w King’s Bounty 2 odwiedzaliśmy tylko Saharię, pojawiły się za to cztery zupełnie nowe krainy. We wspomnianej kontynuacji na ZX Spectrum zniknęła jedna z nich – Alpia. W tejże „prawie-kolejnej-części” podzielona została na trzy szkoły księga czarów. Siergiej Prokofiew wykazał się też sporą kreatywnością jeżeli idzie o tworzenie nowych wrogów – lista potworów z King’s Bounty 2 jest naprawdę imponująca.

To nie koniec przygód ukraińskiego programisty ze słynną grą. Niestety, z czasem nastały złe czasy i nie można już było wykorzystywać zachodniej marki... W sercu Siergieja jednak wciąż pozostawało King’s Bounty, dlatego stworzył studio deweloperskie Alfa Class. Pod tym szyldem rozpoczął kilka lat temu produkcję serii Heroes of Malgrimia. Łączy w niej (niemalże bezczelnie) swoje elementy King’s Bounty 2 z nowszymi rozwiązaniami, pochodzącymi z serii Heroes of Might and Magic. Pierwsza gra, zatytułowana Heroes of Malgrimia: Hidden Magic World, miała się ukazać na Zachodzie, ale nie doszło to do skutku. Za to jej kolejna część, z podtytułem Necromancer Invasion, ma takie szanse – co więcej, znalazła się w ofercie polskiego dystrybutora Nicolas Games jako po prostu Heroes of Malgrimia.

Ostatnim produkcjom Prokofiewa łatwo można zarzucić wtórność. Jednakże błędem byłoby mówić, iż produkuje klony Heroes of Might and Magic, bo przecież zaczął tworzyć takie gry na kilka lat przed powstaniem owej serii... Mimo że popadł w pewną sztampowość, to jednak pozostaje drugim po Jonie Van Caneghemie twórcą w tym podgatunku. Na zakończenie tego kawałka historii King’s Bounty warto dodać mały smaczek. Związany on jest z projektem angielskojęzycznego pudełka Heroes of Malgrimia. Skopiowano na nim oryginalne hasło reklamowe wypichcone przez Alfa Class, zachęcające do zakupu wszystkich fanów serii Heroes of Might and Magic i King’s Bounty. Serii! A przecież w świetle prawa (i zgodnie z wiedzą zachodniego odbiorcy) na etapie wydania tej gry King’s Bounty pozostawało samodzielną grą. W Rosji i na Ukrainie jednak funkcjonuje od półtorej dekady jako seria. Jeszcze dalej na wschód – do Władywostoku

Jak zostało nadmienione, dziś dla potentatów rosyjskiego rynku zakupienie praw do niektórych tytułów nie stanowi najmniejszego problemu. Znalazło to odzwierciedlenie w historii najnowszej kontynuacji kultowego tytułu, czyli King’s Bounty: Legenda. Pewnego pięknego dnia Dmitri Gusarow, naczelny projektant ze studia Katauri, wybrał się w daleką wyprawę z Władywostoku do Moskwy. Tam przedstawił projekt nowej gry przedstawicielom giganta wydawniczego 1C. Podczas prezentacji nie ukrywał, że Battle Lord to tytuł – maskarada. Pod nim ukrywa się nowoczesna i rozbudowana wersja King’s Bounty. Projekt tak spodobał się decydentom z 1C, że z miejsca postanowili ową maskaradę zakończyć. Koncern wszedł w posiadanie praw do tytułu i dzięki temu na rynek trafia właśnie King’s Bounty: Legenda a nie Battle Lord.

Programiści z Katauri podeszli do tematu iście po rosyjsku. Z pełnym szacunkiem i naręczem własnych pomysłów jednocześnie. Jednakże czuć na każdym kroku, że to co dodali, jest ofiarą w hołdzie legendzie, a nie próbą bycia mądrzejszym od Van Caneghema. Po prostu minęło prawie dwadzieścia lat od premiery King’s Bounty, a w tym czasie zapoczątkowany przez tę grę nurt burzliwie się rozwijał. Nie sposób byłoby zastosować bazowe rozwiązania, przymykając oko na dwie dekady zmian. Do tego rozgrywka dla pojedynczego gracza wymaga czegoś, co da jej przewagę nad tą wieloosobową, rodem z Heroes of Might and Magic. Osoby grające w stare King’s Bounty pamiętają zapewne, jak ważne było tam zdobywanie informacji o kolejnych bandytach i kawałkach mapy – a odbywało się to poprzez rozmowy po wioskach i miastach. Idąc za ciosem, programiści i scenarzyści z Katauri postanowili dorzucić sporo sytuacji, w których można sobie pogadać z postaciami niezależnymi. Rozpędzili się tak, że pod tym względem King’s Bounty: Legenda zapędza w kąt wiele współczesnych gier cRPG...

Tyle historii serii (tak, teraz to już seria nie tylko dla posługujących się cyrylicą!). Przypomnieliśmy początki i prześledziliśmy zmiany w mniej lub bardziej oficjalnych kontynuacjach. Od jutra zabieramy się już za samą właściwą grę King’s Bounty: Legenda.

GramTV przedstawia:

Komentarze
12
Usunięty
Usunięty
12/10/2008 19:29

lol, widze ze mamy juz tu fiksacje na punkcie postaci w Kings Bounty ;PTak sie rodza kultowki...

Usunięty
Usunięty
11/10/2008 11:51
Dnia 10.10.2008 o 15:25, Sarinew napisał:

> Może to offtop ale: > Ma ktoś jakąś tapetkę z Demoness? Bo niestety nie moge takowej znaleść(o zgrozo twórcy > takowej nie stworzyli) ;) Na rosyjskim forum o grze http://kingsbounty.ru/forum/index.php?showtopic=930&st=20 (od polowy strony) mozna znalesc 4 tapety z Demoness + 2 z "lodowa dama". Jak widze ta lodowa dame to kojarzy mi sie ona z Etherlords :)

O dzięki ;) Niestety ta najfajniejsza z Demoness jest rozmyta :/

Usunięty
Usunięty
10/10/2008 16:32

Pablo, KB nie oddaje żadnego klimatu herosów tylko ma swój, niepowtarzalny klimat :)Jest w niej wiele elementów, które na pewno spodobają sie fanom serii HOMM ale to raczej HOMM własnie wzorował się na KB a nie odwrotnie.W każdym razie warto obczaić demko i na własnej skórze się przekonać, że warto zainwestować w kings bounty.




Trwa Wczytywanie