Zacznijmy jednak "po bożemu" i przyjrzyjmy się wspomnianemu już rozbudowanemu menu. Przede wszystkim możemy oczywiście skorzystać z kampanii. Nie jesteśmy jednak zmuszeni, by przechodzić ją samodzielnie, bowiem do zabawy może w każdej chwili dołączyć nasz partner. Zgodnie z obietnicami składanymi przed premierą tryb kooperacji został tak wymyślony, że jeśli któryś z graczy zrezygnuje bądź zerwie połączenie, jego postać zaanimuje krzemowy mózg. Pomysł całkiem niezły, bo syndrom "Nie chce mi się już grać" nie popsuje zabawy innemu graczowi.
Kolejna opcja rozgrywki to polowanie na terrorystów. Tutaj, podobnie jak w pierwszej części, trafiamy na przygotowane areny, na których do wybicia czeka na nas określona liczba terrorystów. Map jest sporo, a przygotowane zostały z dbałością o detale i wszystkie zaprojektowano w taki sposób, aby można było zachodzić przeciwników z wielu stron. Zanim przystąpimy do zabawy w tym trybie, możemy wybrać arenę, sprzęt, poziom trudności (trzy dostępne), stopień zagęszczenia przeciwników i to, czy walczyć będziemy z drużyną czy solo (opcja "samotny wilk"). Całkowitym novum w stosunku do pierwszej części jest natomiast daleko posunięta customizacja naszego gieroja. Trzeba bowiem wiedzieć, że na początku zabawy tworzymy własnego podopiecznego, wybierając mu np. płeć, sposób uczesania i kilka innych szczegółów. Następnie w sekcji "charakter" możemy przeglądać i zmieniać wyposażenie, nagrody, listę liderów, a nawet dodać własny prefiks, który wyświetli się w czasie sieciowych bojów. Krótko mówiąc, tym razem autorzy postawili na dalece posuniętą personalizację, która sprawia, że niemal zżywamy się z naszym bohaterem (lub bohaterką).A co takiego można zmieniać konkretnie? Oczywiście rodzaje broni, których jest teraz kilkadziesiąt. Dodatkowo wszystkie z nich opisano pięcioma parametrami (poziom zniszczenia, zasięg, celność, stopień penetracji oraz rozmiar magazynka), co pomaga nam wybrać właściwy sprzęt na konkretną misję. Do tego dochodzą elementy munduru (kamizelki kuloodporne, ochraniacze na ramiona, barki i nogi) oraz ubrania (czapeczki i kominiarki, kamizelki i spodnie). Wprawdzie wyjąwszy broń i kamizelki pozostałe elementy ekwipunku nie mają już niestety żadnego wpływu na zachowanie naszej postaci na polu walki, ale są miłym dla oka dodatkiem i warto się o nie postarać.
I tu dochodzimy do kolejnej nowości, która wymiernie podnosi wartość zabawy. Wszystkie wspominane wyżej akcesoria odblokowujemy, zdobywając kolejne poziomy wtajemniczenia w trzech specjalizacjach równolegle. Są nimi Assault (działania z użyciem materiałów wybuchowych), Close Quarters Battle (działania w zwarciu) oraz Marksmanship (działania dystansowe i snajperskie). Dla przykładu, aby zdobyć punkty w tej ostatniej kategorii, należy zabijać przeciwników na linach, sprinterów oraz wszystkich, którzy są daleko od nas. Z kolei punkty za CQB przyznawane są za zabijanie na krótkim dystansie, "na ślepo" zza zasłon oraz przeciwników odwróconych do nas plecami. W każdej ze specjalizacji można awansować do dwudziestego levelu, a punktacja sumuje się ze wszystkich trybów rozgrywki. Jak zatem widać, nasze działania na polu walki są punktowane i dzięki efektownym killom odkrywamy kolejne elementy gry i korzystamy z nowego sprzętu. Na tym jednak wcale nie koniec uprzyjemniających dodatków. W czasie zabawy stopniowo zdobywamy również wyższe rangi (w sumie jest ich dwadzieścia jeden, od szeregowca aż do żołnierza elitarnego) oraz wypełniamy zróżnicowane osiągnięcia, zdobywając za nie medale, naszywki i odznaki. Owe achievementy, tak jak w tytułach MMO, są oczywiście różniste i niekiedy bardzo zwariowane. Dla przykładu możemy pokusić się o zabicie w jednej rundzie stu przeciwników wyłącznie przy użyciu pistoletu (!), zdetonowanie dziesięciu ładunków na drzwiach ze skutkiem śmiertelnym lub zaliczenie pięćdziesięciu killów w czasie gry w sześć osób. O typowych zadaniach w stylu "odblokuj każdą dostępną broń" nie ma nawet co wspominać. W sumie achievementów jest całkiem niemało, bo czterdzieści siedem, więc zabawa w odblokowywanie wszystkich powinna trwać dostatecznie długo. Poświęcimy teraz słów kilka kampanii, która zapewne dla wielu graczy stanowić będzie podstawę zabawy. Jak pamiętamy, pierwsza część zakończyła się ucieczką zdrajcy z bombą na pokładzie helikoptera i efektownym napisem "To be continued". Fabularna kontynuacja w dwójce rzeczywiście następuje, ale nie jest ona podana w sposób prosty i bezpośredni. Po pierwsze w ciągu całej kampanii wydarzenia osadzone są w trzech przedziałach czasowych. Są to wydarzenia sprzed Rainbow Six Vegas, równoległe i na koniec – wieńczące całą historię – te, które nastąpiły już po zakończeniu Rainbow Six Vegas. Taka chronologiczna mieszanina sprawia niestety, że niuanse fabuły śledzi się ze sporym trudem. Tym bardziej, że dowodzimy nową ekipą i sami jesteśmy nowi w starym środowisku, choć oczywiście pojawiają się również dobrzy znajomi. W efekcie fabuła, która była dość mocnym kołem napędowym jedynki, teraz schodzi na dalszy plan, bo po prostu jest mniej ciekawa i zbyt zawikłana.Skoro mówimy już o broni, warto jeszcze słowem wspomnieć o przeciwnikach. Wydaje się, że w porównaniu z jedynką przeszli jakieś kursy zachowania na polu walki, bo nie są już tak bezdennie głupi, jak to drzewiej bywało. Przede wszystkim starają się działać w grupie, zachodząc naszych ziomów z różnych stron i atakując w przemyślany sposób. Znakomicie wykorzystują również zasłony, pozwalając sobie nawet wystawiać zza nich samą rękę z giwerą.
Na zakończenie jeszcze garść informacji na temat oprawy graficznej. Tu musimy was zmartwić – grafika jest w zasadzie taka sama jak w jedynce. Ładnie zrealizowano animację wojaków, bezbłędna jest mimika twarzy, ruchy gałek ocznych i tego typu detale w czasie rozmów w helikopterze chociażby, ale całość nie sprawia wrażenia jakiegoś skoku jakościowego. Gra była testowana na mocnym procku czterordzeniowym, GF 8800 i 4GB RAM-u, więc nie sprawiała kompletnie żadnych problemów na pełnych detalach, jeśli chodzi o płynność. Jednak sam system przymulała aż miło i o żadnym przełączaniu się między aplikacjami nie było mowy. Tak, Rainbow Six Vegas 2 to obecnie bez wątpienia jeden z najcięższych graczy, jeśli chodzi o sprzętowe wymagania. A teraz pytanie najważniejsze – kupić czy raczej sobie odpuścić? Jak to zostało już powiedziane we wstępie, nie ma się co czarować, że Rainbow Six Vegas 2 jest jakąś rewolucją w stosunku do pierwszej części. Autorzy najwyraźniej wyszli z założenia, że skoro robią już i tak ostatnią część ze słówkiem "Vegas" w tytule, nie ma się co spinać na tony nowych pomysłów. I takich pomysłów najzwyczajniej za wiele tu nie uświadczymy. Z drugiej jednak strony zadbano o efektowną i grywalną kosmetykę oraz oczywiście nowe misje, tryby, bronie itp. W sumie zatem dwójka to produkt udany, choć nie zdecydujemy się na to, by napisać "bardzo udany". Zagrać jednak zdecydowanie warto, i to wcale nie tylko jeśli jest się fanem jedynki. Kto wie, może nawet nowicjusze będą mieli z gry jeszcze większą przyjemność niż weterani Vegas...?What happens in Vegas, stays in Vegas. My postanowiliśmy tę zasadę nieco naciągnąć i tego, co w Vegas się zdarzyło nie zostawiać w Vegas, tylko zaprezentować wam w naszej wideorecenzji gry. Zapraszamy do oglądania.