Rainbow Six Vegas 2 - recenzja

mastermind
2008/05/18 16:56

Powrót do Vegas

Powrót do Vegas

Powrót do Vegas, Rainbow Six Vegas 2 - recenzja

Od czasu kwietniowej premiery Rainbow Six Vegas 2 w USA gra sprzedała się już w imponującej liczbie ponad dwóch milionów egzemplarzy. Świadczy to nie tylko o ogromnej popularności tytułu, ale również o tym, że gracze, którzy ukończyli jedynkę, nie mogli się wprost doczekać kontynuacji fabularnego wątku o zdrajcy z szeregów oddziału Tęcza. Ale trzeba też pamiętać, że seria sygnowana nazwiskiem popularnego pisarza mocno na przestrzeni lat ewoluowała. W zasadzie z taktycznego shootera, w którym na plan pierwszy wysuwało się precyzyjne i długotrwałe planowanie akcji, zmieniła się w dynamiczną strzelaninę z mocno ograniczonymi elementami dowodzenia. Jak jednak widać po wynikach sprzedaży, nowa formuła przypadła graczom do serca, choć są z pewnością i tacy, którzy nie wybaczą zaprzepaszczonego charakteru tego akurat tytułu.

Dość jednak rozważań teoretycznych, zobaczmy lepiej, co takiego tym razem zaserwowali nam chłopcy z Ubisoft Montreal. Generalnie rzecz ujmując, choć zmiany widoczne są już na poziomie o wiele bardziej rozbudowanego menu, Rainbow Six Vegas 2 to bardziej ewolucja niż rewolucja. Jak często bywa w tego typu przypadkach, to raczej pakiet dodatkowych misji z odrobinę usprawnioną rozgrywką niż całkowicie przemodelowany tryb zabawy. Obrażać się jednak nie ma chyba o co, zważywszy na to, jak potężnie grywalnym tytułem był Rainbow Six Vegas. Zatem uprzedzając nieco fakty, możemy powiedzieć, że Rainbow Six Vegas 2 jest równie dobry, a pod paroma względami nawet nieco lepszy. Choć oczywiście nasze czujne oko wyłapało też kilka mniej udanych rozwiązań.

Zacznijmy jednak "po bożemu" i przyjrzyjmy się wspomnianemu już rozbudowanemu menu. Przede wszystkim możemy oczywiście skorzystać z kampanii. Nie jesteśmy jednak zmuszeni, by przechodzić ją samodzielnie, bowiem do zabawy może w każdej chwili dołączyć nasz partner. Zgodnie z obietnicami składanymi przed premierą tryb kooperacji został tak wymyślony, że jeśli któryś z graczy zrezygnuje bądź zerwie połączenie, jego postać zaanimuje krzemowy mózg. Pomysł całkiem niezły, bo syndrom "Nie chce mi się już grać" nie popsuje zabawy innemu graczowi.

Obficiej w menu

Kolejna opcja rozgrywki to polowanie na terrorystów. Tutaj, podobnie jak w pierwszej części, trafiamy na przygotowane areny, na których do wybicia czeka na nas określona liczba terrorystów. Map jest sporo, a przygotowane zostały z dbałością o detale i wszystkie zaprojektowano w taki sposób, aby można było zachodzić przeciwników z wielu stron. Zanim przystąpimy do zabawy w tym trybie, możemy wybrać arenę, sprzęt, poziom trudności (trzy dostępne), stopień zagęszczenia przeciwników i to, czy walczyć będziemy z drużyną czy solo (opcja "samotny wilk").

Całkowitym novum w stosunku do pierwszej części jest natomiast daleko posunięta customizacja naszego gieroja. Trzeba bowiem wiedzieć, że na początku zabawy tworzymy własnego podopiecznego, wybierając mu np. płeć, sposób uczesania i kilka innych szczegółów. Następnie w sekcji "charakter" możemy przeglądać i zmieniać wyposażenie, nagrody, listę liderów, a nawet dodać własny prefiks, który wyświetli się w czasie sieciowych bojów. Krótko mówiąc, tym razem autorzy postawili na dalece posuniętą personalizację, która sprawia, że niemal zżywamy się z naszym bohaterem (lub bohaterką).

A co takiego można zmieniać konkretnie? Oczywiście rodzaje broni, których jest teraz kilkadziesiąt. Dodatkowo wszystkie z nich opisano pięcioma parametrami (poziom zniszczenia, zasięg, celność, stopień penetracji oraz rozmiar magazynka), co pomaga nam wybrać właściwy sprzęt na konkretną misję. Do tego dochodzą elementy munduru (kamizelki kuloodporne, ochraniacze na ramiona, barki i nogi) oraz ubrania (czapeczki i kominiarki, kamizelki i spodnie). Wprawdzie wyjąwszy broń i kamizelki pozostałe elementy ekwipunku nie mają już niestety żadnego wpływu na zachowanie naszej postaci na polu walki, ale są miłym dla oka dodatkiem i warto się o nie postarać.

Strzały za punkty

I tu dochodzimy do kolejnej nowości, która wymiernie podnosi wartość zabawy. Wszystkie wspominane wyżej akcesoria odblokowujemy, zdobywając kolejne poziomy wtajemniczenia w trzech specjalizacjach równolegle. Są nimi Assault (działania z użyciem materiałów wybuchowych), Close Quarters Battle (działania w zwarciu) oraz Marksmanship (działania dystansowe i snajperskie). Dla przykładu, aby zdobyć punkty w tej ostatniej kategorii, należy zabijać przeciwników na linach, sprinterów oraz wszystkich, którzy są daleko od nas. Z kolei punkty za CQB przyznawane są za zabijanie na krótkim dystansie, "na ślepo" zza zasłon oraz przeciwników odwróconych do nas plecami. W każdej ze specjalizacji można awansować do dwudziestego levelu, a punktacja sumuje się ze wszystkich trybów rozgrywki. Jak zatem widać, nasze działania na polu walki są punktowane i dzięki efektownym killom odkrywamy kolejne elementy gry i korzystamy z nowego sprzętu. Na tym jednak wcale nie koniec uprzyjemniających dodatków.

W czasie zabawy stopniowo zdobywamy również wyższe rangi (w sumie jest ich dwadzieścia jeden, od szeregowca aż do żołnierza elitarnego) oraz wypełniamy zróżnicowane osiągnięcia, zdobywając za nie medale, naszywki i odznaki. Owe achievementy, tak jak w tytułach MMO, są oczywiście różniste i niekiedy bardzo zwariowane. Dla przykładu możemy pokusić się o zabicie w jednej rundzie stu przeciwników wyłącznie przy użyciu pistoletu (!), zdetonowanie dziesięciu ładunków na drzwiach ze skutkiem śmiertelnym lub zaliczenie pięćdziesięciu killów w czasie gry w sześć osób. O typowych zadaniach w stylu "odblokuj każdą dostępną broń" nie ma nawet co wspominać. W sumie achievementów jest całkiem niemało, bo czterdzieści siedem, więc zabawa w odblokowywanie wszystkich powinna trwać dostatecznie długo.

Garść nowości

Poświęcimy teraz słów kilka kampanii, która zapewne dla wielu graczy stanowić będzie podstawę zabawy. Jak pamiętamy, pierwsza część zakończyła się ucieczką zdrajcy z bombą na pokładzie helikoptera i efektownym napisem "To be continued". Fabularna kontynuacja w dwójce rzeczywiście następuje, ale nie jest ona podana w sposób prosty i bezpośredni. Po pierwsze w ciągu całej kampanii wydarzenia osadzone są w trzech przedziałach czasowych. Są to wydarzenia sprzed Rainbow Six Vegas, równoległe i na koniec – wieńczące całą historię – te, które nastąpiły już po zakończeniu Rainbow Six Vegas. Taka chronologiczna mieszanina sprawia niestety, że niuanse fabuły śledzi się ze sporym trudem. Tym bardziej, że dowodzimy nową ekipą i sami jesteśmy nowi w starym środowisku, choć oczywiście pojawiają się również dobrzy znajomi. W efekcie fabuła, która była dość mocnym kołem napędowym jedynki, teraz schodzi na dalszy plan, bo po prostu jest mniej ciekawa i zbyt zawikłana.

GramTV przedstawia:

Cała zabawa została podzielona w kampanii na siedem aktów, na które składa się w sumie dwadzieścia pięć scen. Trzeba przyznać, że na tle niektórych współczesnych gier akcji ilość ta prezentuje się zacnie. Wszystkie misje, poza najważniejszym celem, którym jest pochwycenie "głównego złego", składają się z mniejszych wytycznych. Jest to oczywiście rozwiązanie typowe, więc nikogo nie zaskoczy, że będziemy zmuszeni rozbroić bombę, uratować zakładników czy eskortować pewną ważną personę i chronić ją przed nieprzyjacielskim ogniem. Cała zabawa również przebiega w doskonale znany użytkownikom pierwszej części sposób. Kierujemy trzyosobowym oddziałem (za wyjątkiem jednej z dalszych misji, gdzie działamy solo), mając możność wydawania chłopakom prostych komend. Sprowadzają się one do wyznaczenia miejsca docelowego, celu ataku, użycia przedmiotu, ustawienia się przy drzwiach, ataku na określone pomieszczenie oraz leczenia partnera. Korzystamy również z dokładnie tych samych urządzeń co poprzednio. Jest zatem podgląd termiczny, gogle termowizyjne, kamera, którą wsuwamy pod drzwi, i to w zasadzie wszystko. Sposób działania wymienionych urządzeń nie zmienił się ani na jotę, choć graficznie wygląda nieco inaczej (np. sylwetki postaci na podglądzie termicznym są o wiele bardziej wyraziste niż poprzednio).

Z nowości wprowadzonych do rozgrywki warto z kronikarskiego obowiązku wymienić trzy kwestie. Pierwszą jest piekielnie przydatny sprint, którego nie wiedzieć czemu zabrakło w pierwszej części. Umiejętność ta jest aktywowana na kilka sekund, ale to wystarczająco długo, żeby przebiegnięcie od zasłony do zasłony miało swój klimat. Druga nowinka to mapa termalna otoczenia, którą włączać możemy jedynie w ściśle określonych momentach misji. Widać na niej zobrazowanych za pomocą kropek przeciwników, co pomaga nam ich załatwić bez wzbudzania niczyich podejrzeń. Ostatnim usprawnieniem jest fakt, że obecnie powierzchnie takie jak drewno, szkło, papier czy tkaniny są penetrowane przez pociski, więc łatwo zza nich razić przeciwników. Oczywiście działa to w obie strony i sami też musimy uważać, za czym się chowamy. Trzeba również zaznaczyć, że nadal – z niewiadomych przyczyn – nasz heros nie potrafi skakać na żądanie, a pokonuje tym jakże trudnym ruchem jedynie z góry ustalone miejsca. Doprawdy, za to trzeba by skopać programistom tyłki, ale jakoś ciężko nam się do nich się dobić...

Zgodnie z zapowiedziami tym razem nie trafiamy wcale do skrzącego się milionami neonów ścisłego centrum Vegas, ale do jego bardziej industrialnej części, choć nie wyłącznie, bo kilka misji rozgrywa się również poza USA. Autorzy dają nam zakosztować przygód m.in. w sportowym centrum rekreacyjnym, na terenach wystawy, biblioteki, teatru, rozległej posiadłości, w zdemolowanym parku rozrywki czy na stacji kolejowej. Generalnie połazimy trochę po dachach, podziemnych parkingach, ulicach, a nawet trafimy do kasyn, które jednak nie są tak okazałe, jak te z pierwszej części. I w zasadzie to największa wada gry. Choć lokacje są dobrze zaprojektowane, do celu wiedzie zazwyczaj kilka dróg, co urozmaica zabawę i daje pole do eksperymentów, w gruncie rzeczy większość lokacji jest jakaś taka... Jakby nie weszły do pierwszej części. Nie zrozumcie nas źle, bo tragedii nie ma i eksploracja nadal w większości momentów jest bardzo przyjemna, jednak możemy mówić co najwyżej o cieniu plansz z poprzedniej części. Trochę szkoda...

Z czym do terrorystów?

Ten mankament mogą nam zrekompensować tony ekwipunku, który, jako się rzekło, w większości przypadków trzeba sobie odblokować. W wyposażeniu znalazły się lekkie karabiny maszynowe (np. Skorpion VZ83), półautomatyczne karabiny maszynowe (np. M249 SPW, MK 46), karabiny szturmowe (np. 552 Commando, AKS-74U, AK-47), karabiny snajperskie (np. PSG1, SV – 98), shotguny (np. M3, SPAS 12) oraz tarcze. Wybierać jest w czym i każdy powinien spokojnie znaleźć coś dla siebie. Tony żelastwa pozostawiają po sobie zabici wrogowie, więc z brakiem narzędzi zagłady nie będzie raczej problemów. Tym bardziej, że skrzynie z ekwipunkiem porozstawiano jakby gęściej niż w poprzedniej części.

Skoro mówimy już o broni, warto jeszcze słowem wspomnieć o przeciwnikach. Wydaje się, że w porównaniu z jedynką przeszli jakieś kursy zachowania na polu walki, bo nie są już tak bezdennie głupi, jak to drzewiej bywało. Przede wszystkim starają się działać w grupie, zachodząc naszych ziomów z różnych stron i atakując w przemyślany sposób. Znakomicie wykorzystują również zasłony, pozwalając sobie nawet wystawiać zza nich samą rękę z giwerą.

Na zakończenie jeszcze garść informacji na temat oprawy graficznej. Tu musimy was zmartwić – grafika jest w zasadzie taka sama jak w jedynce. Ładnie zrealizowano animację wojaków, bezbłędna jest mimika twarzy, ruchy gałek ocznych i tego typu detale w czasie rozmów w helikopterze chociażby, ale całość nie sprawia wrażenia jakiegoś skoku jakościowego. Gra była testowana na mocnym procku czterordzeniowym, GF 8800 i 4GB RAM-u, więc nie sprawiała kompletnie żadnych problemów na pełnych detalach, jeśli chodzi o płynność. Jednak sam system przymulała aż miło i o żadnym przełączaniu się między aplikacjami nie było mowy. Tak, Rainbow Six Vegas 2 to obecnie bez wątpienia jeden z najcięższych graczy, jeśli chodzi o sprzętowe wymagania. A teraz pytanie najważniejsze – kupić czy raczej sobie odpuścić? Jak to zostało już powiedziane we wstępie, nie ma się co czarować, że Rainbow Six Vegas 2 jest jakąś rewolucją w stosunku do pierwszej części. Autorzy najwyraźniej wyszli z założenia, że skoro robią już i tak ostatnią część ze słówkiem "Vegas" w tytule, nie ma się co spinać na tony nowych pomysłów. I takich pomysłów najzwyczajniej za wiele tu nie uświadczymy. Z drugiej jednak strony zadbano o efektowną i grywalną kosmetykę oraz oczywiście nowe misje, tryby, bronie itp. W sumie zatem dwójka to produkt udany, choć nie zdecydujemy się na to, by napisać "bardzo udany". Zagrać jednak zdecydowanie warto, i to wcale nie tylko jeśli jest się fanem jedynki. Kto wie, może nawet nowicjusze będą mieli z gry jeszcze większą przyjemność niż weterani Vegas...?

What happens in Vegas, stays in Vegas. My postanowiliśmy tę zasadę nieco naciągnąć i tego, co w Vegas się zdarzyło nie zostawiać w Vegas, tylko zaprezentować wam w naszej wideorecenzji gry. Zapraszamy do oglądania.

Get Adobe Flash player

9,0
Udany powrót do Vegas
Plusy
  • łatwe dowodzenie drużyną
  • dynamiczna akcja
  • system punktów
  • sporo broni i ekwipunku
  • świetny dźwięk i niezła grafa
  • customizacja postaci
Minusy
  • wtórna w stosunku do jedynki
  • brak skakania
  • mało zmian
Komentarze
40
Karharot
Gramowicz
16/12/2012 03:44

Forum to nie tablica ogłoszeń.

Usunięty
Usunięty
16/12/2012 02:28

[m]

Usunięty
Usunięty
21/06/2009 15:40

Może i gierka fajna ale nie zagram raczej w żadną cześć ;)




Trwa Wczytywanie