Czwarta część serii Grand Theft Auto posiada niezwykłą właściwość. Mimo sporządzenia w nocy notki odnośnie bohaterskiej śmierci Niko i końca zabawy jeszcze przez pewien czas nie byłem w stanie oderwać się od gry i wyłączyć konsoli. Miasto, do którego przybywa Niko Bellic, wciąż zaskakuje, przyciągając każdym swym zakątkiem. Ale od początku.
Intro, ukazujące rozmawiającego na pokładzie statku protagonistę gry, nie jest szczytem geniuszu, ale swym poziomem zadowala. Ciekawie wpleciono w nie nazwiska twórców, jak również w pomysłowy sposób przedstawiono to, jaki tok myślenia o kraju, do którego przybywa główny bohater, przedstawia sam Niko. Od pierwszych sekund prym wiedzie tu muzyka. Jak zwykle w tej serii, jest absolutnym mistrzostwem.
Nasz bohater dość szybko staje przed pierwszym zadaniem – zastąpieniem pijanego kuzyna w roli kierowcy. Tu zapewne u wszystkich graczy nastąpi pewne zmieszanie, jako że system sterowania pojazdem wymaga dłuższej chwili na zapoznanie. Niczym wstydliwym nie jest więc używanie skrzynek pocztowych, kartonów i skrzyń, a wielokrotnie także przechodniów, jako środka wspomagającego hamulec. Jako pomoc przy skręcaniu idealnie sprawują się za to lampy i słupy, jakich w Liberty City pod dostatkiem. Jednak dłuższy czas spędzony w samochodzie pozwala na opanowanie zawiłości związanych z przestrzeganiem przynajmniej elementarnych zasad ruchu drogowego. Co nie znaczy, że przechodnie mogą czuć się bezpiecznie...Z autami wiąże się kolejny znakomity element Grand Theft Auto IV, o którym wspomnieliśmy niedawno. Jest to muzyka, a konkretniej stacje radiowe, jakich przychodzi nam słuchać. Najlepszym dowodem niech będzie przykład moich współlokatorów. Mimo braku skupienia na mojej grze zaczęli uważnie przysłuchiwać się lecącym w tle piosenkom. Jest naprawdę różnorodnie – pośród blisko dwudziestu stacji każdy znajdzie coś miłego dla ucha. Twórcy pokusili się o wiele aluzji, w tym o umieszczenie piosenki, która zwyciężyła w jednej z edycji Eurowizji. Co to za utwór, póki co pozostawimy w sferze Waszych domysłów!
Niezależnie od pragnień fanów autorzy nowego GTA dość mocno skupili się na postaciach napotykanych w Liberty City, co też przekłada się na wiele aspektów gry. Absolutnym mistrzostwem są ludzie stanowiący istotną część fabuły. To całkowita mieszanka charakterów, jaką – chcąc nie chcąc – napotykamy także wokół nas. Takich postaci, jak Roman, nieco zbyt mocno bujający w obłokach kuzyn Niko, zbyt pewny siebie Vlad (sami przekonacie się, czemu...) czy „człowiek biznesu”, Playboy X, nie da się zapomnieć. Kochamy ich lub nienawidzimy, ale niezależnie od tego wciąż mamy w pamięci. Cutscenki, w jakich biorą udział, to majstersztyk ekipy Rockstara. Humor, wielokrotnie do cna czarny, współgra idealnie z genialną reżyserią. Nie zawaham się stwierdzić, że w wielu wypadkach nowe Grand Theft Auto staje się interaktywnym filmem, w którym z każdą minutą liczymy na więcej.