Asterix na olimpiadzie - rzut okiem

grimnir
2008/02/22 17:41

Barbarzyńcy u bram

Barbarzyńca wysypuje zboże… Acz nie na tory

Barbarzyńcy u bram

Barbarzyńcy u bram, Asterix na olimpiadzie - rzut okiem

Do tego dojść musiało. Dwóch najwredniejszych i najniebezpieczniejszych włochatych barbarzyńców doby wielkiego Gajusza Juliusza Cezara po prostu musiało, tak, musiało splugawić swą paskudną obecnością nawet tak ważne wydarzenie kulturalne, religijne i sportowe, jakim są Igrzyska Olimpijskie. Dwóch, ba, trzech barbarzyńców, podających się za Rzymian, bierze udział w Igrzyskach. O tempora, o mores! Dobrze, że biedny Pompejusz Magnus tego nie doczekał! (Choć on sam może byłby innego zdania, ale cóż, Egipcjanie to zdradziecka rasa). A oto rysopisy tych groźnych sabotażystów: jeden mały, pyskaty i wąsaty (jak to Gal) blondyn – furiat i szaleniec; gruby wąsaty (a jakże by inaczej) rudzielec – furiat, szaleniec, do tego z kompleksami, oraz chudy staruszek, prawdopodobnie czarownik i truciciel. Krążyły plotki o tym, że był zamieszany w próbę otrucia królowej Kleopatry. Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ta banda może stosować chemiczno – magiczny doping.

Powyższy opis chyba nieźle, acz nieco tendencyjnie, charakteryzuje kilku nader znanych bohaterów współczesnej popkultury. Czyli Asteriksa, Obeliksa tudzież Panoramiksa. Ups! Zapomnielibyśmy jeszcze o jednym -iksie, czyli Idefiksie. Tym razem ta ekipa z Tartaru rodem (przyjmując rzymski punkt widzenia) postanowiła zrujnować wspomniane już Igrzyska Olimpijskie. A że niedawno na ekrany kin wszedł film o przygodach garstki Galów na tej imprezie, to na grę też nie trzeba było długo czekać. Firma Atari już się o to postarała, by Asterix na olimpiadzie zagościł również na monitorach.

Miłosny trójkąt w pięciu kółkach

Fabuła gry z grubsza pokrywa się z tym, co mamy okazję obejrzeć w kinie. Niejaki Romantix – Gal oczywiście, zakochuje się w niejakiej księżniczce Irinie (po polsku winno raczej być: Irenie, ale tłumacz najwyraźniej pokpił sprawę). Abstrahując od oczywistej przepaści, jaką jest różnica stanów obojga młodych ludzi, różnica pochodzenia – ona to cywilizowana Greczynka, a on galijski barbarzyńca – ten umiarkowanie sielankowy związek niesie ze sobą również inny, za to poważniejszy problem. Niejaki Brutus, przybrany syn Gajusza Juliusza Cezara (czy taki znowu przybrany, to do końca nie wiadomo; o mamusi Brutusa – Serwilli i Cezarze plotkowało się swego czasu głośno), również miałby względem księżniczki plany matrymonialne. Panna jednakowoż wbrew zdrowemu rozsądkowi, solidarności klasowej oraz kulturowej, odczuwa wyraźny pociąg do egzotycznego barbarzyńcy i by dać swej miłości choć szansę na spełnienie, stawia taki warunek: rękę jej dostanie mianowicie tylko zwycięzca Igrzysk Olimpijskich. Być może na decyzję młodej damy wpływ miał również fakt, iż Brutus jest okazem skończonego łajdaka i szui. Permanentnie knuje on, jak by tu zostać Cezarem zamiast Cezara (trawestując inne dzieło pana Goscinnego – Iznoguda). Nie zamierza on przy tym bynajmniej przebierać w środkach.

Niestety, dla Romantiksa to nie koniec problemów. Wychodzi na to, że do zawodów stawać mogą tylko Grecy i Rzymianie. Biedak udaje się więc po pomoc do znanej w całym świecie antycznym (i nie tylko) ekipy rozrabiaków – pardon, bohaterów – czyli do małej wioski na półwyspie Armorykańskim. Asterix i Obelix postanawiają oczywiście pomóc nieszczęsnemu kochankowi. I wtedy na jaw wychodzi jeszcze jedna rzecz, która skłania do przyłączenia się do wyprawy również druida Panoramiksa. Niejaki Sam Schieffer informuje ich, że zły czarownik, imieniem Konowalus, zdobył skądś ustrojstwo będące „międzywymiarowym kluczem”. Używanie tego drobiazgu powoduje zaburzenie równowagi pomiędzy światami równoległymi, co ma fatalne konsekwencje. I faktycznie, Panoramix, zamiast być ładną, zgrabną postacią animowaną z grubsza w trzech wymiarach, nagle staje się wyciętym z komiksu obrazkiem. Jak najbardziej żywym i gadającym, acz niekoniecznie wtapiającym się w otoczenie. Również w lesie Karnutów trenuje sobie biegi jakiś typ rodem z naszego wszechświata. Ten animacją w ogóle nie jest.

A że Konowalus przebywać ma podobno w Olimpii, to misja naszych bohaterów jawi się prosto i jasno jak jutrzenka. Wygrać igrzyska, ożenić Romantiksa, unieszkodliwić Konowalusa i wszystkich jego potencjalnych pomagierów, wspólników czy mocodawców, uratować wszechświat, a w zasadzie to kilka i… To by było chyba na tyle… Acz niekoniecznie w tej właśnie kolejności.

Z czym się je tego dzika?

Aby popychać naprzód wątek fabularny Asteriksa na olimpiadzie, musimy stanąć do przeróżnych konkurencji olimpijskich. Naprawdę przeróżnych. Gdyż oprócz takich powszechnych dość dyscyplin sportowych, jak biegi czy skok w dal, trzeba będzie spróbować sił w takiej konkurencji, jak miotanie żabą. Do wyboru w czasie całej rozgrywki mamy trzy postacie. Oczywiście Asteriksa – to chyba jasne, że on tu dowodzi i zdecydowanie więcej jest miejsc dlań dostępnych; Obeliksa, fenomenalnie sprawdzającego się w tak zwanych „action directe” – działaniach bezpośrednich – i Romantiksa, który przynajmniej teoretycznie powinien chociaż spróbować wygrać te igrzyska.

Grafika w grze nie wyrasta ponad poziom standardowy dla produkcji powstałych na potrzeby uzupełnienia marketingowej oferty związanej z filmem. W skali szkolnej można by dać jej solidne trzy z plusem. Jest wystarczająco estetyczna, by nie razić, ale atutem też żadnym nie jest.

Zabawnym elementem jest wygląd rzymskich legionistów – w założeniu ich nosy prawdopodobnie miały mieć tak zwany klasyczny rzymski krój. Najwyraźniej jednak legion odpowiedzialny za zabezpieczenie terenu igrzysk zrekrutowany został w którymś z krajów Lewantu… Kolejny wesolutki fragment wystroju to automaty z dziczyzną, w których za pewną kwotę miejscowego środka płatniczego można się nieco pokrzepić. Zaiste rzymska technika była na zastanawiająco wysokim poziomie. Jak ci nieszczęśni barbarzyńcy dali radę choć zbliżyć się do granic Imperium Romanum, a co dopiero je podbić, to rzecz niepojęta. Zresztą właśnie waluta obowiązująca w grze jest kolejnym uroczym żarcikiem. Są to bowiem hełmy legionistów. Najwyraźniej na cześć manii kolegi Obeliksa, który znany jest z ich namiętnego kolekcjonowania, zapomniano w Rzymie o sestercjach. Katapulty, tarany… inne kwestie techniczne

Osobną kwestią, jak zwykle, jest sterowanie. Gra została przystosowana do pecetów z konsoli i jak zwykle w takich przypadkach, sterowanie staje się koszmarem dla każdego nieprzygotowanego na to gracza. No, może nie każdego… Tylko takiego, który u rąk ma dziesięć palców, a nie piętnaście. Jedynym rozsądnym wyjściem, poza wyhodowaniem sobie chwytnego ogona lub nauką obsługi klawiatury również przy użyciu stóp, jest nabycie drogą kupna lub rabunku kontrolera do gier w stylu konsolowym. W takim przypadku prostota obsługi tej gry to sama rozkosz.

Kolejną wadą Asteriksa na olimpiadzie jest problem przy wgrywaniu się lokacji. W chwili, kiedy w czasie walki lub też z jakiegokolwiek innego powodu zdarzy Wam się, szanowni Gracze i Graczki, opuścić lokację, to po powrocie zastaniecie ją w stanie identycznym, w jakim znajdowaliście ją nietkniętą za pierwszym razem. Te same elementy wystroju kryjące zasoby gotówki, czyli kramy i worki z ziarnem, które już raz udało się splądrować, stać będą znów i czekać na Wasze wandalskie wyczyny od nowa. Po prostu sakiewka bez dna. Niestety, dotyczy to również stałych elementów scenariusza i – niestety –również wrogów, którzy z oburzającą regularnością pojawiają się wciąż w tych samych miejscach. Chociaż w sumie trudno mieć do nich pretensje. Rzymianie w końcu rutynę wojskową wydźwignęli do poziomu sztuki.

GramTV przedstawia:

Reasumując

Asterix na olimpiadzie jest grą powstałą na potrzeby filmu. Mimo to ma on całkiem ciekawą fabułę i może zapewnić parę godzin niezłej rozrywki. Ostatecznie każdy, kto czytał komiksy, miał chyba chętkę stwierdzić „…ale głupi ci Rzymianie!” i pobawić się nieco, obserwując latających jak ptaszki optio, dekurionów i centurionów (...tu wpisz numer...) legionu. Jak również obserwować, jak zgrabnie wyskakują oni z sandałów zwanych calligae. Niedociągnięcia tej gierki, acz denerwujące, nie odbierają przyjemności płynącej z zabawy nią. Jedno jest tylko pewne – osoby wychowujące swe dzieci bez przemocy lepiej niech tej gry nie tykają. Cały trud wychowawczy poświęcony stwierdzeniom, że przemoc niczego nie rozwiązuje, mógłby pójść na marne.

Materiał filmowy

Poniżej prezentujemy Wam materiał filmowy ukazujący wyczyny trzech Galów na olimpiadzie. Jak słusznie zauważył Grimnir, grafika nie razi, ale również nie powala. Co do schematyczności rozgrywki, to należy pamiętać, iż tytuł ten skierowany jest głównie do najmłodszych.

0,0
null
Plusy
  • sympatyczna fabuła
  • bohaterowie, których nie trzeba przedstawiać
Minusy
  • słabe sterowanie
  • kłopoty przy wgrywaniu się lokacji
Komentarze
21
Usunięty
Usunięty
17/03/2008 17:58

Idefix! Nareszcie, stary capie, tylelat!

Usunięty
Usunięty
14/03/2008 22:52

Aal Asterix & Obelix Mission Las Vegum 2 jest ponoć lepszy od olimpiady - śmieszniejszy, ponieważ jest wiele takich aluzji do gier filmów itp.

Usunięty
Usunięty
14/03/2008 22:52

Aal Asterix & Obelix Mission Las Vegum 2 jest ponoć lepszy od olimpiady - śmieszniejszy, ponieważ jest wiele takich aluzji do gier filmów itp.




Trwa Wczytywanie