W samo południe obalając imperia

Lucas the Great
2008/06/03 12:00

Czas na kolejny etap podróży przez kosmos i jego wizje artystyczne. Od zeszłego tygodnia poruszamy się już w granicach space opery, więc pora zmierzyć się z tematem galaktycznych imperiów. Takich chociażby, jak to z Warhammera 40.000...

Dzisiaj będzie o polityce. Hej, nie uciekajcie! Nie o tej naszej, przyziemnej, a takiej obejmującej swymi mackami dziesiątki układów gwiezdnych. Pora przyjrzeć się bowiem, jak twórcy SF radzą sobie z owym tematem. A ponieważ w przytłaczającej większości radzą sobie słabo lub wcale, zanalizujemy od razu, dlaczego tak się dzieje. No i na dokładkę zdemaskowane zostaną tricki, którymi najczęściej maskowane jest dyletanctwo, nieróbstwo czy jakikolwiek inny powód, dla którego twórca sprawę zbagatelizował. Temat jest całkiem spory, więc możecie już spokojnie przyjąć, że zajmie dwa felietony.

GramTV przedstawia:

Całość felietonu znajdziecie tutaj.

Komentarze
15
Usunięty
Usunięty
03/06/2008 20:44

Lakonicznie, ale w temacie. Polecam bliższą znajomość ze znakomitym serialem " Battlestar Galactica".

Usunięty
Usunięty
03/06/2008 20:35

Wielkie imperia, nieraz rozciągające się na tysiące planet występują w znacznej większości futurystycznych uniwersów. Póki co nie spotkałem się z żadnym "kosmicznym" uniwersum, w którym nie istniałoby wielkie imperium albo planety będące pozostałością tego imperium, które próbowałyby się zjednoczyć.Dziwi mnie to, że stałocieplni zawsze od razu zakładają, że wszelkiej maści kosmici muszą mieć również imperia. Taki Helstrom na przykład (spoiler! xD), opowiadanie mojego autorstwa - rasa protagonisty nie skolonizowała nowej planety przez ostatnie 12.000 lat - bardzo mało "postępowi", populacja utrzymująca się niemalże na stałym poziomie etc.

Usunięty
Usunięty
03/06/2008 20:17
Dnia 03.06.2008 o 19:04, Lucas the Great napisał:

@GanD: Niekoniecznie, wystarczy bodziec ekonomiczny, na przykład inwestycje korporacyjne. Całkiem sensownie wygląda to chociażby w Mass Effect, by nie szukać starszych przykładów. Do tego wiele współczesnych systemów władzy opiera się o silnego przywódcę, nie będąc jednocześnie feudalnymi.

Za inwestycjami korporacyjnymi ostatecznie też stoi na najwyższym szczeblu jedna osoba, którą potem się rozlicza. Demokratyczne metody podejmowania decyzji nie sprawdzają się za bardzo w sytuacjach stresowych. W ME jeszcze niestety nie grałem, brawa dla CDP, ale mniejsza z tym. Obecnie silny przywódca swoje korzenie i tak ma w systemie feudalnym/absolutystycznym (nawet demokraci dostrzegają potrzebę wyboru od czasu do czasu jednostki do rządzenia resztą) no i jest jeden - bo tak jest szybciej i prościej, a hierarchia nie wymaga tłumaczenia. Dlaczego najczęściej wybieraną postacią rządów międzygwiezdnych jest mniej lub bardziej zmodyfikowany feudalizm, sam już wyjaśniłeś. Zresztą ciężko w ludzkich realiach o coś innego, gdy mamy do czynienia z całymi planetami - ciężko nad czymś takim zapanować nie uciekając się do gróźb, a te prędzej czy później obracają się przeciwko ich autorom i potem schemat się powtarza. Planety niczym landy i system federacyjny w walce ze wspólnym wrogiem jest się prosty i dość skuteczny, to i mocno się go eksploatuje. Jak przychodzi do bitki na skalę międzygalaktyczną, to nikt nie będzie bawił się w senat i republikę, bo zanim by się na coś zdecydowano, to wszystko wokół zdąży już wyparować. Niech żyje imperium! :P




Trwa Wczytywanie