Tym razem również nie zawiedli; przycichli na niemal dwa lata, po czym z przytupem wrócili na rynek. I bynajmniej nie chodzi tu o przejście BioWare pod opiekuńcze skrzydła EA. Wydali po prostu kolejną grę, która może tylko zachwycać. Mass Effect, tytuł, który wywołuje bezsenność i rozognia umysł. Rzućmy więc okiem, co jest tak niezwykłego w owej produkcji.
Jak zawsze w grach BioWare, wszystko zaczyna się od historii. Chociaż na początku tej gry lepiej poznajemy historię naszej postaci niż świata. To daleki krok od czasów Wrót Baldura, gdzie sytuacja była odwrotna. Na starcie dano nam pewną możliwość wpływania na ową historię za pomocą modułów. Moduły owe zgrupowane są po trzy w dwóch kategoriach: środowisko dzieciństwa oraz zasługi w służbie wojsk Przymierza. Mogłoby się zdawać, że to niewiele, ale dzięki sprytowi scenarzystów jest to dokładnie tyle, ile potrzeba dla ubarwienia naszej postaci. Co prawda, istotniejsze dla późniejszej fabuły są nasze osiągnięcia wojskowe.
Po wykreowaniu historii postaci wybieramy typ przeszkolenia, jaki Shepard przeszedł. Tu wybór jest dość obszerny, chociaż niezbyt urozmaicony. Gra żołnierzem oferuje sporo frajdy związanej z wywalaniem olbrzymich ilości pocisków w kierunku wroga. Technik z kolei ukierunkowany jest na szkodzenie przeciwnikom (przeciążenie ich broni i tarczy itp.). Trzecią klasą podstawową jest biotyk, który w swych działaniach wykorzystuje efekt masy. Trzy pozostałe typy postaci są kombinacjami klas podstawowych; i tak: szturmowiec to krzyżówka żołnierza i biotyka, szpieg to połączenie biotyka i technika, a zwiadowca łączy żołnierza z technikiem.![]()
Jednym z najciekawszych elementów rozgrywki jest kwestia eksploracji systemów. Warto poświęcić na to dodatkowych parę godzin, chociażby z powodu historii naszej postaci. Przynajmniej w niektórych wypadkach, a prawdopodobnie we wszystkich, wątki związane z początkowymi wyborami mogą być kontynuowane właśnie gdzieś na rubieżach galaktyki, niejako poza głównym nurtem fabularnym. Wygląda na to, że poświęcenie swojego czasu na eksplorację nie będzie tylko i wyłącznie farmowaniem punktów doświadczenia. Powinno również wzbogacić i uatrakcyjnić całość rozgrywki.
Światem komandora Sheparda rządzi zestaw praw fizycznych dobrze znanych z naszej rzeczywistości. Wzbogacono go jednak o dwa niewielkie elementy i to właśnie one wywracają owo uniwersum do góry nogami. Pierwszym z nich jest prawdziwe maleństwo: pierwiastek masy zero. Drugim jest zestaw praw fizycznych opartych na owym „drobiażdżku”. Jednym z owych praw jest pojawiający się w tytule efekt masy. Co prawda od samego niemal początku gry sugeruje się nam, że tytuł jest nieco bardziej dwuznaczny, ale skupmy się na jego odniesieniu do fizyki uniwersum.
Efekt masy wykorzystuje się niemal do wszystkiego, od broni począwszy, poprzez wszczepy biotyczne, a na napędach statków gwiezdnych, podróżach nadświetlnych i komunikacji międzygwiezdnej skończywszy. Tak szerokie zastosowanie tego jednego elementu tworzy w grze rozległy system rozwoju postaci.![]()
Wielkość świata sprawia tylko dwa niewielkie problemy. Gra raz na jakiś czas „przycina się”, żeby plansza mogła się „dograć”. Drugim problemem jest spadek jakości wyświetlania obrazu przy dużych starciach. Ogólnie jednak jakość oprawy audiowizualnej stoi na dobrym poziomie.
Uznany producent, wysokiej jakości wykonanie, bardzo dobra fabuła i przemyślana mechanika gry. Kiedy się to wszystko zestawi, otrzymujemy produkt, nad którym warto spędzić bardzo wiele godzin.
Całość produkcji można potraktować z przymrużeniem oka. Zbyt wiele w niej zapożyczeń z klasyki science fiction, aby w pełni poważnie do niej podchodzić. Ba, jak już powiedzieliśmy, widać w niej pewne elementy, które czynią ją identyfikowalną z KOTOR-em. Można wręcz powiedzieć, że momentami czuje się, że gra się w „trójkę” owej produkcji.
Odwołania do innych klasyków to niemal niewyczerpane motywy notorycznie podsuwane nam w grze. Znajdziemy tam na pewno coś niecoś ze Star Treka, motyw przewodni jednego czy dwóch zadań, który będzie ukłonem w kierunku sagi Obcego albo uśmiechem do Robotów autorstwa Asimova. Oczywiście wszystko to niekoniecznie jest „papugowaniem”; to raczej kanoniczne wręcz elementy gatunku.![]()
Umiejętność „wstrzelenia się” w budzący zainteresowanie temat zawsze była ich mocną stroną. Nawet w przypadku pierwszego Neverwinter Nights, który przecież spotkał się z ostrą krytyką, temat otoczki fabularnej potrafił ową grę wyciągnąć z poziomu porażki do kasowego hitu.![]()
Podsumowując: z pewnością warto grę polecić zarówno miłośnikom produktów BioWare, wielbicielom wszelkich kosmicznych klimatów, jak i osobom ceniącym sobie ciekawe i niesztampowe opowieści. Czas spędzony przy grze w Mass Effect na pewno nie będzie zmarnowany. Po prostu po ukończeniu tej gry nie można być niezadowolonym. No, może z tego, że już się skończyła.