Recenzja Fort Solis - walking simulator jak od Naughty Dog

Mateusz Mucharzewski
2023/08/22 15:00
0
0

Mimo sporych oczekiwań nie sądziłem, że w kilku aspektach Fort Solis będzie na aż tak wysokim, światowym poziomie.

Recenzja Fort Solis - walking simulator jak od Naughty Dog

W czasach ciągnącego się w nieskończoność procesu produkcyjnego gier wielką sztuką jest założyć studio pod koniec 2020 rok i po raptem 2,5 roku wydać debiutancką produkcję. Jeszcze większe wrażenie robi to kiedy pierwszy projekt nie jest małym indykiem, tylko grą pod pewnymi względami na poziomie dopracowania tytułów AAA. Polsko-brytyjskiemu Fallen Leaf to się właśnie udało. Tym bardziej zasadne jest pytanie gdzie jest haczyk. Na trailerach wygląda to imponująco, a znani aktorzy głosowi legitymizują ten projekt. Może to więc czarny koń tego roku, a może pułapka. Aby odpowiedzieć na to pytanie ruszamy na Marsa.

Dwójka inżynierów - kobieta i mężczyzna. Ona, grana przez Julię Brown oraz on, Roger Clark, głos Arthura Morgana z Red Red Redemption 2. Ich rutynowe zadania przerywa sygnał alarmowy ze starej stacji Fort Solis. Nikt jednak nie odpowiada, co wymusza udanie się na miejsce. Jack, bo tak nazywa się główny bohater gry, rusza więc w niezbyt długą drogę. Sprawa jest tajemnicza, ponieważ trwa sezon burzowy, w trakcie którego na Fort Solis zostaje garstka ludzi. W tym momencie możemy zobaczyć pierwszy “haczyk”. Fallen Leaf w relatywnie krótkim czasie i niewielkim zespołem (kilkanaście osób) stworzyło świetnie wyglądającą grę. Musiało się to więc odbić na rozgrywce, która w pierwszych minutach dynamiką nie powala.

GramTV przedstawia:

Już sekundę po przejęciu kontroli nad postacią dowiadujemy się, że Jack nie potrafi biegać. Do samego końca gry postać chodzi w naturalnym tempie. Dodaje to realizmu i klimatu, ale wyobrażam sobie, że niektórym graczom może to wolne tempo przeszkadzać. Po dotarciu na Fort Solis okazuje się też, że główną atrakcją jest spokojne eksplorowanie pustych pomieszczeń, zbieranie audiologów czy włamywanie się do komputerów, gdzie czekają na nas maile i nagrania wideo. Gameplay przypomina więc walking simulator, w którym głównie obserwujemy otoczenie. Gdzieniegdzie pojawiają się też sekwencje QTE, które dzięki perspektywie trzeciej osoby sprawiają, że Fort Solis można ustawić w okolicy gier Quantic Dream. Trzeba więc uczciwie przyznać, że przez sporą część gry tempo jest dosyć spokojne. Jeśli jednak komuś przeszło przez myśl, aby teraz przestać czytać recenzję i postawić na grze krzyżyk, zdecydowanie odradzam. Fort Solis nie jest dynamicznym action adventure, ale bierze z tego gatunku kilka imponujących rzeczy. Takich, których nie powstydziłoby się Naughty Dog.

Spokojna eksploatacja stacji nie trwa długo. Stosunkowo szybko pierwsze skrzypce zaczyna grać Wyatt, którego gra Troy Baker. Rola, jak zwykle u tego aktora, na bardzo wysokim poziomie. Już pierwszy kontakt z nim pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, ze stacją Fort Solis coś jest ewidentnie nie tak i naszym celem będzie dowiedzenie się co się wydarzyło. Po drugie, twórcy regularnie będą przerywać ten spokojny gameplay dynamicznymi sekcjami, w których emocje znacząco rosną. W tych sytuacjach widać ogromną jakość jaka drzemie w tej grze. Całość jest świetnie wyreżyserowana, a animacje prezentują się jak w wysokobudżetowych produkcjach. Wszystko co się w Fort Solis rusza robi ogromne wrażenie. Wielokrotnie widzimy animacje dłoni związane z korzystaniem z urządzeń, oględzinami napotkanych ciał czy używaniem narzędzi. Każdy szczegół jest perfekcyjny. Na nic nie można też narzekać w dynamicznych sekcjach. Takich rzeczy nie oferuje żaden walking simulator. W tym momencie jesteśmy zdecydowanie bliżej produkcji Quantic Dream.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!