Pomaluj mój świat – recenzja Concrete Genie

Mateusz Mucharzewski
2019/10/24 09:10
1
0

Od czasu do czasu trafia się świetna gra, którą bardzo łatwo pominąć. To jest właśnie ten moment.

Pomaluj mój świat – recenzja Concrete Genie

Tytuły na wyłączność dla konsol Sony, zwłaszcza te robione przez studia first party, zazwyczaj są dużym wydarzeniem. Może więc dziwić, że Concrete Genie właśnie przechodzi przez świat gier wideo kompletnie bez echa. Tylko gdzieniegdzie da się usłyszeć o najnowszej produkcji studia PixelOpus. Być może to właśnie deweloper jest tutaj największym problemem. Jedyny wspólny element między tym zespołem, a perłami w koronie Sony jak Naughty Dog, Sony Santa Monica czy Insomniac Games to lokalizacja – te wszystkie zespoły znajdują się w słonecznej Kalifornii. PixelOpus jest więc małą myszką w obozie japońskiego giganta, który przez Concrete Genie miał na koncie tylko jedną grę – słabo rozpoznawalne Entwined z 2014 roku. Nic więc dziwnego, że kolejny projekt tej ekipy nie wzbudzał większego zainteresowania graczy. Niesłusznie, bo to jedno z moich największych tegorocznych odkryć. Mam nadzieję, że niedługo więcej osób będzie miało okazję odkryć ten świetny tytuł.

Fabuła gry przenosi nas do nadmorskiego miasteczka Denska. Główny bohater, Ash, to klasyczny przykład pogrążonego we własnych myślach dziecka, które każdego dnia musi się zmagać z samotnością i nudą. Wiecznie zapracowani rodzice sprawiają, że chłopak włóczy się po okolicy i szuka rozrywki. Dla niego jest to notes i rysunki przeróżnych dziwnych rzeczy. Pewnego dnia cały świat Asha staje na głowie. Grupka dzieciaków z okolicy dopada go na molo i wyrywa z notesu kartki z rysunkami. Ich poszukiwanie pozwala odkryć, że w pogrążonym w smutku mieście jest coś magicznego. To dżin Luna, dzięki któremu chłopak odkrywa magiczną moc swojego pędzla. Tak zaczyna się przygoda o ratowaniu Denski i traumatycznych przeżyciach dzieci.

To ostatnie może brzmieć niepokojąco. Faktem jest, że Concrete Genie to przykład gry poruszającej jakąś ważną społecznie kwestię. Tym razem są to problemy dzieci, które w jakiś sposób zostały odtrącone przez rodziców. Mama i tata Asha długo pracują i nie mają czasu dla swojej pociechy. Inni z kolei przeżyli rozwód czy przemoc domową. To wszystko powoduje, że więcej czasu spędzają włócząc się po mieście i rozrabiając. W tym momencie gra nie sili się w symbolikę i wprost pokazuje, że pewne zachowania dzieci, jak na przykład agresja czy wandalizm, nie pojawiają się same z siebie, a są wynikiem pewnych mniej lub bardziej traumatycznych doświadczeń. Concrete Genie może więc być kolejnym przykładem na to, że mówiąc językiem gier, nawet tym bardzo klasycznym, można poruszać ważkie tematy. Szkoda tylko, że twórcy o wszystkim opowiadają bardzo dosłownie. Wydaje mi się, że pod tą oczywistą otoczką kryje się pewna symbolika, ale to być może moja nadmierna interpretacja.

Co w takim razie oznacza ten klasyczny język gier? Jak w to się w ogóle gra? Gameplay w Concrete Genie ma dwie główne warstwy. Pierwsza, bardziej unikatowa, związana jest z magicznym pędzlem posiadanym przez Asha. Chłopak może za jego pomocą malować różne rzeczy na ścianie. Do tego służy żyroskop w padzie. Ruszając nim sterujemy kursorem. Mało precyzyjne rozwiązanie, ale w przypadku Concrete Genie nieźle się sprawdza. Można było to zrobić klasycznie, za pomocą analoga, ale skoro za grą stoi studio Sony, nic dziwnego że wykorzystuje unikatowe możliwości kontrolera od PS4. Samo malowanie polega na wykorzystywaniu gotowych szablonów. Jeśli chcemy narysować słońce, wystarczy wybrać je z listy i kliknąć w wybrane miejsce na ścianie. Jeśli z kolei potrzebujemy trawy czy gwiazd na niebie, trzeba zaznaczyć konkretny obszar. Nic specjalnie trudnego.

GramTV przedstawia:

Ważną częścią malowania jest tworzenie nowych dżinów. Wybieramy wtedy z menu jego główny kształt oraz dodatki (np. uszy). Później dżin, podobnie jak każdy inny rysunek, ożywa. Dosłownie stworek zaczyna poruszać się na ścianie. Wizualnie wygląda to niesamowicie – stworzona przez nas postać jest świetnie animowana i potrafi pomagać w rozwiązywaniu zagadek logicznych (np. zdmuchnąć jakiś ciężki element otoczenia).

Druga warstwa rozgrywki to klasyczny action adventure. Po planszach możemy swobodnie biegać, a także wspinać się na budynki. Momentami Ash wygląda jak bajkowy Nathan Drake. Nie potrafi strzelać, ale pod koniec gry pojawiają się nowe mechaniki związane z walką z mrocznymi dżinami. Przez większą część gry skupiamy się jednak na odbijaniu kolejnych dzielnic z rąk ciemnej materii. Na szczęście nie jest to zbyt schematyczne i monotonne. Pomaga w tym fakt, że co chwilę oglądamy nowe scenki przerywnikowe, które popychają fabułę do przodu. Muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem ich reżyserii. Tutaj czuć ducha gier na wyłączność Sony. Concrete Genie zachowaniem postaci czy pracą kamery wspina się na najwyższy poziom i nie zmienia tego fakt, że to nieco mniejsza, baśniowa gra. Produkcja studia PixelOpus sprawdza się więc świetnie z padem w dłoni, ale również z perspektywy osoby siedzącej obok i tylko przyglądającej się rozgrywce.

Kolejnym wielkim atutem Concrete Genie jest oprawa wizualna. Twórcy zdecydowali się na piękną stylistykę, która sprawia wrażenie ręcznie rysowanego świata. Bardzo dobrze na tym tle prezentują się żywe kolory, które tworzą rysunki Asha. W oprawie urzekła mnie również mimika twarzy. Usta bohaterów ruszają się jakby zostały zrobione techniką animacji poklatkowej. Wizualnie Concrete Genie stoi więc na najwyższym poziomie – bez względu na to czy patrzymy na stylistykę, animacje czy jakość tekstur. Jedyne czego mi brakowało to wyrazistej ścieżki dźwiękowej, która jeszcze bardziej upodobniłaby grę do bajki.

Concrete Genie to nieco mniejsza, niepozorna produkcja z wielkim potencjałem. Po jej ograniu ciężko mi uwierzyć, że Sony intensywnie jej nie promowało. Na pewno najgorętszy okres premier nie jest najlepszym momentem na debiut takiej produkcji. Tym bardziej polecam zrobić sobie przerwę od kolejnych wielkich hitów i sprawdzić Concrete Genie. To niezwykle udana wirtualna bajka, z cudowną oprawą, świetną narracją i satysfakcjonującą rozgrywką. Idealne rozwiązanie na dwa deszczowe wieczory. Nie tylko dla fanów gier single player nastawionych na opowiadanie historii.

8,3
Piękna baśń, nie tylko o malowaniu. Dobrze, aby takie gry nie przechodziły bez echa.
Plusy
  • Cudowna oprawa wizualna
  • Narracja charakterystyczna dla gier AAA od Sony
  • Fabuła poruszająca ważny temat
Minusy
  • Przydałoby się jednak nieco więcej symboliki i mniej oczywistości w fabule
  • Malowanie analogiem zamiast żyroskopem byłoby wygodniejsze
  • Pod koniec mechanika zaczyna lekko nużyć
Komentarze
1
Karfein
Gramowicz
24/10/2019 13:07

"Malowanie analogiem zamiast żyroskopem byłoby wygodniejsze" - wiesz, że w opcjach można zmienić sposób malowania z żyroskopu na prawego analoga? Twórcy proponują żyroskop, ale nie wciskają go na siłę.