Tydzień z Titanfall - od Medal of Honor do Titanfalla, cz.2: miliardy, tantiemy, rozłam i Respawn

Piotr Bajda
2014/03/16 12:00
1
0

Marzec roku 2010 przyniósł karczemną awanturę, jakiej przemysł gier wideo wcześniej nie doświadczył. Nie byłoby bez niej Titanfalla.

Tydzień z Titanfall - od Medal  of Honor do Titanfalla, cz.2: miliardy, tantiemy, rozłam i Respawn

Historia lubi się powtarzać. Frazes, ale jakże prawdziwy i nie do pominięcia w tej opowieści. Seria Call of Duty i tworzące ją studio Infinity Ward powstało niejako na złość Electronic Arts. W czasach, gdy to Medal of Honor rozdawało karty wśród militarnych strzelanek, niezależna ekipa 2015 Inc. stworzyła uważaną przez wielu za najlepszą (osobiście wolę Frontline) odsłonę serii - Medal of Honor: Allied Assault. Z niewiadomych przyczyn EA postanowiło jednak powierzyć lejce marki komuś innemu, co się ekipie 2015 szczególnie nie spodobało.

Los postanowił splątać trzon utalentowanego zespołu z Activision, które dostrzegło potencjał na detronizację ówczesnego króla strzelanin i powołało do życia Infinity Ward, inwestując w pierwszy projekt nowego studia Jasona Westa i Vince'a Zampelli. Jego tytuł roboczy brzmiał MOH Killer. Zuchwale i ambitnie, bo takie też było Infinity Ward w swoich początkach. Justin Thomas, który odpowiadał wówczas za kierunek artystyczny wspomina:

Nazywanie nas pokornym zespołem byłoby błędem. Projekt nazywał się MOH Killer zanim znaleźliśmy oficjalny tytuł. Skupiliśmy się bardziej na dobrej zabawie niż sukcesie, wychodząc z założenia, że jeśli będziemy się dobrze bawić, to zjawi się i sukces. Chcieliśmy zrobić świetną grę i przebić poprzednie projekty.

I sukces faktycznie się zjawił, a upływ lat nie pozbawił zespołu ani ambicji, ani zuchwałości.

Tak w skrócie wygląda opowieść, którą ze szczegółami przedstawiał Wam wczoraj Patryk. Dziś skupimy się na tym jak historia zatoczyła koło, a los splatał figla.

Marzec roku 2010 roku nie mógł zacząć dla Jasona Westa i Vince'a Zampelli gorzej - do siedziby Infinity Ward wtargnęła grupka rosłych ochroniarzy i cały sztab prawników Activision. Z jakimi zamiarami? Wpis na Facebooku Jasona Westa doskonale streszczał sytuację.

Jason West właśnie pije. Ponadto, jest na bezrobociu.

Tak, kiedyś popularne było pisanie o sobie w trzeciej osobie na serwisach społecznościowych.

Ale bez dygresji. Ten sam los spotkał drugiego z najwyżej postawionych pracowników zespołu, Vince'a Zampellę. Ten nie mógł sobie jednak pozwolić na topienie smutków w alkoholu. Jak wspominał po latach, po powrocie do domu rozmawiał z synem, przygotowując go na nadchodzące cięższe czasy.

Następne dni i tygodnie to gorący okres dla obu stron. Nie brakowało obrzucania się błotem, przerzucania się winą, dziennikarskich domysłów i coraz to kolejnych poszlak. Dość szybko wyklarowały się jednak stanowiska duetu West-Zampella oraz Activision. Ci pierwsi twierdzili, że nie zobaczyli ani grosza z tantiem za Call of Duty: Modern Warfare 2, grę która zarobiła na czysto ponad miliard dolarów. Ci drudzy zarzucali byłym podwładnym niesubordynację i działania godzące w dobro koncernu (między innymi kontakty z konkurencją).

Po odejściu głów studia, w Infinity Ward wybuchła panika prowadząca do eksodusu pracowników. Jaka była jego skala? W połowie kwietnia 2010, w półtora miesiąca po wybuchu afery, portal PC Gamer podsumował odejścia w przeróbce listy płac:

Czas pokazał jednak, że o rozłamie w Infinity Ward nie decydowała tylko panika, ale i lojalność. West i Zampella nie zamierzali bowiem siedzieć z założonymi rękami i już w kilka tygodni po rozstaniu z Activision zabrali się do budowania nowego zespołu. Jak doskonale wiemy z perspektywy czasu, ze wsparciem Electronic Arts udało się powołać do życia nowe studio z najbardziej wymowną nazwą, jaką można sobie wyobrazić. Żadnemu graczowi nie trzeba przecież tłumaczyć znaczenia słowa respawn.

Skandal co prawda przycichł, ale nie zamieciono go całkowicie pod dywan po otwarciu Respawn Entertainment. Rozchodziło się o przecież wielkie pieniądze, a kłótnie o nie nigdy szybko się nie kończą. Awantura niebawem przeniosła się jednak z pierwszych stron portali o grach na sale sądowe. A przynajmniej wszystko wskazywało na to w 2010, gdy i Activision, i powołana do życia przez byłych i obecnych pracowników studia (dokładnie było ich 38) Infinity Ward Employees Group przygotowały swoje pozwy.

Activision zwróciło się do kalifornijskiego sądu z zarzutem przeciwko Electronic Arts, jakoby koncern rekrutował Westa i Zampellę, gdy ci byli jeszcze związani kontraktem z wydawcą Call of Duty. IWAD domagało się natomiast od Activision spłaty zaległych należności oraz zadośćuczynienia za poniesione straty. Na początku domagali się "zaledwie" 36 milionów dolarów, po niemal dwóch latach pertraktacji prawników urosła do około dwóch miliardów.

GramTV przedstawia:

Obie sprawy znalazły finał jeszcze zanim trafiły na wokandę. W obu przypadkach strony porozumiały się i doszło do ugody na chwilę przed pierwszym stuknięciem młotka sędziego. Nie poznaliśmy oczywiście żadnych szczegółów ugód, co jest standardową praktyką w sprawach tego typu.

I o ile w przypadku sprawy IWAD kontra Activision możemy przypuszczać, że ustalono wreszcie sumę, dzięki której wszyscy zapomną o zamieszaniu, tak w rozwiązaniu konfliktu EA z imperium Bobby'ego Koticka mogły pomóc przecieki o moralnie wątpliwych praktykach drugiej z wymienionych firm.

Okazało się bowiem, że Kotick i spółka próbowali pozbyć się Westa i Zampelli od dłuższego czasu. Prowadzone przez tę dwójkę Infinity Ward miało podpisany z Activision iście gwiazdorski kontrakt. Studio mogło samo decydować o swoim losie i miało pełną kontrolę nad grami z podserii Modern Warfare. Żaden wydawca nie lubi oddawać kontroli nad swoją najbardziej dochodową marką komuś innego, więc w kontrakcie znalazła się sprytnie uknuta luka - jeśli Zampella i West zostaną wyrzuceni z pracy, prawa do marki przejmie wydawca.

Próby usunięcia duetu zaczęły się ponoć już kilka miesięcy po podpisaniu kontraktu, a w końcową fazę weszły po premierze Modern Warfare 2, gdy Bobby Kotick miał już ponoć powyżej uszu aroganckiego zachowania Westa i Zampelli. Według różnych źródeł nie należeli oni do najłatwiejszych współpracowników za sprawą opuszczania spotkań, ignorowania dyrektyw i ogólnie pojętej nonszalancji połączonej z arogancją. Gdy cierpliwość szefa Activision dobiegła końca, zlecił wprowadzenie w życie "Projektu Lodołamacz".

Nie wymyśliłem na poczekaniu tej nazwy. Nie pochodzi także z filmu o Jamesie Bondzie. "Góra" Activision naprawdę uknuła intrygę nazwaną w ten sposób.

"Projekt Lodołamacz" miał na celu zgromadzenie materiałów uzasadniających pozbycie się Westa z Zampellą i przejęcie praw do marki Modern Warfare. Innymi słowy: zebranie brudów. Najprostszy sposób na to w dzisiejszych czasach to przejrzenie e-maili oraz historii rozmów telefonicznych, ale dostęp do nich nie jest przecież najłatwiejszy. Pomysłów na dotarcie do danych jednak w Activision nie brakowało. Rozważano fałszywy alarm przeciwpożarowy lub równie fałszywą dezynfekcję, dającą czas na baraszkowanie po serwerach śledczym koncernu. Ostatecznie stanęło na wynajęciu prywatnej firmy ochroniarskiej, ale ta odmówiła współudziału w procederze obawie przed odpowiedzialnością karną.

W międzyczasie Activision szukało powoli tańszego zastępstwa dla szefów Infinity Ward, którzy tylko w 2008 roku zarobili niespełna 17 milionów dolarów na głowę.

Co ostatecznie skłoniło Activision do drastycznych działań z marca 2010 roku? W prowadzących do premiery Modern Warfare 2 miesiącach West i Zampella aktywnie zabiegali o nowy kontrakt. Kontrakt, na mocy którego Acitivision byłoby jedynie wydawcą gier niezależnego już Infinity Ward, do których prawa zostają w studiu. Kotick nie usiadł nawet do negocjacji, a w sierpniu 2009 roku głównodowodzący Infinity Ward odwiedzili prywatną rezydencję ówczesnego szefa Electronic Arts, Johna Riccitello.

W lutym 2010 roku Activision wynajęło kancelarię prawniczą do rozpoczęcia śledztwa w Infinity Ward. Pracujący w tamtym czasie w studiu wspominają, że w siedzibie panowała atmosfera rodem z państwa policyjnego.

I jedni, i drudzy mieli zatem swoje za uszami w nadchodzącej wielkimi krokami zawierusze, ale pewnik był tylko taki: związek Westa i Zampelli z Activision nie miał prawa przetrwać. Bomba z odliczaniem, którego nie mogło zatrzymać przecięcie żadnego z kabelków (to nie film akcji z lat 80-tych) wybuchła 1 marca 2010 roku.

Dalszy ciąg tej historii, już z Respawn Entertainment w roli głównej, znamy doskonale. Studio szybko zabrało się do pracy nad nową grą, by w grudniu 2011 roku poszczuć nas pochodzącym z niej, rozmazanym obrazkiem. Nie wszystkie doniesienia z obozu były jednak pozytywne, bo w marcu 2013, trzy lata po awanturze z Acitivision szeregi Respawn opuścił jeden z ojców założycieli - Jason West. Tym razem obeszło się bez skandalu - West zapragnął podobno poświęcić więcej czasu rodzinie - ale roszady na szczycie zawsze budzą pewien niepokój.

W tym przypadku jednak zupełnie bezpodstawnie. Już kilka miesięcy później, na parę dni przed E3 w 2013 roku poznaliśmy debiutancki projekt studia - Titanfall. Grę, która bez większych perturbacji trafiła do sprzedaży w miniony czwartek.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Tydzień z Titanfall to wspólna akcja promocyjna firm Electronic Arts i Gram.pl.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
16/03/2014 14:59

I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.Oprócz Koticka. Jemu życzę, żeby spadł w nocy z łóżka i obił sobie biodro.