ArmA III - recenzja

Sławek Serafin
2013/09/20 23:32

Czeski symulator pola bitwy w swojej najnowszej odsłonie. Czy to jest moment, w którym powinniśmy zacząć grać w ArmA?

Szczerze przyznam, że nie wydaje mi się, by to była ta chwila. ArmA III to fantastyczny program, z wielkimi możliwościami, niesamowicie rozbudowany i o potencjale, którego nie da się przecenić. Może zapewnić zajęcie na całe lata swoim bogactwem, którego będzie przybywać z czasem dzięki bardzo płodnej społeczności, która wynajduje coraz to nowe sposoby na wykorzystanie edytora misji. Ale... ale w tym momencie to wszystko to dzielenie skóry na czeskim niedźwiedziu, bo w obecnym stanie ArmA III do grania nadaje się bardzo średnio. A właściwie nie nadaje się.

ArmA III - recenzja

Zacznijmy może od tego, że nie ma w ogóle kampanii fabularnej dla samotnego gracza. Nie jest to najważniejszy składnik gry, a przynajmniej tej gry, ale prawdę mówiąc, miałem ochotę zagrać w kampanię w ArmA III. A nie można. Kiedy będzie można? Gdzieś w październiku, gdy autorzy wydadzą pierwszą część fabularnej trylogii opowiadającej o wojnie na greckich wyspach Stratis i Altis, oczywiście za darmo dla wszystkich posiadaczy gry. Czyli jeszcze kilka tygodni trzeba poczekać, co niby nie jest aż taką wielką tragedią, ale... ale całkiem możliwe, że przez tych kilka tygodni zainteresowanie ewentualnym graniem w singla w ArmA III już spadnie, przynajmniej w moim przypadku. Dlaczego? Dlatego, że projektując grę Czesi z Bohemia Interactive podjęli jedną nienajlepszą decyzję - postanowili całą wojnę przenieść w realia lat 30. XXI wieku. To oznacza, że w grze jest mnóstwo ciekawego, futurystycznego sprzętu, który jest... całkowicie obcy. Tyle się mówi, że trzeba czegoś nowego, że przecież nie można cały czas biegać z tymi samymi spluwami, że świeży powiew by się przydał... a potem się okazuje, że te wszystkie nowe zabawki, te wyglądające jak transformersy pojazdy i obco prezentujące się karabiny nie wywołują takiej reakcji jak trzeba. Przez nie ArmA III nie ma klimatu, niestety... a właściwie ma, tylko że nie taki, jak oczekiwaliśmy.

To też zasługa takiej a nie innej lokalizacji. Greckie wyspy są piękne, to prawda, zarówno na żywo jak i w grze, która potrafi je odmalować wyjątkowo wiernie i ze szczegółami. Ale my nie mamy tutaj zwiedzać tylko się zabijać, prawda? I problem w tym, że do wojny zarówno większa Altis jak i mniejsza Stratis nie są aż tak dobrze przystosowane. Teren płaski, słabo zalesiony, w większości pusty - a z takim tutaj mamy do czynienia - jest zwyczajnie nudny strategicznie. I mało wiarygodny. To zabawne, bo Altis jest prawie że dokładną kopią egejskiej wyspy Lemnos, więc nie można mówić w jej przypadku o braku realizmu - a mimo wszystko Czarnoruś z ArmA II wydawała się być prawdziwsza z jakiegoś dziwnego powodu. Wschodnia Europa bardziej się widać nadaje na tło działań wojennych niż strefa śródziemnomorska. Nie znaczy to oczywiście, że w ogóle nie można się wczuć w te nowe klimaty i dobrze się bawić w ArmA III, ale nie przychodzi to tak łatwo jak poprzednio. Greckie wyspy kojarzą się z urlopem, a nie wojną, co tu dużo gadać.

I pewnie dlatego najbardziej oblegane serwery do gry wieloosobowej to te, na których uruchomiony jest tryb "life", czyli symulacja... normalnego życia. Zamiast żołnierzami, gra się tam zwykłymi ludźmi, którzy zajmują się swoimi sprawami, czyli głównie zarabianiem pieniędzy w legalny lub nielegalny sposób - ten ostatni niesie ze sobą pewne ryzyko, bo część graczy na serwerze to policjanci, których palce aż świerzbią by sobie postrzelać. Taka cywilna sielanka całkiem nieźle pasuje do słonecznych wysp egejskich, prawda? O wiele mniej jest serwerów czysto wojennych, a wśród nich zdecydowaną większość stanowią te, które obsługują importowany z ArmA II tryb "wasteland", czyli permanentną wojnę o kluczowe punkty strategiczne. Swoją drogą jest to całkiem fajna zabawa, jeśli już poświęcimy kilka godzin na wkręcenie się w te klimaty, zwłaszcza jeśli gramy na mniejszej wyspie, na Stratis - Altis jest taka wielka, że nawet jeśli mamy na serwerze ponad pół setki graczy, to szukanie przeciwnika przypomina łowy na igłę w stogu siana.

Zarówno serwery "life" jak i "wasteland" oraz w zasadzie wszystko inne, co się dzieje w wieloosobowej części ArmA III to wytwór graczy, społeczności, która wykorzystała narzędzia przygotowane przez autorów gry. I to jest symptomatyczne dla całej ArmA III - to tak naprawdę nie jest gra, tylko zestaw narzędzi, za pomocą których możemy sobie grę, wojenną grę, zrobić. Lub zasiąść do takiej, którą zrobił ktoś inny. Sama w sobie ArmA III w zasadzie nic nie zawiera, oprócz kilkunastu misji demonstracyjnych, prezentujących różne strony konfliktu, ich uzbrojenie oraz podstawy obsługi sprzętu i taktyki. Czy to źle? Ależ skąd, na takiej samej zasadzie działały przecież wszystkie poprzednie gry Bohemia Interactive i dzięki temu właśnie były takie wyjątkowe i wspaniałe. ArmA III ma tylko tego pecha, że jest właśnie na starcie i nie ma się za bardzo czym pochwalić jeszcze. Najpopularniejsze rozgrywki sieciowe to tylko kalka tych z ArmA II, i to kalka gorsza, bo mniej dopracowana technicznie, zwłaszcza zaś w departamencie wydajności. Co więcej, ArmA III jest prawie zupełnie pozbawiona poważniejszych modów - nie tylko nie ma ACE'a, czyli absolutnej podstawy wszystkiego, ale też mnóstwa innych, mniejszych modyfikacji. Niektóre klasyki są już obecne, w wersjach rozwojowych, bardzo wczesnych, ale dopracowanie ich zabierze jeszcze całe miesiące najprawdopodobniej, jeśli nie lata. I to tylko po to, by doprowadzić je do takiego stanu, jak ich odpowiedniki z ArmA II - czy ktoś pójdzie dalej, to się dopiero okaże. Jeśli więc potrzeba miesięcy, by nowa gra była przynajmniej taka jak stara, to oznacza, że... w tym momencie jest gorsza, tak? Cóż, nie da się ukryć, jest. Gorsza, uboższa, mniej interesująca.

GramTV przedstawia:

Trzeba jednak przyznać, że nowy silnik, kolejna wersja Real Virtuality, robi wrażenie. Nie tylko samymi wizualiami, skrzącymi się od nowoczesnych efektów, ale też mnóstwem innych, drobniejszych rozwiązań, takich jak bardziej realistyczna fizyka pojazdów czy też nowy system postawy, który umożliwia efektywne wykorzystanie o wiele większej ilości osłon niż poprzednio. Teraz można pozycję swojego ciała dostosować prawie do każdego obiektu, tak by wystawała tylko lufa i czubek głowy, co ma naprawdę kluczowe znaczenie w grze, w której karabiny mają faktyczną donośność kilkuset metrów a każda kula jest osobno modelowana na całej swej drodze życia od magazynka aż do utkwienia w celu, który to cel, przyjmując że jest człowiekiem, nie wytrzyma więcej niż jedno trafienie, a często i tego jednego nie przeżyje. Takie nowości sprawiają, że ArmA III jest bardziej zaawansowana od swojej poprzedniczki, zdecydowanie. Ale jednocześnie, przez brak wspomnianych modów, jest też mocno zacofana, przez co większość grup fanowskich nadal korzysta z ArmA II - nową grę mają, wszyscy co do jednego, ale w nią nie grają, dopóki nie będzie choć w przybliżeniu tak obudowana rozszerzeniami jak "dwójka".

No właśnie, to też jest specyfika tej gry, a w zasadzie tych wszystkich gier, od Operation Flashpoint aż do ArmA III - w nie się gra z kolegami. Kampania singlowa, czy jest, czy jej nie ma jak w tym przypadku, jest nieistotna. Serwery z trybami wieloosobowymi, nawet z takimi dziko popularnymi, jak DayZ, to także margines, bo mało kto wytrzymuje więcej niż kilka tygodni takiej, było nie było, trochę bezcelowej zabawy. To, co trzyma graczy przy serii ArmA, co sprawia, że grają w te gry przez całe lata, to misje kooperacyjne. Dlaczego? Dlatego, że co-op w w tej grze to coś, co zmienia perspektywę, co pokazuje, jak naprawdę powinna wyglądać militarna strzelanka i jak bardzo wszystkie gry, które do tego miana aspirują, są płytkie, dziecinne i nie warte już naszego zainteresowania. Growa transcendencja. Szczerze polecam. To, że na razie ArmA III nie ma odpowiednich modów, żeby się zacząć na poważnie bawić w co-opy, to szczegół i żadna przeszkoda na dłuższą metę. Ale sam fakt, że do grania kooperacyjnego potrzebna jest zgrana grupa znajomych jest problemem dla każdego, kto chciałby się tak pobawić, ale nie ma z kim. W innych grach sieciowych nie ma takich sytuacji - nawet te najbardziej rozbudowane i nieprzystępne nie bronią w ten sposób dostępu do swoich najlepszych aspektów. A tu owszem. Jeśli nie znamy kogoś, kto gra kooperacyjnie i może nas wprowadzić do swojej grupy, to to, co w tej grze najfajniejsze, będzie dla nas niedostępne. Dobrze przynajmniej, że ArmA III zintegrowana ze Steam Workshop wyjątkowo ułatwia samo przygotowanie misji - jest ich tyle do ściągnięcia już teraz, że naprawdę nie musimy tworzyć własnych i próbować swoich sił w starciu z edytorem, bardzo rozbudowanym i, niestety, już trochę przestarzałym. Ale dalej potrzeba nam przynajmniej kilku chętnych, którzy zechcą bawić się w wirtualne wojsko na poważnie.

A zatem - czy warto? W tym momencie? Nie, nie warto. Jeszcze nie warto. Jedno z ulubionych powiedzonek samych autorów z Bohemia Interactive przyrównuje ich gry do wina - potrzebują czasu, by dojrzeć i nabrać smaku. Oczywiście głównie dzięki pełnej poświęcenia, wiernej społeczności naprawdę bardzo utalentowanych i pomysłowych fanów. Wino marki ArmA III jest przeto jeszcze niedojrzałe i smakiem oraz bukietem nie dorównuje Chateau de Czarnoruś z ArmA II. Nie ma modów, nie ma kampanii, są za to błędy techniczne i niedoróbki... choć akurat tych ostatnich jest o wiele mniej, niż to dawniej bywało na okoliczność premier poprzednich gier z serii. Naprawdę, ArmA III w tym momencie to nie jest dobry zakup... ale nie wolno o grze zapominać, bo to dobra inwestycja na przyszłość. Nowy silnik jest zdecydowanie lepszy, więc to tylko kwestia czasu, aż społeczność dokończy już zaczętą przeprowadzkę i zniesie wszystkie stare graty do nowego mieszkania... a potem, miejmy nadzieję, zacznie dłubać jakieś całkiem nowe. I wtedy ArmA III to będzie naprawdę coś wielkiego. Droga do tego stanu potrwa jednakowoż, i to nie kilka, ale przynajmniej kilkanaście tygodni, jeśli nie kilkadziesiąt. Dlatego też nie ma się co spieszyć z kupowaniem ArmA III, bo w obecnym stanie nie wyciśniemy z niej zbyt wiele grania, głównie w porównaniu z tym, co oferuje wypieszczona przez społeczność poprzedniczka. A jeśli planujemy zakup, teraz lub w przyszłości nieokreślonej, naprawdę radzę się upewnić, że będziemy mieli z kim grać w misje kooperacyjne.

7,5
W tym momencie - niekoniecznie, za pół roku lub rok - pozycja obowiązkowa
Plusy
  • wielki świat gry
  • całkowicie otwarta na modyfikacje konstrukcja
  • edytor misji pozwala zrobić prawie wszystko
  • piękna grafika
  • wiele technicznych nowinek i usprawnień
  • maksymalny dopuszczalny realizm
Minusy
  • sporo technicznych niedoróbek
  • nie ma jeszcze kluczowych modów
  • nie ma kampanii singlowej
  • tryby sieciowe importowane z ArmA II
  • mało porywający temat wojny przyszłości na greckich wyspach
Komentarze
27
Usunięty
Usunięty
02/03/2015 19:57

szukałem w necie ale nie znalazłem jak rozłożyć moździerz ? :)

Usunięty
Usunięty
21/12/2013 23:39

[m]

Usunięty
Usunięty
05/10/2013 13:04

całkiem fajna gra według mnie na chwile obecną ocena jest sprawiedliwa




Trwa Wczytywanie