Urban Trial Freestyle - recenzja

Wojciech Lisicki
2013/03/02 12:01
2
0

"Elastomania" dobrze się Wam się kojarzy i szukacie czegoś podobnego po latach? Macie praktycznie dwie możliwości - serię Trials na PC i X360 albo robione przez Polaków, świeżuteńkie Urban Trial Freestyle dostępne aktualnie na konsolach Sony.

Podstawy rozgrywki we wszystkich tych grach są identyczne – poruszamy się motocyklem po pełnej przeszkód dwuwymiarowej trasie, a cała zabawa polega na tym, żeby odpowiednio balansować ciałem zawodnika i gazem.

Trasa podzielona jest na kilka mniejszych sekcji, więc jeśli motocyklista się wywróci w połowie, to nie trzeba zaczynać wszystkiego od nowa. Taki restart w trakcie jazdy wiąże się jednak z karą, bo licznik czasu się nie resetuje – jeśli zależy Wam na dobrym wyniku czasem lepiej rozpocząć całą trasę od nowa, niż bawić się w półśrodki. Szczególnie, że to wcale nie jest takie bolesne – większość tras da się pokonać w czasie zbliżonym do minuty. Urban Trial Freestyle - recenzja

Wiemy już co łączy Urban Trial Freestyle z serią Trials – a czym polska gra wyróżnia się na tle głównego konkurenta? Przede wszystkim oferuje dwa tryby zabawy. Time Trial to klasyczny przejazd „byle szybciej” walcząc z uciekającym czasem. Tylko w tym trybie jest opcja ścigania się z duchem, a w przeciwieństwie do zjaw z Trialsów tu sylwetka takiego zawodnika jest w całości widoczna, więc można podpatrzeć jak pokonuje kolejne przeszkody i wprowadzić później te zagrania do siebie. Fajne też, że gra nie czeka na wczytanie ducha z rozpoczęciem etapu, tylko dorzuca go kilka sekund po rozpoczęciu zabawy w locie.

Stunt Mode to inna para kaloszy. Czas nadal tu się liczy (na końcu pozostałe sekundy są zamieniane na punkty), ale ważniejsze jest wykonywanie określonych prostych sztuczek (obroty, celne lądowanie w danym miejscu, najwyższy lub najdalszy skok, mierzenie prędkości) w określonych miejscach. Tych na każdym etapie jest raptem kilka, jedne łatwe do zaliczenia, inne wymagają odrobiny kombinowania i same w sobie są swego rodzaju mikrozagadkami polegającymi na odpowiednim wytyczeniu trasy przejazdu. Skołowani? Zerknijcie na gameplay, powinno się Wam rozjaśnić:

Oba tryby zabawy dzielą te same trasy – tych jest w sumie dwadzieścia co po przemnożeniu przez dwa daje czterdzieści zawodów. Do tego doliczyć jeszcze trzeba pięć misji bonusowych pełniących rolę dodatkowych minigier i dwa zadania treningowe. Oddać trzeba jednak twórcom, że choć mapa w obu trybach jest identyczna pod względem układu, to dane zawody rozgrywają się o różnych porach dnia, więc różnią się trochę paletą barw i nie są bliźniaczo podobne.

GramTV przedstawia:

Jeździmy po dachach budynków, zrujnowanych ulicach, a czasem nawet podziemiach i choć wszystko ma jakiś związek z miastem, ewentualnie okolicami, to miejscówki są jednak dość mocno zróżnicowane. Po tych trasach po prostu widać, że dużo czasu poświęcono na dopieszczenie szczególików - w Urban Trial Freestyle tła są po prostu żywe i opowiadają własne historie. Obok naszej trasy przejazdu dzieją się zarówno rzeczy małe, na przykład kręcą się ludzie zajęci własnymi sprawami (naprawami uszkodzeń, ucieczką przed policją, wsadzaniem palców w wentylator...) albo wielkie pokroju katastrof kolejowych, czy zawalania się wielkich konstrukcji. To wszystko jako całość, w ruchu sprawia całkiem niezłe wrażenie, gorzej, gdy zaczniemy zbytnio przyglądać się szczegółowości modeli, bo ta nie jest najlepsza. Niemniej jednak i tak kilka razy autentycznie powtarzałem niektóre trasy, żeby spokojnie je sobie obejrzeć bez obawy o zepsucie swojego wyniku.

Luźne kręcenie się po torach jest opłacalne (dosłownie) również innego powodu – na każdej trasie ukryto worki z pieniędzmi wartymi w sumie pięć tysięcy dolarów, które możemy wydać na różne usprawnienia motocykla (polecam inwestowanie w silnik) i zmianę wyglądu postaci. Niektóre z nich są ustawione na trasie przejazdu i nie da się ich ominąć, inne zaś skrzętnie ukryto w jakiejś odnodze toru albo umieszczono na dziwnej paraboli lotu za jakąś skocznią. To szukanie znajdziek wkręca i sprawia, że w grze tak naprawdę są trzy tryby zabawy, bo bez gotówki na usprawnienia trudno zaliczyć plansze z końca gry. Warto też pamiętać, że to jedyne źródło gotówki, bo zwycięstwa w kampanii jedynie odblokowują kolejne zawody i nie przynoszą żadnych finansowych gratyfikacji.

Urban Trial Freestyle nie ma klasycznego trybu multi, i szkoda, bo po ukończeniu wątku głównego nie za bardzo jest co tu robić, ale da się rywalizować z innymi graczami dzięki systemowi przypominającemu Autologa z NFS-ów. Mechanizm porównywania wyników jest o tyle fajny, że można go przestawić z rywalizowania z całym światem na takie z grupą naszych znajomych albo tylko samym sobą. Dzięki temu każdy może grać jak chce i szukać wyzwania na podobnym własnemu poziomie.

Podobnie jak w nowym Most Wanted najlepsze wyniki z danej grupy (cały świat, przyjaciele, tylko my) prezentowane są na bilbordach umieszczonych wzdłuż trasy, dzięki czemu mamy większą motywację do poprawiania ich, szczególnie jeśli od rekordu dzielą nas ułamki sekund albo kilka punktów.

Urban Trial Freestyle trafia na PS3 i PSV, która wersja jest lepsza? Nie mi to oceniać, bo widziałem tylko edycję na dużą konsolę, niemniej jednak ta gra spełnia niemalże wszystkie warunki idealnego tytułu noszonego w kieszeni. Gra została zaprojektowana pod wielokrotnie przechodzenie, etapy są krótkie, a model rozgrywki zbudowano zgodnie z zasadą „łatwo zacząć, trudno stać się mistrzem”.

Tym bardziej szkoda, że gra nie obsługuje promowanych przez Sony mechanizmów Cross-Buy (kupujemy grę na jedną platformę, dostajemy na drugą gratis), Cross-Play (wszyscy grają razem) i Cross-Save (stany gry mogą być współdzielone przez obie wersje). Cena gry jest jednak bardzo rozsądna (39 zł na PSV i 59 zł na PS3) jak na tytuł przy którym udało mi się spędzić bardzo przyjemne siedem godzin.

Urban Trial Freestyle to solidna i sympatyczna prosta gra. Jej największą wadą jest konkurent wagi ciężkiej, przy którym UTF nie wypada najlepiej w suchym porównaniu, ale gry odejdziemy od takich zestawień (tak jak ja starałem się robić) to polski produkt nie ma się czego wstydzić. Jeśli jesteście fanami Trialsów to powinniście dać UTF szansę, jeśli nie, to tym bardziej powinniście posmakować tego typu produkcji – są naprawdę smaczne.

7,0
Od teraz PlayStation też ma swoje Trialsy
Plusy
  • Przyjemny model rozgrywki
  • Wciąga
  • Różnorodność torów
  • Żyjące trasy
  • Rozwiązania w systemie porównywania czasów
Minusy
  • Brak normalnego multi
  • Po ukończeniu gry nie za bardzo jest co tu robić
  • Jakość modeli nie jest najlepsza
  • Brak wsparcia cross-usług
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
02/03/2013 12:43

Weźcie poprawcie to "polaków" bo to aż wstyd...

Veth
Gramowicz
02/03/2013 12:38

Grałem i powiem, że gra dosyć dobra, jedynie trochę krótka ale warta polecenia :) A tak w ogóle to fajna broda u Pana na 1 filmiku... :D!