Metro: Last Light - zapowiedź

Patryk Purczyński
2011/08/05 15:30

Korzystając z chyba jednak dość nieoczekiwanego sukcesu Metro 2033, THQ postanowiło zlecić ekipie 4A Games kontynuację. Już teraz śmiało można orzec, że Metro: Last Light zapowiada się jeszcze lepiej od prekursora!

Korzystając z chyba jednak dość nieoczekiwanego sukcesu Metro 2033, THQ postanowiło zlecić ekipie 4A Games kontynuację. Już teraz śmiało można orzec, że Metro: Last Light zapowiada się jeszcze lepiej od prekursora! Metro: Last Light - zapowiedź

O ile fabuła pierwszej części bazowała na książce znanego pisarza młodego pokolenia, Dmitrija Glukhovskiego, o tyle druga odsłona będzie oparta na autorskiej opowieści. Jest to o tyle zaskakujące, że Glukhovski wydał przecież także powieść Metro 2034. Ba, gdy było wiadomo, że kontynuacja Metro 2033 jest w produkcji, z urzędu prasa nadała jej tytuł Metro 2034. Tymczasem po oficjalnym ogłoszeniu okazało się, że jej nazwa brzmi Metro: Last Light i nie ma za wiele wspólnego ze wspomnianym dziełem rosyjskiego pisarza. Jak tłumaczy Huw Beynon z THQ, wymyślenie autorskiej opowieści było potrzebne z jednej prostej przyczyny - Metro 2034 to książka utrzymana w zupełnie innym stylu niż Metro 2033. Pierwsza część ma fabułę idealnie nadającą się do przetransportowania na grunt gry, druga już niekoniecznie.

Dlatego też w Metro: Last Light poznamy historię, której nie sposób odnaleźć w literaturze. Twórcy z 4A Games wychodzą od punktu, w którym zakończyła się akcja Metro 2033. Raz jeszcze wskakujemy w skórę i buty Artioma, i stawiamy czoła wyjątkowo szarej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której światło słoneczne jest jak cenny i rzadko spotykany surowiec. Rzeczywistości, w której nadzieja na normalne życie dawno już umarła, a celem przyświecającym bazującym w stacjach metra ludziom jest zwalczenie tych z innego, wrogiego przecież, peronu imitującego osiedle lub niewielkie miasto. Przygnębiające, mroczne i zawsze groźne - także ze względu na mutanty - nitki moskiewskiego metra nie będą jednak jedyną areną działań Artioma. Główny bohater około połowę gry spędzi na powierzchni wyludnionej Moskwy, pełnej zastygłych w swych miejscach samochodów, które zostały opuszczone przez swoich właścicieli w wyniku apokalipsy. Na zewnątrz powieje zresztą lekką nutką optymizmu. Choć bez odpowiedniego oporządzenia nadal nie da się tam oddychać, to lód zacznie topnieć, a przez spowite nieprzyjemnym zachmurzeniem niebo może nawet przebiją się promienie słoneczne.

Choć zarówno w ciemnych tunelach, jak i na zewnątrz ma być smętnie, obie strefy powinny ze sobą doskonale kontrastować. Podobnie ma być zresztą z rozgrywką. W ciasnych, z rzadka oświetlonych tunelach, warto się do przeciwnika zakraść, nawet zmarnować kilka kul (które też powinny być cennym towarem, a nie rzeczą ogólnodostępną) na rozbicie tlących się nieśmiało żarówek i dopiero wtedy, będąc uzbrojonym nie tylko w karabin, ale także ciemność, zacząć likwidować niczego niespodziewających się wrogów. Ekipa 4A Games zamierza jednak pozostawić nam większą dowolność w stylu rozprawiania się z nieprzyjacielem. Do naszej dyspozycji zostanie bowiem oddany szerszy i bardziej różnorodny arsenał, dzięki czemu etapów z ostrą wymianą ognia również zabraknąć nie powinno. Jak zapewnia przywoływany już wcześniej Huw Beynon, w Metro: Last Light towarzyszyć nam będzie poczucie, że każda broni robi to, co do niej rzeczywiście należy. W rezultacie, "tym razem walka będzie bardziej instynktowna i śmiercionośna" - zapowiada przedstawiciel THQ.

Największym wyzwaniem, z jakim musi zmierzyć ukraińska ekipa 4A Games, jest dopieszczenie gry od strony technicznej – Metro 2033 najbardziej niedomagało bowiem właśnie na tej płaszczyźnie. Wydaje się jednak, że tym razem nasi wschodni sąsiedzi sobie z tą kwestią poradzą. Zebrali już przecież cenne doświadczenie, ale co ważniejsze, swój wielki interes zwietrzył wydawca. THQ po sukcesie prekursora jest w stanie zainwestować w Metro: Last Light dużo większe pieniądze, tym bardziej, że istnieje realna szansa, by tytuł ten stał się jedną z najgłośniejszych pozycji pierwszego kwartału przyszłego roku. A trzeba przecież pamiętać, że potencjalnych megahitów w tym okresie nie brakuje. Domysły znajdują zresztą potwierdzenie w słowach producenta wykonawczego Deana Sharpe'a. - Mam nadzieję, że uda nam się przykuć większą uwagę zachodnich odbiorców. Sądzę, że na produkcjach powstających we wschodniej części Europy ciąży swego rodzaju piętno - Amerykanie lubią kręcić nosem na te gry - mówi.

GramTV przedstawia:

Jeśli jednak sądzicie, że powyższy cytat może świadczyć o zbyt daleko idącym zamerykanizowaniu Metro: Last Light, a zamiast świetnego klimatu znanego już z pierwszej części gracze otrzymają kolejny klon Call of Duty, możemy Was uspokoić - nie to jest zamiarem 4A Games. - Ogólnie rzecz ujmując, zachodnia wizja apokalipsy zwykle związana jest z wojną lub zaawansowaną technologią. Nasza koncepcja wynika bardziej z ukraińskiej i rosyjskiej kultury. Jest w tym więcej metafizyki, z duchami, voodoo i innymi tego typu rzeczami. Odgrywa to dużą rolę w opowieści - podkreśla Sharpe. A Huw Beynon dodaje: - Nie chcemy tej gry uprościć w ogłupiający sposób, nie chcemy jej zwesternizować. Dajemy pracownikom studia całkowitą swobodę w wyrażeniu ich kreatywnej wizji apokalipsy. Trzymamy za słowo.

Drugim, obok znakomitego klimatu, znaczącym czynnikiem mogącym wpłynąć na ewentualny sukces Metro: Last Light będzie z pewnością przepiękna oprawa wizualna. Już Metro 2033 zmusiło niejednego pecetowca do zainwestowania nową kartę graficzną (oczywiście mówimy o grze na najwyższych ustawieniach). Wiele wskazuje na to, że kontynuacja wymusi podobny zakup, a z Xboksa 360 i PlayStation 3 wyciśnie prawdziwie ostatnie poty. Twórcy od samego początku zapowiadali zresztą, że chcą zrobić najładniej wyglądającą na konsolach grę. Dotychczasowe prezentacje potwierdzają, że nie było to jedynie marketingowe hasło, a deklaracja, z której można się wywiązać. Otoczenie wygląda wspaniale, animacje wyglądają realistycznie, a gra świateł i cieni stoi na wysokim poziomie. Trzeba jednak pamiętać, że na razie pokazane zostały jedynie króciutkie fragmenty z ciemnych tuneli metra. Z bardziej wnikliwą oceną grafiki trzeba się wstrzymać do momentu przedstawienia otwartych, niejednokrotnie rozległych przestrzeni w postapokaliptycznej Moskwie.

Metro: Last Light jest z pewnością światełkiem w tunelu dla osób spragnionych gry akcji na najwyższym poziomie, ale utrzymanej w innym stylu niż wszelkie strzelaniny robione na wzór najpopularniejszej obecnie serii. Produkcja 4A Games to także nadzieja dla THQ - po klapie ostatniego Red Faction w siłę rośnie stosunkowo nowa marka, wokół której na przestrzeni najbliższych lat może się wydarzyć wiele dobrego, tak z biznesowego, jak i jakościowego punktu widzenia. O tym, że amerykański wydawca mocno stawia na Metro, niech świadczy chociażby fakt, że zdecydował się położyć na stół większe pieniądze.

Te mają zostać przeznaczone nie tylko na dopracowanie kwestii technicznych, ale także stworzenie sieciowego trybu wieloosobowego. Satysfakcjonująca kampania i interesujący multiplayer w pięknej oprawie wizualnej? To brzmi smakowicie. A jaki będzie końcowy rezultat? Z pewnością bliżsi odpowiedzi na to pytanie będziemy po targach GamesCom 2011, gdzie nasi wysłannicy zobaczą w akcji tę pierwszoosobową strzelaninę na zamkniętym pokazie. Miejmy nadzieję, że z Kolonii będą wracać pełni optymizmu względem najnowszej produkcji 4A Games.

Komentarze
11
Headbangerr
Gramowicz
09/08/2011 22:19

Wygląda smakowicie. Szczególnie cieniowanie i oświetlenie robi wrażenie.

Usunięty
Usunięty
07/08/2011 02:04

Świetnie się zapowiada, grałem w 1 byla świetna i z niecierpliwością czekam na 2 :)

sirufok
Gramowicz
05/08/2011 20:48
Dnia 05.08.2011 o 18:26, Zordon88 napisał:

Dobrze że pierwsza część się sprzedała, mają więcej kasy by z dwójki zrobić coś porządnego bo jedynka specjalnie mnie nie zadowoliła, ciągle te same potwory, walka ciągle skupiała się do nawalania biegnących na ciebie botów, w dodatku wogule nie straszyła, zamiast dać jakieś porządne zmutowane mutanty biegające po ścianach to oni wrzucili jakieś kaczki i wilki i jeszcze motyw komunistów i faszystów w Metrze 2033 roku, głupota na maxa, dla mnie to był typowy średniak z paroma fajnymi motywami.

Nawet Sienkiewicz nie stawiał tylu przecinków w najdłuższych zdaniach... Polecam zapoznać się z resztą znaków interpunkcyjnych.A co do gry to na razie jestem spokojny. Wszystko co do tej pory ujawnili i pokazali w pełni mnie satysfakcjonuje, więc tylko czekam do premiery.




Trwa Wczytywanie