Wakacyjny przegląd gier z eXtra Klasyki - część trzecia

Michał Myszasty Nowicki
2010/07/21 17:00
0
0

Wakacyjny przegląd gier z eXtra Klasyki - część trzecia

Gry cRPG teoretycznie starzeją się powoli. Jednak Jade Empire już w chwili pecetowej premiery grą młodą nie było; opóźnienie w stosunku do wersji konsolowej wyniosło prawie dwa lata. Mimo to, w swojej recenzji oceniłem tę produkcję dość wysoko, jako najważniejsze wady wymieniając konsolową spuściznę, nieco nieświeżą już oprawę graficzną i krótki czas rozgrywki. A jak patrzę na ten tytuł po kilku kolejnych latach?

Otóż lista zalet i wad pozostaje w zasadzie niezmieniona. Jade Empire wciąż potrafi wciągnąć swoją fabułą, która pełna jest aluzji i nawiązań do świata... Gwiezdnych wojen. Ponadto to wciąż jedna z nielicznych gier fabularnych, które pozwalają nam się przenieść do fantastycznego świata wzorowanego na chińskiej, koreańskiej i japońskiej mitologii. Ten kulturowy miks w wykonaniu BioWare ma wciąż całe mnóstwo uroku, a dla miłośników takich filmów z dalekiego wschodu, jak Hero, Dom latających sztyletów czy Musa, to pozycja wręcz obowiązkowa.

W Jade Empire najbardziej bolesnym elementem jest krótki czas rozgrywki – przy odrobinie samozaparcia, można ją ukończyć w mniej niż połowę dnia. Mniej narzekałbym teraz zapewne na konsolowe menu, czy mało wygodną chwilami kamerę; to obecnie, w dobie unifikacji i równania do najniższego mianownika, rzecz tak powszechna, że aż (niestety!) normalna. Grafika znacznie odstaje od współczesnych standardów, jeśli jednak jakoś ją przeżyjemy, gra nagrodzi nas całkiem ciekawą, choć krótką opowieścią. W wolnej chwili możecie nawet zapoznać się z tekstami z naszego Tygodnia z grą Jade Empire.

I pomyśleć, że niegdyś Morrowind był grą, której oprawa graficzna oszałamiała, a wymagania sprzętowe niejednego miłośnika wielkich przestrzeni zmusiły do wymiany kompa. Powiedzmy sobie bowiem szczerze już na samym początku – Morrowind się wyraźnie zestarzał. Ząb czasu nie obszedł się zbyt łagodnie z tym tytułem, mocno nadgryzając przede wszystkim oprawę audiowizualną. I pół biedy, gdyby to dotyczyło tylko tego elementu gry...

Cała siła Morrowinda leży w otwartej formule rozgrywki i pełnej swobodzie rozwoju bohatera. To typowo sandboksowa produkcja, z ledwie zarysowaną linią fabularną; gra, w której przede wszystkim eksplorujemy naprawdę ogromny świat, odkrywamy nowe lokacje i znajdujemy coraz to potężniejsze przedmioty. Ogrom zadań pobocznych, dziesiątki jaskiń, podziemi i sekretnych kryjówek, opisana w setkach ksiąg historia – wszystko to sprawiało, że można było w świecie Morrowinda przepaść nawet na setki godzin. Moim zdaniem, jeśli chodzi o klimat, tytuł ten (wraz z dodatkami Trójca i Przepowiednia) do dziś przebija swojego młodszego brata, czyli czwartą część cyklu.

Niestety, obecnie Morrowind nie bawi już tak, jak przed laty. Jest zbyt monotonny, SI przeciwników wywołuje uśmieszek politowania, interakcje z BN ograniczają się do zwykłego i nudnego przepytywania, a bieganie po zawsze takich samych wnętrzach (przeklęte Vivec!) zdecydowanie męczy. Wniosek? Morrowind zbudował swoją reputacje w dużej mierze na grafice i klimacie. Dziś, kiedy ta pierwsza nas bardziej bawi niż zachwyca, zniknął też bezpowrotnie drugi element. Można oczywiście spróbować ratować się całym mnóstwem modów, jednak czy warto? Zdecydujcie sami, ja do tej gry już raczej nie wrócę.

Two Worlds rodzimego studia Reality Pump dało nam niegdyś nadzieję, że i w naszym pięknym kraju będzie możliwe stworzenie gry cRPG, która podbije świat. I owszem, grę stworzono, świata jednak nie udało jej się podbić. Co najciekawsze, nie była to wcale zła pozycja. Przynajmniej w teorii, łączyła bowiem w sobie w zgrabny sposób elementy charakterystyczne dla serii The Elder Scrolls oraz Gothic z grami hack’n’slash. To naprawdę mogło wypalić.

GramTV przedstawia:

Stało się jednak inaczej, głównie za sprawą olbrzymiej liczby różnorodnych, często drobnych, lecz straszliwie upierdliwych błędów. Jedną z największych atrakcji Two Worlds miała być walka konna. I owszem, w założeniach było to naprawdę ciekawe rozwiązanie, cóż z tego, skoro były to chyba najbardziej zabugowane konie w historii gier komputerowych. Blokowanie się, wchodzenie na ściany, wnikanie w skały czy nawet całkowite znikanie były na porządku dziennym. Sytuacji nie ratowała nawet bardzo dobra animacja tego zwierzaka; do dziś zresztą grafika (szczególnie szata roślinna) w Two Worlds potrafi zrobić spore wrażenie.

Być może ta gra byłaby warta większej uwagi, gdyby nie kilka innych wad, z których nie wszystkie wymienił w swej recenzji Mastermind . Rzeczą, która już od samego początku zaczęła mnie od gry odstręczać, były strasznie rozwleczone i drętwe dialogi, które dodatkowo dobite zostały równie sztywnym dubbingiem. Zupełnie odwrotnie niż w takim Divinity 2: Ego Draconis, gdzie zmęczyłem jakoś średniawą mechanikę właśnie dla świetnych niekiedy dialogów. Jeśli jednak lubicie ogromne, otwarte i wciąż ładnie wyglądające światy, dynamiczną walkę i mechanikę h’n’s – za te pieniądze możecie ewentualnie zaryzykować.

Jeśli dysponujecie nadmiarem wolnego czasu, nawet starym i słabym kompem, uwielbiacie gry logiczne podlane erpegowym sosem oraz nie mieliście jeszcze okazji zetknąć się z Puzzle Quest: Challenge of the Warlords, skorzystajcie z tej okazji i nadróbcie koniecznie zaległości! Uprzedzę jednak i ostrzegę Was przed jednym – w pakiecie z grą otrzymacie podkrążone oczy, oglądanie wschodów słońca i inne podobne atrakcje. Puzzle Quest: Challenge of the Warlords jest bowiem doskonałym przykładem na to, że dobrą grę tworzy nie grafika, czy animacje, lecz przemyślana, wciągająca rozgrywka.

To jedna z tych gier, które nigdy się nie zestarzeją. Nieważne, czy gracie w nią w dniu premiery, czy dziesięć lat później; potrafi bawić i cieszyć dokładnie tak samo. Cztery klasy postaci do wyboru, ogromny świat do zwiedzenia, setki zadań i... tyleż samo walk, które wciągają niczym spacer bo bagnach. Brzmi to, jak opis idealnej gry cRPG, a tak naparwde mamy tu do czynienia z zabawą logiczną, mogąca kojarzyć się z popularnym Bejeweled. Podstawowa różnica polega na tym, że w Puzzle Quest: Challenge of the Warlords na przesuwanie kulek mana oraz kamieni mają wpływ zarówno nasze współczynniki, jak i posiadane czary, czy specjalne zdolności.

Dodajmy do tego jeszcze takie atrakcje, jak możliwość skompletowania drużyny, łapania i szkolenia specjalnych wierzchowców, czy dziesiątki magicznych przedmiotów, a otrzymamy obraz gry niezwykle rozbudowanej, choć opartej na prostych, przejrzystych zasadach. Gry, która swego czasu niemalże sparaliżowała pracę naszej redakcji. Puzzle Quest: Challenge of the Warlords tak dwa lata temu, jak i dziś oraz zapewne za lat kilka, w pełni zasługuje na bardzo wysoką ocenę wystawioną przez Masterminda. A także na to, by trafić do Waszej kolekcji.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!