Alan Wake - recenzja

Łukasz Wiśniewski
2010/05/19 16:00
2
0

Po latach oczekiwania do sklepów trafiła gra Alan Wake – jeden z niezbyt licznych ostatnio tytułów stworzonych jako exclusive dla konsoli Xbox 360. Po kilku dniach oczekiwania, możecie wreszcie przeczytać na gram.pl jej recenzję.

Po latach oczekiwania do sklepów trafiła gra Alan Wake – jeden z niezbyt licznych ostatnio tytułów stworzonych jako exclusive dla konsoli Xbox 360. Po kilku dniach oczekiwania, możecie wreszcie przeczytać na gram.pl jej recenzję.

Alan Wake - recenzja

Niewielki poślizg był spowodowany próbą zachowania dziennikarskiej obiektywności. Chciałem dać sobie kilka dni, by na spokojnie zanalizować grę, którą w pierwszym momencie uznałem za bliską ideałowi. Zawsze czuję się dziwnie, zamierając dać ekstremalnie wysoką ocenę. Ochłodzenie emocji jedynie potwierdziło moją pierwotną opinię: Alan Wake to jedna z najlepszych gier, z jakimi miałem styczność w ostatnich latach. Fabuła, klimat, konstrukcja, wykonanie – wszystko tu stoi na rewelacyjnym poziomie. Dla osób lubiących opowieści grozy, pozycja więcej niż obowiązkowa. Dla posiadaczy Xboksa 360 po prostu obowiązkowa. Dla wahających się nad zakupem konsoli Microsoftu... cóż, koniec wahania.

Jednocześnie trzeba powiedzieć na starcie jasno: wielu z argumentów, potwierdzających, jak rewelacyjną grą jest Alan Wake nie znajdziecie w tej recenzji. Po prostu trudno zagłębić się w niektóre detale tak, by nie popsuć wam zabawy. Ta gra oparta jest na zwrotach fabuły, na suspensie. Wiele z zastosowanych zaś rozwiązań powiązanych jest ze scenariuszem tak, że ryzyko spoilerowania jest zbyt wielkie. Trochę więc musicie uwierzyć mi na słowo, a ja postaram się bez zdradzania zbyt wiele uzasadnić diabelnie wysoką ocenę, jaką zobaczycie na ostatniej stronie...

Takie spokojne miasteczko...

Bright Falls w stanie Waszyngton. Góry Skaliste, wybrzeże Pacyfiku pełne bujnych lasów deszczowych (choć tych właściwych strefie umiarkowanej). Malownicza sceneria i malownicze miasteczko w niej umieszczone. Niegdyś prężnie się rozwijające, zwłaszcza dzięki wydobyciu srebra. W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku nadszedł jednak koniec prosperity. Erupcja wulkanu uniemożliwiła dalsze skuteczne pozyskiwanie cennego kruszcu. Dziś Bright Falls to cień dawnej świetności. Działa przemysł drzewny, w pobliżu znajduje się nastawiony na turystów park narodowy... ot, zwykłe miasteczko pośrodku głuszy.

Jak każde wzorcowe miasteczko z literatury grozy, Bright Falls ma też swoje sekrety. Ma też pamięć dawnej świetności, lokalne wydarzenia kulturalne, rozpoznawalne postaci związane z miejscowym folklorem... Gdzieś w pobliżu mieści się też pensjonat, a w zasadzie prywatna klinika dla literatów, przeżywających kryzys twórczy (wśród nich jest scenarzysta gier na Xboksa 360). Działa też elektrownia wodna, zasilająca całą okolicę. Cudowne miejsce, czyż nie?

... i nieco niestabilny pisarz

... i nieco niestabilny pisarz, Alan Wake - recenzja

Alan Wake jako pisarz przypomina nieco Bright Falls. Najlepszy okres ma w zasadzie za sobą. Przez lata pisał poczytne kryminały o jednym bohaterze, ale postanowił coś zmienić w życiu i zamknąć cykl. Dramatycznie, bo zabijając wykreowaną przez siebie postać. Minęły dwa lata i spod jego pióra nie wyszło nic nowego. Turla się od imprezy promocyjnej do imprezy, rośnie w nim poczucie własnego braku wartości, co przekłada się na narastającą agresję. Czuje, że jest wypalony, ale każda uwaga na ten temat wywołuje atak wściekłości.

Taki właśnie jest nasz bohater – Alan Wake. Niezrównoważony i nękany koszmarami sennymi. Na ile możemy wiec wierzyć wizji świata przedstawionego, skoro doskonale wiemy, iż jego ogląd świata jest odgórnie narzucony jako nasz? Ile z tego co widzimy i przeżywamy jest prawdą, a ile zrodziło się w schorowanej wyobraźni pisarza? Mroczne moce? Istoty zrodzone z ciemności, które da się pokonać jedynie światłem latarki? Niby widzimy to na własne oczy, ale napotkane postaci niezależne, sceptycznie nastawione, podważają nasz ogląd świata. Część z czasem niby i przychyla się do wersji pisarza, ale... cóż... może to tylko w wyobraźni Alana to tak się przedstawia? Może nikt nigdy mu nie uwierzył? Czy osoby, które padają trupem są ofiarami Mrocznej Obecności (pomińmy polskie tłumaczenie tego określenia), nie są jego ofiarami?

W pewnym sensie wielu z naszych wątpliwości nie rozwiejemy do końca. Po części jest to bowiem powieść Stephena Kinga, a po części film Davida Lyncha. A u tego drugiego twórcy, jak pewnie wiecie (w każdym razie w tym momencie już wiecie), nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Czy takie niedookreślenie rzeczywistości i postaci, którą kierujemy, sprawia, że gorzej się z nią identyfikujemy? Skądże! Tym lepiej, bo bohater o złożonej psychice, nawet odmiennej od naszej, to ktoś, z kim łatwiej się utożsamić, niż z papierowym herosem bez wyrazu.

Tylko dla wykształciuchów?

Tylko dla wykształciuchów?, Alan Wake - recenzja

Czy w takim wypadku nie mamy do czynienia z produkcją zbyt hermetyczną? Cóż, osobiście jestem słabym próbnikiem, moi znajomi też – połknęliśmy w życiu tony książek, filmów, gier... Myślę jednak, że nawet bez znajomości klasyków gatunku, Alan Wake może smakować przednio. Wszystko to za sprawą przyjętej konwencji narracyjnej i świetnie przygotowanych elementów gry akcji. Najnowsze dziecko Remedy to po prostu samograj – siadasz i wsiąkasz na kilkanaście godzin, po czym chcesz więcej. A to „więcej” zapewniają nam wyższe poziomy trudności, bez których nie odnajdzie się wszystkich elementów fabularnej układanki, przygotowanych przez twórców...

Serial telewizyjny

Serial telewizyjny, Alan Wake - recenzja

Na osobną uwagę zasługuje przyjęta przez twórców gry Alan Wake konwencja narracyjna. Cała fabuła jest podzielona na odcinki – z podsumowaniem na początku i cliffhangerem na końcu. Mamy nawet retrospekcje naszego bohatera. Cofamy się wtedy parę lat wstecz i uczestniczymy w coraz mniej idealnym życiu codziennym pisarza. To zabieg znany chociażby z serialu Lost – będącego notabene jedną z inspiracji dla ekipy z Remedy. Podobnie jak w filmie widzimy też czasem wydarzenia, w których nasz bohater nie bierze bezpośrednio udziału, ale ważne dla scenariusza. Tego starano się jednak nie nadużywać, nie mamy też możliwości sterowania innymi postaciami – jeśli gramy, to jako Alan Wake.

I w tym momencie nasz bohater...

I w tym momencie nasz bohater..., Alan Wake - recenzja

Tak jak twórcy obiecywali, Alan Wake jest w dużej części grą akcji. Zdarzają się głosy, że w nadmiernym stopniu, ale z drugiej strony gdyby było inaczej, pewnie ci sami ludzie marudziliby, iż nic się nie dzieje. Malkontentów nie da się nigdy w pełni zadowolić. Przecież, gdybyśmy chcieli obejrzeć pełen mistycznych elementów thriller, podlany horrorowym sosem, wystarczyłoby nabyć jakiś film, z reguły jednak tańszy od gry. Skoro jednak zdecydowaliśmy się na grę, to zrozumiałe, że trzeba sobie... pograć.

GramTV przedstawia:

Momenty, w których musimy walczyć, są emocjonujące i można się naprawdę przestraszyć. Nie jesteśmy w akcji cały czas. Bywa, ze idziemy sobie, idziemy, nic się nie dzieje, podziwiamy widoczki... aż tu nagle ujęcia w zwolnionym tempie, ukazujące zbliżających się do nas przeciwników. Zwykle nie ma dogodnej drogi ucieczki i czasu na szukanie wygodnej pozycji. Już ktoś jest za naszymi plecami i zadaje morderczy cios. Zwiewanie na dłuższą metę i tak nie ma sensu, bo to, z czym musimy się mierzyć, męczy się znacznie wolniej niż Alan Wake, pisarz przecież a nie biegacz olimpijski.

Latarka i giwera zrobią z ciebie bohatera

Ponieważ nie gramy członkiem jednostek specjalnych, to chyba nikogo nie zdziwi w miarę skromny arsenał dostępny w grze. W zasadzie Alan Wake ma do dyspozycji taką broń, jaka jest najpopularniejsza na amerykańskiej prowincji: rewolwery, karabiny myśliwskie i strzelby (zwykłą dwururkę lub „pompkę”). Cały ten sprzęt jednak i tak nie zda się na nic, jeśli zabraknie światła. To, z czym walczymy zdaje się być całkowicie odporne na obrażenia, dopóki nie zostanie pokonana ciemność.

Dlatego też rodzajów źródeł światła w grze Alan Wake jest więcej niż broni. Mamy zwykła i przedłużoną latarkę, słabszy i silniejszy halogenowy szperacz, flary, granaty błyskowe oraz... rakietnicę sygnałową, która zdecydowanie jest najdoskonalszym narzędziem dostępnym dla naszego bohatera. Amunicję, broń i baterie znajdujemy w skrytkach, które najwyraźniej ktoś świadomie przygotował – ot, kolejna zagadka... Oprócz tego korzystamy często z generatorów awaryjnych, by rozjaśnić okolicę. Oczywiście świetnym rozwiązaniem jest też samochód, czyli mocne reflektory i niebagatelna siła przebicia w jednym.

Kartki z maszynopisu

Kartki z maszynopisu, Alan Wake - recenzja

Jednym z najważniejszych elementów gry są kartki z maszynopisu. To powieść, którą napisał Alan Wake, ale nie pamięta, kiedy to uczynił. Co więcej, pisarz jest przekonany, że rzeczywistość dookoła niego dokładnie odtwarza napisane na maszynie kolejne fragmenty książki. Może tak jest, może zaś to jedynie jego bujna wyobraźnia... obiecałem nie psuć wam zabawy. Kartki napotykamy w rozmaitych miejscach, można starać się skompletować całość, ale... część jest do odnalezienia jedynie na najwyższym poziomie trudności. Kolejnym smaczkiem są oglądane przez bohatera w telewizji odcinki serialu Night Springs – nakręconego specjalnie na potrzeby gry i nawiązującego do takich pulpowych serii jak Strefa Mroku.

Festiwal światła i dźwięku

Festiwal światła i dźwięku, Alan Wake - recenzja

Od strony audiowizualnej Alan Wake to po prostu perełka. W nocy obserwujemy napływającą ciemność i rewelacyjne efekty świetlne, gdy bohater stara się przegnać mrok. W dzień podziwiamy niesamowite pejzaże (zwłaszcza odległe, ośnieżone szczyty górskie zapadają w pamięć). Wszystkie lokacje dopieszczono co do najmniejszego detalu. Animacja ruchu i ogólny wygląd modeli postaci kładzie na łopatki Heavy Rain (odnoszę się do tej gry, gdyż często są obie ze sobą porównywane). W warstwie dźwiękowej mamy i dobre aktorstwo i mrożące krew w żyłach efekty specjalne. Czego więcej oczekiwać od „serialu grozy”?

Ogólnie Alan Wake robi wielkie wrażenie. Kompleksowo obmyślona gra, dopracowana niemal w każdym calu – włącznie z nazwami osiągnięć, które zdobywamy w części obowiązkowo, a w części fakultatywnie. Warto było poczekać, by dostać tak dopracowany produkt. Jedyne, z czym Remedy sobie nie poradziło, to animacja twarzy podczas dialogów. W porównaniu do reszty animacji, wypada słabiej. Zdaje się że po prostu na sesjach motion capture aktorzy mówili po fińsku, zamiast po angielsku... Samochody również mogłyby wyglądać lepiej. Cóż, może to i nie sprawy kluczowe, ale wystarczające, by Alan Wake nie otrzymał maksymalnej oceny.

9,9
Tak, dobrze widzicie - ta gra jest aż tak dobra!
Plusy
  • klimat, klimat i jeszcze raz klimat
  • serialowa konwencja
  • rewelacyjny, niejednoznaczny scenariusz
  • świetna grafika
  • doskonała gra światłem
  • świetne piosenki w zakończeniach "odcinków"
  • dynamiczne elementy akcji mogące nieźle nastraszyć
Minusy
  • mimika twarzy nie do końca zsynchronizowana z głosem
Komentarze
2
Aquma
Gramowicz
11/05/2012 18:58

Zerknąłem tutaj po paru latach, bo niedawno miałem w końcu okazję zaopatrzyć się w wersję PC.Powiem tak - generalnie gra mnie kupiła, choć na pewno nie oceniłbym jej aż tak wysoko jak Lucas. Zagrała fabuła i rewelacyjny klimat, a model rozgrywki przypomniał mi nieco stare, dobre czasy dawnych Residentów. Z drugiej jednak strony, zabrakło mi w Alanie trochę strachu, a i napięcie - choć jest kreowane poprawnie - to jednak mogło by być znacznie bardziej odczuwalne.Niby jest ciemno, niby coś tam szeleści, tupie i szepcze, ale cóż z tego, kiedy jak przychodzi co do czego, to 90% sytuacji sprowadza się do podobnego szablonu - cienistego gościa wypadającego zza zakrętu, któremu walimy latarą po gałach i dobijamy shotgunem lub paroma kulkami z rewolweru. Może gdyby tych kulek (i baterii do latarki) było mniej... może wtedy. Ale, jeśli tylko rozglądamy się w okół, ekwipunku jest aż nadmiar, a przez to ilość sytuacji, w których rzeczywiście musimy martwić się o życie, można policzyć na palcach jednej dłoni cienistego drwala. Daleko tej grze do uczucia prawdziwej grozy, które miałem okazję posmakować choćby w Dead Space, czy szczególnie w leciwym Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth.Odniosę się też w paru zdaniach do porównania z Heavy Rain (w recenzji Lucasa akurat tylko odnośnie grafiki, ale w innych recenzjach porównania sięgają często głębiej). Dla mnie osobiście HR rozkłada Alana na łopatki. I to wcale nie dlatego, że pod telewizorem leży u mnie PS3 ;) Powody takiego stanu rzeczy są trzy: nieporównywalnie lepiej kreowane napięcie (wywołane między innymi faktem, że każda z kierowanych przez nas postaci może - naprawdę może - zginąć, jeśli tylko podejmiemy złą decyzję, albo nie daj boże spektakularnie wyłożymy się w którejś sekwencji zręcznościowej - i nie da się z takiej wpadki wycofać), nieliniowość, przekładająca się na rzeczywisty wpływ gracza na fabułę (i to bardzo, bardzo daleko posunięty), oraz wreszcie - znacznie bardziej angażująca rozgrywka (częściowo dzięki większemu napięciu, ale częściowo po prostu dlatego, że HR mocniej zmusza nas do myślenia, mniej daje na tależu, mniej prowadzi za rączkę).Alan Wake to dla mnie taka solidna 8. Bardzo dobra gra, ale trochę jej brak do prawdziwych szczytów, a do tego ciągnie ją nieco w dół schematyczność gameplayu. Ale, ogólnie, wydanej kasy (szczególnie, że relatywnie niedużej) na pewno nie żałuję.

Usunięty
Usunięty
23/12/2011 10:19

Moim zdaniem zdaniem ocena trochę zawyżona. 8/10 wystarczyłoby w zupełności.Fabuła fabułą, ale rozgrywka jest cholernie schematyczna.Grę ukończyłem wczoraj - leżała kawał czasu (dostałem na urodziny) i jakoś nie mogłem się przemóc aby w nią zagrać.W koncu zagrałem i przeszedłem całą w czterech sesjach . Wciąga niesamowicie.