Klasyka gatunku - filmy z kosmitami w tle

grimnir
2008/08/30 17:00
5
0

Klasyka gatunku - filmy z kosmitami w tle

106 lat temu niejaki pan Georges Méliès, Francuz zresztą, pokazał światu pierwszą superprodukcję kina fantastycznego – Podróż na Księżyc. Wartka akcja i oszałamiające efekty specjalne to właśnie rzeczy, które charakteryzowały ten niesamowity i nowatorski film. Niestety, trzeci standardowy element wszelkich entuzjastycznych recenzji filmowych – błyskotliwe dialogi – nie miał miejsca, jako że było to kino nieme. Tym niemniej pierwszy film o kosmicznych aspiracjach ludzkości zrobił furorę. I nic dziwnego, gdyż to niespełna piętnastominutowe dzieło, opowiadające, jak sama nazwa wskazuje, o wyprawie ludzi na Księżyc, jeśli chodzi o dekoracje i efekty mocno przerosło swoje czasy. Wygląda wręcz jak produkt lat dwudziestych – trzydziestych ubiegłego wieku.

Historyjka to nader prosta, acz na tamte czasy i tak opowiedziana w sposób rewolucyjnie logiczny i konsekwentny. Mianowicie grupa badaczy zostaje wystrzelona z wielkiej armaty w specjalnie spreparowanym pocisku prosto w prawe oko dotąd uśmiechającego się beztrosko Księżyca. Na miejscu banda autochtonów bierze naszych bohaterów w niewolę, lecz wkrótce pada ofiarą przewagi fizycznej tudzież technologicznej Ziemian, zbrojnych w parasole. Jak się okazuje, ten niekonwencjonalny rodzaj oręża jest zaiste prawdziwą wunderwaffe na Księżyczan – padają jak muchy, zostawiając po sobie ino dym i smród. Zakończenia oczywiście nie zdradzimy.

I w ten właśnie sposób fantastyka przebojem wdarła się do świata filmu. Od tamtej pory, jak już pisaliśmy, minął ponad wiek, zaś na ekranach kin ukazało się mrowie przeróżnego poziomu i sortu produkcji, opowiadających historie o człowieku w kosmosie. I nie tylko, oczywiście, ale skupmy się właśnie na tej części zagadnienia. Kosmos to wystarczająco dużo miejsca dla wszelkich gatunków filmowych. Filmy stricte przygodowe, kryminały, wojenne, horrory, fantasy (Gwiezdne wojny), opery mydlane (Star Trek) – praktycznie każda dziedzina kina ma swoje kosmiczne poletko. Nie wyłączając nawet tzw. filmów dla dorosłych. Ukazany w niniejszym tekście wybór co ciekawszych (i nie tylko) filmów jest całkowicie subiektywny. Z racji braku czasu oraz miejsca pozwalamy sobie pominąć takie tematy samograje, jak wspominane Gwiezdne wojny tudzież Star Trek, no i oczywiście cała seria o sympatycznych, mających kwas w żyłach Obcych. Każdy z nich bowiem wymagałby długich, żmudnych i objętościowo gigantycznych omówień (za które redakcja potem jeszcze nie zapłaci. I co wtedy?).

W 1956 roku, czyli w czasach tak zwanego "Złotego wieku Sci-Fi", na ekrany kin wszedł amerykański film Zakazana planeta. Tytuł może nie brzmi zbyt gustownie, ale sam film okazał się być nader ciekawy pod wieloma względami. Po pierwsze fabuła nie ograniczała się w nim bynajmniej do "zabili go i uciekł", zmutowany w mrówkę zresztą. Otóż na planecie Altair ląduje ziemski okręt wojenny, mający za zadanie odnaleźć zaginiony statek Bellerofont wraz z jego załogą, złożoną z naukowców różnych dziedzin. Na miejscu okazuje się, że przy życiu ostał się ino niejaki doktor Morbius wraz z nader nadobną córeczką imieniem Altaira. Mieszkają sobie w dużym, wygodnym domu w otoczeniu ziemskich zwierzątek i ogólnie mają się dobrze. Pan Morbius z umiarkowanym entuzjazmem odnosi się do perspektywy ratunku i wyraźnie uważa niosących pomoc przybyszów za intruzów. W nocy jednak dochodzi do zagadkowego mordu na jednym z członków załogi. Komandor John J. Adams (młodziutki Leslie Nielsen, który najwyraźniej nie zawsze grał w debilnych pseudokomediach) rozpoczyna śledztwo...

Połączenie teorii psychologicznych z ciekawym pomysłem i technologią zaowocowało zaiste interesującym dziełem. W filmie tym pokazano również sporo nader ciekawych efektów specjalnych, np. robota Robby’ego czy też nocny atak niewidzialnego potwora, będący jednym z pierwszych przykładów udanego łączenia animacji z filmem fabularnym. Dzisiaj to norma, ale pięćdziesiąt dwa lata temu był to szczyt techniki filmowej. Dekoracje przedstawiające pozostałości zamierzchłej cywilizacji Krellów również do dzisiaj robią wrażenie. Naprawdę warto Zakazaną planetę obejrzeć.

Następny obraz bezwzględnie wart obejrzenia, acz z diametralnie odmiennych względów, to dzieło sławnego na cały świat reżysera, autora takich kasowych hitów, jak Glen czy Glenda oraz Narzeczona potwora, Edwarda D. Wooda Jr. Mowa tu oczywiście o ogłoszonym najgorszym filmem na świecie Planie 9 z kosmosu. Jest to absolutnie obowiązkowy tytuł dla każdego kinomana i miłośnika fantastyki. Zakazana planeta powstała trzy lata przed tą koszmarną produkcją, a poziomem technologicznego zaawansowania bije Plan… na głowę. Ta czarno – biała szmira z latającymi spodkami na wyraźnie widocznych sznurkach mogłaby co najwyżej konkurować z Podróżą na Księżyc, a i to nie wiadomo, z jakim efektem. Jednak nieraz udowodniono, że nie liczą się efekty i technika, jeśli aktorzy, scenarzyści i twórcy dialogów dadzą z siebie wszystko. Hmm… Cóż... Dali.

Aktorsko film aż skrzy się od gwiazd (może nie najwyższych rejonów niebios, ale zawsze). Występują w nim takie sławy jak: niezapomniana, piękna i niebezpieczna Vampira, tu wyjątkowo w roli Wampirzycy, tudzież znany na caluśkim świecie, przerażający odtwórca roli Draculi w filmie z 1933 roku, Bela Lugosi – tu jako straszliwy ghoul. Tyle tytułem informacji na temat obsady. Fabuła była znacznie zabawniejsza. Obcy postanowili bowiem zniszczyć ziemską cywilizację. Za pomocą ożywiania zmarłych. Sztuk dwóch. Ta potworna armia miała zacząć od likwidacji USA, a potem zająć się resztą świata. A wszystko to dlatego, że Ziemianie wynaleźli bombę atomową i teraz na pewno wynajdą solarną, która zniszczy wszechświat. Taka, wicie, rozumicie, prewencja. Wprawdzie rzecz cała w kosmosie się nie dzieje, ale zagrożenie przyszło stamtąd, więc do niniejszego wyliczenia pasuje.

2001: Odysei kosmicznej przedstawiać zbyt szeroko chyba nie trzeba. Klasykę się zna, szanuje i basta, a ten obraz bezwzględnie do klasyki się zalicza. Powstał w 1968 roku, więc skromne czterdzieści lat temu. Historia opowiedziana w filmie obraca się wokół tajemniczego Monolitu, którego pojawienie się wśród spokojnie sobie żyjących prymitywnych małpoludów miało zapoczątkować ludzką cywilizację. Potem piękna, niezapomniana wręcz scena, gdy kość, wyrzucona w powietrze przez jakiegoś naszego odległego a włochatego protoplastę, w locie zmienia się w statek kosmiczny, dostojnie zmierzający do stacji orbitalnej. A wszystko to przy dźwiękach walca "Nad pięknym modrym Dunajem" niejakiego pana Johanna Straussa. A swoją drogą, dopiero król walca miałby minę, gdyby takie wykorzystanie swej sztuki był ujrzał. A następnie wyprawa statku Discovery w stronę Jowisza, zbuntowany komputer, niesamowite sceny przejścia przez kosmiczny korytarz, psychodeliczne obrazy końcowe.

GramTV przedstawia:

Film ten stał się kamieniem milowym w historii kina, nie tylko fantastycznego. Zastosowane efekty specjalne, maestria reżyserii Stanleya Kubricka, który z ewidentnych dłużyzn w filmie potrafił zrobić coś niesamowicie napędzającego klimat obrazu – to wszystko sprawia, że jest to film – "lektura obowiązkowa". W 1984 roku powstała na fali "polityki odprężenia" między USA a ZSRR kontynuacja tego dzieła, pod tytułem 2010: Odyseja kosmiczna, opowiadająca o wspólnej sowiecko-amerykańskiej misji, mającej na celu ponowne zbliżenie się do księżyców Jowisza. Nachalnie antywojenna wymowa filmu nieco osłabiła jego walory artystyczne mimo niezłej pracy reżysera i aktorów. Mimo że nie był to bynajmniej film zły, to jednak nie dorównał pierwowzorowi. Cóż, takie jest chyba przekleństwo sequeli.

A teraz z zupełnie innej beczki. Było już patetycznie, wzniośle i żałośnie, czas, żeby ktoś podszedł do rzeczy z "odrobiną" krytycyzmu i humoru. W 1999 roku, czyli całkiem niedawno, świat ujrzała produkcja, bez której na pewno byłby on uboższy. Opowiada ona historię bohaterskiej załogi statku kosmicznego, który bada najdalsze zakątki galaktyki – naszej i okolicznych. Motto jego kapitana to: "Nigdy się nie poddawać, nigdy nie rezygnować". Mnóstwo przygód, niesamowita odwaga, świetni scenarzyści, ogromny budżet, rzesze fanów, akcje promocyjne w hipermarketach. Tak, to oni – aktorzy serialu Galaxy Quest, przez lata odcinający kupony od starego pomysłu. Dawno zaszufladkowani, sfrustrowani, nienadający się do żadnej innej roli… I pewnego dnia porwani przez kosmitów przekonanych, że aktorzy w rzeczywistości są bohaterami serialu. A że biedni kosmici właśnie z kretesem przegrywają wojnę, i to z przeciwnikiem, który nie daje pardonu i jeńców nie żywi, to bohaterów właśnie im potrzeba jak cholera. Historia bandy nieudaczników, którzy nagle muszą dorosnąć do roli herosów, których odgrywali, jest wprost rewelacyjna. Odniesienia do ruchu fanowskiego w USA, tego całego szału na punkcie Star Treka i jemu podobnych seriali, są po prostu prześmieszne. Do tego obsada zaiste wysokiej klasy. To wszystko sprawia, że ten film można z czystym sumieniem polecić każdemu, nieważne, czy lubi fantastykę, czy nie.

W 2001 roku dokonano, nie po raz pierwszy i nie ostatni zapewne, nieudolnego plagiatu zwanego remakiem. Ten niecny akt dotyczył filmu, który w 1968 zrobił prawdziwą furorę. Jak widać, był to bardzo dobry rocznik dla fantastyki. Mowa tu oczywiście o Planecie Małp. Ta ekranizacja (niezbyt wierna) powieści Pierre’a Boulle’a, znanego również jako autora Mostu na rzece Kwai, trafiła do grona filmów uznanych za klasykę kina. Po części był to wynik zastosowania brawurowych jak na owe czasy dekoracji. Po części – nader aktualnego tematu zagrożenia (przypomnijmy – w 1968 mieliśmy "kryzys kubański"). Grunt, że opowieść o świecie, w którym rządzą małpy, a ludzie trzymani są w klatkach w ZOO, na trwałe weszła do kanonu światowej kultury.

Film o ziemskim astronaucie zmagającym się ze światem małp i jego ponurą tajemnicą doczekał się jeszcze czterech kolejnych części oraz serialu telewizyjnego, emitowanego również w Polsce około trzydziestu lat temu. Niestety, kolejne filmy, czyli: W podziemiach Planety Małp (1970), Ucieczka z Planety Małp (1971), Podbój Planety Małp (1972) i Bitwa o Planetę Małp (1973), były coraz gorsze, a ostatnia to gniot porównywalny tylko z osławionym remakiem z panem Marky Markiem w roli głównej. Na temat tego ostatniego nie ma co się rozpisywać – nie ma ten film nic wspólnego ani z literackim, ani kinowym pierwowzorem. No może poza faktem, że pan Charlton Heston zgodził się w nim zagrać epizod. Cóż, każdemu może brakować pieniędzy.

Imię, a właściwie tytuł ciekawego pod różnymi względami filmu z akcją związaną z kosmosem, brzmi legion. Można by jeszcze opisać choćby horror Ukryty wymiar, Saturna 3, humoreskę Autostopem przez Galaktykę, Diunę, Pamięć absolutną i wiele innych. Jak jednak zaznaczyliśmy, jest to wybór ściśle subiektywny, nie aspirujący do miana kompletnego.

Wiadomość z umiarkowanie ostatniej chwili: Małpom znudziła się planeta i wybyły w kosmos.

Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
01/09/2008 16:44

Toż to nie jest nawet liźnięcie tematu, a jakieś muśnięcie delikatne niczym powiew wiatru wytworzony przez przelatujaca muche w porownaniu z huraganem. Wybor tytulow bardzo wybiorczy, nieszczegolnie wazny na tle historii gatunku. Ogolnie to mogloby byc "demo" pelnej wersji artykulu.

Usunięty
Usunięty
31/08/2008 04:07

małpy w kosmosie? myślałem, że to coś związanego z mass effect:-)

Usunięty
Usunięty
30/08/2008 21:22

106 lat temu...uuu bardzo dawno.




Trwa Wczytywanie