Assassin’s Creed - Dżihad

Curtiss
2007/12/01 18:00

Opowieść pierwsza – o islamie

Opowieść pierwsza – o islamie Mam wam opowiedzieć o Ziemi Świętej? O starciach z niewiernymi? To długa historia i nie wiem, czy starczy mi na nią tych zimowych wieczorów, które mi jeszcze pozostały. Stary już jestem i szybko się męczę. Skoro jednak tak ładnie prosicie, opowiem wam jak to wojowałem z Saracenami, u boku króla Ryszarda, nim znalazłem spokój i zostałem mnichem.

Opiszę wam najpierw mahometan, kim są i skąd się wzięli, bowiem bez tego moja historia byłaby niepełna, wręcz niezrozumiała. Albowiem tylko znając tych ludzi można pojąć, jak ciężką mieliśmy z nimi przeprawę. Dziwicie się szacunkowi w mym głosie? Oczywiście, że ich podziwiam. Są... byli moimi wrogami, ale walcząc z nimi, obserwując ich, a nawet goszcząc u nich musiałem nabrać do nich szacunku. Myślę, że i wy go nabierzecie po tym co ode mnie usłyszycie.Assassin’s Creed - Dżihad

Mahometanizm, tak jak i nasza wiara, korzenie bierze z wyznania ludu Mojżeszowego. Zbyt wiele podobieństw w tych trzech religiach aby zaprzeczać temu, więc nie oburzajcie się. Taka jest prawda. Narodził się na przełomie VI i VII wieku po Chrystusie z proroctw Mahometa, stąd też nazwa. Wedle jego słów, ponoć objawionych mu przez archanioła Gabriela, spisano Koran, ich świętą księgę. Uznaje ona mądrość Starego Testamentu, a nawet większość nauk Chrystusa. Słuchając słów owej księgi mahometanie uwierzyli, że Jezus, nasz Zbawiciel, nie zmarł na Krzyżu, nie wierzą również w to, iż był Mesjaszem, widzą w nim tylko kolejnego proroka.

Swe pochodzenie wywodzą oni od Izmaela, syna Abrahama i Hagar, którą to wraz z pierworodnym wygnał gdy na świat przyszedł Izaak. Wygnaniec spłodził dwunastu synów, którzy to są praszczurami Saracenów. Wedle Mahometa plemiona arabskie błądziły przez stulecia, będąc pogrążonymi w wielobóstwie. Udało mu się do owego poglądu przekonać znaczną cześć ludności Arabii i Afryki Północnej. Doktryny postawione w Koranie tak bardzo przemawiały do ludzi wschodu, że koło X wieku przyjęły je nawet ludy tureckie przechodząc na islam.

Opowiem wam jeszcze o Dżihad. Tak na koniec, późno już, ogień na kominku dogasa, a mnie się oczy zamykają. Co to ja... a tak, Dżihad. Słowo to oznacza dokładnie „powinność”, tu w domyśle powinność wobec Boga, świętą wojnę. Jednak nie chodzi tu tylko o walkę z innowiercami, to także walka z własną grzesznością. To ogólna próba dążenia do Boga i wytrwałości w wierze.

Opowieść druga – o Saracenach Wczoraj opowiadałem wam o islamie. Ale trzeba wam wiedzieć, że Saraceni to nie tylko islam. To wielka, sięgająca do czasów przed Chrystusem kultura. Na polu nauki, medycyny, architektury czy literatury pozostawiają nas w tyle tak jak antyczni Grecy czy Rzymianie.

Ich ziemie rozpościerają się od Indii po przez całe wybrzeże Północnej Afryki, aż po Półwysep Iberyjski. Widziałem budowle, które stawiali na swych ziemiach, i w całym chrześcijańskim świecie dorównać im mogą tylko te stojące w Konstantynopolu. Zachowali całą wiedzę o greckiej geometrii i astronomii, wzbogacając ją o swoje odkrycia. Ich poezja chwyta za serce niczym stalowa pięść. Choć to innowiercy, to są nacją bardzo światłą.

W jednym ich tylko przewyższaliśmy, w sztuce wojennej. Ale tu dowiedli, że szybko się uczą, zaprzęgli naukę do służby wojnie. Ich metalurdzy i kowale broń tak cudowną wykuć potrafią, że niejeden władca za jej posiadanie połowę swych ziem by oddał. Dodam wreszcie, że jako zrodzeni w tym klimacie lepiej od nas znoszą przeraźliwe upały, jakie panują w Ziemi Świętej. Nie powinno więc dziwić, że tak ciężką mamy z nimi przeprawę.

Dodać należy, że Saraceni to ludzie dobrze wychowani. Jeżeliś ich gościem, to przyjmą cię jak brata, nawet gdy ujrzą w progu swego największego wroga. Słyszałem o Maurze, który odnalazłszy na bezdrożach nieznajomego, podzielił się z nim ostatnim bukłakiem wody. Kiedy obaj na wpół wycieńczeni podróżni dotarli do oazy, ocalony zapytał Maura, czemu to uczynił, przecież sam mógł zginąć. Na co Maur rzekł tylko Insz Allach - „Jak Bóg zechce”. Niewielu znam chrześcijan tak bogobojnych i uczynnych. Więcej opowiem wam innym razem, na dzisiaj i wam i mnie już starczy.

Opowieść trzecia – o odłamach Pośród mahometan, tak jak i wśród chrześcijan istnieją spory doktrynalne, ale mają one podłoże natury bardziej politycznej niż religijnej. Bądźcie spokojni, to już ostatnia opowieść, zanim przedstawię wam najstraszniejszą historię, jak mnie spotkała.

Spory te zrodziły się najpierw po śmierci Mahometa, a potem Alego ibn Abi Taliba, jego zięcia i przybranego syna. Kiedy prorok islamu umarł, część jego poddanych jako jego spadkobiercę widziało Alego, który przez adopcję i ślub z jego córką był z nim spokrewniony. Doszło do konfrontacji, która zakończyła się w pokojowy sposób ustanowieniem czterech kalifów. Część mahometan przyjęła to z niezadowoleniem i tych nazwano później charydżytami. Ale oni są dla naszej historii mało istotni.

Drugim liczącym się odłamem islamu są sunnici, którzy wierzą, iż namiestnikami ich Proroka zostać mogą tylko nieliczni wybrani. Wiernie trzymają się przesłań Sunn, które są opowieściami o czynach i wypowiedziach Mahometa. Jednak ten odłam też nie jest interesujący dla naszej dalszej opowieści.

Grupą którą powinniśmy się zająć, a i to pobieżnie, są szyici. A to dlatego, że istnieje wielka mnogość wywodzących się od nich ugrupowań z których będą interesować nas tylko niektóre. Szyici wyodrębnili się w islamie krótko po charydżytach, uznając kalifa tylko w osobie Alego i nazywając go imamem. Do VIII wieku wewnątrz odłamu panuje pokój, który zostaje zburzony przez nieuwagę Dżafar as-Sadika, po którym imamem miał zostać jego syn Isma’il. Niestety, pierworodny Dżafara zmarł jeszcze za jego życia, a ten nie raczył powiedzieć, kto w takim wypadku ma rządzić po jego śmierci. W efekcie szyici znów się podzielili. Większość uznała za następcę Dżafara jego młodszego syna Musę. Pewna jednak ich grupa uznała, że imamem był Isma’il, a co za tym idzie to po jego linii powinno następować dziedziczenie. Dochodzą jeszcze do tego historie o Mahdim, ich mesjaszu, ale to jest już naciągane nawet jak na Arabię. Z tego to odłamu wywodzi się później ród Fatymidów, władców Egiptu, z którymi zdarzało się i wojować i sprzymierzać Królestwu Jerozolimy. Stamtąd też pochodzą nizaryci, ale o nich już następnym razem.

Opowieść czwarta – o nizarytach

Jak obiecałem, będzie dziś o mojej walce z niewiernymi i o nizarytach. Co łączy jedno z drugim zaraz wyjaśnię. Jak wiecie, do Ziemi Świętej trafiłem wraz z trzecia krucjatą, ale nie z królem Ryszardem, tylko jeszcze z ekspedycją niemiecką prowadzoną przez cesarza Fryderyka Barbarossę. Przed dotarciem do Antiochii, ale już po śmierci cesarza, wraz z oddziałem wpadłem w zasadzkę podczas jednego z podjazdów. Większość z nas zginęła, a nielicznych ocalałych wzięto do niewoli. Mieliśmy zostać sprzedani na targu w Damaszku.

Jednak moja gorąca młodzieńcza głowa wpakowała mnie wówczas w jeszcze większe kłopoty. Próbowałem zbiec z transportu, a podczas gonitwy po górskich wąwozach zabiłem jednego z Saracenów. Jak się okazało był to syn jakiejś ich osobistości. Gonili mnie potem tak długo, że nie miałem już sił uciekać, zagłodzony i umierający z pragnienia czekałem tylko aż mnie dobija. Jednak jak się okazało byli na to zbyt wyrafinowani. Zabrali mnie do Damaszku, gdzie miałem być przygotowany do spektakularnej egzekucji.

GramTV przedstawia:

Po przybyciu do miasta wtrącono mnie do lochu, gdzie miałem oczekiwać na wyrok i karę. Och, było pewne, że mnie skażą, pytanie polegało tylko na tym, jak wymyślna będzie tortura, która mnie uśmierci. Takie myśli i walka ze szczurami przez pewien czas były mi jedyną „rozrywką”, jednak pewnego dnia do mej celi przywleczono niemal martwego człowieka. Skatowano go straszliwie, jednak tak jak i mnie czekać go miała znacznie cięższa śmierć.

Nazywał się Tamir i był nizarytą. Wówczas, tak jak wy teraz, nie wiedziałem jeszcze co to znaczy, ale jak wiecie od tamtej pory moja wiedza w tej materii znacznie się poszerzyła. Udało mi się odratować towarzysza niedoli, a kiedy to robiłem nawet się nie zastanawiałem czy to chrześcijanin czy mahometanin. Sporo się wówczas od niego dowiedziałem, zarówno o Saracenach jak i o powodach jego bytności w lochu, ale o tym za chwilę. Muszę się czegoś napić, dajcie jakiegoś wina, strasznie mi w gardle zaschło od tego gadania.

Kiedy Fatymidzi zdobyli władzę w Egipcie, stworzyli tam wspaniały ośrodek kultury, sztuki i nauki. Och nie, nie zapomniałem o czym mówiłem, dokonałem po prostu przeskoku do następnej kwestii. Jak wspomniałem, nizaryci są odłamem ismaelitów, a z kolei ci są ściśle związani z Fatymidami. W okresie poprzedzającym pierwszą krucjatę do Kairu przybył młody Pers Hasan ibn Sabbah z zamiarem pobierania nauk. Wmieszał się w politykę i aby nie zginąć wraz z synem Imama, Nizarem, uciekł z Egiptu.

Po kilku latach stał już na czele całkiem sporego ruchu, który stworzył wokół osoby straconego Immama, noszący od jego imienia nazwę nizarytów. Ich siedzibą staje się Alamut - Orle Gniazdo, które Hasan zdobywa sztuką negocjacji i podstępem. Samo to jest interesującą opowieścią, pozwolę więc ją sobie w skrócie przedstawić. Hasan znalazł właściciela zamku, który sobie upatrzył, i dogadał się z nim, iż ten odda mu obszar ziemi jaki jest on w stanie okryć krowią skórą. Właściciel twierdzy zgodził się, a wówczas przebiegły założyciel nizarytów pociął skórę na tak cienkie paseczki, aż udało mu się okryć nimi cały zamek. Alamut jest wspaniałą twierdzą.

Jak dowiedziałem się od Tamira, ugrupowanie powstało aby zwalczać źle ukierunkowane zmiany w islamie. W ciągu czterdziestu lat sztuką negocjacji, przekupstwem lub za pomocą zastraszania zdobyli oni olbrzymie wpływy na terenach Persji i Syrii. Hasan okazał się światłym, mądrym i zapobiegliwym przywódcą. Jego działalność doprowadziła go do punktu, w którym sprzymierzeńcy go szanowali, a wrogowie się bali.

Strach to tylko jedno z narzędzi jakimi posługują się nizaryci. Jednak to przerażenie jakie budzą jest im pamiętane najmocniej. W ich rękach czyjeś lęki to precyzyjne narzędzie. Kilkoma spektakularnymi zamachami doprowadzili do sytuacji, w której żaden władca nie może się czuć bezpieczny, ponieważ wie, że jeśli znajdzie się na liście nizarytów będzie martwy.

Dziwicie się czemu nie mówię o nich assasini? No cóż, po pierwsze to nazwa, która nie jest prawidłowa, a tylko w jednym kontekście byłaby godna tych ludzi. Część politycznych wrogów nizarytów mówi on nich al-hasziszijjin, co oznacza zjadacza haszyszu i jest raczej pogardliwe. Niektórzy uważają, że pierwsi krzyżowcy przez złą wymowę zniekształcili ów zwrot. Ja natomiast skłaniam się bardziej do tego, iż pochodzi ta nazwa od arabskiego assa, co znaczy strażnik twierdzy. Ale jako żem nie nawykł do używania słów, o których nie wiem co znaczą, to wolę nazywać ich nizarytami.

Tamir powiedział mi również, iż ich ugrupowanie ma siedem stopni wtajemniczenia. Nie pamiętam już ich wszystkich, ale spróbuję sobie przypomnieć chociaż kilka. Najniżej stojącymi w hierarchii są fedainowie, od fida'i, czyli "poświęcający się". To oni w razie konieczności przeprowadzają egzekucje. Oprócz nich istnieją też lasiq, będący czymś na kształt nowicjuszy, rafiq, co można przetłumaczyć jako towarzysze i da'i, którzy są misjonarzami. Reszty nie pomnę.

Byłem zdumiony, jak niewiele mogłem opowiedzieć mu z kolei ja sam. Jego wiedza na temat życia Europejczyków, naszej religii, ba, nawet sytuacji politycznej była zdumiewająca. Mówił płynnie po francusku, niemiecku i łacinie, którą zresztą znał również w piśmie. Wszystkiego co wiedział nauczono go po to, aby mógł służyć celom ugrupowania. Osobiście czułem się zażenowany przepaścią jaką tworzyła różnica w naszym wykształceniu.

Jak się okazało wkrótce, wiedza nie była jedyną przewagą jaką posiadał. Raz w tygodniu prowadzono nas na publiczną egzekucję, częściowo aby nas wystraszyć, a częściowo aby tłum mógł się nad nami poznęcać. Zdumiewało mnie to, że tłum nienawidzi Tamira przynajmniej równie bardzo jak mnie. Na tych to egzekucjach dowiedziałem się, że kaci zanurzać będą nas w kadziach z żrącym wapnem. Uwierzcie mi, człowiek obrany ze skóry i części mięśni, a jednak wciąż żywy, najodważniejszych przyprawić mógł o drżenie łydek.

Wtedy to okazało się, że kiedy mnie sparaliżowało ze strachu, Tamir wciąż myślał o tym jak uciec. Śmierć nie była mu straszna, jednak umrzeć walcząc to jedno, a dać się zaszlachtować jak jagnię to drugie. Zauważył on, że o ile na spektakl prowadził nas znaczny oddział, to w drodze powrotnej, przed wieczorną modlitwą, do samej celi odprowadzało nas już tylko dwóch żołnierzy. A ci również myśleli już tylko o rozwinięciu dywanika modlitewnego. Tak oto przekonałem się, iż Tamir potrafi zabić człowieka gołymi rękoma równie sprawnie jak ja mieczem. Bóg mi świadkiem, w swym długim życiu widziałem wiele niezwykłych rzeczy, ale to co ujrzałem wówczas było jedną z najbardziej zdumiewających, kusi wręcz by powiedzieć - magicznych.

Przez następnych kilka tygodni dowiedziałem się więcej o ukrywaniu, przebieraniu i o sposobach uśmiercaniu ludzi niż przez całą resztę swego życia. Żołnierze z Damaszku ścigali nas z uporem tak wielkim, iż czasami sądziłem, że to się nigdy nie skończy. Jednak jak widzicie jestem tu, aby przekazać wam tę historię. Niewiele w niej szlachetności i wzniosłości z walki o Wiarę i Ziemię Świętą, ale też niewiele jej tam znalazłem. Na szlachetne gesty i czyny stać było tylko możnych panów siedzących za murami twierdz i plecami swych wojsk. Ci, którzy znaleźli się wśród obcych zdani na ich łaskę i niełaskę, mogli tylko walczyć o przetrwanie.

W ten właśnie sposób postępowali nizaryci. Choć mędrcy, żeby przetrwać w rzeszy wrogo nastawionych sąsiadów sięgali po przekupstwo i mord. Kształcili się, a jednocześnie gotowi byli umrzeć, by reszta ugrupowania mogła przetrwać. Myślę, że na tym skończę swoja opowieść o najdziwniejszych ludziach jakich zdarzyło mi się poznać podczas wyprawy do Ziemi Świętej.

Komentarze
20
Usunięty
Usunięty
08/12/2007 14:02

Ta bogata historia w bardzo interesującym skrócie pozwoliła mi się dowiedzieć kilku fajnych rzeczy.

Usunięty
Usunięty
07/12/2007 08:12

Fajny tekst naprawdę jestem pod wrażeniem

Curtiss
Gramowicz
Autor
02/12/2007 16:30
Dnia 02.12.2007 o 15:47, Bond1 napisał:

Hmm...zastanawia mnie, dlaczego Curtiss jako Arab przedstawia Chrześcijan w złym świetle np. "Ich ciasnota umysłowa w sprawach religii jest absolutnie niezrozumiała", "I chociaż ich wiedza i horyzonty są silnie ograniczane przez ich niedorzeczną wiarę,..", "Baronowie, ich elita rządząca, to w większości źle wychowani, niewykształceni i nieokrzesani osiłkowie.". Zaś jako Chrześcijanin przedstawia Arabów w bardzo dobrym świetle np. "Dziwicie się szacunkowi w mym głosie? Oczywiście, że ich podziwiam", "Jeżeliś ich gościem, to przyjmą cię jak brata, nawet gdy ujrzą w progu swego największego wroga." Czy naprawdę Arabowie nie mieli do Chrześcijan żadnego szacunku? Dlaczego więc chrześcijanie tak chwalą Arabów? Być może to prawda, Arabowie byli bardziej wykształceni, mieli większą wiedzę o świecie niż Europejczycy, ale wierzyć mi się nie chce, że "ciaśni, ograniczeni europejscy rycerze" przyznaliby to...

;P, ciesze sie że ktoś to zauważył. Częściowo to kwestia zabawy konwencją, częściowo taka była prawda. Na koniec powiem tylko że takie reakcje obserwuje się u ludzi którzy mają kompleksy na czyimś punkcie, a nie ukrywajmy, nasz "stary" krzyżowiec był zakompleksiony po zetknięciu sie z Tamirem.Osobiście ubolewam nad upadkiem oświeconego islamu. Bardzo niewiele pozostało z wspaniałej kultury jaka byli za czasów Fatymidów i Saladyna, myślę że nastąpiło odwrócenie ról. Dla nas to dobrze, dla krajów bliskowschodnich źle.Starałem sie ukazać pewne zjawiska i mechanizmy tamtych czasów, mam nadzieje, że mi się to udało.




Trwa Wczytywanie