Tydzień z grą Pro Evolution Soccer 6 - dzień szósty

Spayki
2006/11/25 23:10

Mistrzostwa Europy w Pro Evo 5

Mistrzostwa Europy w Pro Evo 5

Mistrzostwa Europy w Pro Evo 5, Tydzień z grą Pro Evolution Soccer 6 - dzień szósty

Pewien złośliwy dowcip mówi, że polski kibic po zwycięstwie jego ukochanej drużyny na mistrzostwach świata odkłada pada i wyłącza konsolę. Może jednak coś w tym jest? Szesnaście lat czekania na udział piłkarskiej reprezentacji Polski w imprezie rangi mistrzowskiej. I co? Pogrom w Korei. Cztery lata później mundial w Niemczech. Tym razem nie może być już nawet mowy o powrocie na tarczy. Ambitne plany, obietnice, niewyjaśnione do dziś decyzje personalne – a efektu żadnego. Zgoła inaczej sprawa wygląda na wirtualnych boiskach. W poprzednim roku nie mogliśmy wyobrazić sobie lepszego debiutu w mistrzostwach Europy – Polak wrócił do kraju z tytułem. Teraz spodziewaliśmy się powtórki. Ale po kolei.

Zmiany, zmiany, zmiany

Tegoroczne mistrzostwa Polski zostały przeprowadzone według nowych zasad. W sześciu miastach (Warszawa, Poznań, Kraków, Szczecin, Katowice, Wrocław) zorganizowano turnieje eliminacyjne, a następnie najlepsi zawodnicy spotkali się w stolicy, by wyłonić reprezentanta na mistrzostwa Starego Kontynentu. Dokładnie 9 września o godzinie 10:00 ponad setka graczy rozpoczęła zmagania. Bezkonkurencyjny okazał się jeden z najbardziej aktywnych członków krajowej sceny PES-a – Szostak. I to on miesiąc później reprezentować miał biało-czerwone barwy na finałach w Irlandii.

Turniej główny odbył się 7 października, jednak dziennikarze zostali ściągnięci na Szmaragdową Wyspę kilka dni wcześniej. Tak więc polskie media, w sile dwuosobowej (ja oraz Marcellus z magazynu Neo Plus), zgodnie z terminarzem zameldowały się na lotnisku w Dublinie. Irlandia przywitała nas palącym słońcem i niebotycznym korkami na drogach. O ile pogoda już kilka godzin

później zmieniła się na typowo wyspiarską (czytaj: deszcz niemal non stop), tak ruch uliczny do końca skutecznie utrudniał nam płynne przemieszczanie się pomiędzy oddalonymi czasem o kilkadziesiąt kilometrów punktami docelowymi. W tym miejscu przyznać trzeba, że organizatorzy zadbali o odpowiednie zagospodarowanie czasu przybyłych gości. Wizyta w fabryce Guinnessa połączona z degustacją tego niewątpliwie kojącego i uśmierzającego ból trunku, zabawa w golfa (cóż, grą trudno to nazwać), strzelanie do rzutek czy turniej piłki nożnej na przesiąkniętej wodą murawie – czasu nie marnowaliśmy. Ale nie to jest najważniejsze, prawda?

Niewątpliwie jednym z ważkich zagadnień były zmiany dokonane w regułach samych zawodów. Polskie eliminacje rozgrywano podług – jak się wydawało – oficjalnych zasad Konami. Te jednak na turnieju mistrzowskim wyglądały zgoła inaczej: kamera Wide, zamiast Normal Long; zielone strzałki opisujące formę zawodników, zamiast czerwonych. Szybki wywiad dobitnie uświadomił nam, że tylko my nie wiedzieliśmy o przeprowadzonych roszadach. Nie ma to jak bycie traktowanym, niczym – nie przymierzając – obywatel kraju trzeciego świata.

O jeden faul za daleko

Pierwszym testem nowych ustawień był organizowany corocznie turniej mediów, rozgrywany w świeżutką wersję Pro Evo 6 na PlayStation 2. Oczywiście ja również wystartowałem... A w zasadzie chciałem wystartować. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że ani Marcellusa, ani mnie nie ma na żadnej liście.

Cudownie. Po krótkim, aczkolwiek skutecznym buncie zostaliśmy „upchnięci” do rozrywek. O ile Marcellus nie miał szczęścia i swój udział zakończył już w pierwszej fazie zawodów, tak ja dość łatwo rozprawiłem się z wszystkimi przeciwnikami w grupie. Następnie, niemal z marszu, rozbiłem Holendra i - po dogrywce - bardzo ekspresywnego Hiszpana (rzucanie padem included). W półfinale czekał już grający Francją... Francuz.

Po 30 minutach bezskutecznych ataków, naraziłem się na kontrę, po której Dida sfaulował szarżującego Henry’ego. Szybka korekta składu i karny. Jedenastkę jakimś cudem wyłapałem, jednak chwilę później straciłem bramkę. Po zmianie stron przejąłem inicjatywę, czego następstwem było wyrównanie stanu meczu po stałym fragmencie gry w 83. minucie. Niestety, kilkadziesiąt sekund później głupia strata piłki w środku pola rozwiała moje marzenia o finalnym sukcesie. W drugim półfinale zmierzyło się dwóch brytyjskich dziennikarzy, z których lepszym okazał się Nathan Irvine z PSM3. Następnie dość łatwo poradził on sobie z moim półfinałowym pogromcą, otrzymał puchar i uścisk ręki Seabassa. Ja musiałem zadowolić się trzecim miejscem ex aequo. Za rok będzie lepiej, zobaczycie.

W każdym razie nie sposób nie wspomnieć o słabej organizacji zawodów dla dziennikarzy. Owszem, Media Cup z definicji ma charakter czysto rozrywkowy, niemniej nie zwalnia to z obowiązku możliwie najbardziej profesjonalnego przygotowania zabawy. Przede wszystkim z każdej grupy do dalszych rozgrywek awansował tylko jeden zawodnik, co wiązało się – tak jak w przypadku Marcellusa – z walką z bardzo mocnymi przeciwnikami już w pierwszym etapie. Poza tym sędziowie, a właściwie sędziny, nie były zbyt zorientowane w tym, co działo się dookoła. Ich obowiązki zostały zredukowane do zapisywania wyników poszczególnych spotkań i „wyglądania”. Z tym drugim radziły sobie naprawdę profesjonalnie.

Emocje na dobre zaczęły udzielać się nam w niedzielę. Wszyscy zjechali do Osprey Hotel, gdzie wkrótce miały zostać zainaugurowane mistrzostwa. Jeszcze przed rozpoczęciem głównej imprezy zorganizowano mecz pokazowy. Pierwotnie planowano, iż zagra w nim aktualny wówczas mistrz Europy oraz czempion Japonii. Co dziwne, Esiek nie został zaproszony. Jego miejsce zajął Szostak i pokonał azjatyckiego gracza 4-3 po dogrywce. Należy jednak oddać sprawiedliwość Kisuke Killerowi 1 i zaznaczyć, iż jest on mistrzem Winning Eleven 9, a od ponad pół roku gra wyłącznie w dziesiątą odsłonę tej serii, która nota bene w znacznym stopniu różni się od Pro Evolution Soccer 6. O nieobecność Eśka zapytaliśmy Ellę Siebert z Konami of Europe. Niestety nie potrafiła udzielić nam

jednoznacznej odpowiedzi, zaznaczając tylko, iż dotychczas niepisana zasada gwarantowała mistrzowi Starego Kontynentu możliwość obrony tytułu na kolejnej imprezie. Widocznie do czasu, kiedy puchar pojechał do Polski.

GramTV przedstawia:

Let's get ready to rumble!

Po meczu pokazowym Szostak wyglądał na wyluzowanego, zdążył jeszcze udzielić kilku krótkich wywiadów (w tym dla japońskiego czasopisma zajmującego się wyłącznie serią WE!) i wreszcie przyszedł czas na poważną rywalizację. Niefortunnie znów zaczęła zgrzytać organizacja – zawodnicy zostali podzieleni na cztery grupy, trzy sześcio i jedną czteroosobową. Z każdej z nich do dalszej rundy przechodziło dwóch graczy i od razu zaczynały się rozgrywki systemem pucharowym. Nie trzeba chyba zaznaczać, co to oznacza na tak wysokim poziomie. Mówiąc krótko – loteria. Mistrz Polski trafił do pierwszej grupy, a w inauguracyjnym meczu zmierzył się z reprezentantem

Portugalii. Szostak zaczął od szybko strzelonej bramki, przed kończącym pierwszą połowę gwizdkiem stracił jednak przewagę (wcześniej broniąc karnego). Zaraz po przerwie znów wyszedł na prowadzenie, ale w końcowych 10 minutach rywal zaliczył dwa trafienia. Mecz zakończył się rezultatem 2-3 i jak się później okazało – ten mecz miał mieć decydujące znaczenie dla dalszego układu sił w grupie.

Następnie, po mało emocjonującym spotkaniu, nasz reprezentant uległ 2-0 Francuzowi i w tym momencie było już po zawodach. Nie pomogły nawet trzy kolejne zwycięstwa odniesione nad Anglikiem, Włochem (po 3-2) oraz Irlandczykiem (walkower, zawodnik gospodarzy po prostu zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach po pierwszych przegranych starciach). Szostak ostatecznie zajął trzecie, niepremiowane awansem, miejsce w swojej grupie. Pozostało nam śledzenie rywalizacji najlepszej ósemki tego wieczoru.

Ćwierćfinały przebiegły bez większych emocji i prawdziwe popisy rozpoczęły się wraz z pierwszą „połówką” (tak, czuję tę dwuznaczność). Pochodzący z Niemiec El Matador skrzyżował rękawice z bardzo dobrze dysponowanym Holendrem – Abrahamem Dincem. Od początku dominował reprezentant naszych zachodnich sąsiadów, nie mógł jednak potwierdzić tej przewagi strzeloną bramką. Do siatki trafił natomiast gracz z kraju tulipanów. Mike Linden zdołał szczęśliwie wyrównać przed przerwą. W 65. minucie Niemiec fauluje w odległości 42 metrów od własnej bramki. Holender przymierza i... piłka wchodzi! Nieprawdopodobne, bezpośrednie uderzenie Roberto Carlosa z rzutu wolnego. El Matador podnosi się pomimo tego ciosu i doprowadza do dogrywki. Ta jednak nie przynosi rozstrzygnięcia. Jedenastki lepiej wykonuje Niemiec. Zdecydowanie był to najlepszy mecz turnieju.

W drugim półfinale grali RobMcLean oraz Fabio Jorge. Szkot w barwach Anglii od początku zaliczany był do grona faworytów całej imprezy i nie zawiódł. Mimo że do 70. minuty przegrywał 1-0, mecz zakończył wynikiem 3-1 na swoją korzyść.

Decydujące starcie

Długo oczekiwany finał przebiegał pod dyktando Niemca. To, co El Matador wyczyniał Henrym lub Giulym (jako jeden z nielicznych grał Francją) było nieprawdopodobne. Genialny timing, wyczucie, znakomita umiejętność czytania sytuacji na boisku, perfekcyjna gra z wykorzystaniem super cancela. Po prostu poezja. El Matador wygrał zasłużenie dwiema bramkami i zgarnął (niewielki, bo niewielki, ale zawsze) puchar z rąk samego Seabassa. Potem były już klasycznie –

wspólne zdjęcia, wywiady, autografy...

Na tym zakończyły się mistrzostwa Europy w Pro Evolution Soccer 5. Przynajmniej dla większości. Jako że atrakcje to rzecz ważna, linie lotnicze zafundowały nam dodatkowy dzień na irlandzkiej ziemi, który przeznaczyliśmy – a jakże by inaczej – na zmagania przy konsoli. Kolejne finały, jeśli nic niespodziewanego się nie wydarzy, już za rok. My ze swej strony dołożymy wszelkich starań by tytuł wrócił tam, gdzie jego miejsce.

Komentarze
11
sianer
Gramowicz
28/11/2006 11:33

A moze CDP w koncu ujawni dlaczego do Irlandii nie pojechal Esiek, ktory powinien bronic tytulu Mistrza?

Usunięty
Usunięty
27/11/2006 16:18

Teraz jestem 10 i mowie moze być fajna gierka bo widzialem filmik z tej gryGrafa5Dzwiek4+ bo mozna grac na 5.1Grywność HEHE 5 Super triki i w ogoleOgolna Ocena -5

Usunięty
Usunięty
26/11/2006 20:03

a ja dziewiąty =)A w pes6 to jeszcze nie grałem4,5 PES THE BEST(zobaczymy czy 6 też=))




Trwa Wczytywanie