Tydzień z grą Pro Evolution Soccer 6 - dzień piąty (extra)

Spayki
2006/11/24 23:22
0
0

Wywiad z Romanem Kołtoniem

Wywiad z Romanem Kołtoniem

Wywiad z Romanem Kołtoniem, Tydzień z grą Pro Evolution Soccer 6 - dzień piąty (extra)

Dominik Trzmielewski: Roman Kołtoń – redaktor Naczelny Przeglądu Sportowego i ekspert Polsatu Sport – komentatorem w grze komputerowej. Jak do tego doszło? Roman Kołtoń: Nie ukrywam, że namówił mnie do tego mój przyjaciel, Mateusz Borek. Pierwszy kontakt firmy (CD Projektu – dop.) był właśnie z nim, jako bardziej znaną i medialną częścią istniejącego już niemal osiem lat (początkowo Canal+, obecnie Polsat) duetu „Mati-Roko”. Po krótkiej rozmowie wspólnie podjęliśmy decyzję o wzięciu udziału w tym projekcie.

DT: Jak przebiegał proces lokalizacji gry? Czy mieli Panowie wolną rękę przy sporządzaniu kwestii dialogowych, czy też Wasza rola ograniczała się do odczytania wcześniej przygotowanych tekstów? RK: Były to gotowe teksty, jednak przed sesją nagraniową dyskutowaliśmy o tym, w jaki sposób podejść do tego tematu. Nie uważam się za człowieka obeznanego z grami komputerowymi, ale zawsze pojawia się pytanie, w jakim stopniu to, co obserwujemy na monitorze jest sztuczne. W komentarzu staraliśmy się być możliwie najbardziej naturalni, aczkolwiek dialogi były przygotowane na podstawie tłumaczenia. Szczerze mówiąc byłem zaskoczony na plus. Oczywiście angielski komentarz różni się miejscami od polskiego, więc jeśli coś zgrzytało, mówiliśmy to po swojemu. Zadanie Matiego było dużo trudniejsze od mojego. Musiał on odczytać kilkanaście tysięcy nazwisk i bez wahania mogę stwierdzić, że jest to najbardziej odpowiedni do tego człowiek w Polsce. Owszem, jako mój partner, czasami mnie denerwuje, ale przyznać trzeba, że na wymowie zna się świetnie i radzi sobie z tym z dużą łatwością.

DT: Czym różni się praca komentatora telewizyjnego od podkładania głosu „na sucho”, czyli tak jak w przypadku gry komputerowej? RK: Przede wszystkim każde spotkanie piłkarskie wiąże się z pewnymi przeżyciami. My staramy się dostosować nasz komentarz do tego, co dzieje się na boisku. Czasami mamy natchnienie, sprzedajemy więcej informacji, czasami jednak sam mecz zapewnia tyle emocji, że nie ma możliwości przeprowadzenia swobodnej dyskusji, trzeba po prostu pilnować gry i podsumowywać przebieg spotkania. To jest zupełnie inna praca. W przypadku gry komputerowej siada się za mikrofonem i powtarza określone kwestie. Ale powtórzę raz jeszcze – byłem bardzo zadowolony z jakości dialogów. Kilka miesięcy wcześniej pracowaliśmy przy nagrywaniu pewnych płyt, co wiązało się z poprawianiem właściwie wszystkich tekstów. W przypadku Pro Evolution Soccer ten problem w zasadzie nie występował. Podkładanie głosu do gry jest dla mnie nowym doświadczeniem. Kiedy dostanę swój egzemplarz, trudno, zrobię sobie wolne i spróbuję w to pograć. W zasadzie jestem bardziej człowiekiem książek, niż komputerów, ale tym razem zrobię wyjątek i zmierzę się z tą grą.

DT: Pozostawiając już temat gier. Dlaczego jako swoją specjalizację wybrał Pan właśnie piłkę nożną? RK: Jako dziecko namiętnie grałem w piłkę. W pewnym sensie namiastką komentowania meczów były opisy własnych akcji, jakie konstruowałem w wieku kilkunastu lat. Wykrzykiwałem różne nazwiska i zbierałem doświadczenie odbijając piłkę o bramę garażu wraz z moim kolegą. Aczkolwiek nigdy nie miałem przeświadczenia, że muszę w przyszłości być komentatorem, myślałem raczej o dziennikarstwie. W zasadzie to los sprawił, że zacząłem komentować mecze. I muszę przyznać, że ciągle sprawia mi to niesamowitą przyjemność.

DT: Swoją przygodę z dziennikarstwem sportowym rozpoczął Pan w bardzo młodym wieku. Jak wspomina Pan pierwsze lata pracy dla Piłki Nożnej i Przeglądu Sportowego? RK: Do „Piłki” pisałem jeszcze jako nastolatek. W wieku 18 lat rozpocząłem studia we Wrocławiu i już w wtedy pisałem dużo, co zresztą było normą wśród dziennikarzy sportowych. Co ciekawe, przez rok pracy w stolicy Dolnego Śląska używałem do pracy komputera, natomiast po przeprowadzce do Warszawy i związaniu się z „Przeglądem” do dyspozycji miałem wyłącznie maszynę do pisania. Załamałem się (śmiech – dop.).

DT: Co sprawia Panu większą przyjemność – pisanie „na papier” czy komentowanie meczów w telewizji? RK: Komentowanie jest fajne. Człowiek jeździ po świecie, ogląda widowiska, które dla innych ludzi pozostają hobby. Dla nas praca jest hobby. Byłem na trzech mistrzostwach świata. W samej tylko Francji widziałem ponad 20 meczów na stadionach, wtedy jeszcze jako dziennikarz piszący. Historia futbolu zapisywała się na moich oczach. To jest piękne w tym zawodzie!

DT: Czy pamięta Pan swój pierwszy komentowany w telewizji mecz? RK: Tak, oczywiście. Był to mecz Bundesligi, Borussia Dortmund kontra Bayer Leverkusen, w 1995 roku. Goście wygrali na Westfalenstadion 3-0. Spotkanie komentowałem wraz z Edwardem Durdą. Z Edkiem zawsze dobrze mi się pracowało.

GramTV przedstawia:

DT: Podobno ulubioną ligą Romana Kołtonia jest Bundesliga. Dlaczego właśnie niemiecki futbol, a nie choćby włoski czy hiszpański? RK: Tak ludzie to interpretują i w porządku, niech tak zostanie. Jednak absolutnie moją pasją jest Champions League. Te rozgrywki były krytykowane, niemniej niezaprzeczalnie mają klasę i moc. Trenerzy mówią, iż obecnie to właśnie one mają większe znaczenie od mistrzostw świata. Niegdyś kolejne mundiale wyznaczały trendy, teraz to Liga Mistrzów jest forum, na którym decyduje się przyszłość piłki nożnej. Styl gry, filozofia futbolu, kreowanie wielkich nazwisk i drużyn – wszystko to bierze się właśnie z tych rozgrywek. Natomiast jako dziecko najbardziej interesowałem się ligą włoską. Chociaż chciałbym kiedyś komentować mecze Primera Division. Wiele razy byłem w Hiszpanii i bardzo lubię ten kraj. Owszem, Bundesliga na zawsze zostanie ligą, którą bardzo lubię i cenię. Czasem gra w niej więcej Polaków, czasem mniej. Pamiętam sezony, kiedy w Niemczech grało kilkunastu naszych rodaków i to było super.

DT: Komentował Pan sześć finałów Ligi Mistrzów. Który mecz zapadł Panu najbardziej w pamięci? RK: Komentowałem pięć meczów, na jeden nie dojechałem (śmiech – dop.). Wszystkie spotkania były wspaniałe. Mecz finałowy ma swoją niepowtarzalną moc. Natomiast myślę, że jednym z najlepszych był finał w Stambule (Liverpool – AC Milan z 2005 roku – dop.). Rzadko losy meczu odwracają się w tak diametralny sposób. W dodatku finał skończył się rzutami karnymi, które ja bardzo lubię. Zawsze chcę dogrywki, chcę karnych. Niektórzy mówią, że jedenastki są czymś sztucznym. Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Czym w takim razie rozstrzygać mecze, monetą? Karne to definicja futbolu, najważniejsze są przy nich trzy elementy: technika, siła i psychika. Zawsze będę polemizował, jeśli ktoś powie, że jedenastki są loterią. Są nieprzewidywalne, owszem. Jednak zdecydowanie nie niesprawiedliwe.

DT: Jak Pan uważa, czy holenderska myśl szkoleniowa może sprawdzić się w polskich warunkach? RK: W sumie nie wiem (śmiech – dop.). Ja nie do końca – mimo że jestem dość blisko - rozumiem wszystko to, co się stało. Mecz z Portugalią oczywiście dobrze świadczy o Beenhakkerze i nie zamierzam mu tego odbierać. Ta drużyna miała w sobie wolę walki i była dobrze ułożona taktycznie. Nie jest jednak tak, że Leo Beenhakker jest geniuszem. W 1990 roku, po odejściu Rinusa Michelsa, w dość dziwnych okolicznościach przejął reprezentację Holandii na kilka tygodni przez mistrzostwami świata. To była wielka drużyna, z van Bastenem, Rijkaardem i Gullitem. Niesamowita Holandia. I Beenhakker przegrał ten turniej. W grupie nie wygrał meczu, awansował, jednak później trafił na Niemców i jego zespół został rozbity w Mediolanie 2-1. Oczywiście chciałbym, aby Beenhakker był wielkim trenerem i wygrał eliminacje, ale naprawdę nie chcę wyrokować. Odnoszę wrażenie, że jest to człowiek bardzo wyniosły, który cały czas poucza innych, w tym dziennikarzy. Mnie to nie przeszkadza, niech tylko wygrywa mecze.

DT: Czy oznacza to, iż decyzja PZPN-u o rozwiązaniu kontraktu z Pawłem Janasem po nieudanych mistrzostwach świata została podjęta zbyt pochopnie? RK: Janas w powołaniach przed mistrzostwami nie był konsekwentny. Odsunął Dudka i Frankowskiego, ale pozostawił w składzie zawodników niegrających w klubach – Kosowskiego i Milę. Po prostu zagubił się w tym wszystkim. Nie mówię, że nie miał w tym jakiejś idei, bo zdecydowanie tej bym jemu nie odmawiał. Na kilka dni przed i po powołaniu kadry rozmawiał z Janasem. On miał myśl. Chciał, aby w zespole było kilku piłkarzy, którzy jesienią będą mogli wspomóc reprezentację. Stąd obecność na przykład Fabiańskiego i Brożka. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że powołanie takiego – nazwijmy to – „mieszanego” składu kosztowało Janasa niepowodzenie na mundialu. Miejscami brakowało w jego poczynaniach logiki. Z drugiej strony początkowo Beenhakker również powołał dziwną kadrę. Dlaczego zawodnik, który od roku jest rezerwowym w klubie, ma bronić w reprezentacji narodowej? Sprowadziło się to do faktu, iż Dudkowi brakowało pewności siebie oraz ogrania, w konsekwencji czego nagle zaczął puszczać głupie bramki. Oczywiście, można powiedzieć, że ja się czepiam, ale pierwsza bramka w Danii – Dudka, bramka z Finlandią – Dudka. Tak więc również Beenhakkerowi brakowało konsekwencji.

DT: Na koniec prosiłbym o kilka słów do naszych czytelników, wśród których nie brakuje zarówno fanów piłki nożnej, jak i gier komputerowych. RK: Mam nadzieję, że komentarz Matiego i mój w grze Pro Evolution Soccer 6 przypadnie Wam do gustu. Bardzo staraliśmy się, aby wypadł on możliwie najbardziej naturalnie i przekonywująco. Obiecuję, że w niedługim czasie znajdę trochę wolnego czasu i bliżej przyjrzę się tej grze.

DT: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!