Na samym początku tygodnia niczym grom z jasnego nieba na graczy spadła informacja o fuzji dwóch liczących się firm - Activision i Vivendi. Wskutek tego połączenia powstała spółka zwana Activision Blizzard. Stała się ona największym wydawcą, przebijając nawet niezagrożone dotąd Electronic Arts.
"Elektronicy", pytani o reakcję na to, jakby nie było, wielkie wydarzenie, odpowiadają bez zbędnego podniecenia, a wręcz ze stoickim spokojem. "Fuzja Activision i Vivendi w żaden sposób nie wpłynie na strategię naszej firmy. Prezes John Riccitiello przekonywał swych współpracowników, by traktowali wszystkie pozostałe firmy wydawnicze jako jednego wielkiego konkurenta - próbował zmusić ich do myślenia w kategoriach rywalizacji" - powiedział jeden z przedstawicieli EA.

Czy jednak rzeczywiście pojawienie się tak groźnego rywala nie spowoduje zmiany polityki Electronic Arts? W takich sytuacjach dziennikarze zwracają swe mikrofony, dyktafony i laptopy w stronę wszechwiedzących analityków rynkowych. Co ciekawe, każdy z nich ma własną teorię na ten temat.
Mike Hickey z organizacji Janco Partners na główny cel EA wskazuje podkupienie Take-Two Interactive. Przypomina, że jednym z pododdziałów potencjalnego nowego nabytku EA jest studio 2K Sports, które produkuje gry stanowiące główną konkurencję dla projektów EA Sports. Pododdział pozostaje jednak nierentowny, nawet mimo lepszych ocen zbieranych w prasie branżowej przez jego tytuły. Hickey twierdzi więc, że Electronic Arts mogłoby znacznie lepiej wykorzystać potencjał, tkwiący w grach 2K Sports.

Ale przecież Take-Two to nie tylko 2K Sports. Firma jest bowiem właścicielem praw do marki GTA, a w kwietniu na rynku pojawi się kolejna odsłona serii, opatrzona numerem IV. Według przewidywań, ma ona zapewnić przychody rzędu 300 milionów dolarów już w pierwszym tygodniu sprzedaży. Sam Don Mattrick z Microsoftu wskazywał zresztą na ogromny potencjał, tkwiący w nowym dziele Rockstara.
Hickey twierdzi ponadto, że skoro EA chce skupić się na rywalizacji z Activision Blizzard na polu MMO (a będzie to niezwykle trudne, zważywszy na sukcesy gry World of Warcraft), firma doskonale mogłaby wykorzystać markę GTA właśnie w gałęzi produkcji przeznaczonych do masowej rozgrywki sieciowej. Take-Two dzierży ponadto prawa do tak znakomitych marek, jak Bioshock, Midnight Club czy Civilization.
Pozyskanie Take-Two przez EA to jednak nic pewnego, zwłaszcza w obliczu krótkiego komentarza szefa firmy, Straussa Zelnicka. Stwierdził on, że T2 jest nie na sprzedaż. Co zatem, zdaniem Hickeya pozostałoby "Elektronikom"? "Skupienie się na jakości swych produktów, wykorzystanie potencjału tkwiącego w rynku azjatyckim, obcinanie kosztów produkcji, wprowadzanie nowych marek" - wylicza Hickey.

Nieco inną strategię dla EA przedstawia Colin Sebastian z organizacji Lazard Capital Markets. Analityk zauważa, że do tej pory amerykański gigant zawierał wiele porozumień w sprawie współpracy z różnymi firmami i właśnie taką politykę będzie jego zdaniem kontynuował. Sebastian wskazuje jednak, że o wiele lepszym w tej chwili posunięciem Electronic Arts byłoby pozyskiwanie producentów, aniżeli wydawców.
Z drugiej jednak strony analityk z organizacji Lazard Capital Markets twierdzi, że jedynym sposobem na dotrzymanie kroku większej spółce, jaką jest obecnie Activision Blizzard, jest wykupienie pakietu większościowego Ubisoftu. To jednak nie rozwiązałoby problemu rynku MMO, gdyż, z całym szacunkiem dla wysokiej klasy produkcji francuskiego giganta, tytuły przeznaczone do masowej rozgrywki sieciowej nie są jego mocną stroną.
"Przychody EA znajdowały się w ostatnich latach w fazie stagnacji, więc w firmie mówiono wiele o tym, co trzeba zmienić. Przed tym połączeniem zarząd Activision mówił zapewne podobnym głosem" - rozpoczyna swój wywód kolejny ekspert, David Cole z DFC Intelligence. Analityk ten twierdzi, że rywalizacja o palmę pierwszeństwa wśród wydawców (oczywiście w kategorii wielkości) mogłaby negatywnie odbić się na rezultatach osiąganych przez EA.

"Więcej zależy od zdolności strategicznych, wykorzystaniu rozwoju przemysłu na przestrzeni kilku najbliższych lat. Myślę, że to wielkie wyzwanie, z którym zarząd EA mierzył się już przed powstaniem Activision Blizzard, a sama fuzja nic w tej kwestii nie zmieniła" - mówi Cole. Jakakolwiek reakcja na tę nowo powstałą sytuację byłaby jego zdaniem sporym błędem.
Cole twierdzi, że Ubisoft nie powinien odgrywać zbyt dużej roli dla EA, gdyż jest to firma działająca w nieco innym sektorze rynku, niż Activision Blizzard. Skutkiem tego jej pozyskanie nie spowodowałoby zwiększenia bezpośredniej rywalizacji między obydwoma gigantami.
Dobrym krokiem byłoby w jego oczach zwrócenie większej uwagi na różne rynki. EA poczyniło już pewne inwestycje w Chinach i powinno skupić się właśnie na rozwinięciu swej działalności w krajach Dalekiego Wschodu, jak choćby w Japonii czy Korei. To, zdaniem Cole'a, spowodowałoby większą bezpośrednią rywalizację między EA a Activsion Blizzard.

Na koniec kilka słów od Michaela Pachtera. "Nie sądzę, by zrobili cokolwiek" - stwierdza analityk z grupy Wedbush Morgan Securities. "I tak rywalizowali z obydwiema firmami (Activision i Vivendi), a ta fuzja niczego nie zmienia. EA powinno po prostu trzymać się swojej strategii. Ubisoft to zbyt kosztowna inwestycja, a pozostałe spółki nie wniosłyby tak naprawdę znaczącego posagu" - dodaje.
Teorie teoriami, a jak będzie w praktyce? Czas pokaże. Dla graczy i tak najważniejsza jest jakość wydawanych produktów - czy to przez Electronic Arts, czy przez Activision Blizzard.