Łapać złodzieja! - recenzja gry Mario vs. Donkey Kong

Jakub Zagalski
2024/02/14 14:05
0
1

Równo 20 lat po premierze Mario vs. Donkey Kong na GameBoy Advance posiadacze Switchów mogą znowu połamać sobie głowy w towarzystwie tytułowych bohaterów. Jak wypadł remake pikselowego puzzle-platformera?

Łapać złodzieja! - recenzja gry Mario vs. Donkey Kong

Dopiero co Nintendo zabrało mnie w nostalgiczną podróż do czasów DS za sprawą remake’a Another Code, a już mogę się cofnąć do jeszcze wcześniejszej generacji konsol. Mario vs. Donkey Kong był bowiem tytułem na wyłączność dla GameBoy Advance. Nie mam pojęcia, kiedy minęły te dwie dekady (sic!) od premiery, ale oto znowu wcielam się w postać Mario - właściciela fabryki zabawek, który rusza tropem nikczemnego Donkey Konga.

Nasz ulubiony małpiszon zamienił się bowiem z fana nakręcanych zabawek Mini-Mario w pospolitego złodzieja. No, może nie takiego pospolitego, bo w końcu który rabuś włamuje się do fabryki zabawek i kradnie calutki towar? Zadaniem Mario (i gracza) jest oczywiście wyruszenie w ślad za włochatym pożeraczem bananów i odzyskanie nakręcanych ludzików o aparycji znajomego wąsacza.

Pozory mylą

Mario vs. Donkey Kong na pierwszy rzut oka przypomina klasyczną platformówkę 2D, których obaj bohaterowie mają w swoim CV całe mnóstwo. Ale pozory mylą, gdyż tym razem mamy do czynienia z połączeniem zręcznościówki z grą logiczną. Każdy etap (w sumie jest ich ponad 130) to oddzielny zbiór zagadek do rozwiązania z rosnącym poziomem skomplikowania. Początek jest prosty: skaczesz na niebieski przycisk, znikają niebieskie klocki zagradzające drogę. Widzisz czerwoną ścianę, musisz poszukać dojścia do przełącznika w danym kolorze itd. Ale to tylko rozgrzewka, gdyż z każdą kolejną planszą i z każdym kolejnym światem robi się coraz trudniej i ciekawiej. Dochodzą nowe elementy, przeszkody, przeciwnicy. Mario musi wykorzystywać wszystkie swoje sztuczki jak podwójny skok czy chodzenie na rękach, by dotrzeć do pożądanego fragmentu na planszy. Krótko mówiąc: nie ma lekko. Szczególnie, jeśli chcemy wycisnąć z każdego wyzwania wszystkie soki, zebrać, co się da i to w jak najkrótszym czasie.

Mario vs. Donkey Kong w wersji na Nintendo Switch oferuje dwa warianty rozgrywki: normal i casual. Ten drugi posiada szereg ułatwień, takich jak rozstawione w różnych miejscach punkty kontrolne, zwiększoną odporność (na normalu Mario ginie po jednym “złym dotyku”), a także brak limitu czasowego. Wszystko to jest fajnym rozwiązaniem dla młodszych graczy. Osoby szukające prawdziwego wyzwania powinny od razu wybrać normal i nie zrażać się łatwymi początkami.

Etapy w Mario vs. Donkey Kong są podzielone na trzy główne rodzaje. Pierwszy to pokonywanie przeszkód i szukanie drogi do wyjścia. Drugi przypomina nieco Lemmings, gdyż jako Mario musimy utorować drogę nakręcanym Mini-Mario, by dotarły bezpiecznie do skrzyni na zabawki. W grze z Donkey Kong w tytule nie mogło też zabraknąć samego króla dżungli, który tutaj pełni rolę bossa. Etapy z jego udziałem to świetne nawiązanie do arcade’owych prapoczątków Donkey Konga, który na szczycie wielopoziomowej konstrukcji więził ukochaną Mario, znanego początkowo jako Jumpman.

GramTV przedstawia:

Poza standardowymi planszami z zagadkami, które stale robią się coraz trudniejsze, mamy tutaj Plus Worlds (jeszcze trudniejsze warianty) oraz Expert Levels. Tych ostatnich jest 16 i można się do nich dostać wyłącznie po osiągnięciu wymaganej liczby perfekcyjnych ocen na zwykłych poziomach. Czy warto? Powiedzmy, że “expert” w nazwie nie wzięło się znikąd i tylko najwięksi wyjadacze poradzą sobie z tymi arcytrudnymi wyzwaniami. A jeśli komuś jeszcze będzie mało, to może spróbować swoich sił w Time Attack (klasyczne pokonywanie ukończonych etapów na czas) i w zupełnie nowym trybie kooperacji.

Wariant dla dwóch graczy pozwala przejść całą grę w towarzystwie. I choć zwykle jest to kalka doświadczenia z trybu solo, to niektóre zagadki ulegają zmianie i są przeprojektowane pod kątem współpracy. Mała rzecz, a cieszy.

Nie tylko dla fanów retro

Z nowości trzeba też wspomnieć o dodatkowych światach w scenerii zimowej (Slippery Summit) i z parkiem rozrywki w tle (Merry Mini-Land). Poza tym powracają znajome okolice (Mario Toy Company, Donkey Kong Jungle, Mystic Forest itd.), które po 20 latach doczekały się radykalnej metamorfozy. Czasy widocznych pikseli na ekraniku o rozdzielczości 240x160 dawno minęły i teraz możemy nacieszyć oko kolorową oprawą w zupełnie nowym wydaniu. Mario vs. Donkey Kong nie jest może tak zjawiskowe jak Super Mario Bros. Wonder (tutaj poprzeczka w kategorii 2D została zawieszona bardzo wysoko), ale oprawa graficzna jest jak najbardziej na plus. Ot, rzemieślnicza robota i wykorzystanie dobrze znanych modeli.

Czy remake Mario vs. Donkey Kong był potrzebny? Jak najbardziej. Po 20 latach nadal gra się w to znakomicie, a wszystkie usprawnienia, nowa oprawa, tryb kooperacji itd. sprawiają, że nie tylko weterani pamiętający czasy GameBoy Advance będą się świetnie bawić. Jeżeli jesteście fanami zręcznościowych łamigłówek i przeszliście Captain Toad Treasure Tracker wzdłuż i wszerz, to jest to dla was zakup obowiązkowy. A zwolenników klasycznego skakania po platformach i zbierania monet ostrzegam, że w Mario vs. Donkey Kong ważne jest przede wszystkim główkowanie, a nie tylko umiejętne fikanie koziołków.

8,0
Powtórka z rozrywki w najlepszym wydaniu
Plusy
  • Świetna gra logiczno-zręcznościowa
  • Nowa oprawa
  • Nowe światy
  • Ułatwienia dla dzieci
Minusy
  • Szkoda, że remake to nie kolekcja z Mario vs. Donkey Kong 2: March of the Minis
  • Kooperacja fajna, ale zrobiona na pół gwizdka
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!