Brązem i błotem – już graliśmy w Total War: Pharaoh

Łukasz M. Wiśniewski (Lucas the Great)
2023/06/01 16:00
0
0

Jeszcze nigdy seria o wojnie totalnej nie sięgnęła tak głęboko w przeszłość cywilizacji.

Spis Treści

Studio Creative Assembly niedawno zapowiedziało oficjalnie nową odsłonę swej flagowej serii. Nieco wcześniej, podczas wirtualnego pokazu, wybrani dziennikarze z całego świata mieli okazję rozegrać trzy bitwy z najnowszej odsłony serii Total War. Gry, która wyznacza nową granicę historyczną: epokę brązu w pełnym rozkwicie. Dotąd najbardziej archaicznymi jednostkami dowodziliśmy w ramach greckiego rozszerzenia do Total War: Rome 2 czy w ramach Total War: Saga: Troy – ale to jednak bliżej końca epoki. W Total War: Pharaoh cofamy się w okolice roku 1200 przed naszą erą, do końcówki egipskiej XIX dynastii i chwili nastania XX – dziś nazywamy to Nowym Państwem. Dobiegły końca rządy faraona Merenptaha, kraj pogrąża się w chaosie, spadkobiercy walczą o swój kawałek tortu. Jednym z nich jest ten, którego historia zapamięta jako Setiego II, ale nie zabraknie też przyszłego Ramzesa III. Tuż obok swoją historię starają się stworzyć semickie ludy Lewantu, Kananejczycy. Jeszcze dalej, w Anatolii, swe apogeum osiąga mocno zmilitaryzowana cywilizacja Hetytów. Te trzy regiony będą mapą, te trzy nacje będziemy mogli poprowadzić ku zwycięstwu.

Brązem i błotem – już graliśmy w Total War: Pharaoh

Dla potrzeb zróżnicowania rozgrywki trzy główne nacje w Total War: Pharaoh reprezentują diametralnie różne podejście do walki. Egipt stoi głównie zwinnymi, szybkimi jednostkami, niestawiającymi na pancerz, za to ze świetnymi łucznikami. Hetyci to właśnie pancerz i brutalna siła. W ramach testowych bitew nie dane nam było dowodzić (lub bronić się przed) Kananejczykami, ale z opisu wynika, że będą taktycznie gdzieś pomiędzy, z dużymi zdolnościami dostosowania się do sytuacji. Dla mnie brzmią jak siły, którymi pozornie łatwo dowodzić, ale wymagające wiele, by robić to dobrze. Jest jeszcze jedna frakcja, którą nie zagramy, a która będzie robić za nemezis, gdy zaczniemy tracić kontrolę nad swymi ziemiami: tak zwane Ludy Morza. Jest to dość enigmatyczne pojęcie na nacje indoeuropejskie, które w tym czasie migrowały w rejon Morza Śródziemnego i położyły kres ówczesnemu status quo, brutalnie przerywając chociażby rozwój kultury mykeńskiej. Teraz są w drodze z Bałkanów ku Anatolii, Lewantowi i Egiptowi.

GramTV przedstawia:

Każda z trzech nacji będzie podzielona na frakcje. Najbardziej rozbity jest Egipt, są tam aż cztery osoby pretendujące do tronu. Grając Hetytami lub Kananejczykami, zyskamy do wyboru po dwie opcje. Twórcy obiecują, że okres jednoczenia naszych ziem będzie przebiegał nieco inaczej niż dotąd. W mechanikę gry będzie wmontowany stopień wyniszczenia kraju wojną domową, sygnalizowany zmianą wizualną na mapie. Sprawnie zarządzany kraj będzie w swym złotym okresie, z odpowiednimi wizualiami. Im bardziej wyniszczymy ojczyznę w pogoni za władzą, tym obraz stanie się mroczniejszy, pojawią się ujemne modyfikatory i – oczywiście – szukające łupu Ludy Morza okażą się bardziej złowrogie i natarczywe. Roboczo nazwijmy te fazy: rozwój, kryzys i upadek. Odczytuję to jako wmontowany hamulec odnośnie do agresywnego rozwoju, który często był kluczem w początkowej fazie każdej kampanii w serii Total War. Zobaczymy, jak zadziała, niestety jak na razie mogłem przyjrzeć się jedynie bitwom. Te zaś były całkiem intersujące…

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!