That smells nasty. What are these guys made of, shit? - Marcus Fenix
Śmierć generała Raama i dość wybuchowe potraktowanie siedliska Szarańczy dało ludzkości promyk nadziei i szanse na podniesienie się na nogi. Okazały się one jednak w dużym stopniu płonne. Zgodnie ze słowami królowej Locustów, kończącymi epilog Gears of War, prawdziwe powody wojny są niezrozumiałe i w dużej mierze nieznane ludziom. Co gorsza, teoretycznie tak mocne uderzenie w obcych okazuje się tylko ujadaniem niewinnie wyglądającego jamniczka. Ci szybko uzupełniają braki, zabierając się za poszerzanie pola walki i ataki ze zwielokrotnioną siłą.Jakby tego było mało, do gry wkraczają kolejne typy bestii oraz pojawiają się nieznane ludziom dotąd sposoby drążenia tuneli. Okazuje się, że Szarańcza może teraz nie tylko niespodziewanie przekradać się na tereny okupowane przez człowieka, ale i sprawiać, że całe miasta pochłaniane są przez ziemię. Działania te, dzień za dniem, prowadzą do utraty przez ludzkość kolejnych punktów oporu, ostatecznie zmuszając ją do obrony w swym ostatnim bastionie – Jacinto. W myśl starych haseł wojennych najlepszą metodą defensywy jest atak. To też czynią siły COG (Coalition of Ordered Governments). A my, ponownie jako Marcus Fenix, znów musimy przetrzepać kilka(set) obcych zadków. I could do that all day! - Marcus FenixPierwszy plus Epic Games otrzymuje za to, że kampania nie stanowi już krwawej jatki urządzanej botom. Tym razem jest to okraszona świetną fabułą rzeźnia na Locustach! Mamy więc to, za co kochaliśmy pierwszego GoW-a, jednak podane w jeszcze przyjemniejszej, atrakcyjniejszej formie. Główny wątek poprowadzony został w tak znakomity sposób, że prawdopodobnie wielu z graczy zorientuje się po czasie, iż całkowicie zignorowali potrzebę snu i przegapili wschód słońca. Każdy kolejny akt gry, rozdział po rozdziale, zaskakuje nas zwrotami akcji, które nie pozwalają odetchnąć nawet przez moment. Wbrew sporadycznym głosom fakt ten w żaden sposób nie męczy. Toczące się na ekranie wydarzenia może nie są tak dramatyczne, jak pomysły Roberta Rodata z jego „Szeregowca Ryana”, czy porywające jak wątki z dzieł Toma Clancy'ego, jednak „robią swoje”.Nagromadzenie nagłych zwrotów akcji, w dużym stopniu kontrastujące z częścią pierwszą, sprawia, że przechodząc ostatni, piąty akt niemal stoimy przed telewizorem z wrażenia, ściskając pad w ręce jak przyrośnięty. Co prawda finisz perypetii miłosnych Doma okazuje się... niezłym sucharem – to i on potrafi chwycić za serce. Zakończenie „dwójki”, podobnie jak poprzednio, w pewien sposób zamyka historię, której byliśmy świadkami. Tym razem pozostajemy jednak z wieloma niedopowiedzeniami i bez kilku istotnych fragmentów układanki. By uniknąć spoilerów, powiemy tylko, że warto jest przeczekać napisy końcowe. Zobaczymy tam coś, czego raczej nie można było się spodziewać.Marcus Fenix: What the hell is that doing here? Dominic Santiago: Checking tickets?
Kolejny mocny element drugiego Gears of War to oprawa graficzna. Już część pierwsza zachwycała swym wyglądem, jednak ludzie z Epic Games po raz kolejny wycisnęli z Unreal Engine wszystko co najlepsze... i odrobinę więcej. Pierwsze, co od razu uderza w oczy, to zrezygnowanie z ponurej, szarosinej kolorystyki na rzecz pełnej gamy barw, różniącej się w zależności od przekraczanej w danym momencie lokacji. Miejsca, które przyjdzie nam odwiedzić, a więc opuszczone miasteczka, jaskinie Locustów, ulice Jacinto i kilkanaście lokacji, które powinny zostać tajemnicą (nie chcemy przecież psuć przyjemności płynącej z gry...), wprost urzekają swym zróżnicowaniem i specyficznym pięknem brzydoty zniszczeń. Czasami wprost szkoda, że tocząca się dookoła walka nie pozwala pospacerować i przyjrzeć się płynącym powoli strumykom, ostatkom lasów na Serze czy zadziwiająco urokliwej architekturze obcych.Aaand... dead. - Marcus Fenix
Znacznemu urozmaiceniu uległ zestaw środków, jakimi będziemy dokonywać pacyfikacji przeciwników. Gears of War 2 w dużej mierze opiera się na zasadzie czterech „E”: emocjonująca, efektywna i efektowna eksterminacja. Do naszego arsenału dołączy m.in. prawdziwe cudeńko, jakim jest... miotacz ognia! Plująca strumieniem ognia maszynka okazuje się znakomitą pomocą w walce z większością typów przeciwników, zwłaszcza kłębiącymi się gęsto Parszywcami. Miłym dodatkiem są granaty farbujące, zapełniające krótkotrwale pewien obszar trującym gazem. Te oraz pozostałe wybuchowe zabaweczki mogą obecnie być przyczepiane do wrogów i elementów otoczenia... Pamiętać jednak należy, że i walczący z nami także mogą skorzystać z tej opcji... Przydatną pomocą okazuje się też broń ciężka. W kilku sytuacjach przyjdzie nam bronić danej lokacji przed nacierającymi falami wroga. Ratują nas wtedy moździerz i szatkownica – obie o potężnej mocy, pozwalającej zadawać dotkliwe rany Szarańczy (i Brumak dupa, gdy nabojów kupa...).Carmine: I used to have nightmares about those things when I was a kid. Dominic Santiago: Shit... I still do!
Prawdziwą perełką jest inny z trybów kooperacji – „Horda”. Można rzec, że tam zaczyna się zabawa na najprzedniejszym poziomie. Maksymalnie pięciu graczy zostaje rzuconych na jedną z multiplayerowych map, gdzie muszą bronić się przed kolejnymi falami Szarańczy. Rozgrywka podzielona została w sumie na pięćdziesiąt takich uderzeń, z czego po każdym dziesiątym ataki chwilowo słabną pod względem ilości przeciwników, a wzmacniają się, jeśli chodzi o np. ich wytrzymałość. Okazuje się, że nawet w trybie Nowicjusza po kilkudziesięciu uderzeniach robi się dość nieprzyjemnie i zdecydowanie zabawa w piaskownicy zostaje zakończona.Jeśli chce się natomiast wymieniać słabe strony „dwójki”, okazuje się, że duża ich część zależy jedynie od bardzo subiektywnych odczuć osoby grającej. Za te „obecne u wszystkich” można uznać głównie „zgrzyty” graficzne. Mowa tu o teksturach, których wczytywanie się zalicza czasami chwilowe opóźnienie (ech, ten silnik...), jak również o sporadycznym blokowaniu się postaci w miejscach zupełnie niespodziewanych (chociażby pomiędzy skrzyniami, gdzie spokojnie, ramię w ramię, przeszłyby dwie osoby). Sam tryb gry wieloosobowej dotknęła też doza problemów technicznych. Mowa tu o lagach i zrywaniu połączeń, co – miejmy nadzieję – jest winą ogromnej fali graczy, jaka rozpoczęła zabawę w jednej chwili. Problemem są też dość długie okresy oczekiwania na mecz, jeśli decydujemy się na wkroczenie do akcji sami. Mamy jednak nadzieję, że z czasem sytuacja się ustabilizuje, a kwestie techniczne zostaną „wyprostowane” przy okazji pierwszego patcha.So, what are we doing tomorrow? - Dominic Santiago
To, co otrzymujemy w Gears of War 2, to zestaw naprawdę przemyślanych usprawnień, dopieszczony kilkoma nowościami. Jest to gra, którą kończymy z zapartym tchem o trzeciej nad ranem, by po kilku godzinach snu obudzić się i pałać żądzą ponownego zagrania. Bez wahania należy stwierdzić, że jest to wszystko to, czego mogliśmy oczekiwać po sequelu. Więcej, lepiej, z sińcami na tyłkach konkurencji, uzyskanymi przez jakże mocnego kopniaka. I zasłużonego.