Tydzień z Assassin’s Creed - opowieść trzecia – Terroryści, asasyni nowej ery?

O terroryzmie politycznym słów kilka

Świątynia w Jerozolimie

O terroryzmie politycznym słów kilka

O terroryzmie politycznym słów kilka, Tydzień z Assassin’s Creed - opowieść trzecia – Terroryści, asasyni nowej ery?

Przeglądając informacje na temat współczesnego terroryzmu – zwłaszcza w odniesieniu do wszelakich ekstremistów pochodzenia arabskiego – bardzo często trafić możemy na porównywanie ich lub nawet wywodzenie rodowodu tego typu działań z tradycji nizaryckiej. Jest to pogląd tak bardzo rozpowszechniony, że w zasadzie większość dziennikarzy powtarza tę teorię, nawet nie próbując jej zweryfikować i uznając za pewnik. Czy jednak są jakiekolwiek podstawy, aby takie twierdzenie miało rację bytu? A może rzeczywiście asasyni byli prekursorami współczesnego terroryzmu? Temat wydaje się być na tyle ciekawy, że chyba warto poświęcić mu kilka słów.

Podróż w czasie

Aby uzyskać pełny obraz tematu, znów musimy cofnąć się w czasie, tym razem znacznie dalej niż w przypadku nizarytów, gdyż naszą wycieczkę po świecie terroryzmu rozpoczniemy w I wieku n.e. Za prekursorów tego typu działań zwykło się bowiem uważać tak zwanych sykariuszy, czyli najbardziej radykalne żydowskie stronnictwo działające w czasie wojny z Imperium Rzymskim. Ich łacińska nazwa, sicarii, pochodzi od wywodzącego się z tego języka słowa sica, czyli krótki sztylet. Bardziej radykalni nawet od fanatycznych zelotów, w swych działaniach wykorzystywali tę właśnie broń jako narzędzie zaplanowanych zabójstw o charakterze politycznym. Ich ofiarami padali rzymscy urzędnicy, chociaż znakomitą większość ich celów stanowili kolaborujący, czy choćby sprzyjający nowym władzom, Żydzi. Chociaż kwestię morderstw o podłożu politycznym znamy już ze starożytności, w ich przypadku po raz pierwszy mamy do czynienia z wykorzystywaniem tego typu działań na tak szeroką skalę w ramach jednej organizacji. Najczęściej stosowaną metodą działania było dokonywanie zabójstw w miejscach publicznych, podczas obchodów dużych świąt, co oczywiście obliczone było na wywołanie odpowiedniego efektu psychologicznego. Nawet wśród innych ludzi żaden zdrajca i sprzedawczyk nie mógł czuć się bezpiecznie – ostrze sprawiedliwości mogło dosięgnąć go w każdej chwili.

Metoda ta sprawdzała się zazwyczaj dość dobrze, czasem jednak wywoływała akcje odwetowe ze strony administracji rzymskiej, których ofiarami padali niewinni ludzie. Mogły również zdarzać się – choć brak na to wyraźnych dowodów – zabójstwa sprokurowane bądź też bezpośrednio zlecone przez... rzymskich ciemiężycieli. W 66 roku sykaryjczycy odegrali znaczącą rolę podczas rewolty w Jerozolimie, stając się jedną z głównych sił zaangażowanych w bratobójczą walkę o kontrolę nad miastem. Co najbardziej symptomatyczne, podczas plądrowania miasta grabili równie ochoczo domy wiernej Rzymowi arystokracji, jak i swoich sojuszników. Zabicie ojca przywódcy rebelii, Eleazara, przepełniło czarę goryczy – dowódca świątyni obrócił się przeciwko sykariuszom i pokonał ich w kolejnej, bratobójczej walce, nie okazując bandytom żadnej litości.

W tym samym czasie inna ich grupa wdarła się do dawnego pałacu Heroda w Masadzie, gdzie wyrżnęli rzymski garnizon i umocnili się w twierdzy. Choć w historiografii żydowskiej oblężenie Masady i samobójcza śmierć ostatnich jej obrońców otoczone są wręcz kultem i nimbem świętości, coraz częściej mówi się o nieco innej wersji wydarzeń. Po pierwsze bowiem wygląda na to, że przez kilka lat nie był to dla nich ostatni punkt oporu, lecz po prostu świetna baza wypadowa do grabieży i plądrowania okolicy. Po drugie zaś mimo opowieści o zbiorowym samobójstwie Józef Flawiusz – naoczny świadek wydarzeń, historyk, który urodził się Żydem, a został Rzymianinem – nigdzie nie wspomina o jakichkolwiek walkach podczas oblężenia twierdzy. Wygląda więc na to, że "bohaterscy" obrońcy po prostu czekali, aż Rzymianie usypią drogę dla swych machin oblężniczych, zaś w obliczu zbrojnej konfrontacji przywódca sykariuszy – zamiast podjąć walkę – nakazał zbiorowe samobójstwo.

Jednak różnice?

Mamy więc pierwsze argumenty przeciwko tezie o łączeniu współczesnych terrorystów z nizarytami – pod wieloma względami dużo bliżej tym pierwszym właśnie do sykariuszy. Podobne metody działania i techniki obliczone na wywołanie strachu, ze szczególnym uwzględnieniem wykorzystania charakterystycznego dla współczesnego terroryzmu tak zwanego efektu teatru. Tragedia dotyka nie tylko samą ofiarę, ale również niezwiązane z nią bezpośrednio osoby, będące widzami lub odbiorcami późniejszego przekazu. Dziś nośnikiem tego efektu są media, wtedy było nim dokonywanie zamachów podczas wielkich świąt, przy dużej liczbie świadków, co wywoływało efekt lawiny w redystrybucji informacji o zdarzeniu. Kolejna sprawa to ewidentny strach przed otwartym starciem z dobrze wyszkolonymi i uzbrojonymi siłami wroga. Sykariusze byli perfekcyjni i efektowni, jeśli chodzi o zabójstwa dokonywane na cywilach, jednak przerażała ich myśl o konfrontacji z regularną armią – woleli wybrać samobójstwo. To również charakterystyczna cecha współczesnego terroryzmu, którego ofiarami najczęściej pada ludność cywilna. Kolejna rzecz – nizaryci, po krótkim, początkowym okresie działalności, nie byli organizacją konspiracyjną. Wręcz przeciwnie, dążyli do jak najszybszego zaistnienia jako osobne państwo, o wyraźnie zarysowanych granicach terytorialnych. Oczywiście równie ważny jest fakt, iż to sykariusze, nie asasyni, byli prekursorami, jeśli chodzi o wprowadzenie w życie tego typu metod nacisku politycznego na szeroką skalę.

Dzieci Kropotkina

Prawdziwy "rozkwit" terroryzmu politycznego nastąpił jednak dopiero na przełomie XIX i XX wieku, między innymi za sprawą szerzenia się idei anarchistycznych oraz... dzięki rozwojowi prasy. Wiązało się to bezpośrednio z chęcią wywołania tak zwanej sytuacji rewolucyjnej, czyli zastraszenia ludności, przy jednoczesnym zdobyciu rozgłosu i zwróceniu uwagi mas na krzywdzące je formy władzy i wyzysk. Wzrost świadomości i wiedzy o świecie nawet wśród najniższych warstw społecznych sprawiły, że ulubionym celem ataków terrorystycznych stali się przywódcy i inne znane osobistości życia publicznego. Zabicie króla czy cara pobudzało wyobraźnię szerokich mas, zaś dzięki dynamicznemu rozwojowi prasy i zmniejszającemu się analfabetyzmowi efekt teatru był nieporównywalnie silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Warto wszakże zwrócić uwagę na jedną, niezwykle istotną sprawę – przywiązywano wtedy wielką wagę do unikania ofiar wśród świadków zdarzenia. Z tego między innymi powodu kilkukrotnie odwoływano zamachy na cara Aleksandra II, który ostatecznie zginął od bomby rzuconej przez polskiego członka Narodnoj Woli, niejakiego Ignacego Hryniewieckiego. Zdarzały się wszakże i morderstwa dokonywane zupełnie bez sensu czy konkretnego celu, jak choćby zabójstwo prezydenta USA Williama McKinleya, dokonane przez niezrzeszonego anarchistę, Leona Czołgosza.

GramTV przedstawia:

Kiedy bliżej przyjrzeć się regułom, jakie rządziły terroryzmem przełomu wieków, od razu dostrzec można wiele podobieństw do działań nizarytów. Podobnie jak zabójcy z tej epoki, uderzali oni przede wszystkim w osoby publiczne, najczęściej sprawujące władzę, w ten właśnie sposób starając się sparaliżować lub przynajmniej wywołać chaos w strukturach atakowanego państwa. Dodatkowo znacznie wzmacniało to efekt psychologiczny oddziałujący na resztę społeczeństwa – jak może czuć się bezpiecznie zwykły obywatel, skoro mordercy są w stanie dosięgać koronowanych głów? Drugi aspekt to skupienie się wyłącznie na celu ataku – obydwie strony starały się za wszelką cenę unikać niepotrzebnych ofiar. Oczywiście pomijamy tutaj zupełnie różne motywy, jednak widać wyraźnie duże podobieństwo w metodach działania.

Święta wojna i media

Choć to może nieco kontrowersyjne w formie stwierdzenie, jednak dość dobrze oddaje charakterystykę współczesnego terroryzmu – nastąpiło wyraźne odejście od jakości na rzecz ilości. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle przemyślane działanie, w obecnych czasach dużo sugestywniej oddziałujące na społeczeństwo. Zamach na prezydenta, choćby najbardziej efektowny, i tak będzie działaniem wymierzonym w osobę, którą zna się zazwyczaj jedynie z telewizji i wystąpień w czasie kampanii wyborczej. Co innego jednak, kiedy w zamachu bombowym czy gazowym zginie jadący do pracy sąsiad, lub telewizja pokaże relację z eksplozji w tak podobnej do naszej dzielnicy sąsiedniego miasta. Najlepszym tego przykładem może być największy akt terrorystyczny w historii, czyli zamachy na World Trade Center i Pentagon przeprowadzone 11 września 2001 roku. Przy okazji jest to również najlepszy przykład wykorzystania efektu teatru do wywołania ogólnoświatowej paniki. Relacje na żywo prowadziły chyba wszystkie większe stacje telewizyjne. Cały świat zamarł przed telewizorami w oczekiwaniu na dalsze informacje, obserwując, jak potężne wieże WTC, spowite w kłęby dymu, walą się majestatycznie jedna po drugiej, zasypując pod tonami betonu i stali niewinne ofiary zamachu.

Należy wspomnieć o jeszcze jednym, bardzo ważnym czynniku odróżniającym nizarytów od współczesnych islamskich terrorystów. Choć prawdziwe pobudki tych drugich mogą być w rzeczywistości różne, to jednak większość aktów terroru dokonywania jest w imię kital – często mylonego z dżihad, który jest pojęciem znacznie szerszym – czyli zbrojnej walki z szerzącymi się i zagrażającymi muzułmanom wpływami obcych kultur i religii. Oczywiście pod tym ogólnikowym określeniem kryją się przede wszystkim działania wymierzone przeciwko Stanom Zjednoczonym i Izraelowi oraz ich sprzymierzeńcom. Głównym motorem działań są więc tutaj pobudki religijne, wynikające z obowiązku nakładanego na wiernych przez Koran i tradycję. Czy widać tu jakiekolwiek podobieństwa do motywacji nizarytów, których cały świat islamski uważał za odszczepieńców i heretyków? Asasyni wydają się być społecznością kierowaną przez osoby zbyt pragmatyczne, aby angażować się w takie działania z pobudek czysto religijnych czy ideologicznych. Fakt, iż niejednokrotnie podczas swej dwustuletniej historii zmieniali sprzymierzeńców, najdobitniej chyba świadczy o najprawdopodobniej czysto politycznych motywacjach ich działań.

Wszyscy kamikadze idą do nieba

Podobnie rzecz ma się z kwestią "samobójczych" misji, na które wyruszali nizaryccy zabójcy. Przede wszystkim bowiem śmierć podczas wykonywania zadania była dla nich niczym więcej, jak wynikającą ze specyfiki misji ostatecznością. Owszem, bardzo często zdarzało się, że ginęli podczas wykonywania zadania, nie było to jednak założenie, tylko raczej efekt zaistniałej sytuacji. Fida’i, który powrócił po wykonaniu misji, nie był uznawany za tchórza – wręcz przeciwnie, zasługiwał na szacunek i uznanie ze względu na posiadane umiejętności. Trudno więc powiedzieć, aby był on wysyłany z samobójczą misją – bliższe prawdy byłoby nazwanie jej zadaniem o podwyższonym ryzyku.

Tego nie da się powiedzieć o ewidentnie samobójczych zamachach dokonywanych przez współczesnych islamskich ekstremistów. Filozofii takiego działania dużo bliżej do japońskich kamikadze niż potencjalnych nizaryckich przodków. Pokutuje tutaj zapewne legendarna lojalność asasynów wobec mistrza, gdyż faktycznie do rzadkości należały przypadki, kiedy fida’i zostawali złapani i uwięzieni. O przyczynach tejże pisaliśmy jednak we wczorajszym tekście.

Podsumowując powyższe wywody, nietrudno dojść do wniosku, że porównywanie nizarytów do współczesnych terrorystów jest przynajmniej w dużej części teorią nieco naciąganą i nie do końca mającą oparcie w faktach. A także krzywdzącą w pewien sposób tę sektę. Przede wszystkim bowiem nie asasyni jako pierwsi zaczęli stosować takie metody działania na szeroką skalę – jest to wynalazek sięgający czasów starożytnych, rozpowszechniony zaś przez żydowskich ekstremistów, sykariuszy. Po drugie zaś, jeśli już mielibyśmy porównywać nizarytów do bardziej współczesnych terrorystów, to dużo bliżej im do przesiąkniętych ideami socjalistycznymi i anarchistycznymi zamachowców z przełomu XIX i XX wieku. Owszem, nie byli aniołami i społecznością pacyfistyczną, jednak stawianie w jednym rzędzie Sabbaha i Bin Ladena wydaje się być przesadą.

Komentarze
14
Usunięty
Usunięty
19/04/2008 12:30

Podoba mi się takie podejście. Dawno nie czytałem tak ciekawych artykułów i to związanych (co prawda dość luźno, ale jednak)i napisanych przy okazji recenzji gry. Chwali się, chwali ;)

Usunięty
Usunięty
19/04/2008 09:51

Wczoraj kupiłem Assassin''s creed-gra świetna. Takie artykuły bardzo pomogają zrozumiec niektóre zagadnienia;]Ciekawie sie czyta;]

Usunięty
Usunięty
17/04/2008 11:33

Zainspirowaliście mnie, cholibka, bardzo przydadzą mi się te teksty przy przygotowywaniu samodzielnie prowadzonej lekcji historii w ramach podwyższenia oceny... Dzięki wielkie, i szacun dla Twórców za poświęcanie wolnego czasu na dokształcanie graczy, chociaż tak jak maximvsowi brakuje mi porównań z Ninjitsu.




Trwa Wczytywanie