Tydzień z Assassin’s Creed - opowieść druga – Historia Nizarytów cz.2

Mistrzowie wizerunku

Mistrzowie wizerunku

Mistrzowie wizerunku, Tydzień z Assassin’s Creed  - opowieść druga – Historia Nizarytów cz.2

Nizaryci, po przejęciu kontroli nad twierdzą Alamut i kilkoma innymi zamkami, zaczęli powoli stawać się znaczącą siłą w ówczesnym świecie. Zanim jednak przejdziemy do efektów ich działań, przyjrzyjmy się nieco bliżej metodom. Począwszy od wewnętrznej organizacji i struktur tej społeczności, aż do wynikającej z nich bezpośrednio, legendarnej wręcz skuteczności i lojalności doskonale wyszkolonych zabójców.

Siedem kręgów

O podziale na kręgi wtajemniczenia, które miały leżeć u podstawy społeczności, już wspominaliśmy. Hasan, zafascynowany istotą Prawdy Ostatecznej, postanawia na niej właśnie oprzeć swą władzę. Ten zbudowany na schemacie piramidy system pozwala na doskonałą kontrolę niższych warstw przez stojące wyżej w hierarchii, co było ułatwione przez posiadanie szerszego zakresu wiedzy. Oczywiście – poza najwyższym stopniem, który reprezentował sam przywódca – jak najbardziej możliwy był awans w strukturach, uzależniony w zasadzie od predyspozycji intelektualnych i społecznych. Zapewniało to niebywałą lojalność wobec stojących wyżej w hierarchii, gdyż tylko ciężka praca i ślepe posłuszeństwo mogły zapewnić lepszą przyszłość i zbliżenie się do poznania Prawdy. System ten sprawdzał się doskonale, szczególnie w pierwszym okresie istnienia sekty, kiedy zmuszona ona była do działania w pełnej konspiracji. Zresztą, nietrudno tu dopatrzyć się podobieństw strukturalnych do wielu późniejszych tajnych związków i stowarzyszeń, z wolnomularstwem na czele czy choćby równolegle istniejącym zakonie templariuszy.

Najniżej postawioną w hierarchii grupą byli fida'i, czyli zwykli wierni, zwani "ofiarującymi się". To właśnie spośród nich rekrutowali się fanatycznie oddani imamowi zabójcy, co całkowicie zaprzecza ogólnie funkcjonującemu obrazowi "elitarnych żołnierzy" – tak naprawdę była to jedna z najlepiej wyedukowanych społeczności ówczesnego świata, o czym za chwilę powiemy. Ponad fida’i stali lasiq, czyli "aspirujący". Podobnie jak fida’i nie byli oni wtajemniczeni, jednak do grupy tej należały jednostki, które miały dużą szansę dostąpić tego zaszczytu, czyli stać się rafiq, "towarzyszami". Dopiero oni byli pierwszym kręgiem wtajemniczonych, choć ich wiedza była mocno ograniczona. Bezpośrednio nad nimi stały dwie grupy misjonarzy da’i – zwykli i wyżsi. Poziom wtajemniczenia tych grup był już znacznie głębszy, co wynikało niejako z ich roli – właśnie oni tak naprawdę stanowili prawdziwą siłę nizarytów. Jak już bowiem wspominaliśmy, większość miast i zamków będących pod władaniem asasynów została przejęta dzięki ich pracy. Z przekazów wynika, iż byli oni prawdziwymi mistrzami manipulacji, niezwykle biegłymi w sianiu wątpliwości i odpowiednim wykorzystywaniu retoryki do własnych celów. Ponad nimi stał da'i 'd-du'at, czyli naczelny da’i, którego wiedza była praktycznie równa posiadanej przez samego imama, który był jego jedynym przełożonym. Heretycy

Widać tutaj, niejako przy okazji, wyraźne odejście nizarytów od jednego z podstawowych dogmatów szyickich: przywódca sekty przyjmował tytuł imama, czyli potomka Alego i Nizara, co automatycznie stało w opozycji do poglądów zarówno siódemkowców, jak i dwunastkowców. Oczywiście, pierwszym imamem ogłosił się, jednocześnie podkreślając swą absolutną nieomylność w kwestiach wiary, sam Hasan bin Sabbah. Po zdobyciu we władanie Alamut, zniknął on zresztą niemalże całkowicie z życia publicznego, w samotności oddając się ascezie, medytacjom i tworzeniu nowych dogmatów. O tym, jak wielką wagę przykładał on do czystości ciała i duszy oraz dyscypliny panującej w społeczności, najlepiej może świadczyć fakt skazania na śmierć własnych synów. Jeden z nich – tutaj przekazy nieco się różnią – miał ponoć pić wino lub grać na flecie, drugi zaś oskarżony został o nieuzasadnione zabójstwo. Te bezprecedensowe pokazy konsekwencji i surowości musiały wywierać niezwykły wpływ na pozostałych poddanych imama-wizjonera.

Podstawą wiary nizarytów był oczywiście Koran, uzupełniony wszakże księgą zwaną Rasa'il. Była ona wykładnią praw zawartych w Koranie i syntezą tychże z hinduską mistyką i filozofią grecką. Ten niebywały ekumenizm był zresztą jedną z głównych przyczyn, z powodu których nizarytów uważano w świecie muzułmańskim za heretyków. Adepci w pierwszej kolejności poznawali przedmioty "ziemskie": czytanie, pisanie, liczenie, poezję czy rzemiosła, by następnie zgłębiać nauki religijne. Dodatkowo, uczono ich wielu języków, obyczajów i sposobu ubierania się przedstawicieli różnych kultur czy grup zawodowych oraz dogmatów innych religii, co pozwalało na perfekcyjne wtapianie się w dowolną niemalże społeczność. Dopiero po takim przygotowaniu mogli oddać się lekturze i poznaniu mądrości zawartych w Rasa’il, oczywiście na poziomie, do jakiego obligował ich stopień wtajemniczenia. Głównym założeniem doktryny było znalezienie idealnej równowagi między wiarą i nauką – księga uznawała religię Mahometa za dobrą dla prostego ludu; prawda wymagała szerszego, ekumenicznego właśnie spojrzenia.

Sex, drugs & paradise

Widać więc wyraźnie, iż nizaryci byli w istocie bardziej społecznością filozofów i mistyków, niż wojowników – do tego ostatniego zmuszała ich tak naprawdę rzeczywistość. Przy okazji dochodzimy teraz do najbardziej kontrowersyjnych fragmentów ich historii, dotyczących słynnych rajskich ogrodów i zażywania haszyszu. Jedno uznać możemy za pewnik – narkotyk, jako osłabiający umysł i ciało, na pewno nie służył wysyłanym na misje zabójcom podczas akcji. Wedle jednej z teorii, używano go w celu pogłębienia indoktrynacji, co bezpośrednio wiąże się z istnieniem tak zwanych rajskich ogrodów. Otóż podczas rytuału inicjacyjnego, młody adept był odurzany narkotykiem, a następnie umieszczany w zbudowanym w pobliżu twierdzy ogrodzie, pełnym pięknych hurys, egzotycznych zwierząt i roślin oraz strumieni, którymi płynęły woda, mleko i wino. Wyrwany z tego "raju" po kilku dniach, stawał znów przed obliczem imama, który obiecywał powrót do ogrodu, jako ostateczną nagrodę za wierną służbę. Ostateczną, czyli mającą miejsce po śmierci. Trudno więc dziwić się ślepemu oddaniu i fanatyzmowi ludzi, którzy wychowani w ascetycznych warunkach, nagle trafili do świata niekończących się rozkoszy.

Inna teoria zakłada używanie haszyszu jako środka służącego do wprowadzenia się w stan kaif, czyli mistycznego uniesienia, któremu często towarzyszyły niezwykle plastyczne wizje. Ostatnia z teorii całkowicie wyklucza używanie narkotyków przez nizarytów – ślepe oddanie imamowi i samodyscyplina wynikają z samej doktryny i głębokiej wiary. Zaś nazwa wywodzić ma się z egipskiego hashasheen, co oznacza między innymi buntownika – nimi przecież, według innych muzułmanów, byli nizaryci. Zresztą nazwa asasyni używana była praktycznie tylko na Zachodzie, który rzeczywiście mógł, starając się ich zdeprecjonować, uważać za zdegenerowanych ćpunów. Słowo to nie pojawia się w żadnym dokumencie arabskim, gdzie nazywa się ich nizaryckimi ismailitami.

Hasan umiera w 1124 roku a władzę przejmuje Buzurg'umid, który rządząc przez 14 lat, skutecznie odpiera ataki Seldżuków. Właśnie wtedy doskonale sprawdza się, doprowadzona już niemalże do perfekcji, ulubiona ofensywna taktyka nizarytów. Kiedy zawodzą metody pokojowe, do akcji wkraczają zazwyczaj niezawodni fida’i, którzy eliminują kilka znaczących osobistości, wprowadzając tym samym chaos i osłabiając przeciwnika. Tutaj warto dodać, że taktyka ta – doskonała w przypadku opartego na osobowości władcy systemu sprawowania władzy na Bliskim Wschodzie – niemalże zupełnie zawiodła w przypadku Europejczyków, szczególnie zaś zakonów rycerskich. Do tego stopnia, iż poddawano w wątpliwość w ogóle celowość takich działań – po co zabijać wielkiego mistrza, skoro przybysze i tak od razu wybiorą sobie następnego? Zresztą, fama asasynów jako pogromców chrześcijan to kolejny mit – podczas swego istnienia zabili nieporównywalnie większą liczbę muzułmanów. Co więcej, dla wielu zakonów istnienie zdeklarowanej antysunnickiej opozycji było nawet na rękę. Tym bardziej, że nizaryci nie mieli nic przeciwko układom z chrześcijanami, często wspomagając ich w walce zarówno przeciw innym wyznawcom islamu, jak i w wewnętrznych rozgrywkach między zakonami. To jednak temat tak obszerny, że godzien osobnego artykułu. Być może będzie jeszcze kiedyś okazja, aby wrócić do niego na łamach naszego portalu.

GramTV przedstawia:

Starzec z Gór

Tutaj nie wypada nie wspomnieć o postaci niezwykle ważnej, czyli słynnym Starcu z Gór. Od razu wyjaśnijmy jedną, niezwykle istotną rzecz – wspominany wcześniej Hasan bin Sabbah nie nosił nigdy tego przydomka. Szajch al-Dżabal to miano, jakim kazał nazywać się Raszid al-Din Sinan, mistrz asasynów syryjskich – zresztą błędnie przełożone, gdyż tak naprawdę oznacza Mędrca (Władcę) z Gór. Dopiero później kolejni mistrzowie nizarytów zaczęli używać tego tytułu, głównie ze względów czysto propagandowych, jako sprawdzoną i budzącą odpowiedni szacunek markę. Sinan był postacią niezwykle barwną i w dużej mierze to jemu sekta zawdzięcza na poły magiczną aurę, jaka po dziś dzień spowija nizarytów. Przede wszystkim, był on człowiekiem o niezwykle silnej i magnetycznej osobowości – potrafił niemalże hipnotyzować swoich rozmówców, którzy spijali słowa z jego ust, uznając każde zdanie za prawdę objawioną. Kiedy było to potrzebne, nie cofał się nawet przed używaniem robiących wrażenie, tanich kuglarskich sztuczek, aby tylko oczarować adwersarza.

W przeciwieństwie do Sabbaha, niemalże cały czas spędzał wśród społeczności, na ciągłych podróżach, często korzystając z gościny prostych ludzi. Ostentacyjnie zrezygnował z wybrania którejś z twierdz na swą siedzibę i całkowicie zaniechał korzystania z jakiejkolwiek ochrony, podróżując samotnie. Sprawiał wrażenie otwartego na wszystkich, chętnie słuchał o codziennych problemach prostych ludzi, obiecywał im pomoc, z których to zobowiązań zazwyczaj się wywiązywał. Był to świetny zabieg – zresztą nizaryci zawsze byli specjalistami od PR – który pozwolił mu, po okresie rozbicia, skonsolidować i odbudować syryjskie państwo asasynów. Wszystko to sprawiało, że przez trzydzieści lat jego rządów nikt nie pokusił się o próbę odebrania mu władzy, co w latach wcześniejszych miało miejsce dość często. Kilka ofiar

Właśnie podczas jego rządów – i na jego rozkaz – podjęto dwie próby zamordowania Saladyna, który zaczął stanowić realne zagrożenie dla istnienia sekty. Obydwie zakończyły się niepowodzeniem, co z kolei jedynie przyspieszyło działania ze strony sułtana, który ruszył na nizarytów i przystąpił do oblężenia Masyaf. Dysponując potężnymi siłami, zdobyłby twierdzę bez problemu, jednak po kilku dniach zdarzyła się rzecz niesamowita – Saladyn kazał wycofać wojska spod asasyńskiego zamku. Oczywiście, historia ta obrosła tradycyjnie już w kilka wersji wydarzeń, z których najbardziej barwna mówi o niespodziewanym przebiegu wizyty posła nizarytów u władcy. Po nieudanych zamachach mieszkał on w specjalnej, mobilnej wieży, strzeżony jedynie przez dwóch najbardziej zaufanych ludzi. Otóż, kiedy podczas rozmowy z posłem odmówił odstąpienia od murów Masyaf, ten wskazał na Saladyna, a jego dwaj "ochroniarze" przystawili mu broń do gardła. Przedstawiona opowieść to prawdopodobnie nic innego, jak kolejna, dobrze wykonana robota nizaryckich specjalistów od propagandy. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieją udokumentowane informacje o asasyńskich szpiegach i zabójcach, idealnie wtopionych w inne społeczności i trwających w uśpieniu nawet przez kilkadziesiąt lat.

Paradoksalnie, w okresie krucjat działalność asasynów była przez większość czasu na rękę krzyżowcom, którzy wiele skorzystali na ich akcjach wymierzonych w dynastię Seldżuków. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że tylko dzięki nim królestwo jerozolimskie przetrwało tyle czasu. Jedna z ich najbardziej spektakularnych akcji wymierzonych w chrześcijan to zabójstwo Rajmunda, syna księcia Antiochii, które najprawdopodobniej dokonane zostało na zlecenie Szpitalników, popierających innego kandydata do tego tytułu. Niesłychaną reakcję świata spowodowało również zabicie Konrada z Montferratu 28 kwietnia 1192 roku, czyli na kilka dni przed jego koronacją na króla jerozolimskiego. Wywołało to niespotykaną burzę polityczną i falę wzajemnych oskarżeń o sprokurowanie zamachu oraz ogólny chaos, jeszcze raz udowadniając, że nizaryci wciąż pozostają liczącą się siłą na Ziemi Świętej. Między innymi, takie spektakularne akcje sprawiły, że plotka o pojawieniu się dwóch (sic!) asasynów we Francji, wywołała ogólnokrajową panikę!

Koniec snów o potędze

Niestety, z czasem sytuacja nizarytów, zarówno perskich, jak i syryjskich, zaczęła się coraz bardziej komplikować. Ci pierwsi stali się celem Hulagu-chana, mongolskiego wodza, który wyruszył z wielką wyprawą na Bliski Wschód. Większość władców poddała mu się lub przysięgła posłuszeństwo – nizaryci ograniczyli się jedynie do dość mętnych obietnic poparcia, co zakończyło się oblężeniem i zdobyciem przez wojska mongolskie wszystkich ich twierdz. Jako ostatni padł osławiony Alamut, co miało miejsce w grudniu 1256 roku. Podobny los spotkał nizarytów syryjskich, którzy stali się z kolei celem niezwykle konsekwentnego w działaniach sułtana Mameluków, Bajbarsa. Zdobywał on po kolei wszystkie twierdze asasynów – ostatni z zamków, Kahf, padł dokładnie 9 lipca 1273 roku. Jak na ironię, to właśnie Bajbars powstrzymał wcześniej mongolską armię, we wrześniu 1260 roku pokonując ją w bitwie pod Ajn Dżalut.

W ten oto sposób dokonał się los nizarytów, którzy w krótkim czasie przeszli drogę od konspiracyjnej organizacji do jednej z najbardziej liczących się sił kształtujących politykę światową w okresie krucjat. Specyficzne metody działania, które opierały się na stosowaniu politycznego terroru, a także niesłychana skuteczność i fanatyczne oddanie fida’i, doprowadziły jednocześnie do powstania mnóstwa legend i mitów oraz ogólnego przeświadczenia o tym, iż byli oni jedynie sektą morderców. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że powyższe teksty wyprowadziły z błędu choć kilka osób i ukazały nieco inne oblicze nizarytów, którzy w założeniach swej doktryny byli bardziej intelektualistami i mistrzami manipulacji, zaś po sztylet sięgali jedynie w razie konieczności. Przy czym większość tych działań została wymuszona przez sytuację geopolityczną, w jakiej przyszło im funkcjonować.

Komentarze
15
Usunięty
Usunięty
16/04/2008 19:13
Dnia 16.04.2008 o 15:54, Grizzly. napisał:

Przecież wiem że to nie były filmy o skrytobójcach. Chodziło mi o coś w typie koledzy po fachu Altaira z szczególem zabijania. Jak pisałem tamtego posta, wo wiedziałem że o jakimś ważnym filmie zapomniałem. Chce jeszcze polecić film "Mr. Brooks". Jak dla mnie to jest genialny. Mówi się o tym filmie jako inteligentny thriler. Opowaiada o gościu który jest uzależniony od zabijania. Film zrobił na mnie bardzo miłe wrażenie. A Unleashed to ten film z Jet Li co się z karate nawalają ?

A skąd ja miałem wiedzieć że Ty wiesz?? ;) Po prostu skomentowałem Twój post.... Skoro mówisz o uzależnieniu od zabijania (czyli zamiast skrytobójstw przechodzimy na psychopatów) to dopisz jeszcze "Natural Born Killers" Olivera Stona. Film jedzie po psychice jak nóż przez masło, brutalny jest tak że gdzieniegdzie ma ograniczenie +21, ale jest świetny...P.S. Yap, "Unleashed" jest z Jet Li, ale w sam raz to akurat wschodnich sztuk walki tam niewiele..

POZDRO-Grizzly
Gramowicz
16/04/2008 15:55
Dnia 16.04.2008 o 14:11, knypol17 napisał:

Panowie ja mam werjse ang i mowie wam zaje..fajne grafika taka ze w oczy piecze a gra to po prostu bajka ale angielska wersja ma kilka bledow jak nie mowia ludzie od czasu do czasu ich slychac i nie mozna wejsc to jednego miasta krzyzackiego :| wiec mam nadzieje ze polskiej takich bledow nie bedzie jak ang

eee.. a że tak się grzecznie spytam, to skąd masz tą wersje angielską ?

POZDRO-Grizzly
Gramowicz
16/04/2008 15:54

Dnia 16.04.2008 o 14:14, Dexter McAaron napisał:

Eeeem... ale "Święci..." to nie jest film o skrytobójcach?? Leon też tak średnio...wiesz, to że bohaterem jest hitman nie znaczy że jest to film o skrytobójcach... :> To już prędzej Ghost Dog, choć bardziej to film o drodze życiowej niż o samym zabijaniu. Ewentualnie warto spróbować Unleashed, w Polsce przetłumaczyli to chyba "Człowiek-Pies". Ostre, ale niezłe.

Przecież wiem że to nie były filmy o skrytobójcach. Chodziło mi o coś w typie koledzy po fachu Altaira z szczególem zabijania. Jak pisałem tamtego posta, wo wiedziałem że o jakimś ważnym filmie zapomniałem. Chce jeszcze polecić film "Mr. Brooks". Jak dla mnie to jest genialny. Mówi się o tym filmie jako inteligentny thriler. Opowaiada o gościu który jest uzależniony od zabijania. Film zrobił na mnie bardzo miłe wrażenie.A Unleashed to ten film z Jet Li co się z karate nawalają ?




Trwa Wczytywanie