Xavier Gens - "Hitman" - recenzja filmu

Trashka
2007/12/12 17:03

Miła maszyna do zabijania

Miła maszyna do zabijania

Miła maszyna do zabijania, Xavier Gens - "Hitman" - recenzja filmu

Określenia „sztuczne” i „naiwne” zwykle jak ulał pasują do filmowych adaptacji gier komputerowych, a jeszcze częściej adaptacje owe są zwyczajnie nieudane – ot, ni to gra, ni to film (bo logicznie kupy się toto nie trzyma). A jak wyszło w przypadku kultowego Hitmana? Niejedna zafascynowana grą osoba żywiła obawy, iż kinowy obraz pod tym samym tytułem można będzie ocenić jedynie na skali „cienki jak kompot z desek – cienki jak barszcz”. A tu, proszę, niespodzianka. Reżyser Xavier Gens i scenarzysta Skip Woods zafundowali widzom całkiem niezłe kino akcji.

Oczywiście, powiedzmy sobie szczerze, wiekopomne, rzucające na kolana dzieło owego gatunku to nie jest. Nie mamy tu również do czynienia z wybitną stroną psychologiczną ani wysublimowaną intrygą, czy to polityczną, czy kryminalną, zaś część postaci okazuje się nader przerysowana w stronę stereotypu, a jednak... to wcale nie przeszkadza. Co więcej, mimo wszelkich przejaskrawień znajdziemy tu kapkę psychologii – dokładnie tyle, by nie przeszkadzała ona śledzić rozbrajającej swą sportową wyczynowością zabawy w kotka i myszkę inspektora Interpolu i agenta 47, istnych fajerwerków przemocy i bardzo malowniczych ujęć.

Wszystko to podkreśla miła dla ucha ścieżka dźwiękowa autorstwa Geoffa Zanelli, dobrze współgrająca z dynamiką poszczególnych scen i podskokami adrenaliny u widza na widok spektakularnych działań pana 47 o równie imponującym killfaktorze, co pecetowy pierwowzór, który udatnie przemknął na konsole, a w końcu nawet i na komórki. Zdjęcia (Laurent Bares) i montaż (Antoine Vareille) dostarczają wizualnej uczty z prawdziwego zdarzenia.

Fabuła nie należy do szczególnie skomplikowanych, ale i tak dzięki kilku zwrotom akcji (nie pozbawionym swoistego poczucia humoru) oraz widowiskowym scenom walki trzyma w napięciu. Hitman (Timothy Olyphant) otrzymuje kolejne zlecenie, jego celem staje się prezydent Rosji, Michaił Belikow (Ulrich Thomsen), uprawiający prozachodnią politykę. Oczywiście wykonuje je praktycznie z palcem w nosie, a do tego tańcząc Flamenco. Lecz pojawia się problem: Belikow pokazuje się na wizji z plasterkiem na czole, a Organizacja żąda od swego agenta naprawy fuszerki. Kolejnym garbem na plecach naszego bohatera są tropiący go niestrudzenie funkcjonariusze Interpolu – inspektor Mike Whittier (Dougray Scott) i jego współpracownik Jenkins (Michael Offei). Wkrótce ma on na swej wygolonej głowie rosyjskie FSB, Interpol oraz... innych agentów własnej agencji, a także atrakcyjną, acz kłopotliwą Nikę Boroninę (Olga Kurylenko) – seksualną zabawkę prezydenta – którą zdecydował się wyrwać z opresji, szarpnięty nie do końca zrozumiałym dla samego siebie impulsem. Krótko mówiąc: dzieje się sporo, a krew leje się hektolitrami.

Wracając do wspomnianej szczątkowej (ale jednak) strony psychologicznej: Widzowie, którzy lubią deliberować nad prawdopodobieństwem zachowań i postępowania postaci, muszą przyznać, że niewiele znajdziemy rzeczy wartych ognistej krytyki. Motyw tajemniczej agencji – tu zwanej po prostu Organizacją – szkolącej niezrównanych zabójców jest nader popularny (serial Nikita ze świetną Petą Wilson czy serial Dark Angel, który u nas zmutował, jak nie przymierzając bohaterka, w Cień anioła, ze zdecydowanie mniej świetną aktorsko, przesłodzoną Jessicą Albą). Tak jak i motyw czynienia z człowieka maszyny do zabijania poprzez formatowanie go od oseska (Dark Angel lub film Soldier, któremu zrobiono u nas nielichą krzywdę, opatrując go tytułem Galaktyczny wojownik). Podobnie jak w wymienionych utworach w Hitmanie również ukazano wspomnienia z procesu odczłowieczania, cierpienie dziecka usiłującego przetrwać piekło i nie zwariować, a w końcu efekt ostateczny, czyli zimny robotopodobny konstrukt z zaledwie cieniem człowieczeństwa – udręczonym „dzieciakiem” zamkniętym w środku.

Czasem taki niedojrzały strzępek psychiki zaczyna ewoluować i „robot” się buntuje. Może w tym należy szukać przyczyny, dla której agent 47 wyciągnął rękę do skazanej na śmierć prostytutki, bo nie uczynił tego ze względów seksualnych. Karesy Niki, usiłującej wydobyć z niego coś nieco bardziej ludzkiego, wprawiają go w zakłopotanie. To po prostu coś, co przeszkadza mu w pracy, a na to nie można sobie pozwolić. Dlaczego więc jej nie zabija? Twórcy filmu zdają się sugerować, że postrzega ją jako pewną wersję siebie. W rezultacie okazuje się, że to całkiem miła maszyna do zabijania, ba, ze śladami poczucia humoru nawet.

Tu, niestety, trzeba powiedzieć, że kwestia elementu, który wywołał impuls ocalenia dziewczyny, jest mocno naciągana. Ale cóż, to w końcu film na motywach gry komputerowej, więc może lepiej potraktować ją równie umownie, jak kwestię faceta, który gania, na ogół nienagannie ubrany, z łysą pałą i z charakterystycznym, kontrowersyjnej urody tatuażem na potylicy. Wyróżnia się z tłumu jak różowa parasolka na pogrzebie, ale jakimś cudem niemal nikt nie zwraca nań uwagi.

Sama postać Niki okazuje się zresztą całkiem ciekawa. Ukraińska modelka, Olga Kurylenko, koncertowo zagrała kogoś, kto już nie spodziewał się od życia niczego dobrego, więc praktycznie traci instynkt samozachowawczy i wciąż prowokuje swojego zbawcę/oprawcę (no bo jak to tak – ani zabić, ani seksu uprawiać nie chce? Nienormalna, oburzająca wręcz obojętność! (Aż widz się mimowolnie zastanawia, czy go czasem nie wykastrowali podczas szkolenia)). W końcu oczywiście przywiązuje się ślepo do mordercy, który ma przerób trupów jak tartak drewna, gdyż był dla niej na swój sposób miły i dobry (jak Lenin ze starego dowcipu: „(...) A mógł zabić!”). Kurylenko zresztą świetnie wygląda w kusej kiecce i rozmazanym łzami makijażu, do perfekcji opanowała ciągłe metamorfozy ze zbitego psiaka w punkowego wampa.

Część fanów Hitmana zapewne oburza fakt wparcia mu przez twórców romantycznego w sumie wątku. Na co agentowi 47 skrzywdzona prostytutka? W gorącej wodzie kąpana, na wskroś ludzka w zachowaniach dziewczyna przydaje się jako kontrast uwypuklający profesjonalny, nieludzki chłód Hitmana. A że Hitman z gry pewnie by balast po prostu wyeliminował? Cóż, powtórzmy raz jeszcze: to nie jest wierna ekranizacja (rzadko kiedy możliwa), tylko film oparty na motywach z gry.

Wielbicielom i wielbicielkom tej postaci na pewno przeszkadzać będzie wygląd wersji z ekranu. Timothy Olyphant, gwiazda filmu, pomimo czterdziestki na karku ma urodę „wiecznego chłopca”, wprost stworzoną do miłego, nieśmiałego uśmiechu. To nie jest twarz, do której przywykli gracze. Z drugiej strony, potencjalni malkontenci niech przyjrzą się oczom aktora w chwili, gdy odgrywany przezeń bohater zabija. To niemal rekompensuje poczucie straty. Poza tym dodajmy, że Olyphant wykonał kawał solidnej aktorskiej roboty, co można powiedzieć właściwie o całej filmowej obsadzie.

Na pochwałę zasługuje fakt zadbania przez aktorów o rosyjski akcent, a naprawdę nie ma nic cudowniejszego, niż Rosjanin mówiący po angielsku. Odnośnie do ekipy aktorskiej – zwłaszcza miłośnicy Prisonbreak będą mieli nielichą frajdę podczas seansu, obserwując wredną, cynicznie uśmiechniętą fizjonomię funkcjonariusza FSB Markowa (Robert Knepper, niezrównany jako T-Bag).

Podsumowując: o niektórych książkach mówi się „fajne czytadło”, o tym filmie zaś można śmiało rzec „fajne oglądadło”. Nic więcej, ale i nic mniej. Może miejscami naiwne, może gdzieś tam trochę sztuczne, lecz w sam raz, by zasiąść w kinowym fotelu, dzierżąc popcorn oraz colę i wystukując stopą rytm świetnej, ostrej muzyki.

GramTV przedstawia:

Plusy: + znakomicie zrealizowane sceny przemocy + solidna gra aktorska + świetna, ostra muzyka + udane zdjęcia i montaż całości Minusy: - dla fanów gry osoba Hitmana będzie za mało „hitmanowata” z wyglądu - naciągana przyczyna ocalenia dziewczyny

Tytuł: Hitman Reżyseria: Xavier Gens Scenariusz: Skip Woods Zdjęcia: Laurent Bares Muzyka: Geoff Zanelli Obsada: Timothy Olyphant, Dougray Scott, Olga Kurylenko, Robert Knepper, Ulrich Thomsen, Michael Offei, Henry Ian Cusick Produkcja: USA/Francja 2007 Dystrybucja: Imperial Cinepix

Komentarze
48
Usunięty
Usunięty
24/12/2007 21:33

Słyszałem dużo negatywnych opini na temat Hitmana ale mimo to obejrzałem i to był błąd nie cierpie tak beznadziejnie naciąganych filmów, a poza tym postać Hitmana nie przypomina w żadnym stopniu tego komputerowego przez co film dużo tarci.

Usunięty
Usunięty
16/12/2007 21:12

Bo czemu 47 nie zabije tego babska?:PBo to nie było by hitmanowe:DJak już to by ją gdzieś np.zostawił i se poszedł nie?A na film nie idę

Usunięty
Usunięty
16/12/2007 18:33

Bo przed ogoleniem głowy nie wyglądał tak młodo, no a że podpisał już umowę... xD




Trwa Wczytywanie