Driver: Parallel Lines - rzut okiem

Zaix
2007/10/17 19:06

„Zmarły przed narodzinami?”

Nie ma to, jak pracować na innych...

„Zmarły przed narodzinami?”

„Zmarły przed narodzinami?”, Driver: Parallel Lines - rzut okiem

Driver: Parallel Lines jest być może najdziwniejszą grą tego roku. Po pierwsze, jest to próba wskrzeszenia tragicznie zmarłej serii Driver, którą bestialsko zamordowało własne dziecko. Mowa oczywiście o Driv3r. Jest to dość ryzykowny krok, ponieważ czasem przy takich działaniach powstaje coś, czego nie do końca się spodziewaliśmy – czego przykładem bez wątpienia może być potwór Frankensteina. Po drugie natomiast ta gra jest konwersją. Ale wcale nie z konsol najnowszej generacji, co ostatnio rozumiało by się samo przez się. Tytuł owszem przeniesiono z konsol na PC, ale z tych starej generacji (Xbox oraz PlayStation 2). Ponadto, cała operacja trwała prawie półtora roku, także w tym momencie nie dość, że dostajemy tytuł, który zdążył już się zestarzeć, to do tego taki, którego silnik gry stać jedynie na starej daty fajerwerki.

Jednakże biorąc pod uwagę, iż Driver należy do specyficznego gatunku gier akcji, oferujących z reguły spore możliwości działania poza fabułowego, który to dość rzadko gości na PC, ładna grafika nie zastąpi wysokiej grywalności, a wysoka grywalność z powodzeniem zastąpi przeciętną grafikę. Bądź co bądź Grand Theft Auto: San Andreas także debiutowało na skrzynki w podobnym okresie po premierze, a mimo to osiągnęło sukces. Dlatego też od razu pojawia się myśl: „a może warto dać tej produkcji szansę”? I taka decyzja będzie najlepsza. My tak właśnie uczyniliśmy i wcale nie żałujemy.

Gdy idzie o fabułę twórcy zastosowali bardzo ciekawy wybieg. Oto poznajemy historię Kid’a – 18 latka, który pod koniec lat 70. XX wieku przybył do Nowego Jorku w poszukiwaniu lepszego życia i możliwości spełnienia amerykańskiego snu. Piął się szybko po szczeblach tamtejszego pół światka jako kierowca do wynajęcia, ale także szybko i mocno spadł z powrotem na ziemię. Ktoś go wydał stróżom prawa, dzięki czemu trafił do więzienia na 28 lat. Gdy wychodzi, oczywistym jego celem jest zemsta na kapusiu i odpłacenie mu za prawie 30 lat w „pierdlu”. I właśnie my mu w tym pomożemy.

”Nowy Jork 1978”

Pierwsza część gry toczy się właśnie w NY roku 1978. Całe miasto zostało oddane bardzo wiernie i dzięki Bogu, podczas jeżdżenia po jego krętych uliczkach, nie ma jakiegoś wrażenia powtarzalności i schematyczności. Do tego nadano mu odpowiedni klimat tamtych lat. Widać to w wyglądzie budynków czy samochodach, jakie spotykamy na ulicach, ale także po sposobie chodzenia ludzi na mieście. Krok taneczny - jedna ręka w kieszeni, druga robi swoisty wymach do przodu. Całość ma taki dość wesoły charakter. I nasz bohater także jest wtedy jeszcze wesoły. Często podczas misji rzuca kąśliwe ironiczne uwagi. W końcu ma dopiero 18 lat, a już coś znaczy w tym mieście. Czyż może być piękniej?

Misje, których się imamy, są dość typowe dla tego gatunku gier. Raz trzeba pozbierać haracz po klubach, raz ukraść wyznaczone wozy. Kiedy indziej ratujemy z więzienia znajomego naszych znajomych, a jeszcze innym razem zastraszamy wskazanego człowieka, by wydobyć z niego potrzebne informacje. Razem jest ich 17, a wykonanie wszystkich zajmuje około dwie i pół godziny. Początkowo zaczynamy mieszkając u znajomego w warsztacie. Z czasem dorabiamy się własnego mieszkania, jak i własnych samochodów w garażu, przerobionych tak jak nam się podoba. Jeżeli nie robimy akurat głównych misji możemy zająć się innymi zadaniami.

Te misje, to m.in.: ściąganie długu od klientów lichwiarza, wyścigi uliczne oraz na przeznaczonych do tego torach, kradzieże aut, zabawa w taksówkarza, napady z bronią oraz dostawa na czas. Wszystkich razem jest ich 48, tylko że zadania jednego typu występują kilka razy.

„Nowy Jork 2006”

Gdy wychodzimy na wolność w 2006 roku mamy 46 lat na karku, z czego grubo ponad połowę spędzonych za kratkami. Na szczęście, „wolny” czas dobrze wykorzystaliśmy i zaraz po wielkim dniu przystępujemy do działania. Pokażemy temu, a dokładniej mówiąc tym, którzy są odpowiedzialni za naszą wpadkę, iż nie było to dobre posunięcie z ich strony. I teraz za to odpokutują. Jedyną osobą, na która możemy liczyć jest Ray, czyli ów znajomy właściciel warsztatu, w którym mieszkaliśmy. Tym razem mamy do wykonania 15 misji, których główną ideą jak i celem, do którego dążymy, jest właśnie zemsta. Ponoć to nie dobrze, by celem czyjegoś życia była nienawiść oraz chęć odegrania się, aczkolwiek jak przekonujemy się w czwartym Driverze przynosi to sporo zabawy.

GramTV przedstawia:

Nasz bohater przez te kilkanaście lat zmienił się. Swoje najlepsze lata przesiedział w więzieniu, gdy wychodzi ma już pięćdziesiątkę na karku, co od razu można zobaczyć w jego wyglądzie. Zmieniło się także „Wielkie Jabłko”. Z wesołego i dość „ciepłego” miasta przeistoczyło się w smutne, szare i zimne. Na ulicach miasta widać biedaków i żebraków, a niektóre budynki pozmieniały się w ruiny. Inne lata, inni ludzie, inne miasto. Ta przemiana jest fascynująca, tym bardziej, iż wraz z bohaterem doświadczamy jej na własnej skórze, dziwiąc się temu wszystkiemu, co się zmieniło. Dodatkowo, klimatu dodaje nowoczesna muzyka, która leci z radia. Jest to oczywiście w głównej mierze rap oraz trochę techno, choć zdarzają się i inne kawałki.

”Podejście numer cztery”

Ogólnie miasto, po którym się poruszamy jest spore, a ponadto dość ciekawie zagospodarowane przez programistów. Sporo jest w nim różnych, bardzo się od siebie różniących dzielnic – nic dziwnego, w końcu jest to pomniejszona wersja Nowego Jorku. Dodatkowo wpleciono w nie wiele ciekawych miejsc, w których jest coś ciekawego do zrobienia, bądź też warto je po prostu zobaczyć. Odkrycie i zwiedzenie ich wszystkich zajmie naprawdę sporo czasu osobie, która się za to weźmie. A nie zrobią tego wszyscy, bowiem na nasze nieszczęście na ulicach – mimo tego, że jest sporo samochodów jak i przechodni – wieje po prostu pustką. Czegoś brakuje i to coś sprawia, że miasto nie wydaje się do końca rzeczywiste.

Być może tym czymś są ograniczone możliwości naszego bohatera. Bidulek ani skakać nie umie, ani pływać, ani latać samolotem. Pozostaje więc jedynie jazda samochodem, bądź motocyklem oraz chodzenie pieszo. Pojazdów, trzeba przyznać, trochę jest. Od taksówek oraz kilku typów zwykłych osobówek, przez autobusy, suv’y, półciężarówki, samochody dostawcze, sportowe, policyjne oraz straży pożarnej, wozy specjalne, motory turystyczne, sportowe aż do chopperów. Jest w czym wybierać, a każdy zrobiony w dwóch wersjach – dla lat 70-tych oraz teraźniejszych. A każdy z nich możemy zabrać do warsztatu i zafundować mu mały tuning zarówno wyglądu, jak i osiągów, albo dodać parę fajnych elementów w stylu kuloodpornych opon czy szyb.

Z misjami, którym stawiamy czoło, jest taki problem, że często tak naprawdę opierają się na jednym. Jechać tu, jechać tam, strzelać tu, strzelać tam – generalnie tak właśnie spędzamy 70% czasu misji. Ponad to wszystko, twórcy, w końcowej części gry, postanowili szczególnie urozmaicić nam życie, prawie za każdym razem sztucznie przedłużając misję wymogiem zgubienia pojawiającego się nagle ogona, kilka razy zamiast misji fundują nam zasadzkę, z której trzeba jak najszybciej uciec, a głównych bohaterów oraz ich kompanów zrobili ze stali. Jednemu z głównych złych niestraszne jest kilkanaście serii z karabinu maszynowego oraz cztery potrącenia samochodem, natomiast inny zaprasza nas do swojej siedziby a tam czeka na nas w... czołgu. W takim momencie nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Do tego poziom trudności zadań jest nierówny - niektóre przechodzimy za pierwszym podejściem, a na inne i trzy nie starczają.

Bywa także i tak, iż nie udaje nam się wykonać celu przez jakieś przypadkowe głupie błędy. A to ktoś się gdzieś zaklinuje, to gra coś pomyli czy z kolei coś się gdzieś zablokuje (dwa przykłady: zablokowanie się potrzebnego motocykla oraz sczepienie się samochodu, który mamy przeszukać, z pojazdem cywila. Oba uniemożliwiające wykonanie misji), a to jakiś trybik nie zagra tak, jak powinien i wszystko wtedy idzie na marne. Nie jest to jednak notoryczne, a można wybaczyć przez wzgląd na wielkość terenu, po którym się poruszamy – niemożliwym byłoby przewidzenie wszystkich możliwych działań w każdym z miejsc.

Nie można zapomnieć o najważniejszym aspekcie tej produkcji, czyli oczywiście pościgach samochodowych. Czy goni nas cały oddział drogówki, uciekamy przed gangsterami, gnamy na złamanie karku na wyznaczone miejsce, czy po prostu szybko jeździmy po mieście, wszystko to łączy nie bywała efektowność. Duża prędkość, zawracanie na ręcznym, przeciskanie się przez ciasne uliczki i manewrowanie pomiędzy innymi uczestnikami ruchu z ogonem za plecami – któż z nas nie marzył o tym, bądź też chociaż nie podziwiał w amerykańskich superprodukcjach. Driver: Parallel Lines pod tym względem świetnie oddaje ich klimat i należą mu się pochwały. Jeżeli chodzi właśnie o pościgi, to chyba żadna inna tegoroczna produkcja nie będzie mogła z nim stanąć w szranki – ale czy to dziwne? W końcu to właśnie akcja, akcja i jeszcze raz akcja jest znakiem rozpoznawczym serii. ”Co w Driverze piszczy”

Technikalia produkcji nie powalają. Grafika jest schludna i wykonana ładnie, ale bez rewelacji. Cieszą oko takie efekty, jak ślady po kulach w karoserii wozów, zniszczenia samochodów czy efekt towarzyszący czołowemu zderzeniu, ale już rozmycie ekranu przy wyższych prędkościach jest nieudolne i szpetne. Pochwalić należy za to cut-scenki, które zrobiono z pomysłem i dobrze wyreżyserowano. Na pierwszy rzut oka widać jednak, iż prawie niemożliwym jest, by powstały one na tym samym silniku co gra – całkiem inna liga. Inną bolączką są – rzadkie, bo rzadkie – migające tekstury, które z jakiś przyczyn postanowiły nie wyświetlić się do końca, ani także nie zniknąć oraz freezy gry przy 50-60 klatkach na sekundę.

Audio jest w porządku. Wszystkie typowo techniczne odgłosy towarzyszące strzelaninom czy prowadzeniu auta są wykonane na tyle solidnie, iż nie można się do nich przyczepić. Tym razem jednak nawala inna rzecz, mianowicie podczas dialogów zdarza się, iż urywane są końcówki wypowiedzi. Soundtrack z gry jest bardzo dobry, ponieważ składają się na niego licencjonowane utwory dla każdej z epok, w której się znajdziemy.

Polonizacja jest poprawna, aczkolwiek i tutaj nie ustrzeżono się małych potknięć. Podczas ładowania profilu zamiast polskich fontów występują wstrętne krzaki, a nazwa misji dodatkowych w grze różni się od tych na mapie… dostarczonej wraz z grą. Tak, jako gadżet dostajemy mapę Nowego Jorku z gry, w wersjach 1976 oraz 2006, wraz z zaznaczonymi na nich misjami głównymi, pobocznymi oraz innymi unikatowymi miejscami. Do tego wszystkiego dostajemy także instrukcję oraz poradnik zawierający opis przejścia wszystkich misji. Jest nawet z trzy razy przydatny, aczkolwiek dla mniej zaawansowanych graczy może akurat być pomocny.

”Kierowco, kierowco, co z ciebie wyrośnie…”

Najnowsza, choć mająca już blisko półtora roku, produkcja studia Reflections jest sporo lepsza od swojej poprzedniczki niesławnej, części trzeciej. Gra oferuje nam ciekawą fabułę, wielkie miasto oraz sporo pojazdów i mnóstwo akcji z jednej, ale także powtarzalność misji, nie za długi czas podstawowej fabuły (przejście całej zajmuje około sześciu godzin) oraz nie najlepsze technikala z drugiej strony. Najlepiej gra się w nią w mniejszych – pół lub jedno godzinnych – dawkach, przez co nie można tej produkcji traktować jako głównego dania, a co najwyżej jako przystawkę.

0,0
null
Plusy
  • Ciekawie zrobiona fabuła
  • Spora dawka akcji
  • Pościgi
  • Wiernie oddany Nowy Jork
  • Bardzo fajna jako przystawka...
Minusy
  • ...ale już monotonna jako główne danie
  • Schematyczność niektórych misji
  • Średnie technikalia
Komentarze
32
Usunięty
Usunięty
12/07/2009 22:38

Driver jedynka to było coś.Niczego nie udawał i można było sobie poszaleć.Tutaj chyba twórcy prubóją się upodobnić do gta ale driver parallel lines to nic innego jak g...o.nawet się nie równa do gta vice city a co dopiero do gta sa nie mówiąc już o czwórce.

Usunięty
Usunięty
28/02/2009 12:43

Nigdy Driverów nie lubiłem. Zagrałem w DPL u kumpla. Porażka na całej linii frontu. Już stara, poczciwa i klasyczna Mafia The City of Los Heaven jest lepsza.

Usunięty
Usunięty
28/02/2009 12:43

Nigdy Driverów nie lubiłem. Zagrałem w DPL u kumpla. Porażka na całej linii frontu. Już stara, poczciwa i klasyczna Mafia The City of Los Heaven jest lepsza.




Trwa Wczytywanie