Eragon - rzut okiem

Grimnir
2007/08/31 13:54

Jakże oryginalny bohater wyrusza z jakże oryginalną misją

Jakże oryginalny bohater wyrusza z jakże oryginalną misją

Jakże oryginalny bohater wyrusza z jakże oryginalną misją, Eragon - rzut okiem

Kiedy piętnastoletniemu Christopherowi Paoliniemu udało się opublikować powieść ”Eragon”, a ta z marszu (zapewne z racji wieku autora) stała się bestsellerem, wiadome było stuprocentowo jedno – powstanie film. I oczywiście powstał. A że rynek fanów tego typu produkcji jest szeroki, a grosza w ich kieszeniach niemało, to zaraz potem powstała i gra. Po tego typu produkcjach, robionych „na chybcika”, trudno spodziewać się zbyt wiele. Wiadomo, że chodzi li tylko o maksymalne wyciśnięcie pieniędzy z jednego pomysłu. Ktokolwiek świadomie kupuje taką grę, musi się z tym faktem liczyć i zbytnie pomstowanie na wszelkie jej niedoróbki jest w sumie błędem. Tym niemniej, nawet taki produkt, nie powinien być traktowany przez rzemieślników go tworzących w sposób lekceważący. Lekceważący, oczywiście, klienta!

Fabuła gry z grubsza pokrywa się z tym, co można było obejrzeć w kinie. W krainie Alagaesii źle się dzieje. Po wiekach sprawiedliwych rządów sprawowanych przez kastę smoczych jeźdźców nastała nad państwem ponura noc tyranii niejakiego Galbatorixa (taki rzymsko – galijski mieszaniec, po trosze Galba, po trosze Wercyngetorix) Ongiś sam był jednym z Jeźdźców Smoków, ale stwierdził, że jedynowładztwo ma szereg przewag nad ciałami kolegialnymi. A że niestety jego byli komilitoni nie podzielali tego poglądu (a przynajmniej nie wszyscy), musiał ich niestety usunąć. Fizycznie. Jednak jest nadzieja dla ciemiężonej Alagaesii. Jest nią siedemnastoletni blond młodzieniec (oczywiście, jakież to oryginalne, nieprawdaż?) w typie Luke’a Skywalkera. Czyli tytułowy Eragon. Podczas polowania znajduje on dziwny błękitny kamień, który okazuje się być smoczym jajem. Z jaja wykluwa się smoczątko płci żeńskiej i błyskawicznie rośnie do paru ton żywej wagi. Smoczyca nosi imię Saphira. Potem wydarzenie toczą się już coraz szybciej.

Nasz młodociany heros poznaje Broma, okolicznego pustelnika. Ten starszy już człowiek, acz bynajmniej nie ułomek, opowiadając w karczmie historię dojścia do władzy Jego Wysokości Galbatorixa I, wzbudza niezdrowe zainteresowanie królewskich żołnierzy. Eragon dzielnie staje do walki po stronie antyrządowej w obronie „staruszka”. Po zwycięskiej (a jakże!) potyczce, Brom dowiedziawszy się o smoku, poleca młodemu człowiekowi udać się wraz z sobą w góry, gdzie ukrywa się alagaesiański ruch oporu – Vardeni. A że w czasie nieobecności Eragona słudzy JW. Galbatorixa pozbawiają życia wuja, a zarazem jedynego opiekuna młodzieńca, to można powiedzieć, iż nic już go w domu nie trzyma. Bohaterowie wyruszają w podróż. Po drodze do Vardenów wydarzy się jeszcze wiele. Walki z żołnierzami Galbartorixa, Urgalami ( duże, łyse i brodate osobniki, o inteligencji co szczwańszych burków zagrodowych), nauka latania na smoku, ratowanie księżniczki, znowu walka,, tym razem ze złym czarownikiem Durzą. Ot, zwyczajny zestaw czynów heroicznych.

Meandrry techniki i gramatyki.

Przejdźmy jednak do wad i zalet „technicznych” gry. Sterowanie, to podstawowy problem każdej gry przerobionej z konsoli na peceta. W tym przypadku nawet nie jest najgorsze. Wprawdzie najlepiej zafundować sobie kontroler od konsoli podpinany do komputera, co zresztą gra zaleca na samym wstępie, ale i przy użyciu klawiatury da się w „Eragona” pograć bez zgrzytania zębów. Oczywiście, dzięki sterowaniu klawiszami, kiedy co chwila zmienia się układ odniesienia, można zawędrować naszą postacią w miejsca, w których stanowczo nie chciało się zwiedzać, np. ognisko, ale rzecz jest do opanowania bez potrzeby dźgania klawiatury ołówkiem trzymanym w zębach. Gra wyposażona jest również w tryb współpracy, gdzie jeden z graczy kontroluje Eragona, a drugi jego aktualnego towarzysza. Do wyboru mamy trójkę kompanionów zależnie od pokonywanego poziomu gry. Na samym początku, jak już to było wspomniane, towarzyszy nam Brom, eks-smoczy jeździec (jak się okazuje), potem jego miejsce zajmuje niejaki Murtagh – indywiduum, które na pytanie, kim jest, odpowiada bez żenady, że Twoim nowym towarzyszem. Cóż, tupet to też przydatna cecha. Trzecią postacią udostępnioną Graczowi, jest oczywiście Saphira. I to jest naprawdę przydatna opcja w tym trybie, gdyż jednoczesne pilotowanie smoka i prowadzenie walki rzeczywiście, aż prosi się o oddzielną fuchę strzelca pokładowego.

Bezwzględnie zaletą jest samouczek, zrozumiały chyba dla najbardziej odpornych na wiedzę, pod warunkiem jednak, że są oni wyedukowani w trudnej sztuce czytania. Grafika jest nader estetyczna, baśniowa, kolorowa. Wprawdzie ta jej baśniowość nieco narusza prawa fizyki, gdyż raczej nie spotyka się rzek płynących sobie w kółeczko, ale może w Alagaesii jest inaczej. Tym niemniej taka niedoróbka nieco razi. Kolejna razi nieco mocniej, mianowicie całkowita liniowość fabuły pociągnęła za sobą również efekty graficzne, tzn. do „wyboru” mamy jedną tylko drogę. Po okolicy się też nie poszwędamy, gdyż schodząc z wyznaczonej ścieżki natychmiast odbijamy się od niewidzialnej ściany. Świat się skończył! Jest to szczególnie śmieszne w przypadku stania na jakimś moście, nad krawędzią przepaści, itp. Nasz bohater, w trakcie samobójczego skoku w otchłań, nagle odbija się od jakiejś szyby i bezpiecznie ląduje w miejscu startu ( dla osób obdarzonych przez los lękiem wysokości, takich jak nieszczęsny autor recenzji, nie jest to bynajmniej wadą).

Spolszczenie „ Eragona” to osobna kwestia. O ile wszelkie wyżej wymienione zastrzeżenia można potraktować ulgowo, jako że mamy do czynienia z produktem jednorazowego użytku, przeznaczonym dla fanów twórczości Paoliniego, o tyle tutaj popełniono zbrodnię. Zbrodnię na języku polskim, na mowie naszej ojczystej. Rej pisał, żeśmy nie gęsi ... A jednak! A przynajmniej firma ROBOTO TRANSLATIONS, w kwestii tłumaczenia i znajomości gramatyki, przypomina pod względem poziomu ten skądinąd zacny drób. Dla wiadomości państwa z tej firmy przekażmy, więc może parę faktów łatwych do zweryfikowania w dowolnym słowniku języka polskiego. Po pierwsze, mianownik liczby pojedynczej słowa określającego człeka dosiadającego smoka, konia czy też kozy, to „jeździec” nie „jeźdźca”. Po drugie, ten sam słownik informuje nas, że wołacz tego szlachetnego rzeczownika brzmi „jeźdźcze” a nie „jeźdźcu”. Przepuszczanie takich błędów gramatycznych świadczy o lekceważeniu klienta, jego pieniędzy, inteligencji, mowy ojczystej i dobrego smaku.

GramTV przedstawia:

Podsumowanie Podsumowując ten wywód, można tylko powtórzyć jedno: „ Eragon” jest produktem stworzonym li tylko dla nabicia kasy na fali popularności książki i filmu. Nie jest to gra zła, można się nią pobawić (w szczególności, jeśli uwielbia się twórczość pewnego piętnastolatka). Ale za dobrą też trudno ją uznać. Przeciętny efekt masowej produkcji i nic więcej. Na szczęście, też nic mniej. Pogrąża ją wprawdzie nieco „praca” wykonana przez ROBO TRANSLATIONS, ale ostatecznie to wina li tylko tłumaczenia a nie samej gry.

0,0
null
Plusy
  • dobry samouczek, ładna grafika
Minusy
  • żenujące tłumaczenie, skrajnie liniowa fabuła
Komentarze
32
Usunięty
Usunięty
02/04/2008 16:19

Wole nie kupywać tego ścierwa...

Usunięty
Usunięty
22/01/2008 13:00

ja uwazam ze ten kto mowi ze eragon to "dno najglebsze" jest downem i ma ode mnie po japie

Usunięty
Usunięty
16/12/2007 16:24

<<Kiedy piętnastoletniemu Christopherowi Paoliniemu udało się opublikować powieść "Eragon", a ta z marszu (zapewne z racji wieku autora) stała się bestsellerem...>>Z racji wieku autora? Jasneee...Paolini napisał wspaniałą powieść fantastyczną w wieku, gdy prawdopodobnie jego rówieśnicy woleli komiksy. Zapewne wiele dorosłych autorów chciałoby napisać taką książkę, nie zarzucaj więc, że książka stała się bestsellerem z racji wieku Paoliniego.Dziedzictwa jestem wielkim fanem - film obejrzałem (tu się zgadzam z wami - poniżej oczekiwań), to i w grę pogram.




Trwa Wczytywanie