Tydzień z Command & Conquer 3: Wojny o tyberium - dzień czwarty

Szary Płaszcz
2007/03/29 18:24

Czerwony alarm, renegat i generałowie

Red Alert wystartował niemalże równo z głównym cyklem Command & Conquer

Czerwony alarm, renegat i generałowie

 Czerwony alarm, renegat i generałowie, Tydzień z Command & Conquer 3: Wojny o tyberium - dzień czwarty

Command & Conquer to nie tylko cykl tyberiański. Już po sukcesie pierwszej części gry - Tyberian Dawn, jej twórcy zdali sobie sprawę, że pod szyldem C&C można sprzedać wiele innych produktów. I tak przez kolejne lata doczekaliśmy się rozbudowanego cyklu gier Red Alert. Autorzy z Westwood Studios zapragnęli też stworzyć własnego shootera i tak powstał Renegade. Ostatnim „nie tyberiańskim” produktem spod znaku C&C był natomiast RTS – Generals.

Pod czerwonym sztandarem Pierwsza poboczna linia produktów Command & Conquer powstała niemal od razu po premierze Tyberian Dawn, bo w roku 1996. Mowa o grze Red Alert, opowiadającej o fikcyjnym konflikcie pomiędzy Sowiecką Rosją a zachodnimi Aliantami. Co ciekawe gra ta należy do tego samego uniwersum co główny cykl Command & Conquer.

Akcja zaczyna się w późnych latach 40. XX wieku. Właśnie wtedy profesor Albert Einststein postanawia zmienić bieg historii. Wykorzystując wehikuł czasu, zwany tu chronosferą, cofa się do roku 1924 by wyeliminować Adolfa Hitlera i tym samym nie dopuścić do wybuchu Drugiej Wojny Światowej. Niestety kiedy dzielny naukowiec wraca do swoich czasów okazuje się, że sytuacja na świecie wcale nie jest lepsza. Co prawda nigdy nie powstała III Rzesza i nie doszło do globalnego konfliktu, ale przez to w siłę urósł Związek Radziecki, którego dyktator – Józef Stalin - jest gotów spełnić swoje marzenie i przekazać całemu światu dobrodziejstwa bolszewickiej rewolucji.

Red Alert był klasycznym RTSem, rozwijającym pomysły z Command & Conquer. Gra nie wprowadzała jakiś rewolucyjnych założeń – w dalszym ciągu chodziło o to aby zbierać surowce, budować bazy, szkolić wojska i pchać je do boju. Równocześnie jednak rozwinięto teatr działań wojennych – tym razem walka odbywała się (nieraz symultanicznie) na lądzie, w wodzie i w powietrzu. Strony konfliktu, czyli Sowieci oraz Alianci, posiadały dziesiątki jednostek, jednak ich siły różniły się bardzo od siebie. Rosjanie ufali swoim potężnym czołgom, dobrze opancerzonym jednostkom, dużej sile rażenia i wsparciu powietrznemu. Przedstawiciele wolnego świata w znacznej mierze opierali się na działaniach sabotażowych i dywersyjnych. Urzekała także retro-technika przedstawiona w grze. Toczący się konflikt przypominał nieco II Wojnę Światową, w której wykorzystywano sterowce, elektryczne działka Tesli i tym podobne dziwaczne wynalazki.

Kochamy czerwonych!

W powyższej grze Bolszewicy przedstawieni zostali na zasadzie: „toczku straszno, toczku smiszno”. Może też dlatego świat pokochał Red Alerta. Gra sprzedała się w olbrzymim nakładzie i - co oczywiste - doczekała się kontynuacji. Pierwsze pojawiły się dodatki Counterstrike oraz Aftermatch, z których lepsze opinie zebrał ten drugi (dodawał ciekawe misje single i multiplayer oraz szereg nowych jednostek). Następnie w roku 2000 pojawił się Red Alert 2.

Gra ta kontynuowała historię przedstawioną w poprzedniej części. W jedynce teatrem działań była Europa, którą pragnął podbić Stalin. Kiedy został pokonany, zwycięscy alianci zastąpili go marionetkowym przywódcą Rosji – Alexandrem Romanovem. Ten potomek carów i - co ciekawe - także członek partii bolszewickiej, okazał się jednak równie niebezpiecznym człowiekiem jak jego straszny poprzednik. Pod jego przewodnictwem ZSRR odbudowało swój potencjał militarny i raz jeszcze rzuciło wyzwanie Zachodowi. Wojna, która ogarnęła świat, nie ograniczała się już do starego kontynentu. Rosjanie wykorzystali niepokoje w Meksyku aby stworzyć tam swoje przyczółki i by wreszcie rozpocząć inwazję na znienawidzoną Amerykę.

W pierwszej fazie wojny Sowieci byli zdecydowanie górą, a Jankesi walczyli osamotnieni. Jedną z przyczyn niesłychanych sukcesów Czerwonej Armii było wykorzystanie urządzeń i zdolności parapsychicznych, dzięki którym można było sterować umysłami wrogów i podbijanej ludności cywilnej. Mistrzem zbrodni, który opracował tę metodę walki był niejaki Yuri (wkrótce bohater osobnego dodatku poświęconego jego osobie). Dopiero użycie przez bolszewików broni nuklearnej do zniszczenia Chicago wywołało reakcję stolic Europy, która przystąpiła do wojny. W dalszym jej toku doszło także do działań zbrojnych na wschodnich rubieżach ZSRR, kiedy niespodziewanie Korea zaatakowała Władywostok. W tym samym czasie Rosjanom udało się zdobyć Paryż, gdzie ich szaleni naukowcy zmienili wieżę Eiffela w wielką cewkę elektryczną, część energetycznego działa Tesli.

Przy tak ciężkiej wojnie, jedynym sposobem na jej zakończenie było ponowne wykorzystanie chronosfery profesora Einsteina. Dzięki niej komandosi i siły inwazyjne przedostały się bezpośrednio do Moskwy gdzie aresztowano Romanova. Nie znaleziono tylko Yurija, który powrócił w 2001 roku, kiedy to wydano dodatek pod znamiennym tytułem Yuri's Revenge. W nim to tytułowy łysol z bródką Dzierżyńskiego rozpoczyna inwazję na własną rękę (z bazy, aby nie było, na Księżycu), opierając się głównie na wynikach swoich eksperymentów genetycznych i zdolnościach parapsychicznych.

Postrzał w stopę

Po tak licznych sukcesach projektanci z Westwood Studios zapragnęli czegoś więcej. Postanowili zrobić własnego shootera, który rozgrywałby się w uniwersum tyberiańskim i wykorzystywał zarówno elementy popularnego świata, jak i rozgrywki RTSowej. Pojawił się on w roku 2002 pod tytułem Command & Conquer: Renegade.

GramTV przedstawia:

Akcja gry ma miejsce podczas wydarzeń z Pierwszej Wojny o Tyberium. Gracz przejmuje rolę niejakiego Nicka „Havoca” Parkera, komandosta GDI jakich mało. Ten wyjątkowy specjalista od sabotażu spędza czas na wycieczkach po świecie zajmując się głównie brużdżeniem Bractwu Nod i zdobywaniem materiałów wywiadowczych. Podczas jednej ze „standardowych misji” natrafia jednak na ślad większej afery. Okazuje się, że niesławny Kane nakazał porwać trzech najwybitniejszych naukowców Globalnej Inicjatywy Obronnej. Wkrótce wychodzi na jaw, że cała trójka zaprzęgnięta została do pracy na projektem Re-Genesis mającym na celu stworzenie rasy nadludzkich wojowników (cyborgów Nod, którzy zadebiutowali w Tibieran Dawn).

Renegade był shooterem wykorzystującym znane schematy z Dooma czy Half-Life’a, ale także dodającym nowe elementy. Havoc, jak na bohatera FPSa przystało, przystępował do akcji uzbrojony po zęby. Oprócz klasycznego dla strzelanin arsenału karabinów szturmowych, działek obrotowych i wyrzutni rakiet, w grze uwzględniono także wiele broni opartych na tyberium. Były tam więc miotacze trującego, zielonego gazu jak i strzelby wyrzucające krystaliczne odłamki. Dodatkowo w grze pojawiało się także wiele znanych już ze strategii pojazdów, które można było wykorzystać w boju.

Tyle jeśli chodzi o fabułę i zawartość trybu single player. Jednak w przypadku Renegade od kampanii dla jednego gracza dużo ważniejsza była opcja zabawy wieloosobowej. Oprócz typowych trybów deathmatch autorzy stworzyli tu tak zwany „C&C mod” czyli zabawę w klasycznego RTSa – GDI kontra Bractwo Nod, w którym gracze działają drużynowo dla jednej i drugiej strony. W tego typu pojedynkach członkowie każdej frakcji startowali jako zwykli żołnierze i w trakcie rozgrywki mogli dokupywać sobie lepszy sprzęt, uzbrojenie i pojazdy (większość bazowała na doskonale znanych jednostkach z Command & Conquer: Tyberian Dawn). Jak wiemy nic nie jest za darmo i dlatego gracze musieli zdobywać punkty za zbieranie tyberium, danych wywiadowczych i niszczenie struktur wroga, by dopiero móc się dozbroić.

By jednak oddać tej grze sprawiedliwość, należy stwierdzić, że Renegade był wypadkową RTSa i strzelaniny - czyli nie był ani dobrą strategią, ani godnym polecenia shooterem. Gra powstawała za długo i pod względem graficznym odstawała od obowiązującego w FPSach poziomu. Miłośnicy RTS z serii C&C nie byli przekonani do gry, w której ganiasz z pistoletem, a z drugiej strony fani shooterów mieli już swoje własne ulubione tytuły. Dość rzec, że Renegade nie doczekał się ani kontynuacji ani nawet małego dodatku. Nieoficjalnie wiadomo, że po premierze Renegade panowie z Westwood myśleli o kolejnej grze FPS tym razem rozgrywającej się w uniwersum Red Alert. Do jej powstania nigdy jednak nie doszło.

Noc generała?

W roku 2003 pojawiła się jeszcze jedna gra spod znaku C&C. Mowa o Command & Conquer: Generals. Produkcja stworzona tym razem przez Electronic Arts (po pełnym wchłonięciu Westwood Studios) była jeszcze jednym klasycznym RTSem. Pomimo tytułu, nie nawiązywała ani do uniwersum tyberiańskiego, ani do serii Red Alert. Akcja gry toczy się na początku XXI wieku i przedstawia konflikt pomiędzy - tym razem trzema – potęgami: USA, Chinami oraz Światową Armią Wyzwolenia (Global Liberation Amry). O ile dwa pierwsze państwa są jeszcze w stanie ze sobą współpracować, to GLA jest tutaj głównym wrogiem, wykazującym powiązania z bliskowschodnim terroryzmem.

Choć Generals nie był kontynuacją żadnego z wcześniejszych tytułów z serii C&C, posiadał jednak kilka charakterystycznych cech dla tamtych gier – niezwykle dynamiczną rozgrywkę, oraz wyjątkowo zróżnicowane frakcje, z których każda reprezentowała inną filozofię walki. Generals wykorzystywał trójwymiarowy silnik graficzny oparty jeszcze na prototypie Renegade’a. Choć fani serii Command & Conquer czuli się nowym tytułem nieco zawiedzeni (bo nie była to kontynuacja oraz wprowadzono liczne zmiany w interfejsie i sterowaniu), to jednak tytuł zebrał dobre opinie zarówno prasy jak i graczy miłujących się w tym gatunku. W tym samym 2003 roku Generals otrzymał dodatek zatytułowany Zero Hour, który rozwijał fabułę głównej gry, wprowadzał dodatkowe misje dla trzech frakcji, oraz nowe, eksperymentalne jednostki.

Nieznana przyszłość

A co czeka nas w przyszłości? Wszystko zależy od powodzenia Command & Conquer: Wojny o tyberium. Jeśli gra chwyci, to być może włodarze z Electronic Arts zdecydują się raz jeszcze zaryzykować. Co by nie mówić, świat C&C posiada olbrzymi potencjał, wart przedstawiania w kolejnych tytułach. Szczerze mówiąc, piszący te słowa chętnie zobaczyłby świat tyberium przedstawiony w, tym razem dobrej, grze FPP. Nie mówiąc już o ujrzeniu go na wielkim ekranie.

Źródło:
Komentarze
35
Usunięty
Usunięty
08/11/2008 11:01

Renegade postrzałem w stopę - litości.Munstwo ludzi dalej w to gra po sieci (bo to jest nalepszy komponent tej gry) a pewna grupa pracuje nad jej konwersją na silnik Unreal 3. Zainteresowanych odsyłam do www.rengade-x.com

Usunięty
Usunięty
02/04/2007 20:16

Gra jest po prostu genialna dostałem w sobotę i nie mogę sie oderwać od kompa.Polecam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Usunięty
Usunięty
01/04/2007 14:35

Mogliby wydać Red Alerta 3 :DChociaż nie wiem o czym by był... może i jednak nie... RA2 + YR to moja ulubiona gierka wszech czasów i nie chciałbym żeby kolejna część to zmarnowała :D




Trwa Wczytywanie