Cholera, nie przepadam za nimi... Pamiętam jak na Lorn V siedzimy przyciśnięci przez ostrzał artyleryjski chaosyckiego Plugawiciela w jakichś ruinach, ośmiu nas chyba było... Sierżant Cafferty umiera mi na rękach, a tu podbiega komisarz Sheiferr i drze się, żeby natychmiast kontratakować, prosto pod ogień. Wtedy Willi, nowy taki, podnosi na niego przerażoną twarz i mówi, że on nigdzie nie idzie. No to Sheiferr zastrzelił go na miejscu jako zdrajcę. Rzeczywiście, taka perspektywa dodaje skrzydeł... Poderwaliśmy tyłki i poszedł kontratak, wyparliśmy ich wtedy z miasta, ale od tamtego czasu jakoś zawsze mi nieswojo jak kręci się gdzieś obok.
A więc... co? Aha, mówić dalej miałem, tak? No dobra, na czym ja to...? A, tak, rzeczywiście. No więc cisza i spokój. Poszły patrole, zaczęliśmy fortyfikować miasto, ale Eldarów dalej ani widu, ani słychu. I wtedy jeden z oddziałów coś znalazł. Olbrzymią konstrukcję, jakby monstrualne działo zagrzebane do połowy w ziemi. Wysłano dodatkowe ekipy i Kapłanów Maszyny, żeby to zabezpieczyć. Plotki mówią, że to jakiś artefakt - relikt z czasów Herezji Horusa czy jakoś tak... Oczywiście powiadomiono o tym dowództwo i czekano na dalsze rozkazy.
No i wtedy się zaczęło. Nagle alarm, wszyscy postawieni w stan gotowości, bo flota na orbicie podobno zaatakowana została przez obcych. Pomyślałem wtedy, oho, a to się daliśmy Eldarom... My ich tu szukamy, a oni nas od tyłka zaszli... Ale nie, to nie byli oni, tylko flota Dominium Tau, kolejni przeklęci xenosi... Ponoć kręcili się wcześniej tutaj na Kronusie. Nigdy z nimi nie miałem do czynienia, podobno wyposażeni są w jakąś dziwną broń, a po ich stronie walczą potwory, które pożerają poległych na polu walki. Plugawe istoty, chroń nas Imperatorze! Zdążyli wysadzić desant na południowy zachód od Ironworks Bay. W międzyczasie pojawiła się też flota inwazyjna Orków, całe tysiące zielonoskórych – mówię wam, piekło. I wtedy doszły rozkazy. Do standardowych, czyli: „oswobodzenia świata spod dominacji obcych i przywrócenia go na łono Imperium Ludzkości” dodano także promocję. Ani chybi to, co znaleźliśmy musi być cholernie ważne, bo Generał Lukas Alexander został w trybie przyspieszonym mianowany Wojskowym Gubernatorem planety wraz ze wszystkimi koniecznymi uprawnieniami.
Byłem na placu w Ironworks Bay podczas uroczystości zaprzysiężenia. Gubernator pozdrowił nas i powiedział, że mamy ważną misję i musimy ją wypełnić, ku chwale Imperatora. Odtąd nasz regiment zwać się będzie „Wyzwolicielami” - Pierwszym Regimentem Kronusa. Cholera, co by nie mówić o całej tej sytuacji, to zawsze marzyłem o czymś takim! Być pierwszym regimentem nowo skolonizowanego świata, to wielki zaszczyt. 
Niestety, tuż przed wymarszem zjawili się Kosmiczni Marines z zakonu Krwawych Kruków. Ich Brat-Kapitan Davian Thule przedstawił jakieś swoje rozkazy, mieliśmy się chyba natychmiast wycofać i opuścić planetę, a artefaktami to mieli się zająć oni. Ale nasz Generał odparł, że jego wytyczne z dowództwa są inne i że zostajemy. Zrobiła się trochę napięta sytuacja, stoimy naprzeciw nich, ściskamy karabiny w dłoniach i każdy się zastanawia, co będzie. Wreszcie ten ich dowódca powiedział, że daje nam czas do następnego dnia na rozpoczęcie ewakuacji. Odmowę potraktują jako zdradę Imperatora, wyobrażacie sobie?! Na to usłyszał: „Zdradą byłoby nie wykonanie moich rozkazów, kapitanie. Niech pan trzyma się swoich rozkazów, ja będę trzymać się swoich”. No i, cholera, zostaliśmy! Chociaż teraz, to chyba trzeba się liczyć z tym, że Kosmiczni Marines będą walczyć nie tylko z obcymi, ale i z nami. Trudno. Jeśli taka będzie wola Imperatora, niech tak będzie. Słuszność jest po naszej stronie.
Potem była parada – trochę w warunkach polowych, rozumiecie - bo przecież mamy wojnę. Parę naszych wysuniętych posterunków starło się już z nieprzyjacielem, więc kolumny pancerne ruszały od razu na front. Najpierw szły pojazdy kroczące Sentinel, potem czołgi Leman Russ i Baneblade, duma Gwardii, wszystkie z nowym kamuflażem i świeżo wymalowanymi insygniami I Regimentu Kronusa. Za nimi Hellhoundy uzbrojone w miotacze ognia Inferno. No, tym to akurat nie chciałbym jechać... Tylko wariaci jeżdżą tym sprzętem, podobno często zdarzają się różne „wypadki” i cały pojazd staje w płomieniach. Ale to nic dziwnego, skoro działonowi sami modyfikują uzbrojenie, żeby miało „większego kopa”. Dalej jechała artyleria samobieżna Basilisk i transportery Chimera a za nimi szła Gwardia, szereg za szeregiem, kolumna za kolumną... Regularni Gwardziści prowadzeni przez Komisarzy i Kapłanów, elitarni Kasrkini - weterani wielu bitew, potężne Ogryny, a także zespoły broni ciężkiej, niosące ciężkie karabiny automatyczne i działka laserowe. Z taką potęgą oczyścimy planetę z obcych i ani się obejrzymy jak na Kronusa przylecą koloniści, a my, „Wyzwoliciele”, będziemy także mogli się tu osiedlić po zakończeniu służby. Jest się o co bić, nie? A więc, ku chwale Imperium!
Generał, przepraszam, Gubernator Alexander osobiście poprowadzi nas do walki. Podobno powiedział do jednego z kapitanów: „Mam do dyspozycji tysiące Gwardzistów, wojska pancerne i wsparcie Imperialnej Floty. Niech Wszechmocny Imperator zlituje się nad tymi, którzy staną na mojej drodze, bo ja litości mieć dla nich nie będę.”