Ekranizacje gier video – część pierwsza

Mejste
2006/09/30 17:00

Film a gra

Film a gra

W dzisiejszych czasach kultura i sztuka nie mają lekko. Z dzieła najbardziej oryginalnego i offowego ludzie od marketingu potrafią zrobić coś diametralnie innego, by taki produkt sprzedawał się jak najlepiej. Niby nic w tym dziwnego, bo czasy, kiedy masowo tworzyło się sztukę dla sztuki dawno minęły, a obecnie większości autorów zależy na tym, by czerpać zyski ze swych dzieł. Sami się jednak nie wypromują, dlatego wchodzą za kulisy „showbiznesu”, by tam dostać się w ręce speców od reklamy, którzy z najgorszej dostarczonej szmiry potrafią przy większych lub mniejszych zabiegach kosmetycznych zrobić światowy hit. Niestety w obecnej dobie na wszystkim co się dobrze sprzedaje, chce się zarobić jak najwięcej. Dlatego też danego dzieła nie zamyka się tylko w gatunku, do którego pierwotnie należało. Przykładowo, książkowy bestseller prędzej czy później doczeka się swej adaptacji filmowej, a najnowsze filmy animowane dla dzieci, po premierze zostaną obowiązkowo przekonwertowane na gry komputerowe. Nawet bohaterów popularnych seriali anime możemy znaleźć na żetonach w paczkach chipsów.

Skupmy się jednak na samych ekranizacjach, bo to właśnie kino i telewizja docierają do największej liczby ludzi spragnionych nowych wrażeń. Statystyki pokazują, że większość z nas woli obejrzeć film w TV niż przeczytać książkę. Nic więc dziwnego, że na półkach wypożyczalni filmów leży pełno pozycji opartych na książkowych scenariuszach. Przecież dużo łatwiej i szybciej jest obejrzeć lekturę na DVD, dzień przed jej omówieniem na lekcji języka polskiego, niż przeczytać, załóżmy, 300 stron tekstu. Na szczęście ekranizacje książek zazwyczaj są poprawne, a niektóre nawet przewyższają swoje tekstowe pierwowzory. Poza tym, przenoszenie na ekran literatury jest uzasadnione faktem, że publiczność zasiadająca w kinie może poznać wizję reżysera, skonfrontować ją ze swoimi wyobrażeniami świata ukazanego w książce. Jaki jest zatem sens przenoszenia gier video na duży ekran, które, można by rzec, są dużo bardziej zaawansowaną rozrywką niż kino?

Odpowiedź nie jest łatwa i jednoznaczna. Przecież gry video łączą w sobie niemal wszystkie aspekty szeroko pojętej rozrywki. Jest w nich obraz, dźwięk, fabuła – po trosze z kina, muzyki i książki. To co jednak wyróżnia gry video od wyżej wymienionych dziedzin rozrywki, to fakt, że są „czynno-bierną” formą spędzania wolnego czasu. Słuchając muzyki czy oglądając film nie mamy wpływu na to co odbieramy. Możemy jedynie przyjąć produkt podany w takiej formie w jakiej został stworzony. Po zakończeniu seansu filmowego wychodzimy z kina ze świadomością, że chociaż chcielibyśmy zmienić aktorów lub zakończenie, to i tak nie możemy tego zrobić. W grach to my kierujemy losami bohatera, kreujemy światy, etc. - czynnie uczestniczymy w rozrywce. Ciekawi zatem fakt, dlaczego ludziom mającym możliwość kierowania akcją we własny sposób, serwuje się to samo, tylko w formie, w której jedyną rzeczą jaką mogą robić, to patrzeć na wyświetlany z projektora obraz... Zanim wszystko się zaczęło na dobre... Nie byłoby w ogóle tematu, gdyby w kinematografii nie pojawiły się efekty komputerowe, bez których ciężko byłoby przenieść grę na ekran. Pierwszym filmem, który wykorzystywał ten element w znaczący sposób był wydany w 1982 roku „Tron” w reżyserii Stevena Lisbergera. Był to obraz na tyle przełomowy, że w 1983 roku Akademia Filmowa odmówiła jego twórcom przyznania nominacji do Oskara w kategorii najlepszych efektów wizualnych, uznając „Tron” za rodzaj oszustwa wobec bardziej tradycyjnych metod tworzenia obrazu. Nawet dziś tamte efekty komputerowe mogą wzbudzać respekt dla ludzi, którzy je stworzyli. Sam film zresztą opowiada o mężczyźnie, który znajduje się we wnętrzu komputera, w świecie bitów, bajtów, programów i wirusów. Co prawda, akcja nie została przeniesiona z żadnej gry komputerowej (choć dużo później ukazała się produkcja na podstawie tego obrazu zatytułowana Tron 2.0), ale warto o tym filmie przypominać, gdyż był on wielką inspiracją dla reżyserów, którym po głowach chodziły myśli o przenoszeniu gier na srebrny ekran.

Film a gra, Ekranizacje gier video – część pierwsza


Początki Pierwszą grą, która została przekonwertowana było Super Mario Bros. Obraz o tym samym tytule, powstały w 1993 roku był krokiem milowym dla całego świata filmowego. Oto trzech reżyserów (Roland Joffe, Annabel Jankel oraz Rocky Morton) pokazało całemu światu jak nie powinno się robić filmów na podstawie gier. Ich twór nie jest ani dobrą adaptacją, ani poprawnie zrealizowaną ekranizacją. W filmie oczywiście znajdziemy kultowe postaci Mario i Luigiego, w których odpowiednio wcielili się Bob Hoskins i John Leguizamo, ale klimat tej genialnej platformówki został gdzieś utracony w procesie tworzenia. Sama fabuła zresztą dość znacznie odbiega od tej znanej nam z komputerowych przygód braci Mario, co oczywiście nie wzbudziło entuzjazmu wśród fanów gry. Dla krytyków natomiast była ona zbyt absurdalna. Realizacja również pozostawiała wiele do życzenia.


Jak się później okazało, nie wyciągnięto wniosków ze słabej realizacji „Super Mario Bros.”. Pan Steven E. de Souza postanowił zekranizować grę z gatunku chyba najbardziej felernego jaki można wybrać – bijatyki. Pod filmowego klapsa trafił Street Fighter, swego czasu popularna nawalanka wydana na różne platformy. „Uliczny wojownik” okazał się totalną klapą i nie pomógł mu nawet Jean-Claude Van Damme wcielający się w postać pułkownika Guile czy występująca po raz drugi na dużym ekranie Kylie Minogue. Potwierdzeniem słabości „Street Fightera” niech będzie fakt, że w wielu zastawieniach, „króluje” on na wysokich miejscach w kategorii na najgorszy obraz kinematografii wszech czasów...


GramTV przedstawia:

Iskra nadziei Po obejrzeniu „Street Fightera” można było sądzić, że reżyserzy zrezygnują z jakże trudnej sztuki przeniesienia konsolowego mordobicia do kin. Jednak w 1995 roku ukazał się „Mortal Kombat” i od razu odniósł wielki sukces. Dlaczego? Ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i po prostu przeniósł akcję gry, bez jakichkolwiek zmian, sztucznych ubarwień i innych dziwactw. W filmie mogliśmy ujrzeć najważniejsze postacie, wartką akcję i sceny walki, w których uczestniczyli zawodnicy biorący udział w tytułowym turnieju. Ktoś może po raz kolejny zarzucić, że fabuła była do kitu, ale odpowiedzmy sobie szczerze – kto grając w „Mortala” zwracał uwagę na fabułę, której praktycznie nie było? Cóż, jeśli ktoś po tym filmie oczekiwał niesamowitych doznań artystycznych to pomylił się rozpaczliwie, ale gracze pierwszy raz w historii ekranizacji gier video dostali dokładnie to, czego oczekiwali. Pokazują to liczby – „Mortal Kombat” zarobił na całym świecie 125 milionów dolarów. Niestety tego sukcesu nie powtórzył jego sequel. Prawdopodobnie twórcy zachłysnęli się zarobionymi pieniędzmi i jak to w życiu bywa, następca pierwszej części przygód Liu Kanga i spółki – „Mortal Kombat: Annihilation” był zwykłym wabikiem na widzów, którzy mieli zostawić swoje pieniądze w kasach biletowych. Ciekawe, jak będzie prezentowała się trzecia część, której premiera została ustalona na Nowy Rok 2007.


Trylogie są trendy? Na początku XXI wieku nieco zmieniły się trendy w ekranizacjach gier video. Przestano interesować się „prymitywnymi” gatunkami i postawiono na akcję z lekkim dreszczykiem emocji. Paul W.S. Anderson (ten sam, który wyreżyserował pierwszego „Mortal Kombat”) dał innym przykład produkując w 2002 roku horror „Resident Evil”. Zupełnie nowym zagraniem autorów było umieszczenie akcji filmu przed wydarzeniami znanymi z gry komputerowej. Dzięki temu zabiegowi gracze nie mogli narzekać, że nie jest to wierna adaptacja, a twórcy mogli tylko zacierać ręce widząc hordy ludzi, które niczym hordy zombie podążają do kin, by poznać nieopowiedziane wcześniej losy swojej ulubionej bohaterki, w którą wcieliła się Mila Jovovich. W budowaniu atmosfery nie pomogli nawet pracownicy Capcomu, którzy wcielili się w rolę zombie... Dwa lata później ukazała się kontynuacja, zatytułowana „Apokalipsa”, która, jak to zazwyczaj bywa, pierwowzoru nie przewyższała. Co ciekawe, cieszyła się jednak sporym zainteresowaniem graczy. Jak inaczej można wytłumaczyć 8,5 miliona pobrań zwiastuna w przeciągu siedmiu miesięcy? Anderson może nie potrafi robić doskonałych filmów, ale widzów przyciągać umie. Nie dziwi więc fakt, że już za rok ukaże się kolejna część z Milą Jovovich ponownie walczącą z zombie.


Prawdziwym hitem okazała się jednak ekranizacja przygód najsłynniejszej i najseksowniejszej pani archeolog – Lary Croft. „Tomb Raider” wpuszczony do kin w 2001 roku pobił na głowę sukces „Mortal Kombat”, plasując się pod względem wpływów w USA aż na 13 miejscu. Gra o przygodach panny Croft ma na świecie wielu fanów, przez wielu uważana jest także za najważniejszą ikonę gier video. Scenarzyści nie zapomnieli o tym i stworzyli fabułę na wzór tej znanej już graczom, choć początkowo scenariusz miał być zupełnie niezwiązany ze swym komputerowym odpowiednikiem. Efektowna realizacja i Angelina Jolie w roli Lary Croft były strzałem w dziesiątkę, dzięki któremu ten film wciąż pozostaje na szczycie listy najlepiej zarabiających ekranizacji gier video. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że „Tomb Raider” nie był ciepło przyjęty przez krytyków, a i większość graczy po seansie kręciła nosem. W 2003 roku ukazała się jego kontynuacja zatytułowana „Kolebka życia”. Tym razem pałeczkę przejął specjalista od filmów akcji - Jan De Bont, który stworzył średniej klasy kino akcji, nadające się w sam raz do obejrzenia w smętny wieczór. Kontynuacja przygód Lary nie była już jednak tak popularna jak część pierwsza, ale nie zniechęciło to twórców do (oficjalnie jeszcze nie potwierdzonych) prac nad częścią trzecią, w której najprawdopodobniej ponownie ujrzymy Angelinę Jolie w roli charyzmatycznej poszukiwaczki przygód.


Nie ma lekko Jak widać początki przenoszenia obrazu z monitora na wielką płachtę materiału zwaną ekranem łatwe nie były. Krytycy narzekali, gracze narzekali, wszyscy narzekali. Jednak dziś mamy już XXI wiek i tak zaawansowane technologie kinematograficzne, o którym braciom Lumiere się nawet nie śniło, więc możemy spodziewać się coraz lepszych ekranizacji gier. A o tych wyprodukowanych w ostatnim czasie, będziecie mogli przeczytać w drugiej części artykułu.

Komentarze
82
Usunięty
Usunięty
08/10/2006 16:15

Wg CDA film jest kiepsko zrobiony ,z plastikiem zamiast potworów,z trywialną fabułą o zombiakach i pogwałceniu klimatu.JA?JA nie wiem bo nie widziałem

Mejste
Gramowicz
Autor
08/10/2006 16:12

O Doomie jest w drugiej części tekstu. Zapraszam do lektury ;)

Usunięty
Usunięty
08/10/2006 11:37

Brakuje mi w tekście czegoś o filmie Doom - myślę, że film jest dobry, w dodatku nakręcony przez Polaka...




Trwa Wczytywanie