Nie w samo południe, za to w bardzo ważnej kwestii

redakcja gram.pl
2007/12/18 13:43

W dzisiejszym felietonie - gdy tylko do niego zajrzycie, zrozumiecie przyczynę opóźnienia - Naczelny kontynuuje temat rozpoczęty w sobotę przez Hakkena. Wywołany do tablicy opowiada o sieci układów, niezależności dziennikarskiej, pracy publicysty, selekcji naturalnej, oraz ograniczonym subiektywizmie recenzentów. Zapraszamy do lektury!

Jak zwykle nikt Wam nie każe zgadzać się z przedstawionym w tekście punktem widzenia. Można i nawet trzeba wygłaszać na forum własne opinie... Najpierw jednak wypadałoby zapoznać się z treścią felietonu:

Swoim sobotnim felietonem Hakken wywołał mnie do tablicy. Miałem zamiar jeszcze pociągnąć dalej inny temat, ale nie potrafię stać z boku, gdy kolega redakcyjny prowokuje mnie do dyskusji... Tak więc dziś – mimo tego, że temat jest atrakcyjny niczym blok z wielkiej płyty – napiszę nieco na temat pracy recenzenckiej, tak zwanego obiektywizmu i walki o niezależność od nacisków zewnętrznych.

Za pomocą prostego zabiegu przypomnienia o sieci wzajemnych układów i układzików łączących ludzi z branży elektronicznej rozrywki Hakken przygotował sobie grunt do dalszych dywagacji. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie drobny szkopuł: owo wyjściowe założenie jest w dużej mierze sztuczne.

GramTV przedstawia:

Pełen tekst znajdziecie tutaj

Komentarze
13
Usunięty
Usunięty
19/12/2007 05:08

>/ciach/<1. Vojtas ujął to bardzo słusznie. Tym bardziej że w Polsce (i tak mi się tylko wydaje bo nie wiem) przemysł gier wideo w porównaniu z zachodem jeszcze ma duuużo do nadgonienia. Wydawcy muszą wydawać tylko pewne tytuły które gwarantują dobrą ocenę i sprzedaż.2. Hakken skrytykował redakcje aby ukazać słabości branży (mowie ogólnie, a nie o serwisie gram.pl) i w tym momencie ''pokazał" że w serwisie są odważniejsi3. Lucas the Great kontratakował wypowiedz ogólnie bronica serwisy i obalił stwierdzenie HakkenaFirma wychodzi z czystymi rekami udowadniając iż w ich obozie jest równy podział zdań, co ma gwarantować zawsze "obiektywne" opinie.Wracamy do punktu wyjścia. Masz progi których nie powinieneś przekraczać bo na końcu dnia jak nie wiesz o co chodzi, to zawsze chodzi o KASĘ!

Vojtas
Gramowicz
19/12/2007 03:55

A ja tylko chciałem napisać to, co napisałem nt. zwolnienia Gerstmanna - bo to ona wywołała ten temat jak sądzę.Dla wydawców, właścicieli telewizji, gazet, czasopism, stacji radiowych, portali najważniejsze są pieniądze z reklam, bo to głównie z nich utrzymują się prywatne media (choć nie tylko z nich) i dzięki nim się też rozwijają. Umowy reklamodawca-wydawca nie muszą kończyć się (i najczęściej nie kończą) tylko na zamieszczeniu reklamy - sprawa ta dotyczy w szczególności mediów, które poddają ocenie produkty lub działalność reklamodawców. Przykład? Proszę bardzo: do lokalnej gazety często dołączane są tzw. wkładki samorządowe i całostronicowe ogłoszenia finansowane np. przez Urząd Miejski. Który redaktor zdecyduje się krytykować lub nawet poddawać w wątpliwość działania urzędników, mając świadomość, że taka akcja może spotkać się z wycofaniem materiałów, odpływem reklam - jednym słowem: pieniędzy? Istnieją i są wykorzystywane również bardzo proste metody wpływania (żeby nie powiedzieć korumpowania) dziennikarzy: ot np. producent aut wypożycza na dłuuuuuuugą jazdę próbną najnowszy model swojego samochodu, który ma być opisany w czasopismie, albo funduje drogą wycieczkę zagraniczną (na Komorach konferencja przez dwa dni, a pozostaly tydzień wypoczynek), albo wręczając niekiedy niezgorsze gadżety na konferencjach prasowych - to może wpłynąć na ocenę dziennikarza (zasada wzajemności, jedna w podstawowych form psychomanipulacji). Niewielu jest dziennikarzy, którzy odmawiają - równie niewielu dziennikarzy o tym mówi. Dlaczego? Dlatego że musieliby wymienić swoich kolegów po fachu!Zgadzam się z tym, że reputacje jest stracić łatwo, ale nie oszukujmy się - ludzie są bardzo ostrożni. No i który z redaktorów gazet/portali o grach komputerowych w Polsce jest powszechnie znany, by można mu zrujnować karierę? Nie ma w tym gronie twarzy i piór tak znanych jak Żakowski. Tu są lepsze warunki do zrobienia wałka, bo nikt tak bacznie nie obserwuje rodzimych mediów branży gier. Co najlepsze - taka sprawa została opublikowana na łamach "Gamblera" bodajże w 1998 albo 1999 roku - konkretnie przedrukowali umowę między dystrybutorem a wydawcą czasopisma, w której było napisane, jaka ocena zostanie wystawiona. I co się stało? Sprzedaż winowajcy spadła? A skąd - dziś nikt już o tym nie pamięta, pomijam fakt, że niewielu skumało, o co chodzi - tematu nie było. :)Resumując wydawca jest uzależniony od czytelników, którzy kupują gazetę, ci z kolei od redakcji, którzy czytają zawierzając publikowanym tekstom, redakcja zależy od wydawcy, który zarządza interesem, a który to w dużej mierze zależy od reklamodawców bacznie obserwujących wyniki sprzedaży/oglądalności/klikalności. I koło się zamyka.Moim zdaniem sprawa Gerstmanna wydaje się dość jednoznaczna. Gerstmann wyraźnie zaszedł za skórę wydawcom gier i w pewnym momencie miarka się przebrała. Właściciel Gamespota dostał tzw. propozycję-nie-do-odrzucenia. Tu mozna sobie dośpiewać, co to mogło być np. "Albo pozbędziecie się Gerstmanna, albo wycofamy wszystkie reklamy i przekażemy exclusive''y konkurencji". Tajemnicą poliszynela również jest, że wydawcy gier i właściciele mediów nierzadko zawierają umowy typu "my wam damy więcej reklam, exclusive''y i pełne wersje na covery, a wy nam ocenkę powyżej 80%". Wszystko wskazuje na to, że Gerstmann po prostu złamał podobną umowę - efekt: wyleciał na zbity pysk. Takie wzorcowe zwolnienie (to w końcu naczelny) to też mocny sygnał dla reszty ekipy, żeby nie podskakiwali. Inna sprawa, że gdyby byli w porządku, to by odeszli z redakcji wraz z nim. A kto manifestował pod siedzibą redakcji? Konkurencja!Tam gdzie wkraczają pieniądze, zwłaszcza te duże, etyka dziennikarska schodzi na dalszy plan. Gerstmann najwyraźniej pisał tak jak uważał, a to okazało się niedopuszczalne. Pogwałcił umowę między jedną firmą, a drugą. Jak w takiej sytuacji mówić o niezależnych redakcjach, gdy dla każdego wwłaściciela portalu czy gazety w ostatecznym bilansie liczy się sprzedaż/oglądalność/klikalność, która bezpośrednio przekłada się na pieniądze?

Usunięty
Usunięty
18/12/2007 22:43

I slusznie autor podsumowal felieton kolegi,sprawa jest jasna. Mam nadzieje ze za tydzien wracamy w kosmos :).




Trwa Wczytywanie