Recenzja Spacebase Startopia. Zagrać można, ale jakim kosztem...

Kamil Ostrowski
2021/04/02 17:20
0
0

Do odważnych świat należy, stwierdzili deweloperzy z Realmforge Studio, po czym stworzyli konsolowego sima/RTSa, który w ogóle nie nadaje się na konsole. Ani na pecety też nie za bardzo.

Lecimy do stacji na wycieczkę, bierzemy obcego w teczkę

Lecimy do stacji na wycieczkę, bierzemy obcego w teczkę, Recenzja Spacebase Startopia. Zagrać można, ale jakim kosztem...

Tytułem wstępu: gra ukazała się 26 marca 2021 roku zarówno na konsolach, jak i na komputerach osobistych. Recenzja dotyczy wersji na Xboksa Series S.

Strategie na konsoli są możliwe. Pokazało to jako jedno z pierwszych Halo Wars 2 (recenzja wersji konsolowej), ale nie brakuje innych przykładów, chociażby rodzimego Frostpunka (recenzja wersji konsolowej) czy świetnego Northgard (recenzja wersji pecetowej). Warunkiem niezbędnym jest jednak dosyć powolne tempo rozgrywki, nieprzesadnie skomplikowana rozgrywka, a przede wszystkim świetnie przemyślane sterowanie. W przypadku Spacebase Startopia zrealizowano tylko jeden z powyższych warunków.

Gra stworzona przez Realmforge Studio jest połączeniem gry symulacyjnej (w rodzaju kultowego Theme Park) oraz strategii czasu rzeczywistego. Stajemy się budowniczym i dowódcą na stacji kosmicznej, której działalność ma na celu zapewnienie harmonijnego współistnienia rozmaitych ras kosmitów. W tym celu musimy zapewnić im pożywienie, rozrywkę, opiekę medyczną, kontakt z naturą czy możliwość zachowania higieny. Wszystko to w towarzystwie doradcy bezskutecznie ukrywającego swoją pogardę do istot opartych na węglu. Oczywiście mowa o pokładowej sztucznej inteligencji.

Jak w wielu symulatorach i strategiach zaczynamy od podstaw. Zajmujemy się stawianiem podstawowych instalacji: punktów ładowania robotów, które pełnią na stacji kosmicznej rolę robotników, kwater dla przybywających kosmitów, a następnie pojemników na śmieci i centrum recyklingu. Z czasem przenosimy się na kolejne pokłady: łącznie tworzą one trzy okręgi: pokład niższy (techniczny), na którym znajdą się wszystkie przemysłowe i użytkowe budynki, pokład środkowy (zabawowy), gdzie kosmici będą mogli się zabawić, potańczyć, czy coś zjeść, oczywiście wydając tam swoje pieniądze oraz pokład wewnętrzny (pokład biologiczny), skąd będziemy brać rozmaite surowce i w którym miejscu obce rasy będą zaspokajać swoją potrzebę obcowania z naturą. Trzeba przyznać, że na początku jest co robić, a satysfakcja z podziwiania coraz lepiej działającego ekosystemu bazy jest spora.

GramTV przedstawia:

Trzeba przyznać, że mechaniki stojące za Spacebase Startopia nie są najłatwiejsze do opanowania. W grze mamy dwa rodzaje bazowych “walut” (energię i prestiż), a do tego kilka różnych surowców bazowych (włókna, minerały, tlen, żywność, leki) z których w fabryce możemy wyprodukować kilkadziesiąt innych półproduktów i przedmiotów. Będą one nam niezbędne do odblokowywania i ulepszania technologii. Do tego mamy handel, terraformację, zatrudnianie i awansowanie personelu, pozbywanie się radioaktywnych odpadów, a do tego możliwość ręcznego sterowania i zbierania nawet pojedynczych śmieci z pokładu. Wszystko to opisane całkiem sporą ilością statystyk, okienek dialogowych i przycisków.

Do powyższego dochodzą jeszcze elementy typowo RTSowe. Po wciśnięciu przycisków “LB+B” interfejs wchodzi w tryb bojowy, a my możemy dowodzić jednostkami budowanymi w stacji ochrony, do których zaliczają się małe drony oraz ogromne mechy bojowe. Mam dwa zasadnicze problemy z tym systemem. Po pierwsze, nie ma w nim absolutnie żadnej głębi pod względem mechaniki rozumianej jako zdolności jednostek czy ich charakterystyka. Najczęściej po prostu zaznaczamy wszystkie mechy i drony, wydajemy im rozkaz do ataku i zaczynamy zajmować się czymś innym. Zero emocji, po prostu kolejna rzecz do “odhaczenia”.

Gra nie wypada dobrze na konsolach między innymi ze względu na bardzo skomplikowane sterowanie, które wymaga opanowania całej rzeszy skrótów klawiszowych (za nic nie omijajcie samouczków), ale też ze względu na dosyć zaawansowane okna interfejsu użytkownika, na których niejednokrotnie znajdują się dziesiątki przycisków, a pomiędzy którymi lawirujemy za pomocą gałek analogowych czy przycisków na krzyżaku. Dodajmy do tego fakt, że wiele czynności musimy wykonywać ręcznie (jak na przykład awansowanie poszczególnych pracowników, których z czasem są już dziesiątki) i mamy przepis na pospieszne i masowe duszenie przycisków, żeby tylko wykonać parę prostych akcji.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!