Recenzja filmu Krzyk (2022). Horror nowej generacji

Radosław Krajewski
2022/01/14 21:45
1
0

Po jedenastu latach seria Krzyk powróciła, aby znów straszyć widzów. Oceniamy, czy to udana horrorowa propozycja.

Post-fun-horror

Mogłoby się wydawać, że po komercyjnych sukcesach Dziedzictwo. Hereditary, czy Lighthouse, przemysł filmowy zwróci swoje oczy ku ambitniejszym przedstawicielom gatunku horrorów. Ale na złość artystycznym aspiracjom twórców, którzy chcieli dołączyć do boomu, Hollywood stworzył nowy trend, przywracając znane marki sprzed lat. Halloween, Piła, Candyman, a nawet Paranormal Activity i Czarne święta powróciły, aby opowiedzieć kolejny rozdział swoich historii, wykorzystując wydarzenia i bohaterów znanych z oryginału. Okazało się to złotą receptą na marazm kina grozy, w których twórcy wyciągali rękę do fanów, dostarczając im mniej lub bardziej udane filmy. Ale musiał w końcu nastać czas, kiedy dobra passa zostanie przełamana. Pierwszy zwiastun widzieliśmy już przy okazji Halloween Kills, które zostało zdecydowanie gorzej przyjęte niż poprzednia produkcja z 2018 roku. Krzyk mógł być następny, ale nieoczekiwanie film wnosi gatunek na zupełnie nowy poziom, tym samym wyznaczając nowy poziom metatekstualności w kinie.Post-fun-horror, Recenzja filmu Krzyk (2022). Horror nowej generacjiJak w każdej części Krzyku i w najnowszej odsłonie pozbawionej numerka, główny zabójca poluje na swoją pierwszą z wielu ofiar. Tym razem szczęścia zabrakło Tarze Carpenter (Jenna Ortega), która zostaje napadnięta we własnym domu. Gdy jej starsza siostra Sam (Melissa Barrera) zostaje powiadomiona o brutalnym ataku, rusza na miejsce, aby wziąć udział w niebezpiecznej grze zorganizowanej przez Ghostface’a. W odnalezieniu sprawcy pomaga jej chłopak Richie (Jack Quaid), a także Sidney (Neve Campbell), Gale (Courteney Cox) i Dewey (David Arquette), którzy przed wieloma laty przeżyli spotkanie z mordercą. Kobieta musi zrobić wszystko, aby nie dopuścić do kolejnych zbrodni, które łączą się z jej pochodzeniem.

Krzyk jest dokładnie takim filmem, jakim Matrix Zmartwychwstania chciałby być. Lana Wachowski chciałaby uzyskać tak idealny poziom metatekstualności, zabawy konwencją i autoparodię, jaką udało się stworzyć reżyserskiemu duetowi Mattowi Bettinelliemu-Olpinowi i Tylerowi Gillettowi. Reżyserzy Zabawy w pochowanego tworzą nie tylko idealny sequel, czy raczej requel, o czym jest mowa w jednej ze scen filmu, ale parodię gatunku, i serii, przy zachowaniu realizmu świata, poprzez wrzucenie masy odniesień do rzeczywiście istniejących filmów. Bohaterowie wielokrotnie dyskutują o ulubionych tytułach, oraz o gatunkowych schematach, traktując je jako podręcznik przetrwania.Poziom metatekstualności obecny jest już od pierwszej sceny, która powoli buduje napięcie i ustanawia poszczególne klocki, przygotowując widza na prawdziwą zabawę w dalszej części filmu. Twórcy przeciągają kulminacyjny moment tak długo, jak tylko mogą, zwodząc widza prostymi sztuczkami. Podobne zabiegi powtarzane są w kolejnych scenach, chociażby podczas jednego z morderstw, w których bohater otwiera różne drzwi, aby za każdym razem okazywało się, że morderca czai się zupełnie gdzie indziej. Twórcy bezpardonowo nabijają się z całego gatunku, ale przede wszystkim z własnej serii. Doskonale zdając sobie sprawę, jak niedorzeczna ona jest, szczególnie przy kolejnych zmianach dokonywanych w kontynuacjach. Po pewnym czasie okazuje się, że każda postać jest w jakiś sposób powiązana z bohaterami poprzednich części, tworząc ogromną plątaninę wzajemnych zależności i relacji.

GramTV przedstawia:

Komentarze
1
xeor77
Gramowicz
23/02/2022 23:49

"Krzyk mógł być następny, ale nieoczekiwanie film wnosi gatunek na zupełnie nowy poziom, tym samym wyznaczając nowy poziom metatekstualności w kinie"

Chłopie, czegoś ty się naćpał mógłbyś nam zdradzić.