Recenzja Guilty Gear Strive - świst mieczy, a w tle heavy metal

Guilty Gear Strive to najlepszy możliwy punkt wejścia dla tych, którzy zawsze chcieli się spróbować z serią ArcSysu, ale bali się zagadać...

Recenzja Guilty Gear Strive - świst mieczy, a w tle heavy metal

Miała być wielka rewolucja w serii, a wyszła ewolucja. Guilty Gear Strive co prawda jest najbardziej przyjazną odsłoną serii dla nowych graczy, ale z drugiej strony można mieć wrażenie, że czegoś tutaj zabrakło, aby ten pakiet był o wiele bardziej okazały w dniu premiery. Z drugiej strony nowa gra Arc System Works to idealny przykład na to, że da się stworzyć świetnie działający system gry wieloosobowy. Taki, który nie powoduje strachu, gdy jeden z graczy ma nieco gorsze połączenie sieciowe i za to należą się twórcom brawa.

Nie ma wątpliwości – dobrą bijatykę udało się twórcom dowieść. Nawet, jeśli nie wszystko zagrało idealnie.

Seans w kinie? Jak najbardziej!

To, co może zaskoczyć wielu już na starcie to fakt, że Guilty Gear Strive w formie story mode ponad czterogodzinny serial, który gracz może sobie obejrzeć dzieląc całość na odcinki (rozdziały) lub też obejrzeć od deski do deski jednym tchem. Nie pierwszy raz Arc System Works decyduje się na tego typu model fabularny, ale nowych graczy może nieco zaskoczyć.

Pomysł jak najbardziej ciekawy, bo powiem szczerze – wolę dobrze stworzoną animację bez większych przerw w trakcie opowiadanej historii niż starcia, które wytrącają z pewnego rytmu. Na tę chwilę jedną z niewielu gier, które robią to w sposób naprawdę dobry jest seria Mortal Kombat do dziewiątej odsłony w górę. Problem w tym, że nowy silnik graficzny w Strive ma swoje lepsze i gorsze momenty. Mam wrażenie, że o ile w trakcie dynamicznych lub w pełni statycznych momentów prezentuje się świetnie, tak w przypadku nieco wolniejszych etapów (np. gdy bohaterzy chodzą) całość odbierałem dziwnie. Trochę tak, jakby pewne animacje wypadały zdecydowanie gorzej przy próbie prezentowania ich w 3D.

Temat story mode w Guilty Gear Strive jest głębszy z innego powodu, a dokładniej powiązań z poprzednich odsłon. Co prawda w grze jest wbudowany nie tylko chronologiczne kalendarium wszystkich wydarzeń, ale i siatka wszelkich połączeń między bohaterami… ale spoglądając w to wszystko można się zdrowo przestraszyć, jeśli nigdy do tej pory nie mieliście do czynienia z serią Guilty Gear. Plus jest w tym wszystkim jednak taki, że właściwie w Strive wiele z tego jest sprowadzone do bardzo prostych nawiązań (tu również pomaga mała liczba bohaterów), dzięki czemu ten pierwszy szok z czasem mija i można tylko dziękować, że ASW ostatecznie odpuściło sobie ładowanie do historii całego mnóstwa występów gościnnych i tłumaczenia krok po kroku, dlaczego dany bohater jest zainteresowany drugim, a jeszcze z innym rywalizuje.

Świst mieczy i heavy metal:

Ale odchodząc od fabularnych zawiłości Strive – czy jest to dobra bijatyka? Odpowiedź jest prosta. Tak, jest dobra i to piekielnie dobra.

Składa się jednak na to o wiele więcej czynników niż efektowne młócenie jednego przez drugiego. To, co najważniejsze to fakt, że całość, zgodnie z zapowiedziami, jest o wiele bardziej przyjazna dla nowych graczy w serii. Nie ma więc co się mocno zrażać tym, że jedni bohaterowie są o wiele łatwiejsi do opanowania, a inni wymagają małpiej zręczności, bo to jest standard w bijatykach. Tutaj jednak całość na tyle dobrze wyważona, że ewentualne opanowanie tych trudniejszych owocuje efektownymi i przede wszystkim efektywnymi walkami.

GramTV przedstawia:

Nie wymaga jednak to wszystko przełączania trybów walki (z tego ułatwionego na profesjonalny) czy też uczenia się wszelkich sztuczek od zera, bo podstawy wielu bohaterów ma bardzo do siebie podobne. Podobnie jest z kilkoma mechanikami, które zostały w porównaniu z poprzednimi odsłonami wyrzucone. Nic tylko próbować nowych rzeczy i nie zamykać się na jedno konkretne rozwiązanie. O ile sam uwielbiam grać Chipem Zanuffem (bo lubię szybkie i zwinne postacie), to również zdarza mi się grać Solem Badguyem czy Zato-1 zwyczajnie dla zabawy w meczach rankingowych i nie tylko… ale czasami też wpadają gry Potemkinem. To ta sama frajda z zabawy, którą można mieć również przy innych grach tego typu i grać wcale nie musi trzymać się tej najłatwiejszej na papierze opcji, bo o wiele łatwiej jest eksperymentować i próbować nowych tricków.

Nie mówiąc już o tym, że cała otoczka gry na czele ze świetną muzyką Daisuke Ishiwatariego to majsterszyk – jest szybko, jest dynamicznie i jest cała masa heavy metalu (chyba, że gramy May… to mamy tam delfiny i orki, takie z Majorki). Dlatego też pod względem gameplayowym Guilty Gear Strive urzeka jako cały pakiet i sprawia, że aż chce się tą kolejną rundę sobie zawalczyć lub też arcade mode przejść jeszcze raz.

No właśnie, tryby gry – tutaj jest do bólu standardowo. Rozgrywka dla jednego graczy to tradycyjny arcade mode, starcia jeden a jednego czy też survival mode, w którym bijemy się aż do przegranej. Dodatkowo wchodzi do gry wcześniej wspomniany tryb fabularny.

Jeśli chodzi natomiast o tryby wieloosobowe to mamy zarówno grę nierankingową w oparciu o wieżyczkę postępów, są również tradycyjne rankedy. Tak właściwie to miałem wrażenie, że kupując Guilty Gear Strive od razu ruszyłbym na serwery niż bawił się w tryb Arcade i nie czułbym, że coś mnie rzeczywiście omija. Jedynym minusem jest jednak to, że wygrywana w trakcie zabawy waluta pozwala odblokowywać dodatki dla awatara w lobby czy utwory z poprzednich odsłon Guilty Geara do starć jeden na jednego… i odbywa się to losowo. Brakuje dodatkowych alternatywnych strojów dla bohaterów czy też nowych wariantów kolorystycznych poza tymi, które zostały udostępnione na starcie. Ostatecznie, jeśli ktoś lubi grać w tego typu gry po to, aby odpicować swojego ulubionego bohatera, to może się srogo zawieść.

Podsumowując – jest dobrze, ale nie takiej rewolucji oczekiwałem.

Z ocenieniem Guilty Gear Strive nie jest taka łatwa sprawa. Głównie dlatego, że Arc System Works od samego początku dawało do zrozumienia, że mała rewolucja w serii zmierza ku temu, aby zachęcić do sięgnięcia po jedną z ich flagowych bijatyk szersze grono graczy.

Nie można ASW odmówić tego, że ta próba się udała. Guilty Gear Strive wydaje się najlepszym możliwym wstępem do serii dla tych, którzy przez wiele lat próbowali się z serią zaprzyjaźnić, ale z różnych powodów nie było to łatwe. Żeby zrozumieć lore tego świata trzeba przeanalizować całą masę różnych powiązań między bohaterami i wydarzeniami, które mają miejsce na przestrzeni wielu gier, a poziom wejścia ustępuje trudnościom tylko serii BlazBlue.

Innymi słowy – zagrać w Guilty Gear Strive warto. Jeśli nigdy nie obcowaliście z serią lub też swoje przygody z tymi bohaterami zaliczyliście zgarniając darmowe pełniaki z czasopism o grach (jeśli pamięć mnie nie myli to Isuka i XX-Reload na bank były). Problem w tym, że twórcy Guilty Gear mając tak bogaty roster bohaterów zdecydowali się na wrzucenie do gry zalewie piętnastu wojowników. Tak, wiem że Arc System Works lubi rozbijać to wszystko na wiele różnych przepustek sezonowych oraz wersji ulepszonych, ale w dobie gier, w których z łatwością dostajemy ok. 20-25 bohaterów do wyboru, to tutaj… szału nie ma. Mały zawód sprawiła również liczba dostępnych trybów zabawy – jest do bólu standardowo, bez większych rewolucji. Jedni uznają to za atut, a inni (jak ja) będą narzekać, że warto byłoby pokusić się o jakieś innowacje.

Cała reszta natomiast jest niesamowita. Graficznie robi wrażenie, a muzycznie kopie aż za mocno i nawet zacząłem się zastanawiać, czy czasem gra nie jest tylko i wyłącznie dodatkiem do albumu Daisuke Ishiwatariego (producenta gry). A i nawet szanuję ten fortel z opowiedzeniem historii Strive za pomocą animowanego serialu. Lepsze to niż kolejne klepanie pojedynczych starć i wybijanie z rytmu.

Wielbicieli wszelkich mordoklepek namawiać nie trzeba – Guilty Gear Strive warto ograć.

8,0
Idealny moment na to, aby sprawdzić, czym tak naprawdę jest seria Guilty Gear!
gram poleca
Plusy
  • O wiele łatwiejszy próg wejścia do serii w porównaniu z poprzednimi odsłonami.
  • Graficznie i muzycznie prezentuje się naprawdę świetnie.
  • Pomysł ze story mode w formie kilkugodzinnej animacji.
  • Świetnie działający netcode w trakcie rozgrywki sieciowej.
  • Roster bohaterów i kilku nowych zabijaków...
Minusy
  • ... to za mało, jak na tak bogate w ciekawe postacie uniwersum Guilty Gear (a będą jeszcze DLC).
  • O ile netcode w trakcie walk działa bez zarzutu, tak czas potrzebny na połączenie się z serwerami może wystawić na solidną próbę.
  • Można mieć wrażenie, że dość mało tutaj zawartości.
Komentarze
1
Gregario
Gramowicz
23/06/2021 01:23

Pozytywna recenzja i gra już jest na mojej liście życzeń. Tym bardziej, że w któreś dwie wcześniejsze części grałem i mi się podobały,