Dorfromantik - recenzja pięknej i wciągającej gry planszowej

Adam "Harpen" Berlik
2024/01/05 14:00
1
0

Sprawdzamy, co do zaoferowania ma Dorfromantik w wersji bez prądu.

Słowem wstępu

Kiedy w zeszłym roku ogrywałem Dofromantik na potrzeby recenzji nawet nie pomyślałem, że świetnym pomysłem byłoby przeniesienie gry autorstwa Toukana Interactive na planszę. Oparta na układaniu heksagonalnych kafelków produkcja jest nad wyraz odprężająca, a do tego charakteryzuje się niezwykle klimatyczną oprawą wizualną. Wsi spokojna, wsi wesoła, a do tego przepiękna - chciałoby się rzec.

Dorfromantik - recenzja pięknej i wciągającej gry planszowej

Na szczęście jednak na stworzenie gry planszowej Dofromantik wpadli dwaj panowie - Michael Palm i Lukas Zach, którzy zaprojektowali recenzowany tytuł w taki sposób, aby zarazem jak najbardziej przypominał on komputerowy pierwowzór (gwoli ścisłości Dorfromantik wydano nie tylko na PC, ale także na konsole Switch, gdzie sprawdza się jeszcze lepiej niż na blaszaku), jednocześnie sprawiając wrażenie, jakby Dofromantik początkowo został zaprojektowany wyłącznie z myślą o wersji bez prądu.

Przepraszam, czy to… Carcassonne?

Patrząc na wspomniane już, heksagonalne kafelki i sposób dopasowywania tychże do siebie można odnieść wrażenie, że Dofromantik to nic innego, jak klon kultowego przecież Carcassonne. Nic bardziej mylnego. Owszem, w obu przypadkach zabawa polega na odpowiednim umieszczaniu klocków, niemniej w najnowszej grze jedynym trybem rozgrywki jest kooperacja dla maksymalnie sześciu graczy powyżej ósmego roku życia, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by usiąść sobie przy stole, wziąć wielkie pudło i zagrać w Dofromantik przez godzinę, może półtorej, bo zasadniczo tyle trwa jedna rozgrywka.

Po rozegraniu wielu sesji mogę natomiast śmiało stwierdzić, że tytuł sprawdza się idealnie w trzyosobowym gronie. Wydaje mi się, że zabawa w czwórkę również ma rację bytu, ale w sześć osób zrobiłby się już niepotrzebny chaos. Ale wróćmy może do tego pudła. Co w nim znajdziemy?

Dofromantik - zawartość pudełka

W odróżnieniu od wielu innych gier planszowych, w których - no tak - mamy wielką planszę, gdzie toczy się właściwa rozgrywka, Dofromantik polega na stworzeniu owej powierzchni za pomocą umieszczonych w pudle 73 kafelków (oczywiście całość skonstruowano tak, że nie użyjemy wszystkich podczas jednej sesji) podzielonych na 48 kafelków krajobrazu i 25 kafelków zadań. Do tego wszystkiego dochodzi 25 znaczników zadań wyznaczających nam swojego rodzaju misje polegające choćby na zbudowaniu wioski, lasu, pola, torów czy rzeki. O ile dwa ostatnie elementy zawsze muszą do siebie idealnie pasować, w przypadku pozostałych można nieco bardziej pokombinować (przykłady dobrze i źle dopasowanych kafelków znajdziemy w instrukcji).

Może się wydawać, że liczba kafelków dostępnych w planszowym Dofromantiku nie jest imponująca. W zasadzie to prawda, bo całość zaprojektowano w taki sposób, by za realizowanie wspomnianych już zadań otrzymywać punkty. Specjalna tabelka umieszczona do zestawu pozwala sprawdzić, ile punktów otrzymaliśmy za zaliczenie poszczególnych misji, dzięki którym w toku zabawy odblokujemy dodatkową zawartość umieszczoną w pięciu znajdujących się również w pudełku zestawach. Jakich? Nie będę o tym wspominał, by nie psuć nikomu zabawy. Dodam natomiast, że warto się postarać, bo po aktywowaniu dodatków gra staje się jeszcze przyjemniejsza, a tym samym bardziej wciągająca.

Jak w to się gra?

Absolutnie nie chciałbym tutaj wyjaśniać poszczególnych zasad rozgrywki, tym bardziej że - po pierwsze - Dofromantik zawiera naprawdę dobrze przygotowaną instrukcję, która skrupulatnie przedstawia nam założenia gry, a po drugie możemy zainstalować na smartfonie aplikację Dized, by odblokować interaktywną wersję samouczka. Musimy mieć jednak na uwadze fakt, że program dostępny jest wyłącznie po angielsku. Niemniej chyba każdy, kto kiedyś miał okazję zmierzyć się z jakąkolwiek planszówką doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że znacznie lepiej jest wtedy, gdy ktoś wyjaśnia zasady, a nie poprzez czytanie informacji zawartych na dużej kartce dołączonej do kompletu.

GramTV przedstawia:

Tak czy inaczej, Dofromantik to gra kooperacyjna, więc siedząc przy stole nieustannie rozmawiamy z innymi uczestnikami rozgrywki. Oczywiście o swoich poczynaniach w trakcie aktualnej sesji (clue programu stanowi przecież dopasowywanie do siebie odpowiednich kafelków celem budowania wiosek, lasów, torów, itd.), kiedy to dopasowujemy do siebie nowe kafelki, liczymy punkty i odblokowujemy nową zawartość. Jako że nie jest to w żadnym razie tytuł nastawiony nawet na minimalną rywalizację (gramy w jednej drużynie) niejednokrotnie łapaliśmy się na tym, że podejmujemy także wiele innych tematów niekoniecznie związanych z samą grą. Taki urok planszówek, nieprawdaż?

Dofromantik to relaks przez wielkie R, tym bardziej że de facto na końcu rozgrywki nie mówimy nigdy o przegranej, lecz właśnie o końcu sesji. Od stołu odchodzimy wówczas, gdy skończą nam się kafelki krajobrazu. No cóż, oto ostateczna wersja naszej wioski. Możemy spróbować jeszcze raz i kolejny, i następny - jak na komputerze, gdzie również ciężko było poprzestać na jednej rozgrywce. Dofromantik niezależnie od tego, czy na ekranie, czy na stole, po prostu wciąga. Jest łatwy do opanowania, ale jednak złożony i do tego pięknie wygląda.

Kilka słów o samej grze…

No przecież już tyle było, prawda? Ale mam na myśli wykonanie planszowej wersji Dofromantik. Przywołane wcześniej pudło jest - może nie ogromne - ale na pewno sporych rozmiarów. Bloczki kampanii i punktowania, a także instrukcję wydrukowano na papierze stosunkowo wysokiej jakości. Poszczególne kafelki również powinny przetrwać naprawdę sporo, podejrzewam że to ta sama tektura, której użyto podczas drukowania poszczególnych elementów Carcassonne. Dodatkową zawartość umieszczono - o czym pisałem wcześniej - w niewielkich pudełkach, ale nie trzeba obawiać się tego, że przy wyciąganiu bonusowych elementów coś nam się podrze czy urwie (chyba że nie będziemy uważać, rzecz jasna).

Sama szata graficzna prezentuje się okazale. Pisałem na wstępie o projektantach samej gry, ale warto również dodać, że za ilustracje planszowej wersji Dofromantik odpowiada Paul Riebe, dzięki któremu całość wygląda po prostu świetnie.

Dofromantik w wersji bez prądu to wydatek rzędu 169,99 złotych - tyle przynajmniej wynosi sugerowana cena gry, niemniej wystarczy poszperać w internecie, by znaleźć ją taniej o kilkadziesiąt złotych. I nie mówimy tu o używanych egzemplarzach, ale nowych z pewnego, zaufanego źródła. Tanio? Jak na standardy gier planszowych jak najbardziej - nieco ponad “stówka” na wiele godzin wciągającej, emocjonującej zabawy.

Podsumowanie

W zasadzie wszystko zostało już powiedziane - Dofromantik to dość oryginalna, bo oparta jedynie na współpracy, a nie rywalizacji gra planszowa, która spodoba się wszystkim miłośnikom tego typu rozgrywki. Chyba że muszą oni za wszelką cenę mierzyć się z innymi osobami zasiadającymi przy stole zamiast wspólnie dążyć do osiągnięcia wyznaczonego celu. Świetna pod względem oprawy, prosta do opanowania jeśli chodzi o zasady, różnorodna i nie aż taka droga w porównaniu do wielu innych planszówek - taka właśnie jest gra, która swój żywot rozpoczęła na naszych ekranach monitorów, by teraz zachwycić nas w wersji bez prądu. Polecam.

8,0
Świetna do grania w kooperacji, ale i samemu - Dorfromantik powinien znaleźć się w kolekcji każdego fana gier planszowych
Plusy
  • oryginalna koncepcja na rozgrywkę w trybie kooperacji lub samemu
  • proste do zrozumienia zasady gry
  • możliwość odblokowywania dodatków podczas zabawy
  • bardzo ładna szata graficzna
  • wysokie jakości wykonanie poszczególnych elementów zestawu
  • niewygórowana cena
Minusy
  • dla niektórych wadą może okazać się brak jakiejkolwiek możliwości rywalizacji i wyzwania
Komentarze
1
Headbangerr
Gramowicz
06/01/2024 01:04

Próbowałem w wersji cyfrowej. Cóż... chyba jednak wolę ostrą rywalizację w takich grach. 

Carcassonne mam w pudełku i grywam od czasu do czasu, jest OK, jednak najwięcej frajdy z kafelkowych produkcji daje mi Explorers of the North Sea (koniecznie z dodatkiem Rocks of Ruin, bo bez niego jest zbyt biednie i prosto).