Czy Henry Cavill miał dość Wiedźmina? Ciemne chmury nad serialem Netflixa

Radosław Krajewski
2022/11/02 16:00

Aktor miał kilka powodów, aby zrezygnować z roli Geralta. Przyglądamy się również jaka przyszłość czeka popularną produkcję platformy.

Henry Cavill na straży literackiego pierwowzoru

Chyba nikt nie spodziewał się, że przed kilkoma dniami Netflix wyda oficjalne oświadczenie, w którym poinformują o rezygnacji Henry’ego Cavilla z roli Geralta w serialu Wiedźmin. Rozchwytywany aktor dopiero co wrócił do roli Supermana, którą jak się chwilę później okazało, zamienił za białowłosego łowcę potworów. Przynajmniej z pozoru mogłoby tak wyglądać, ale jak zawsze przy tego typu sprawach, sytuacja ma kilka różnych wątków, którym bliżej się przyjrzymy.

Henry Cavill na straży literackiego pierwowzoru, Czy Henry Cavill miał dość Wiedźmina? Ciemne chmury nad serialem Netflixa

Na początku września zakończyły się zdjęcia do trzeciego sezonu Wiedźmina. Nic wtedy nie wskazywało, że niecałe dwa miesiące później Netflix wypuści bombę na swoją własną produkcję, która wstrząśnie światem popkultury. Tym bardziej że podczas tegorocznego Tudum nie brakowało świeżych informacji o Wiedźminie, w tym ogłoszenia premiery nadchodzącej serii. Ale jednak fani serialu muszą przyzwyczaić się, że powstający już czwarty sezon będzie zupełnie inny i w roli Geralta zobaczymy Liama Hemswortha.

Co mogło więc skłonić Henry’ego Cavilla, aby zrezygnować z jednej z najbardziej ikonicznych ról w swojej karierze? Nie jest żadną tajemnicą, że Cavill jest wielkim fanem powieści Andrzeja Sapkowskiego, a jako zapalony gracz, ma za sobą trzecią odsłonę serii od CD Projekt RED. Aktor zawsze z szacunkiem wypowiadał się o dorobku serii, którą chwalił w licznych wywiadach. Gwiazdor dawał nawet do zrozumienia, że nie był zadowolony z tego, jak napisano jego bohatera w pierwszym sezonie. Przed premierą drugiego przyznał, że rozmawiał na ten temat z showrunnerką Lauren S. Hissrich o zmianach, jakie musiały zajść u serialowego Geralta, aby bardziej przypominał swój książkowy odpowiednik.

To, na co naciskałem, to niekoniecznie było tylko więcej dialogów. Chodziło o przeniesienie do serialu Geralta, który byłby bliższy temu z powieści. Jak na pewno wiecie z książek, Geralt jest filozofem amatorem. Jest intelektualistą. Jest mądry i rozważny. Tak, czasami jest ponury, nieprzyjemny i złośliwy. Ale dla mnie ważne jest, aby ta postać była trójwymiarowa.

I jest to trudne do zrobienia, ponieważ jest pewna wizja showrunnerki i jest pewien zestaw: fabuła i wątek. A więc chodziło o to, żebym spróbował znaleźć w tym wszystkim miejsce dla Geralta. Wszystkie moje prośby i żądania były zgodne z byciem wiernym materiałowi źródłowemu – powiedział Cavill.

GramTV przedstawia:

Wcześniej słowa aktora można było interpretować jako pomyślną próbę znalezienia kompromisu między jego interpretacją Geralta a wizją twórców, którzy chcieli realizować swoje własne zamiary na adaptację powieści Andrzeja Sapkowskiego. Teraz jednak nabierają zupełnie nowego znaczenia, jako zapowiedź nadciągającej katastrofy, w wyniku której serial stracił swoją największą gwiazdę. Nie wiemy, w jakiej atmosferze przebiegała produkcja trzeciego sezonu, ani czy Cavill kolejny raz musiał walczyć z twórcami o swojego Geralta. Według Redanian Intelligence aktor zamierzał odejść z serialu już po drugim sezonie, ale w jakiś sposób producentom udało się namówić Cavilla na udział w trzeciej serii. Czarę goryczy mógł przelać również stosunek niektórych scenarzystów do książek i gier RED-ów. Według Beau DeMayo, scenarzysty pracującego nad pierwszym sezonem, część jego kolegów po fachu nie polubiła się z książkowym i growym Wiedźminem, nie kryjąc się z ich wyśmiewaniem.

Dla kogoś takiego jak Cavill to mogło być już za dużo i pomimo prób spełnienia życzeń fanów, w pojedynkę nie mógł walczyć z całą produkcją, która chciała zrobić Wiedźmina „po swojemu”. Lauren S. Hissrich wielokrotnie wypowiadała się o szacunku do literackiego pierwowzoru, który zawsze bardziej preferuje niż wszelkie adaptacje, ale wielu widzów pierwszych dwóch sezonów serialu Netflixa nie zgodzi się, że showrunnerka zrobiła wszystko, aby produkcja była choć w niewielkim stopniu tak dobra, jak książki Sapkowskiego.

Przyjrzyjmy się również samemu oświadczeniu aktora, w którym nie pada ani jedno słowo dotyczące pracy na planie Wiedźmina. Brak w nim jakichkolwiek podziękowań dla ekipy oraz obsady serialu. Zazwyczaj w takich oficjalnych pożegnaniach wymieniane są konkretne osoby z nazwiska, jednak nie w krótkim poście aktor, który skupił się wyłącznie na Geralcie i przejęciu roli przez Liama Hemswortha. Cavill w listopadzie 2021 roku powiedział, że mógłby grać w Wiedźminie nawet przez siedem sezonów, o ile będzie to świetna historia, która odpowiednio uhonoruje literacki pierwowzór. Nie minął nawet rok od tej wypowiedzi, a aktora oficjalnie nie ma już w obsadzie serialu Wiedźmin.

Komentarze
11
dariuszp
Gramowicz
04/11/2022 15:09
wolff01 napisał:

A sorry, źle zrozumiałem. Wylistowałem filmy które były udane/popularne/lubiłem. Jakoś źle zrozumiałem twoje zapytanie. No dobra, masz rację sama kupa, nie ma co płakać za tamtymi czasami najwyrażniej.

Mam wypisać więcej? Jak chcesz to mogę. Zresztą dla mnie tych parę filmów już wystarczy żeby zapomnieć o lawinie gówna. Czego nie mogę powiedzieć o "najnowszych" czasach. Tylko zawód.

I za 30 lat też będziesz wspominał tylko dobre filmy z obecnego okresu. Tak to już jest.

No ale mimo wszystko nadzoruje główny kierunek rozwoju, nadzoruje ludźmi i ich dobiera, decyduje o tzw milestones meta historii. Natomiast przyklad She-Hulk pokazał że aprobuje ten aktywistyczny szit, nie można powiedzieć że nie wiedział co się dzieje. To tak samo jak Chapek który niedawno wyszedł i powiedział że Disney jest absolutnie nie "woke". Tia, jasne.

Bo Disney nie jest woke i nie był woke. Disney traktuje "woke" jak wszystko inne. Coś co można sprzedać. Przypominam Ci że sam Disney całkiem niedawno robiąc "force is female" jednocześnie wymazywał Boyege z plakatów w kinach pomimo że był jednym z głównych bohaterów tylko dlatego że Boyega jest murzynem. Z tego też powodu ograniczali jego rolę pomimo że był od pierwszych trailerów.

A wszystko dlatego że chińskie pieniądze są ważniejsze niż "woke" wartości. Chińczyk nie płaci za woke to nie ma woke a amerykanin płaci za woke to ma woke. Ot to.

She-hulk to była po prostu nieudana produkcja jakich wiele. I nie jedyna. Kenobi? Skopali. Book of Boba Fett? Też skopali. Pamiętasz serial Hawkeye gdzie Hawkeye nawet nie był główną postacią? Skopany. Serial o Cpt Ameryce? Skopany. Generalnie seriale im się nie udają.

Jedyny serial nie-animowany jaki im wyszedł ostatnimi czasy to Mandalorian. I co ciekawe nawet jeżeli byś się kłócić ze mną odnośnie Boby Fetta to coś myślę że tylko dobrze wspominasz epizody... z Mandalorianem.

Nie do końca. Kennedy cały czas ma swoja idee dla SW. Wydawało się że ją odsunięto na bok, ale niestety dalej ma wizje sfeminizowanych SW (dla samej ideii feminizacji, na pewno nie pisania dobrych historii) oraz cały czas jak się okazuje ciśnie trylogię Ryana Johnsona... czyli miesza.

Najwyraźniej wydaje mu się że jeżeli da całą trylogię jednemu gościowi to to ta osoba ogarnie. Bo jak dawali różnym i każdy miał wolną rękę to im nic nie wyszło.

I z tym się mogę zgodzić nawet jeżeli nie lubię RJ-a. Jeżeli robisz trylogię to powinieneś mieć jedną osobę z wizją która odpowiada za całą pełną historie.

Jedyny powód dla którego tak cisną Star Wars do kobiet to zwiększona sprzedaż biletów. Wiedzą że faceci i tak pójdą to oglądać więc teraz chcą wciągnąć grupę którą olewali.

Disney naprawdę nie jest woke. Jedyne na czym im zależy to na pieniądzach. A jeżeli nowe pomysły nie wypalą to wrócą do tego co robili. I tyle.

Bo tylko kasa się liczy.

wolff01
Gramowicz
04/11/2022 09:45
dariuszp napisał:

Tak tylko że Ty wyciągasz parę filmów z dziesiątków które powstały. Dam Ci przykład. Mówisz "Crow". Spoko, film z 1994 roku. Wiesz co było jeszcze w 1994?

A sorry, źle zrozumiałem. Wylistowałem filmy które były udane/popularne/lubiłem. Jakoś źle zrozumiałem twoje zapytanie. No dobra, masz rację sama kupa, nie ma co płakać za tamtymi czasami najwyrażniej.

Także masz 13 filmów o super bohaterach tylko w 1994 roku ale pamiętasz tylko Crow. Może Street Fighter. Także pamięć masz bardzo wybiórczą. Bo pamiętasz tylko to co było dobre a nie całą lawinę kupy która się lała.

Znowu wybierasz parę filmów które się udały z lawiny gówna.

Mam wypisać więcej? Jak chcesz to mogę. Zresztą dla mnie tych parę filmów już wystarczy żeby zapomnieć o lawinie gówna. Czego nie mogę powiedzieć o "najnowszych" czasach. Tylko zawód.

Faige jest producentem. On generalnie zajmuje się organizacją a nie samym robieniem filmu. Film robią scenarzyści, dyrektor itp. Generalnie Marvel robi zbyt dużo projektów żeby mógł każdy nadzorować osobiście.

No ale mimo wszystko nadzoruje główny kierunek rozwoju, nadzoruje ludźmi i ich dobiera, decyduje o tzw milestones meta historii. Natomiast przyklad She-Hulk pokazał że aprobuje ten aktywistyczny szit, nie można powiedzieć że nie wiedział co się dzieje. To tak samo jak Chapek który niedawno wyszedł i powiedział że Disney jest absolutnie nie "woke". Tia, jasne.

Kathleen Kennedy ma gdzieś Star Wars. Oddała to jakimś dyrektorom celebrytom którzy robili co chcieli bez odgórnego planu i tak trzeci film musiał się ratować "I jakoś Palpatine wrócił" bo nie wiedzieli co zrobić :D

Nie do końca. Kennedy cały czas ma swoja idee dla SW. Wydawało się że ją odsunięto na bok, ale niestety dalej ma wizje sfeminizowanych SW (dla samej ideii feminizacji, na pewno nie pisania dobrych historii) oraz cały czas jak się okazuje ciśnie trylogię Ryana Johnsona... czyli miesza.

dariuszp
Gramowicz
03/11/2022 23:01
wolff01 napisał:

- Crow

- Maska

- Rocketeer

- Batmany (dla mnie mimo wszystko są to wciąż najlepsze adaptacje)

Tak tylko że Ty wyciągasz parę filmów z dziesiątków które powstały. Dam Ci przykład. Mówisz "Crow". Spoko, film z 1994 roku. Wiesz co było jeszcze w 1994?

- Double Dragon

- Street Fighter

- Bionic Ever After

- Shrunken Heads

- Guyver

- The Shadow

- Blackman

- 3 Ninjas Kick Back

- Pocket Ninjas

- Dark Angel

- 5 Herculesów

- Knight Rider 2010

Także masz 13 filmów o super bohaterach tylko w 1994 roku ale pamiętasz tylko Crow. Może Street Fighter. Także pamięć masz bardzo wybiórczą. Bo pamiętasz tylko to co było dobre a nie całą lawinę kupy która się lała.

Ale fakt, jakoś strasznie dużo tego nie było. A potem przyszły lata 2010 z LotR -ami czy Harrym Potterem, kiedy to jednak wreszcie zaczęto dostrzegać potencjał wysokobudżetowego fantasy (mówimy oczywiście o adaptacjach książek). Lata 2010 to już MCU które z początku było naprawdę ekstra, zarówno dla fanów jak i casuali, oraz wysokobudżetowych seriali jak Gra o Tron (tak w wielkim skrócie). I nagle, jedni mówią 2015, inni 2016 coś zaczęło się psuć, aktywizm zaczął przesączac się do popkultury na potęge. Część osób twierdzi że wpływ na to miał Obama który strasznie upolitycznił Hollywood (przynajmniej bardziej niż było) a celebryci dorwali się do social media i się zaczęło. Później przyszedł Trump i wszystko oszalało, wojenki, polityka i aktywizm na całego...

Znowu wybierasz parę filmów które się udały z lawiny gówna.

Niby tak, ale są osoby które mają bezpośredni wpływ na to jak kształtuje się dana franczyza, Kevin Feige i Kathleen Kennedy naprzykład, osoby które właśnie ciągną poszczególne cyrki. Feige doskonale wiedział co się dzieje, ale chyba po tylu latach dalej nie rozumie co znaczy obrażanie tzw. docelowej widowni - ludzie po prostu stosują się do wytycznych, skoro sie ich obraża i mówi "nie potrzebujemy cię tu", to właśnie robią ludzie. A korpo tracą kasę. To nie jest kwestia jednego przypadkowego scenarzysty którego nikt nie pilnuje, to jest całą grupa osób która pozwala na to, to jest ich "wizja".

Tak, ale pojecie ewoluowało i dotyczy już też popkultury. Nie zapominaj że Disney czy inne studia filmowe czy chociaż taki Netflix to też korporacje. Ich decyzje o wypuszczaniu chłamu, alienowaniu fanów coraz bardziej "procentują" (choć droga jeszcze daleka).

Faige jest producentem. On generalnie zajmuje się organizacją a nie samym robieniem filmu. Film robią scenarzyści, dyrektor itp. Generalnie Marvel robi zbyt dużo projektów żeby mógł każdy nadzorować osobiście.

Kathleen Kennedy ma gdzieś Star Wars. Oddała to jakimś dyrektorom celebrytom którzy robili co chcieli bez odgórnego planu i tak trzeci film musiał się ratować "I jakoś Palpatine wrócił" bo nie wiedzieli co zrobić :D




Trwa Wczytywanie