Recenzja serialu Ratched. Hollywood wersja 2.0

Radosław Krajewski
2020/09/14 16:01
1
0

Ryan Murphy prezentuje nowy serial, w którym wykorzystuje postać słynnej pielęgniarki z Lotu nad kukułczym gniazdem. Oceniamy bez spoilerów.

Anioł śmierci

Twórca American Horror Story ma naprawdę zawrotne tempo produkcji swoich kolejnych serii. Ledwo co w maju zadebiutowało Hollywood, żeby miesiąc później ofertę Netflixa wzbogacił drugi sezon chłodno przyjętych przed rokiem Wyborów Paytona Hobarta. To jednak nie koniec, bo Murphy ma dla nas jeszcze jedną propozycję. Ratched zapowiadała się o tyle ekscytująco, że serial miał być połączeniem wciągającego thrillera i trzymającej w napięciu historii, do tego z silnymi odwołaniami do twórczości Stephena Kinga, wykorzystując jedną z bohaterek barwnej galerii postaci stworzonych przez mistrza grozy. Ile z tego wszystkiego wyszło? Cóż niewiele, a jak się potocznie mówi, Murphy’emu znów włączył się Mister Hollywood.

Anioł śmierci, Recenzja serialu Ratched. Hollywood wersja 2.0

W 1947 roku dochodzi do makabrycznego zabójstwa kilku księży. Edmund Tolleson (Finn Wittrock) oskarżany o zbrodnię trafia do szpitala psychiatrycznego, aby doktor Richard Hanover (Jon Jon Briones) orzekł o jego poczytalności. W tym samym momencie w wyniku oszustwa w placówce zatrudnia się Mildred Ratched (Sarah Paulson). Pielęgniarka pragnie dotrzeć do Hanovera i zaskarbić sobie jego względy, aby zrealizować swój ukryty cel, który ma związek z więźniem. Kobieta musi się jednak śpieszyć, bo starający się o reelekcje gubernator George Wilburn (Vincent D'Onofrio) zrobi wszystko, aby wykonać na Tollesonie wyrok kary śmierci. W międzyczasie na głowę Hanovera zostaje wystawiona nagroda przez tajemniczą kobietę (Sharon Stone), która rządna jest zemsty na lekarzu.

Po pierwszym, najlepszym z całego sezonu odcinku, można było mieć nadzieję, że Murphy powraca do swojej formy z czasów pierwszych sezonów American Horror Story. Interesująca historia, mroczny klimat, wywołujące niepokój różnorodne postacie i niekomfortowe uczucie, że w szpitalnej placówce coś jest nie tak. Byłem pełen optymizmu, bo po ostatnich kiepskich serialowych próbach twórcy, tym razem zapowiadało się, że Ratched będzie dokładnie taką produkcją, za jaką fani Murphy’ego pokochali go wiele lat temu. Gęsta, horrorowa atmosfera połączona z osobliwą aurą znaną z dzieł Stephena Kinga idealnie ze sobą współgra w pierwszym odcinku. Szkoda, że ten ewidentnie powstał jako zachęta dla decydentów Netflixa, aby dali zielone światło realizacji całego sezonu i wyraźnie odstaje od całej reszty sezonu. Z niekorzyścią dla kolejnych odcinków.

GramTV przedstawia:

Kolejne dwa odcinki wciąż trzymają wysoki poziom. Widoczny jest już rozwój wątków i takie poprowadzenie bohaterów, jakie później zdominują kolejną część sezonu, ale Murphy’emu jeszcze chce się utrzymywać pozory, że to kryminalna historia będzie stać na piedestale jego najnowszej produkcji. Fabuła pozostaje ciekawa głównie dzięki oryginalnemu podejściu twórcy, który szybko odsłania karty, aby później zręcznie pokazywać niejednoznaczność bohaterów i wywoływanych przez nich zdarzeń. Takie zabiegi znane są fanom Murphy’ego od początku jego kariery i wciąż świetnie się sprawdzają. Dlatego twórcy nie mają problemów, aby już na początku pozbywać się postaci, które wydawałoby się, że odegrają ważną rolę w całej opowieści. Długo nie będziemy również czekać na odkrycie najważniejszych tajemnic historii.

To właśnie intencje tytułowej bohaterki wobec niebezpiecznego więźnia stanowią o największej sile pierwszych trzech odcinków serialu. Gdy dochodzi do tego wątek polowania na doktora Hanovera, w który wplątuje się tytułowa pielęgniarka, dostajemy kawał wciągającej historii, którą śledzi się bez cienia nudy. Ale w kolejnych odcinkach, aż do samego finału, Murphy’ego przestaje obchodzić kryminalna warstwa jego produkcji i roli, jaką odegrają w całym tym spektaklu jego bohaterowie. Postacie, które do tej pory były na uboczu, otrzymują o wiele większą rolę, które nie wzbogacają fabuły w sposób, jaki byśmy tego oczekiwali. I właśnie w tym momencie dostajemy pretensjonalnego i znudzonego Murphy’ego, które poznaliśmy w ostatnich latach z Hollywood, Wyborów Paytona Hobarta i tych mniej udanych sezonów American Horror Story.

Komentarze
1
Ramirez
Gramowicz
14/09/2020 16:09

Czy będzie tu recenzja serialu Gangs of London (8,2 na imdb)? Zdecydowanie największa bomba tego roku, do tego mocno brutalna. Zamiast marnować czas na takie średniaki, może lepiej zapoznać się właśnie z tym serialem?