Matrix na księżycu - recenzja dodatku Prey: Mooncrash

Prey: Mooncrash to świetny przykład na to, jak w prosty sposób można wyciągnąć jeszcze więcej dobra z tego, co już było bardzo dobre.

Matrix na księżycu - recenzja dodatku Prey: Mooncrash

Stacja kosmiczna Kasma Corporation. Peter włącza komputer, czyta kolejne wiadomości od swojego kontaktu w korporacji. Po krótkim wprowadzeniu rozsiada się wygodnie w fotelu i rozpoczyna kolejną symulację, która pomoże mu dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w bazie księżycowej należącej do TranStar.

O premierze Prey: Mooncrash mówiło się już od dawna. Jedyne pytanie, które pozostawało bez odpowiedzi było – kiedy? Nikt nie spodziewał się tego, że Bethesda Softworks postanowi wydać dodatek do gry Arkane Studios w dniu prezentacji na E3 2018. Znana dobrze melodia utworu You Spin Me Round (Like A Record) zespołu Dead Or Alive przerywana ciągłym komunikatem o powtórzeniu symulacji. Czy coś z tego może wyjść dobrego? Jak najbardziej!

Matrix w kosmosie

Matrix w kosmosie, Matrix na księżycu - recenzja dodatku Prey: Mooncrash

Mimo niepozornego pierwszego wrażenia okazuje się, że Mooncrash nie tylko świetnie wykorzystuje już istniejące założenia gry Arkane Studios, ale również nadaje im charakteru znanego z gier roguelike. Zadanie Petera, głównego bohatera dodatku, jest proste – musi ewakuować wszystkich pięciu pracowników z bazy. Problem w tym, że wraz z postępami, cała symulacja zaczyna się zachowywać coraz bardziej nieprzewidywalnie. Pojawiają się kolejne komplikacje, anomalie i przeciwnicy. Jakby tego było mało – każda kolejna minuta spędzona w wirtualnej rzeczywistości zwiększa poziom skażenia. Przeciwników jest więcej, a każdy z nich jest jeszcze silniejszy. Liczy się szybkość, precyzja i umiejętność przetrwania.

Bohaterowie w Prey: Mooncrash to nie tylko osobne wątki fabularne odblokowywane po wykonaniu konkretnego scenariusza ucieczki. To również różne klasy oraz umiejętności, które możemy rozwijać za pomocą Neuromodów. Nic, czego byśmy już w podstawowym Prey nie widzieli czy nie znali. Problem nie pojawia się jednak w momencie, w którym ich brakuje, a wtedy, gdy jest ich zbyt wiele. Podobnie jest w przypadku wszelakich apteczek, części zamiennych czy modułów naprawczych kombinezonu. Gorzej jest ze specyfikami, które leczą różne nabyte urazy m.in. poparzenia, złamania czy wstrząs mózgu. Te pojawiają się podczas rozgrywki rzadziej i zdarzały się sytuacje, w których ze złamaną nogą byłem zmuszony dobiec z jednego końca bazy na drugi. Niby równowaga została zachowana, ale wolałbym sytuację, w której każdy specyfik jest na wagę złota. Nawet, jeśli poziom trudności samego dodatku wzrósłby niebotycznie. Jak survival, to survival.

Dobrym dodatkiem jest również poziom niszczenia broni oraz podział na ich poszczególne odmiany, a każda z nich posiada inne ulepszenia, poziom zużycia oraz statystyki. Często zdarzały się sytuacje, w których związany walką z przeciwnikami musiałem uciekać tylko i wyłącznie dlatego, że wykorzystywana przeze mnie broń zacięła się, inna się nie nadaje, a do pistoletu nie mam amunicji. Ciśnienie wzrasta, pojawiają się błędy… zgon, powrót do ekranu wyboru bohatera, który nadal jest przy życiu i zaczynamy od początku – to typowe w Mooncrash.

Eat, sleep, fight typhoons, repeat… and repeat… and repeat…

Eat, sleep, fight typhoons, repeat… and repeat… and repeat…, Matrix na księżycu - recenzja dodatku Prey: Mooncrash

GramTV przedstawia:

W tym momencie pojawiają się dwie możliwości. Peter nadal może próbować ewakuować wszystkich pozostałych bohaterów dopóki poziom skażenia nie osiągnie krytycznej wartości lub wrócić do początku całej symulacji. W pewnych sytuacjach o wiele łatwiej zacząć od zera niż kontynuować rozgrywkę. Z drugiej strony, w przypadku pewnych bohaterów można skorzystać z tego, czego dokonali przeciwnicy. Nie każdy bowiem jest w stanie naprawiać skomplikowane mechanizmy czy włamywać do komputerów. Prey: Mooncrash stawia na powolne odkrywanie poszczególnych elementów układanki i do gracza zadaniem jest rozszyfrować to najbardziej optymalne rozwiązanie, a przy okazji nadal nie stara się narzucać konkretnej ścieżki do pokonania. To właśnie ten element rozgrywki z głównej części gry świetnie łączy się z tym „rogalikowym” charakterem dodatku i tworzy interesującą całość, która wciąga bez wyjątku. Zachęca do kolejnych prób i odhaczania kolejnych punków na liście zadań przysłanej przez Kasma Corporation. Tym bardziej, że zawarta w Mooncrash historia, zarówno po stronie głównego bohatera, jak i bohaterów symulacji, jest całkiem dobra i świetnie się sprawdza w roli wypełniacza zachęcającego do podejmowania dalszych prób.

Przed rozpoczęciem symulacji gracz może również dobrać ekwipunek, z którym rozpocznie zabawę. Znalazłeś schemat na średniej jakości strzelbę? Świetnie! Możesz ją kupić za punkty zdobywane w tracie rozgrywki. Nadal jednak trzeba znaleźć paczkę naboi do niej w bazie lub odnaleźć skrzętnie ukryty schemat na nie, co wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Podobnie sytuacja wygląda z wszczepami, które możemy dowolnie wymieniać w tracie rozgrywki. Wcale jednak nie oznacza to, że Mooncrash staje się w magiczny sposób łatwiejszy. Wręcz przeciwnie - czasami myślałem, że z każdą dodatkową sztuką broni było coraz gorzej.

Szkoda tylko, że mimo kilkudziesięciu godzin spędzonych z Mooncrash, jakkolwiek on by nie był wspaniały, miałem wrażenie, iż nadal gram w podstawową wersję Preya, tylko z innym układem pokoi.

Część pomieszczeń w bazie Pytheas prezentuje się wręcz identycznie jak te, które znajdowały się na Talos I. Tak właściwie, to chyba tylko jedna lokacja w Mooncrash wydaje się zupełnie nowa nie licząc centralnego punktu na mapie. Reszta natomiast wykorzystuje to, co wcześniej mogliśmy zobaczyć. Nawet, jeśli nadal robią one piorunujące wrażenie, a klimat wylewa się z ekranu hektolitrami. Podobnie jak w przypadku udźwiękowienia czy doczytywania się tekstur w wersji na PlayStation 4. Jednym brak większych zmian przeszkadzać nie będzie, ale ci, którzy oczekiwali od dodatku większej różnorodności bądź czegoś zupełnie nowego mogą kręcić nosem, a to jest jak najbardziej uzasadnione.

Jeszcze nigdy robienie czegoś od zera nie sprawiało tyle frajdy!

Jeszcze nigdy robienie czegoś od zera nie sprawiało tyle frajdy!, Matrix na księżycu - recenzja dodatku Prey: Mooncrash

Mooncrash to poważny pretendent do tytułu jednego z najbardziej grywalnych dodatków w 2018 roku. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Tak dobrego połączenia tego, co oferowała podstawowa wersja gry z systemem rougelike się nie spodziewałem. Oczywiście, można było zrobić kilka rzeczy lepiej, postawić na różnorodność czy jeszcze mocniej zarysować temat rywalizacji Kasma Corporation z rodzinną korporacją TranStar. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdy zobaczyłem, ile godzin spędziłem przy tym dodatku i nawet tego nie odczułem.

Serce krwawi, bo chciałbym Prey: Mooncrash wystawić maksymalną notę, ale zwyczajnie tego nie mogę zrobić. Mimo genialnego połączenia dodatek cierpi na kilka bolączek, które trapiły również i podstawową wersję gry. Można na nie jednak przymknąć oko. Jeśli więc macie gdzieś na półce swoją kopię gry Arkane Studios, to zdmuchnijcie z niej kurz, zainstalujcie i zagrajcie ponownie.

Bawiliście się dobrze w ubiegłym roku? To z pewnością będziecie bawić się jeszcze lepiej!

9,2
Tak powinno się robić dodatki!
Plusy
  • Świetne połączenie Prey z roguelike.
  • Warunki, które zmieniają się z każdą kolejną symulacją.
  • Pięciu różnych bohaterów oraz ich historie.
  • Możliwość doboru sprzętu przed rozpoczęciem symulacji.
  • System przetrwania oraz zużycia broni.
  • Kombinowanie, kombinowanie, kombinowanie...
Minusy
  • Problemy, które trapiły również Prey pojawiają się również w Mooncrash.
  • Balans zdobywanych przedmiotów, czyli wcale ten survival nie taki straszny...
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!