Sniper Elite V2 - recenzja

Krzysiek Ogrodnik
2012/05/10 14:12

Gdy wydawca zastrzega, że recenzję danej gry możemy puścić dopiero po premierze zapala nam się czerwona lampka – to musi być straszny rupieć. Tak było w przypadku Sniper Elite V2, nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego – ten produkt naprawdę nie ma się czego wstydzić.

Gdy wydawca zastrzega, że recenzję danej gry możemy puścić dopiero po premierze zapala nam się czerwona lampka – to musi być straszny rupieć. Tak było w przypadku Sniper Elite V2, nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego – ten produkt naprawdę nie ma się czego wstydzić. Sniper Elite V2 - recenzja

Leżę na najwyższym piętrze zniszczonej kamienicy, widzę wszystkich wrogów jak na dłoni, bo oznaczyłem ich sobie wcześniej obserwując okolicę przez lornetkę. Biorę jednego przeciwnika na cel i czekam aż artyleria wypluje z siebie kolejną salwę pocisków, co zagłuszy mój strzał. Słyszę potężny huk, więc wstrzymuję oddech, co sprawia, że celownik mniej się buja i ciągnę za spust. Pocisk leci przez kilkaset metrów, później trafia w klatkę piersiową nieszczęśnika, kruszy mu żebra, przebija jedno płuco i wylatuje z organizmu lekko pod drugim. Przeciwnik pada ciężko na bruk, reszta oddziału jest zdezorientowana, a ja już przymierzam się do kolejnego celu...

Fabuła Sniper Elite V2 przypomina w dużej mierze stare filmy wojenne, na które czasem trafia się przypadkiem skacząc bezmyślnie po kanałach. Nie obchodzi nas wtedy to, że pierwsza połowa seansu nam uciekła, ważne, że się strzelają, są czołgi i fajnie się to wszystko ogląda. Pomimo tego, że Sniper Elite V2 totalnie mnie kupił i skończyłem go na „dwa razy” nie mam zielonego pojęcia jak nazywa się główny bohater, ani o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło – historyjka ani trochę nie zapada w pamięć, nie przeszkadza to jednak w świetnej zabawie.

Najbardziej w Sniper Elite V2 kręci mnie zmiana dystansu między nami, a przeciwnikami. W większości strzelanek im bliżej, tym lepiej, tu jest inaczej – zdecydowanie warto trzymać odległość, bo nawet jeden przeciwnik, który podejdzie zbyt blisko może pozbawić życia naszego snajpera w ciągu sekund. To żadna nowość, ale już dawno nie było na rynku głośniejszego i dobrego jakościowo shootera, w którym prócz strzelania trzeba też było myśleć, by odnieść sukces.

Jeśli liczycie, że Sniper Elite V2 wiele łączy z serią Hitman, to niestety muszę Was zmartwić – choć produkcja sprawia wrażenie bycia w połowie skradanką, to tylko ułuda. Co prawda da się przenosić ciała; zabijać po cichu z bliska; robić pułapki z min i granatów, a po podniesieniu alarmu w miejscu, którym byliśmy pojawia się półprzeźroczysta sylwetka bohatera jak w Splinter Cell: Conviction obrazująca gdzie wrogowie myślą, że jesteśmy, ale konstrukcja etapów i brak wskaźnika ukrycia w praktyce umożliwia prześlizgiwanie się za plecami wrogów. O sandboksowych planszach możecie zapomnieć, choć trzeba grze oddać, że wokół głównej ścieżki można znaleźć całkiem dużo dogodnych pozycji do oddawania strzałów, głównie w zrujnowanych kamienicach, do których można wejść.

Zadania są całkiem sensownie zaprojektowane i to nie tylko pod względem celów misji i miejsc, które odwiedzamy, ale także i ich ogólnego projektu, który naprawdę pozwala wykorzystać zalety bycia snajperem. Nie brakuje okazji do oddawania naprawdę długich strzałów, czy to przez całą długość ulicy, czy też czyszcząc ogromny plac z przeciwników.

A strzelanie z karabinu snajperskiego jest tym, co Sniper Elite V2 robi naprawdę dobrze. Granie z wyłączoną balistyką kul, czyli tak, że lecą one idealnie po linii prostej do punktu wskazywanego przez środek celownika bez względu na odległość, nie przynosi nawet połowy satysfakcji, którą daje celny strzał przy aktywnych wszystkich utrudnieniach. Przez pierwsze zadania gracz głównie uczy się zachowania broni, ale później... czysta poezja.

Prócz snajperki główny bohater dysponuje jeszcze pistoletem, pistoletem maszynowym i gadżetami pokroju granatów, min, czy wiązek dynamitu, ale nie sprawia to, że w Sniper Elite V2 można grać jak w zwykłą strzelankę. Amunicja do dwóch pomniejszych typów broni kończy się szybko, niektórych wrogów po prostu nie sposób dosięgnąć innym orężem niż snajperką, a system osłon, choć obecny, pozwala tylko na przytulanie się do nich – nie ma żadnego wygodnego przeskakiwania między jedną a drugą, co mocno ogranicza podczas bliskich starć.

Trup ściele się gęsto, a gra co lepsze trafienia podkreśla doklejając kamerę do lecącego w zwolnionym tempie pocisku, który później przebija ciało nieszczęśnika. Jeśli nam się poszczęści być może zobaczymy nawet „rentgenowski” przekrój organizmu wroga, co pozwoli dostrzec jak kula dziurawi organy i kruszy kości przeciwników. Jak to wygląda w praktyce? Tak:

GramTV przedstawia:

W grze każde zabójstwo z karabinu snajperskiego jest punktowane, ale wynik nie ma praktycznie żadnego znaczenia prócz podbudowania ego gracza – co prawda na koniec każdego etapu dostaniemy nasz całościowy wynik, ale tak na prawdę nic z tego nie wynika. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu ogromnej radochy z czajenia się na swoje ofiary. Z czasem do strzelania wkrada się coraz więcej kombinowania – czekamy na odpowiedni moment, by zdjąć dwóch przeciwników jednym pociskiem; zamiast we wroga strzelamy w butle z gazem za jego plecami albo odpuszczamy celowanie w głowę i zamiast tego próbujemy trafić granat zawieszony na pasku oponenta, co pozbawi życia nie tylko jego, ale i towarzyszy stojących w najbliższej okolicy.

Wrogowie, pomimo tego, że do najmądrzejszych nie należą i stanowczo zbyt często zdarza im się biegać bez sensu po polu walki, to skradli moje serce jednym zagraniem. Sniper Elite V2 jest chyba pierwszą grą, a na pewno jedyną, która przychodzi mi do głowy, gdzie czasem lepiej jest zranić przeciwnika, niż go zabijać. Dlaczego? Bo podobnie jak w życiu ranny żołnierz wyłącza z walki dwie osoby (bo inny wojak musi go odciągnąć z frontu i spróbować poskładać), co przy walkach z większymi grupami czasem pozwala zyskać na czasie.

Miło, że gra oferuje możliwość niezależnego dostosowania ogólnego poziomu trudności (celności przeciwników, zadawanych przez nich obrażeń) i skomplikowania balistyki. Sam na przykład świetnie się bawiłem z najbardziej realnym zachowaniem się kul, ale ginięcie od jednego strzału wrogiego snajpera nie było w moim stylu, nie chciałem się po prostu męczyć, więc zajadłość wrogów zostawiłem na normalnym poziomie.

Zaliczenie kampanii na wspomnianych wcześniej ustawieniach zajęło mi lekko ponad osiem godzin licząc z całkiem ciekawą, choć krótką misją dodawaną do zamówień przedpremierowych, w której można zabić Hitlera. Tryb dla jednego gracza można skończyć także w trybie kooperacji, ale to już wiecie. Prócz tego w grze znalazła się także klasycznie zrealizowana horda (tryb Kill Tally), w której kładziemy pokotem kolejne fale przeciwników nacierające na nasze pozycje i tryb Bombing Run, w którym zadaniem graczy jest szukanie rozrzuconych po mapie części mających później posłużyć do naprawienia jakiegoś pojazdu. Wisienką na torcie jest Overwatch, gdzie dwóch graczy, snajper i pozbawiony karabinu snajperskiego spotter, wykonuje krótkie misje. Zadania są tak skonstruowane, że strzelec wyborowy jest aniołem stróżem swojego kompana – znajduje się zwykle na dachach i stamtąd eliminuje oznaczone przez kumpla cele.

W hordę bawiłem się sam i było całkiem przyjemnie, choć na dłuższą metę brakuje jej głębi tej znanej z Gears of War 3, Bombing Run totalnie mnie nie kupił, za to Overwatch z początku wydawał się nudny, ale jak już trafiłem na Brytyjczyka, z którym udało mi się dobrze zgrać, to zabawa była naprawdę przednia. Poza tym na PC dostępny jest jeszcze klasyczny Deathmatch na dwunastu snajperów, jednak z racji grania na innej platformie sprzętowej nie miałem okazji go sprawdzić.

Liczyłem, że Sniper Elite V2 okaże się dobrą grą i się nie zawiodłem. To solidna i na tle konkurencji unikalna strzelanka, która do tego na końcu jasno zaznacza w jakich okolicznościach rozegra się część trzecia – mam nadzieję, że prace nad nią idą pełną parą, już nie mogę się doczekać!

7,4
Jeśli szukacie strzelanki nie będącej klonem Call of Duty - warto
Plusy
  • Ciekawe misje
  • Trzeba myśleć
  • Strzelanie ze snajperki daje bardzo dużo satysfakcji
  • Widowiskowe trafienia „rentgenowskie”
  • Wiele trybów zabawy
Minusy
  • Fabuła przechodzi całkowicie bez echa
  • Wrogowie potrafią być czasem niesamowicie głupi
  • Skradać da się tylko w teorii
Komentarze
19
Krzysiek_Ogrodnik
Gramowicz
Autor
25/05/2012 13:38
Dnia 14.05.2012 o 20:59, overbreaker napisał:

Ja zamawialem preordera a nie mam misji z zabiciem hitlera..Dlaczego.

Skontaktuj się z naszym działek obsługi klienta, o ile sprawa jest jeszcze aktualna

Usunięty
Usunięty
14/05/2012 20:59

Ja zamawialem preordera a nie mam misji z zabiciem hitlera..Dlaczego.

Usunięty
Usunięty
11/05/2012 22:51

http://www.wojsko-polskie.pl/threads/view/7892/roznica-pomiedzy-snajperem-a-strzelcem-wyborowym.html




Trwa Wczytywanie