O tym, że przez bardzo długi, bo liczący kilkaset godzin czas byłem uzależniony od Bad Company 2 w trybie multiplayer pisałem i mówiłem niejednokrotnie. W trybie dla wielu graczy w Battlefield 3 wszystko miało być jeszcze większe, lepsze i bardziej kopiące zadek. Czy jest? Owszem.
Mimo posiadania VIP-owskiej przepustki, musiałem odstać swoje w kolejce, gdyż stoisko EA z Battlefield 3 było jednym z najbardziej obleganych na całych targach. Nic dziwnego, oprócz prezentacji doskonale nam już znanych trailerów na kinowym ekranie, była tam możliwość zagrania przez kilkanaście minut wraz z 63 innymi graczami w trybie multiplayer na PC. Stałbym nawet i dwa dni.
Tak, jak ww3pl zawiedziony był kooperacją i ogólną prezentacją gry na konsoli, tak ja byłem po kilkunastu minutach zachwycony jej pecetową wersją. W skrócie ujmę to tak – wyobraźcie sobie Podbój z BC 2 na znacznie większej i nie tunelowej mapie, z masą pojazdów, śmigłowców i samolotów oraz 64 graczami walczącymi o kontrolę nad pięcioma punktami. Masakra.
Szczególnie w momencie, kiedy po szybkim zajęciu najbliższych punktów ta masa żołnierzy i pancernej stali spotyka się gdzieś na środku mapy. Tutaj nie da się już wygrać potyczki w 6-8 osób. W Battlefield 3 współpraca i koordynacja będzie rzeczą absolutnie kluczową, podobnie jak we wcześniejszych tytułach z serii. Bezładne bieganie od punktu do punktu zazwyczaj szybko kończy się zgonem, a obrona już zajętych jest kwestią równie ważną, co zdobywanie nowych. Mapy są na tyle rozległe, że pozostawiony bez opieki punkt szybko pada ofiarą odważnego rajdu, czy desantu, zaczynając pracować na korzyść przeciwnika.
W Battlefield 3 ponownie kluczem do sukcesu jest współpraca i wspieranie się graczy w ramach niewielkich drużyn, wzajemne osłanianie się, reanimacja i zaopatrzenie. Doskonale sprawdzają się, czego doświadczyłem na własnej skórze, również mocno wyspecjalizowane teamy przeciwpancerne. Dobrze współpracująca ze sobą grupa (obstawiam którąś z licznych na pokazach ekip klanowych) złożona z czterech inżynierów demontowała nasze czołgi w ciągu kilku sekund. Sam padłem ich ofiarą dwukrotnie; przed kilkoma rakietami z rpg nie ma ucieczki...
Możliwości jest więc znacznie więcej, niż w BC 2, co wynika głównie z dużej liczby graczy na serwerze oraz rozmiaru map. Mimo ich wielkości rozgrywka jest niezwykle dynamiczna, wróg może czaić się za każdą skałą, zajechać nas od tyłu lub przywitać odpalonymi z wysokości rakietami powietrze-ziemia. Mam wrażenie, że w Battlefield 3 rozgrywka jest nawet bardziej dynamiczna, niż w przypadku BC2. Duże mapy sprawią też zapewne, że po premierze niczym grzyby po deszczu zaczną wyrastać serwery z dopiskami „no snipers”, czy „only 4 snipers”.
W pozostałych aspektach zabawy wszelakie podobieństwa Battlefield 3 do BC 2 są jak najbardziej zamierzone. Mamy więc bardzo podobny system punktacji za udane, przeprowadzone akcje, począwszy od punktów za fragi i zniszczone pojazdy, poprzez zajmowane lub odbijane strategiczne miejsca, a skończywszy na nagrodach za współpracę i wzajemne wsparcie. Punkty pozwalają nam oczywiście zdobywać coraz to wyższe rangi, co jednocześnie odblokowuje dostęp do lepszych broni, czy ulepszeń. Podobnie wyglądają też kwestie respawnu: możemy wrócić zarówno w głównej bazie, którymś z zajętych punktów, jak i "na plecach" członka drużyny.
Klasy w Battlefield 3 zostały zmienione w stosunku do poprzedniej gry DICE i obecnie mamy szturmowca (żołnierza), żołnierza wsparcia, inżyniera i zwiadowcę. Pewne różnice pojawiły się też w kwestii dostępu do uzbrojenia, czy gadżetów i choć nie było oczywiście czasu na zagłębianie się we wszystkie menusy, odniosłem wrażenie, że teraz każda z klas będzie posiadała dostęp do nieco szerszego wachlarza broni i zabawek, łącznie z moździerzami, których obecność przewidziałem w którymś z podcastów. Miodzio! Z kolei atak nożem został przeniesiony z wciskanego kółka myszy do normalnej puli uzbrojenia, przez co jest teraz zdecydowanie mniej intuicyjny i szybki. Co udało mi się zauważyć na szybko, podczas rozgrywki, to fakt, że teraz szturmowiec posiada apteczkę i defibrylator, zaś skrzynki zaopatrzenia rozrzucać może żołnierz wsparcia.
Po tak krótkiej i chaotycznej poniekąd zabawie (kilkanaście minut na obczajenie wszystkich klas i pojazdów, to piekielnie mało) mam tez wrażenie, że tym razem DICE naprawdę przyłożyło się do kwestii hit-boksów. Nie zauważyłem, by udawało się, jak w BC2, trafić kogoś stojącego za ścianą, czy całkowicie schowanego za kamieniem. Pewności jednak nie mam, na ostateczną ocenę tego jakże przecież ważnego elementu mechaniki musicie więc zapewne poczekać do recki pecetowej wersji Battlefield 3. Balistyka na szczęście stoi na wysokim poziomie, strzelanie na dużą odległość z czegokolwiek wymaga sporej korekty, już jaram się na myśl o ponownym ćwiczeniu strzelania z rpg do mocno oddalonych celów.
Miałem też wrażenie, że na mapie jest mimo wszystko mniej w pełni zniszczalnych elementów otoczenia, niż w BC2. Ostrzelałem w pewnym momencie jeden z budynków w pobliżu punktu strategicznego i mimo rozbicia ścian, nie udało mi się go zawalić. Trafiłem też na kawałek super-pancernego murku, którego nie udało mi się rozjechać. Jednak z drugiej strony nikt nie skupiał się tutaj na waleniu po ścianach, a raczej eliminacji siły żywej przeciwnika. Znów za mało czasu, by lepiej przeanalizować ten element rozgrywki.
Ogólnie całości mimo wszystko (i dobrze!) bliżej do BF2, niż BC2. Dotyczy to zarówno formatu mapy, jak i samego sposobu rozgrywki, który wynika z naprawdę dużej liczby graczy. I nie jest to bynajmniej coś złego, wręcz przeciwnie. Jeśli miałbym podsumować jakoś swoje wrażenia z zabawy, to nazwałbym Podbój w Battlefield 3 wypadkową Battlefield 2 i Bad Company 2 z wyraźnym odchyleniem w tym pierwszym kierunku. Dla mnie to wystarczającą rekomendacja. Dawajcie mi pełną wersję! Proszę...