Operation Flashpoint: Red River - recenzja

Rafał Dziduch
2011/05/17 16:05
2
0

Powiem szczerze: grałem tylko w betę Operation Flashpoint: Dragon Rising, bo na pełną wersję nie starczyło już czasu, ale pamiętam jeszcze stare gry z tej serii. I oczywiście wiem, że po stracie praw do tytułu przez Bohemia Interactive duchowym spadkobiercą Operation Flashpoint jest Arma, ale tytuł jednak zobowiązuje. Tymczasem Operation Flashpoint: Red River to taki „ni pies, ni wydra”. To gra, której ciężko zdecydować się, czy ma być „realistycznym, taktycznym shooterem”, czy kolejnym klonem Modern Warfare .

Powiem szczerze: grałem tylko w betę Operation Flashpoint: Dragon Rising, bo na pełną wersję nie starczyło już czasu, ale pamiętam jeszcze stare gry z tej serii. I oczywiście wiem, że po stracie praw do tytułu przez Bohemia Interactive duchowym spadkobiercą Operation Flashpoint jest Arma, ale tytuł jednak zobowiązuje. Tymczasem Operation Flashpoint: Red River to taki „ni pies, ni wydra”. To gra, której ciężko zdecydować się, czy ma być „realistycznym, taktycznym shooterem”, czy kolejnym klonem Modern Warfare .

Zresztą przy „realistycznym, taktycznym shooterze” Operation Flashpoint: Dragon Rising nawet nie leżał. Jak na taki gatunek zbyt wiele spraw koncertowo tutaj zawalono. Pierwszy, a zarazem najważniejszy przykład z brzegu to sztuczna inteligencja. „Sztuczna” z pewnością, ale czy „inteligencja”? Do tego mam już spore wątpliwości. Nasi podwładni niezbyt chętnie stosują się do wydawanych rozkazów. To znaczy generalnie się stosują, ale czasem na nie nie reagują, co wygląda tak, jakby komunikacja z członkami zespołu (trzema) nagle z niewiadomych przyczyn siadała. Okej – to może być realistyczne, ale jednak w grach nie o taki realizm chodzi. Poza tym wojacy pchają się nam pod lufę, nie wykorzystują za bardzo osłon, mają problemy z wejściem do budynków i ich obroną – no jest tego sporo. Operation Flashpoint: Red River - recenzja

Wycieczka do Tadżykistanu

SI wrogów też nie powala. Ci wykazują się albo nieskazitelną celnością liczoną w milisekundach, milisekund, albo... tym, że nie trafiają do nas z pięciu metrów. Może są zajęci patrzeniem przez lornetkę, lub rozmyślaniem – nie wnikam. Czasem zdarza się, że przy bliskim kontakcie są jakby... nieśmiertelni. O kompanach z oddziału da się powiedzieć jeszcze to, że gdy któryś z nich zginie, to odradza się przy kolejnym punkcie kontrolnym (z wyjątkiem trybu hardcore, gdzie nie można popełnić ani jednego błędu). Chyba w poprzedniej części też tak było, ale jednak to zbyt duże ułatwienie jak na grę "realistyczną". Na pocieszenie mogę powiedzieć, że zauważyłem mniej bugów w stylu blokujących się żołnierzy, ale nie jestem wcale pewien, że to wystarczy, by powalczyć o portfele graczy.

Operation Flashpoint: Red River jest za to dość fajny pod względem fabularnym. To znaczy – zawiązanie akcji jest fajne, bo potem to już całkowita sztampa. Aha – i w kontekście ostatnich rozważań na temat wyeliminowania Bin Ladena, warto wspomnieć, że osławiony terrorysta pojawia się już w pierwszych sekundach intra. A o co generalnie chodzi? Wybucha konflikt w Tadżykistanie. Amerykańskie oddziały zostają wysłane w okolicę, aby zaprowadzić na tym terenie porządek. My, jako dowódca jednego z oddziałów, trafiamy pod komendę sierżant Knoxa i od tej pory uczestniczymy w szeregu misji. Na każdą z nich trzeba przeznaczyć ok. 40-50 minut, więc kampania to jakieś 7-8 godzin zabawy. Wprowadzenia przedstawiane są w tyradach dowódcy, a pada w nich tyle przekleństw, że uszy puchną. Ot – wojenna rzeczywistość. Oprócz kampanii gra oferuje także tzw. tryb fireteam engagements – a więc zadania poszeregowane według celów (osłona punktów, likwidowanie przeciwników, ochrona konwojów). Klasycznego multiplayera brak. Wycieczka do Tadżykistanu, Operation Flashpoint: Red River - recenzja

Rozwój wojaka i misje

W Operation Flashpoint: Red River przed każdą misją możemy wybrać klasę osobno dla czterech członków oddziału, a także zdecydować o wyposażeniu. Co ciekawe, poszczególne modele broni, a także np. granaty trzeba sobie odblokować, bo nie wszystko jest dostępne od początku. W grze jest też uproszczony rozwój bohatera. Za wykonywane zadania dostajemy punkty, które możemy przeznaczyć na sześć skilli. Ja na przykład od razu inwestowałem wszystko w zdolność poprawiającą celowanie z M16 i M4A1 dzięki czemu szybko stałem się mistrzem tej pukawek. Poza tym są jeszcze np. sprint, wytrzymałość, zdolności taktyczne itp. Do tego dochodzi coś jakby system perków, które odblokowuje się w miarę postępów zabawy. Każdy wojak ma dwa sloty, które można nimi obsadzić.

GramTV przedstawia:

Misje w Operation Flashpoint: Red River obejmują znany większości wielbicieli FPS-ów zestaw standardów. Jest eskortowanie konwoju, bronienie jakiegoś ważnego punktu, wzywanie wsparcia lotniczego i tym podobne atrakcje. Są też zadania opcjonalne i warto je wykonywać, bo w efekcie przekładają się na większą zdobycz punktową. Swojemu oddziałowi – o ile już się posłucha – można wydawać typowe rozkazy. W praktyce najczęściej korzysta się jednak z przywołania wszystkich do siebie, zlecenia ostrzału oraz wędrówki do wskazania celu. Są jednak jeszcze bardziej skomplikowane, jak np. flankowanie, obrona obiektu lub postaci i kilka innych. Niestety – mimo pojawiających się w grze pojazdów, z większości nie zrobimy użytku. Pod tym względem gra jest zdecydowanie zbyt ograniczona. Wprawdzie trafiamy na pokład śmigłowca i przejedziemy się hummvee, ale są to nad wyraz nużące momenty, w których sierżant poucza nas, na czym polega wojaczka. Rozwój wojaka i misje, Operation Flashpoint: Red River - recenzja

Srogą grafiką po oczach

Gdy któryś z członków drużyny jest ranny, można pośpieszyć mu z pomocą. Apteczkę aplikuje się, przytrzymując przycisk nieco dłużej. Odbywa się to jakby w dwóch turach – najpierw stawiamy delikwenta na nogi, a potem – po kolejnym przytrzymaniu guzika – leczymy go na maksa. To samo można zrobić naszemu wojakowi, bo partnerzy z oddziału na ogół nie pospieszą mu z pomocą. Szkoda też, że nie są w stanie wyleczyć swoich lekkich ran, o kumplach nie wspominając (kolejna niedoskonałość SI). Czasami tylko, jak akurat są blisko i nie pod ostrzałem, potrafią pomóc. Generalnie jednak, gdy któryś jest ranny, trzeba czarną robotę odwalać samemu. Napiszę wprost – dla mnie drużyna w Operation Flashpoint: Red River była kulą u nogi. Na szczęście istnieje system, który pozwala się dołączyć innemu graczowi w dowolnym momencie, więc jeśli ktoś nie lubi głupiej SI i ma taką możliwość, będzie zadowolony.

Operation Flashpoint: Red River straszy, niestety, także oprawą graficzną. Nie wiem jak na innych platformach, ale na X360 wszystko wygląda jak w grze akcji sprzed 3-4 lat. Lokacje są dość powtarzalne, bo ciągle łazimy po górach, skałach, wąwozach, jakiś mniejszych pagórkach i tego typu atrakcjach. Oczywiście jest to poniekąd podyktowane miejscem akcji, ale po kilku misjach nieco już nuży. Sprawy nie ratują kiepskiej jakości tekstury, a także np. widoczki lewitujących nad ziemią ciał poległych lub zawieszonych w powietrzu broni. Na kolana nie powaliły mnie również szaty komandosów, naszywki, modele broni czy pojazdów – po prostu widziałem już to wszystko, ale znacznie lepiej zrealizowane. Zapomnijcie też o jakiejkolwiek destrukcji otoczenia. Wybić można co najwyżej szyby w oknach, a rozwalić jakieś nieistotne i mało ciekawe graty. Srogą grafiką po oczach, Operation Flashpoint: Red River - recenzja

Czerwona Rzeka płynie bez nas

Operation Flashpoint: Red River jest typowym średniakiem i strzelaniną jakich wiele. Autorzy niemal całkowicie odeszli od idei pierwszych części serii, a z drugiej strony nie byli w stanie stworzyć gry na tyle dynamicznej, aby stanąć w szranki z serią Bad Company, czy Modern Warfare. Skutkiem czego – czasami łazimy po okolicy bez celu i większego zagrożenia, a gdy przyjdzie do strzelanin, wrogów eliminujemy wedle prostych schematów (czasem z daleka, a czasem z bliska). Nie ma ani mozolnego, wielominutowego leżenia w trawie i wypatrywania przez lornetkę najlepszych miejsc do ataku, ani – z drugiej strony – jakiś spektakularnych akcji, które powodowałyby opad szczęki. Czerwona Rzeka może spokojnie płynąć beze mnie.

6,0
Nic specjalnego. Zagrać można, ale jednak po Operation Flashpoint spodziewałem się czegoś więcej
Plusy
  • od biedy ujdzie fabuła
  • rozwój bohatera
  • możliwość gry z trzema kumplami
Minusy
  • fatalne błędy SI
  • grafika jak sprzed lat
  • brak multi
  • zbyt długie loadingi
  • powtarzalność
  • drobne błędy
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
01/08/2012 11:49

Naprawdę nikt nie wie?

Usunięty
Usunięty
20/07/2012 17:18

Ja mam takie pytanko - czy Operation Flashpoint: Red River w wydaniu eXtra Klasyka działa bez płyty?