Dynasty Warriors 7 - recenzja

Rafał Dziduch
2011/04/19 14:52
4
0

Dynasty Warriors to jedna z najpopularniejszych serii wśród konsolowych slasherów. Siódma część próbuje przywrócić dziełu KOEI dawny blask i stara się na nowo zdefiniować ten gatunek gier.

Dynasty Warriors to jedna z najpopularniejszych serii wśród konsolowych slasherów. Siódma część próbuje przywrócić dziełu KOEI dawny blask i stara się na nowo zdefiniować ten gatunek gier.

Dynasty Warriors 7 oferuje całkiem sporo nowości w gatunku, który czasy świetności ma już dawno za sobą. Gra oczywiście nadal pozostała czystym slasherem, w którym liczbę pokonanych wrogów liczy się w tysiącach, ale autorzy pokusili się również o wprowadzenie paru nowych trybów, a nawet rozwiązań znanych z innych gatunków. Nowe dziecko KOEI, stworzone przez Omega Force umożliwia zabawę w kampanii (Story Mode) oraz w całkowicie nowym trybie podbojów (Conquest Mode). Co ciekawe, w ten ostatni da się grać nie tylko solo, ale też we dwóch na jednej konsoli (split screen) oraz w sieci. Można również wziąć udział w krótkim treningu, który wyjaśni niuanse sterowania oraz zapoznać się z potężnym kompendium historii Chin z okresu, którego gra dotyczy. Często nie docenia się takich encyklopedii w grach, ale ta jest zrobiona wprost fenomenalnie, za co należą się brawa!

Podczas gry dowodzimy różnymi postaciami, których jest naprawdę wiele. Fabuła Dynasty Warriors 7 po raz kolejny nawiązuje do klasycznego utworu literackiego Luo Guanzhonga pt. Romans trzech królestw. Tym razem jesteśmy świadkami rewolucji Żółtych Turbanów i upadku dynastii Han, ale ze względu na specyfikę tematu, dość ciężko połapać się we wszystkich historycznych niuansach. Pamiętajmy jednak, że to tylko gra, więc pewne sprawy są mocno uproszczone lub tylko zasygnalizowane. Kampanię podzielono na cztery rozdziały (Shu, Wei, Wu oraz Jin), które dają okazję ku temu, by prześledzić wydarzenia z wielu perspektyw. Wprowadzenia do kolejnych misji oraz przerywniki filmowe zrealizowano bardzo ładnie i dynamicznie, odpowiednio wyważając proporcję gadaniny i nawalania się po twarzach oraz zadkach. Skutek? Z przyjemnością się to wszystko ogląda, ot co! Dynasty Warriors 7 - recenzja

Na podbój Starożytnych Chin

Szybko okazuje się jednak, że tryb kariery, choć bardzo fajny, nie jest w Dynasty Warriors 7 wcale najlepszy. Omega Force wykonało bowiem kawał świetnej roboty, wprowadzając do zabawy Conquest Mode, który zastąpił prostackie w gruncie rzeczy Free Mode. W trybie podbojów decydujemy się na jednego z odblokowanych w trakcie kampanii herosów i prowadzimy go po strategicznej mapie do serii kolejnych wyzwań i nowych miast. Niczym w grze RPG znajdujemy nowe przedmioty, rozgrywamy osobne scenariusze, które nie pojawiły się w kampanii, nawiązujemy kontakty z innymi wojownikami (czasami nawet wypełniamy zadania w ich butach). We wspomnianych miastach rozmawiamy z napotkanymi postaciami, kupujemy broń lub zlecamy jej wytworzenie, najmujemy dodatkowe oddziały lub zwierzęta pomocne w walce. Jest nawet nauczyciel, który odpytuje z historii Starożytnych Chin, więc można się czegoś nauczyć.

Nowości w Dynasty Warriors 7 nie sprowadzają się tylko do Conquest Mode. W zasadzie całkowicie przemodelowano mechanikę walk. Na początek pożegnano się z chyba niezbyt przez graczy lubianym systemem Renbu. Pod tym względem twórcy zaserwowali nam powrót do przeszłości – mamy więc sprawdzony mechanizm, który miesza ciosy słabe, mocne, specjalne, blok oraz dodatkowe modyfikatory. Oczywiście wszystkie przypisane są do przycisków pada. Całość usprawniono o ataki specjalne, których są dwa rodzaje. Pierwsze to tzw. Musou Attack, które wykonujemy, wciskając przycisk, po wypełnieniu się specjalnego paska energii. Drugie to tzw. EX Attack. Te są wprowadzane odpowiednią kombinacją buttonów. Z EX-ów skorzystać możemy tylko po spełnieniu dwóch warunków. Trzeba odblokować dostęp do nich w specjalnym drzewku umiejętności i mieć postać wyposażoną w broń przypisaną do danego EX-a. Innymi słowy – tylko jedno narzędzie zagłady w przypadku każdej postaci odpala te ciosy.

GramTV przedstawia:

Broni zatrzęsienie

Broniom w Dynasty Warriors 7 również wypada poświęcić kilka słów, a to głównie z tego względu, że znajdziemy ich, kupimy albo wytworzymy całe dzikie mnóstwo. Czego tu nie ma! Wojownicy tną rapierami i mieczami, wywijają halabardami i młotami bojowymi, siekają toporami i uderzają pałkami nabijanymi ćwiekami, a na dodatek posługują się tonfą, nunchaku, strzelającymi wachlarzami i przenośnymi działami. Broni jest niezliczona ilość, ale w danym momencie można mieć tylko dwie. Da się jednak (nawet w czasie bitwy) wybrać nowy zestaw dwóch narzędzi zagłady. Każde oręże oznaczone jest przy pomocy systemu gwiazdek, który wskazuje, jak sprawnie posługuje się nim dany bohater.

Dodatkowo broń da się usprawniać, poprzez kupowanie do niej specjalnych modyfikatorów. Dzięki nim polepszymy zdolności defensywne oraz ofensywne bohatera, sprawimy że zacznie zdobywać więcej punktów doświadczenia lub zacznie poruszać się szybciej. Punkty doświadczenia wydamy na odblokowanie umiejętności. Niestety nie ma ich zbyt wiele, co jest największą wadą Dynasty Warriors 7. Choć każdy z wojowników dysponuje oczywiście odrębnymi umiejętnościami, to drzewka są jednak identyczne, złożone z jedenastu elementów. Można zatem na kilku poziomach poprawić efektywność ciosów normalnych i mocnych, odblokować dostęp do drugiego rodzaju Musou Attack, powiększyć zasięg ciosów oraz podnieść poziom sił witalnych. To zdecydowanie za mało i wielka szkoda, że tego elementu gry bardziej nie rozwinięto.

Kochasz, czy nienawidzisz?

Bitwy w Dynasty Warriors 7 są bardzo dynamiczne, choć – jak to w tej serii bywa – rozrywane według powtarzalnego do bólu schematu. Na mapie są zaznaczone pozycje wrogich wojsk i generałów. Poruszamy się od jednej do drugiej grupki, wycinając w pień ile wlezie skośnookich duszyczek. Niekiedy wysłani na łono Abrahama wrogowie pozostawiają po sobie jakiś sprzęt i ikonki, które dodają nam dodatkowe wzmocnienie pancerza, broni, czy zwiększają prędkość poruszania postaci. Starcia toczą się w bardzo szybkim tempie, a wymasterowanie combosów sprawia, że bezustannie odpala się jakieś ciosy specjalne i śmiercionośne dla przeciwników kombinacje. Każdy samuraj ma oczywiście inne specjale, więc kładzenie trupem zastępów przeciwników jest w Dynasty Warriors 7 zróżnicowane i radosne.

Oczywiście Dynasty Warriors 7 należy do specyficznego gatunku, który ma zarówno swoich wyznawców, jak i liczne grono haterów. Ci ostatni zarzucą grze, że jest banalną siekaniną, w której liczy się wyłącznie mashowanie przycisków. No cóż, trudno się z tym nie zgodzić, ale warto przy tym pamiętać, że to jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku. Żeby daleko nie szukać – ostatnio recenzowałem Warriors: Legends of Troy, który wydało również KOEI (z tym że oddział kanadyjski, a nie japoński). Tamta gra jest o dwie, albo nawet trzy klasy w tyle za Dynasty Warriors 7. Na korzyść tej ostatniej przemawiają rozległe mapy, bardziej zróżnicowani przeciwnicy, masa broni, cały system rozwoju bohaterów, bardziej zróżnicowane lokacje, o wiele lepsza grafika, specjalne ciosy postaci - dosłownie wszystko.

Dynasty Warriors 7 oferuje pięć poziomów trudności i w każdym momencie można je dowolnie zmieniać. Daje to szansę na to, aby z grą zapoznali się gracze o różnych umiejętnościach. A warto, bo wśród japońskich slasherów to pozycja wyjątkowa, bardzo szybka i efektowna. Dobrze jest zatem poznać, w co gra się na świecie, a na granie z doskoku i nie za długie nasiadówy dzieło ekipy KOEI nadaje się znakomicie.

7,5
Zdecydowanie przyjemny slasher w japońskim wydaniu. Pamiętajcie jednak że japońskie gry są jak sushi - nie każdemu zasmakują.
Plusy
  • Tryb Conquest
  • Dużo broni
  • Rozwój bohaterów
  • Wiele postaci
  • Świetna encyklopedia
Minusy
  • Powtarzalna rozgrywka
  • Mało umiejętności do odblokowania
Komentarze
4

Ze screenów i opowiadań to zawsze chciałem zagrać w DW... może na PS2 się da coś wyhaczyć... :/

Usunięty
Usunięty
20/04/2011 00:13

i znow japonczycy o chinczykach... wcale bym sie nie zdziwil, gdyby tam byli samurajowie.

Usunięty
Usunięty
19/04/2011 16:52

a może przyjechali z Japonii się ponapieprzać? :)




Trwa Wczytywanie