Homefront - pierwsze wrażenia z trybu singleplayer

Wiktor Cegła
2011/01/21 19:30

Jak zrobić grę jednoznacznie kojarzącą się z Call of Duty: Modern Warfare, ale tak, żeby CoD-em nie była? To proste, Rosjan zamienić na Koreańczyków i też dać im zaatakować USA. Do tego trochę skandalu. Mogą być masowe groby cywilnych Amerykanów i ich publiczne egzekucje?

Jak zrobić grę jednoznacznie kojarzącą się z Call of Duty: Modern Warfare, ale tak, żeby CoD-em nie była? To proste, Rosjan zamienić na Koreańczyków i też dać im zaatakować USA. Do tego trochę skandalu. Mogą być masowe groby cywilnych Amerykanów i ich publiczne egzekucje?

Homefront - pierwsze wrażenia z trybu singleplayer

Piszę to pół żartem, pół serio, ale po wysłuchaniu twórców gry Homefront na pokazie THQ i po ukończeniu pierwszego (jedynego tam dostępnego) poziomu trybu singleplayer mam właśnie takie wrażenia: oto kuzyn CoD: MW. Od razu zaznaczam – to żadna obelga. Wręcz przeciwnie. Jeśli cała gra ma być taka, jak pierwsze 30 minut, na rynku zadomowi się nowa seria strzelanin, doceniona bardziej niż ostatni Medal of Honor. Jej największą zaletą będzie ciekawe, wciągające multi (o nim – jutro) oraz singlowa fabuła dość nieprawdopodobna, ale wystarczająco trzymająca w napięciu, żeby nie zdejmować ręki ze spustu.

Homefront dzieje się w niedalekiej przyszłości. Po śmierci Kim Dzong Ila w Korei Północnej rządy obejmuje jego syn. Po tatusiu odziedziczył fantazję, a że dodał do niej wytrwałe dążenie do celu, to... zjednoczył obie Koree. Twórcy nie wyjaśniają, w jaki sposób to zrobił. Ważne, że czerwona zaraza w krótkim czasie rozprzestrzeniła się po Azji, co zbiegło się w czasie z ogromnym kryzysem w USA. Wysokie ceny paliw, ptasia grypa (według intra pochłonie 6 milionów ludzi w ciągu jednego roku!), bezrobocie i upadek systemu finansowego sprawią, że Amerykanie masowo zaczną emigrować do Meksyku. Na ich nieszczęście, Meksyk... zamknie przed nimi granice. I wtedy dopiero się zacznie. Używając bomb EMP Koreańczycy neutralizują systemy obronne USA, a następnie robią blitzkrieg, opanowują tereny od LA po NY i wdrażają surową, nieznaną na tych terenach okupację. Są przy tym niesłychanie okrutni. Już w intrze, kiedy nasz bohater – zwykły, wyciągnięty przez Koreańczyków ze swojego domu Amerykanin – jedzie autobusem na miejsce kaźni, przez szyby oglądamy mocną scenę, w której Azjaci rozstrzeliwują na oczach małej dziewczynki jej rodziców. Płacz i krzyk – to wszystko, co słychać.

Mnie to nie wzięło. To znaczy: nie płaczę na takich scenach i ciężko mi się nimi przejmować, bo dla mnie to tylko gra. Ale kiedy później widziałem sceny, w których martwi mieszkańcy USA szuflami zamiatani są do masowych grobów, wrogowie przynajmniej zapadli mi w pamięć.

Na szczęście w wyniku partyzanckiej akcji mój bohater zdołał się wcześniej oswobodzić i dołączyć do ruchu oporu, odbijającego ze skośnych rąk typowe amerykańskie przedmieścia. Pierwsze 30% gry dzieje się bowiem w klasycznym terenie znanym z filmów o szczęśliwych rodzinach: niskie domy z ogródkiem, jeden obok drugiego, szerokie aleje, skrzynki na listy przy ulicy. Jak w Cudownych Latach – tyle, że w czasie wojny.

GramTV przedstawia:

W związku z sytuacją, Homefront realizuje klasyczny kanon „Ty i Twoja mała drużyna przeciwko tysiącom wrogów”. Na początku tylko z pistoletem, później już z pełnym arsenałem, podążamy przez niby-otwarte, ale jednak precyzyjnie poograniczane ścieżki, podwórka, dachy i pomieszczenia, w których co chwila zatrzymujemy się na moment, by przetrwać kilkudziesięciosekundowe oblężenie, zabić wszystkich Koreańczyków lub odegrać rolę w skryptowanej scence. Na przykład poczekać z przejściem przez ulicę, aż oddział wroga zrobi to pierwszy, a następnie przemknąć im za plecami.

Od czasu do czasu zadania w Homefroncie robią się trochę bardziej skomplikowane. Drogę zagradza czołg? Trzeba go obejść, rzucić C4 i zdetonować. Drogę zagradzają 4 czołgi? Musimy się dostać do zdalnego sterowania wozem bojowym, który po wskazaniu celu odpali samodzielnie kilka rakiet. Po kłopocie. Zresztą, mam nadzieję zobaczyć ten wóz wiele razy: nie jest ciężko używać go skutecznie, a jego wyrzutnia rakiet i karabin maszynowy skutecznie radzą sobie z piechotą i pojazdami. W warstwie mechaniki, rozgrywki singlowej, nie widziałem w Homefroncie niczego nowatorskiego. Idziesz do przodu i strzelasz, czasem czekasz, aż kompan otworzy samemu jakieś drzwi czy przesunie szafę, przez pewien czas bronisz się przed natarciem, potem idziesz dalej. Nie było spowolnień akcji takich, jak ostatnio w Black Ops, żadnych niestandardowych akcji. Podkreślam jednak, że grałem tylko jeden poziom plus tutorial.

Ciekawie powplątywane są natomiast w Homefront - pomijane raczej w innych grach - zagadnienia cywilne. W jednej ze scen ostrej wymiany ognia towarzyszy nam na przykład krzycząca oszalale matka, która pragnie przedostać się na drugą stronę, gdzie zostało jej dziecko. Można się przejąć, myśląc, czy ktoś ją zabije. Kiedy indziej na całym oddziale skupia się werbalna agresja mieszkańców, chcących spokoju i obarczających siły oporu winą za dokonane w odwecie zbrodnie Koreańczyków, a jeszcze w innym miejscu byłem świadkiem reanimacji ciężko rannego człowieka, którego trafiła zbłąkana kula.

To dość ciekawe podejście. Jeśli znajdzie dorosłe rozwinięcie, może zacząć obchodzić nawet takich sceptyków, jak ja. Jeśli nie znajdzie – cóż, singiel będzie tylko wstępem do multi. Tym bardziej, że gra jest łatwa, bo automatyczne celowanie przełącza się na oddalone od siebie o kilka metrów cele dwoma wciśnięciami przycisku.

Od czasu do czasu znajdujemy też wycinki z gazet przyszłości, które opowiadają wydarzenia w latach 20-tych XXI wieku. Ciekawie się je czyta (zresztą, są za nie achievementy). Pod względem historii, Homefront ma jednak trochę luk fabularnych. Wymienię tylko największe: gdzie jest NATO? Jak zjednoczyć obie Koree? Czemu USA nie używają broni nuklearnej? Co się podziało z wojskiem? Pytany przeze mnie o to jeden z twórców, odpowiedzialny za wygląd świata i fabułę, powiedział mi rozbrajająco: „Zrobiliśmy wszystko, by brzmiało to realnie, ale na koniec dnia i tak gracze muszą mieć po prostu wroga na celowniku”.

I jest w tym część racji. Wielu z Was chwyci się za głowy słuchając przerywników, ale nie odgoni ich to od gry, bo ta po prostu broni się szybkim tempem i partyzancko-wyzwoleńczym klimatem.

Komentarze
30
Usunięty
Usunięty
27/01/2011 01:28

Ilosć nie idzie w parze z jakością ;)po za tym, co za problem zrobić "pospolite ruszenie"? :>

Usunięty
Usunięty
27/01/2011 00:53

Na grę czekam.A wiele osób ma w ogóle złe pojęcie o KRL-D - to, że to bida i w ogóle nie oznacza, że nie mają uzbrojenia - bo tego mają najwięcej...Mają 8 milionów żołnieży plus rezerwy. Mało?USA ma 2 ;]

Usunięty
Usunięty
25/01/2011 13:26

Narzekajcie sobie na fabułę, ale fakt faktem, że gier tego typu jest mało. A to, że z reguły kończą marnie, to już inny temat. xD




Trwa Wczytywanie