Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

Paweł Borawski
2010/08/29 18:00
0
0

Wszyscy kochamy zombie. A mimo to traktujemy je jak tło. W ostatnim czasie panuje pewna moda na tematykę wampirów i jednocześnie zmęczenie nią. Truposze ze swej natury spadają na drugi plan i przy zalewie sterylnych krwiopijców, przynoszących miliony dolarów, mało kto pomyśli o chodzących zwłokach.

Wszyscy kochamy zombie. A mimo to traktujemy je jak tło. W ostatnim czasie panuje pewna moda na tematykę wampirów i jednocześnie zmęczenie nią. Truposze ze swej natury spadają na drugi plan i przy zalewie sterylnych krwiopijców, przynoszących miliony dolarów, mało kto pomyśli o chodzących zwłokach.

Po prawdzie dla wszystkich fanów zombie jedynym promykiem nadziei w telewizji jest nadchodzące The Walking Dead, reżyserowane przez Franka Darabonta, autora Zielonej Mili i Skazanych na Shawshank. Jeszcze bardziej mizernie może być przez najbliższy czas w kinach. Czy ratunkiem są gry wideo?

Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

W naszej branży było co najmniej kilka tytułów, za sprawą których nieumarli na stałe zagościli w grach. Można tu wymienić słabiej pamiętane The Evil Dead z 1984 roku, jednak większość graczy lepiej skojarzy takie serie, jak Alone in the Dark i Resident Evil/Biohazard, obie zapoczątkowane odpowiednio w pierwszej i drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Jedną z kluczowych dla tej tematyki produkcji okazało się wydane przez Capcom kilka lat temu Dead Rising. Wystarczy tylko wymienić średnią z recenzji obijającą się o 85% (według serwisu metacritic.com) i osobę samego Keiji Inafune (ojciec MegaMana i producent serii Onimusha) w roli jednego z głównych twórców. Czy ktokolwiek mógł wątpić, że doczekamy się kontynuacji?

Nowy świt żywych trupów

Nowy świt żywych trupów, Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

Dzięki uprzejmości firmy Cenega miałem okazję jakiś czas temu wziąć udział w testach przedpremierowej wersji Dead Rising 2. Przedstawiciel wydawcy dał mi wybór co do wersji platformowej, zapewniając jednocześnie, że gracze nie znajdą większych różnic pomiędzy edycją na Xboksa 360 i jej odpowiednikiem dla PlayStation 3. Ostatecznie padło na pierwszą z konsol, a ja rozsiadłem się wygodnie, wciąż pozostając w niepewności, w jak dobrej formie pozostaje temat zombie.

Od wydarzeń w Willamette minęło kilka ładnych lat, a opowiedziana w pierwszym Dead Rising historia stanowić będzie tylko filar dla opowieści z „dwójki”. Pamiętacie zarazę z Santa Cabeza, która przedostała się chociażby do pamiętnego centrum handlowego, w którym swe fotki pstrykał Frank West? W kilkadziesiąt miesięcy spora część Krainy Hamburgerów została zainfekowana, jednak reakcje Amerykanów nie zawsze były do końca przewidywalne. Oto zamiast brać nogi za pas i zrzucić kilka bombek, z całego zamieszania potrafiono uczynić także sport. Tak, czytacie właściwie.

Mowa o Terror in Reality, czyli programie telewizyjnym prowadzonym przez niejakiego Tyrone'a Kinga. W całym show bierze udział grupa śmiałków/desperatów (nazwa rzeczą względną), którzy muszą zrealizować dwa zadania: zabić więcej zombie niż przeciwnicy i jednocześnie utrzymać się przy życiu na tyle długo, by umarlacy nie zdążyli nas zagryźć, nie mówiąc już o zjedzeniu. Jednym z chętnych do spróbowania swych sił okazuje się Chuck Greene, wdowiec, który za jedyny cel stawia sobie chronienie malutkiej córeczki. W związku z tym przybywa on do Fortune City – karykatury miasta, swoistego parku rozrywki, gdzie przybywają mieszkańcy USA zmęczeni codziennymi sprawami. Jednak gdy zestawiamy obok siebie otyłych Amerykanów skorych do szaleństw i hordy upchniętych do klatek zombie, o tragedię nie trudno, zgadza się?

Kosimy zombie

Kosimy zombie, Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

Początek rozgrywki stanowi naprawdę efektowna i przyjemna sekwencja, będąca częścią rozgrywek w Terror in Reality. Chuck jako jeden z mistrzów wyścigów motocyklowych bierze tu udział w zawodach, w ramach których dosłownie przecinamy hordy zombie na motocyklu wyposażonym w dwie piły łańcuchowe. Z całym „meczem” nie miałem większych kłopotów, a masakra spełniła swą relaksującą rolę. W przypadku pełnej wersji gry warto tu postarać się o pierwsze miejsce, ponieważ Greene otrzymuje tu wygraną pieniężną, jaka może uratować mu skórę w dalszej części rozgrywki.

Rozmawiając z innymi o Dead Rising 2 doszedłem do jednego wniosku. Odbiór tej gry stanowi problem dla gracza, ponieważ absolutnie wszystko zależy od naszego nastawienia. Pierwsza część serii nie bywała produkcją łatwą, a wielu traktowało ją jako chwilową odskocznię, „maszynkę” do wskoczenia na 15 minut. Jeżeli więc nie będziemy oczekiwać rewolucji, a wyłącznie nastawimy się na kolejną porcję dobrej frajdy, podanej z pewną nutką poczucia humoru, nie zawiedziemy się. Tak naprawdę DR2 to doskonale znana „jedynka”, z nową postacią główną i zmianą lokacji, z kolejną toną gadżetów i broni, a przede wszystkim z jeszcze większymi hordami zombie do wyeliminowania, które dzięki usprawnieniom w technologii urosły kilkakrotnie.

Zabij albo daj się zabić

W „dwójce” nie odnotujemy większych zmian w samym podejściu do rozgrywki (choć w niebyt odchodzi zabawa w fotografa). Jako Chuck będziemy więc przemierzać dostępne tereny, tym razem poszerzone o kilka innych części miasteczka, takich jak kasyno, pomieszczenia techniczne czy sklepiki z pamiątkami. Jednocześnie zajmiemy się realizacją głównych zadań, ratowaniem i eskortowaniem przypadkowo spotkanych „przyszłych niedoszłych” posiłków dla zombie, a także jakże bezstresowym błąkaniem się po okolicy, z towarzyszącym mu robieniem jatki.

Zabij albo daj się zabić, Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

Z części pierwszej większość z grających zapewne zapamiętała naprawdę ogromną liczbę przedmiotów, które mogliśmy wykorzystać do mniej lub bardziej skutecznego eliminowania panoszących się dookoła trupów. Karabiny i miecze, stołki i torby, ale i inne, bardziej efektowne środki zniszczenia były rozsiane dookoła głównego bohatera. Jednak nawet przy setkach przedmiotów efektowna eksterminacja może się czasem znudzić. Twórcy drugiej odsłony serii znaleźli na to sposób, a jest nim możliwość tworzenia hybryd przedmiotów. I choć na starcie przyjdzie nam łączyć tak oczywiste przedmioty jak flaszka i gazeta czy kij baseballowy i gwoździe, z czasem do akcji wkroczą wiosła z przyklejonymi piłami motorowymi, piłki z granatem w środku, a nawet... połączenie wiadra i wkrętarek czy mięso i dynamit (Dynameat!).

Prawdę powiedziawszy wielokrotnie większą frajdę sprawiało mi wyszukiwanie przedmiotów i próby ich łączenia oraz oglądanie efektów pracy, niż samo eliminowanie hord zombie. Choć gra zachowuje pseudo-poważny charakter, nie da się jej odmówić komicznego, bardzo sympatycznego „dna”. Ciężko przecież zachować powagę, gdy wrzucamy truposzowi na głowę „hełm” z dodatkiem wkrętarek i obserwujemy, jak litry krwi tryskają w każdą stronę, sprawiając, że główny zainteresowany rzuca się w spazmatycznych ruchach. Albo gdy widzimy ogromnego pluszowego misia z trupem w... no, bynajmniej nie w nosie.

Trudne życie zabójcy zombie

Trudne życie zabójcy zombie, Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

Ponoć każdy prawdziwy mężczyzna nie je miodu tylko żuje pszczoły. Chuck jako prawdziwy twardziel może też dołożyć do swojego CV zapisywanie postępów w wędrówce dzięki... toaletom. Mieliście okazję biegać po centrum handlowym „za potrzebą”? Jeśli tak, wiecie zapewne, jak sporadycznie rozmieszczone bywają wychodki. Paradoksalnie taki element przekłada się na gameplay w Dead Rising 2. Wraz z osobą, która towarzyszyła mi w testach, zgodziliśmy się, że nowe dziecko Capcomu mogłoby być „zabawką” idealną dla casuali, którzy nie siadają do konsoli na długie godziny, a jedynie lubią „wskoczyć” do rozgrywki na chwilę, wykonać krótki quest i wrócić do przygody po kilku dniach.

GramTV przedstawia:

Niestety nie zawsze jest to w pełni możliwe, a to dlatego, iż w wielu przypadkach (przynajmniej we fragmencie, który mogłem poznać) checkpointy bywają umieszczone skandalicznie daleko od punktów, w którym opowieść jest pchana ciut dalej. Póki co nie wiem, czy końcowa wersja posiadać będzie poziomy trudności, w czasie testów nie spotkałem się jednak z nimi. W efekcie po nastaniu nocy zombie stawały się bardziej czułe i agresywne, a w sposób typowy dla gier tego japońskiego wydawcy niejednokrotnie robiło się naprawdę gorąco.

Nie pokuszę się tu o opisanie nawet fragmentu i tak szczątkowej fabuły, warto jednak zaznaczyć, że jest przynajmniej jeden punkt na początku gry, gdzie szybko można wyzionąć ducha. Tym samym po każdej nieudanej próbie musimy cierpliwie wytrzymać ekrany ładowania, przemykać pomiędzy wkurzonymi zombie i próbować kolejny raz.

Odliczanie trwa

Odliczanie trwa, Dead Rising 2 – pierwsze wrażenia

Już Dead Rising przyzwyczaiło nas do pewnego pośpiechu. Wcześniej wspomniałem o ochronie małej córeczki, jednak nie polega ona tylko na unikaniu zombie. Dziecko zostało już ugryzione, o czym lepiej opowie wprowadzenie Case Zero, debiutujące pod koniec sierpnia. Na tym etapie wystarczy wspomnieć, że jedynym remedium na powstrzymanie infekcji jest regularne podawanie środka o nazwie Zombrex. Poszukiwania jego kolejnych dawek będą nas prześladować przez większość przygody.

Tym samym całe Fortune City będzie obiektem naszego zwiadu, choć lek będzie też można dostać od szajki złodziei. Ma on jednak swoją – dodajmy, że niemałą – cenę. Całe szczęście ekipa deweloperska nie zawiodła pod względem tworzenia presji – choć czujemy ciążące nad nami zadania do wykonania, nie wykreowano tu zbędnego napięcia, a same poszukiwania prowadzimy raczej z przyjemnością. Zawsze znajdziemy czas i na misje, i na beztroskie bieganie po okolicy, nie możemy jednak przesadzić.

Skłamałbym zresztą mówiąc, że Dead Rising 2 nie dostarczyło mi kupy frajdy. Zgodnie z tym, co wspomniałem, wszystko zależy od podejścia. Do tej pory zobaczyłem i opisałem jedynie fragment, początek gry, a twórcy, poza dalszą częścią kampanii, mają w zanadrzu jeszcze tryb kooperacji i pełnoprawne rozgrywki sieciowe, wśród których znajdziemy chociażby wyścigi... w olbrzymich kulach. Rzecz jasna nie mogę określić produkcji Capcomu kandydatem na grę roku 2010. Jednak szykuje się tu tytuł, który warto zdobyć dla chwili relaksu. Bo czy może być coś bardziej odprężającego niż przetrącenie kilku zombie kawałkiem befsztyku?

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!