The Suffering i The Suffering: Ties That Bind - recenzja

mastermind
2008/06/11 15:58

W więziennym drelichu

W więziennym drelichu

W więziennym drelichu, The Suffering i The Suffering: Ties That Bind - recenzja

Survival horrory to jeden z najbardziej specyficznych i cenionych przez graczy gatunków. Wiadomo – podobnie jak w przypadku filmowych horrorów – niełatwo stworzyć w tej dziedzinie coś znakomitego i przełomowego, a o wiele łatwiej o banał. Gry tego typu w głównej mierze bazują bowiem na genialnej atmosferze i dobrze rozplanowanych elementach zaskoczenia. Jeśli tego zabraknie, mamy na twardzielu letni horror, który jest w zasadzie zaprzeczeniem gatunku. Na szczęście w zalewie średnich produkcji trafiają się i perełki. Takie były chociażby rewelacyjne serie Silent Hill czy Resident Evil oraz nieco chyba niedoceniona w swoim czasie gra Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata. Równie udany był wydany w 2004 roku The Suffering – gra o mrocznej jak smoła historii oraz poziomie krwistości porównywalnym do tego z BloodRayne czy leciwego Carmageddonu.

Tak się jednak jakoś dziwnie potoczyły losy tej gry w Polsce, że do sprzedaży trafiło stosunkowo niewiele egzemplarzy, więc ciężko było ją upolować. Podobnie było zresztą z jej kontynuacją The Suffering: Ties That Bind, która światło dzienne ujrzała rok później. Teraz, kiedy na rynek trafia podwójne wydanie obu części, warto się im przyjrzeć bliżej co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze, jako się rzekło, gry przeszły nieco niezauważone, co akurat w tym przypadku jest sporym niedopatrzeniem. Po drugie pakiet dostajemy za umiarkowaną cenę i w pełni, choć kinowo, zlokalizowany. Po trzecie w końcu, obie części The Suffering z pewnością można umieścić w szufladzie z napisem "udane survival horrory". A to właśnie kwestia najważniejsza!

Rozważania warto rozpocząć od fabuły. Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli napiszemy, że ta stanowi w obu grach udany ciąg przyczynowo-skutkowy. W The Suffering poznajemy bowiem historię niejakiego Torque’a. Facet został osadzony w Więzieniu Stanowym Abbott na wyspie Carnate, gdzie oczekuje na zastrzyk ze śmiercionośną substancją. Jest bowiem skazany za zabójstwo żony Carmen i dwójki własnych dzieci. Problem w tym, że... Torque zupełnie tego nie pamięta. Niejako w międzyczasie i z przyczyn zgoła nieoczekiwanych w więzieniu rozpoczyna się inwazja istot rodem z najmroczniejszych koszmarów psychopaty. Ponieważ pojawia się okazja do ucieczki, a i uciekać jest przed czym, Torque, a wraz z nim my, bierzemy nogi za pas. W czasie zabawy przemierzymy kilometry więziennych korytarzy, ale również sporo lokacji na wyspie. Trafimy m.in. na cmentarz, do kamieniołomu, zbadamy stary fort i doki. W sumie odwiedzimy 10 poziomów, które zostały podzielone na 20 mniejszych części, po to, aby ostatecznie rozprawić się... hm... z prawdziwą bestią. Ale kim ona jest, nie zdradzimy, by nie psuć zabawy. Przystępując do kontynuacji w The Suffering: Ties That Bind (taki tytuł gra ma w Polsce), dowiadujemy się sporo o sprawcach całego zamieszania, ale już poza więziennymi murami. Poznamy ciemne sprawy niejakiego Blackmore’a, który założył prawdziwy syndykat zbrodni w rodzinnym mieście bohatera – Baltimore. Razem z Torque będziemy musieli ponownie zmierzyć się z demonami przeszłości i wrócić do miejsc, o których bohater wolałby zapomnieć. Odwiedzimy zatem ponure zakamarki Baltimore, zdewastowane mieszkanie, pobliski bar, dom dziecka i wiele innych lokacji, które tym razem są wprawdzie bardziej industrialne, ale nie mniej mroczne i straszne niż w jedynce.

Wysmagani strachem

No właśnie – strach! To jest to, co nie tylko tygrysy, ale również wielbiciele survival horrorów lubią najbardziej. I trzeba przyznać, że w obu częściach gry zaserwowany jest w sposób umiejętny w ilości co najmniej zadowalającej. Co ciekawe, "straszenie gracza" realizowane jest na wiele sposobów. Czasami może to być sugestywna muzyka (odgłosy drapania, płacz dziecka lub jakieś jęki), innym razem zamazane cienie i mrok obskurnych pomieszczeń, a jeszcze innym – wizje i zwidy, które Torque ma co chwila. Bohater co i rusz doświadcza jakiś quasi-wspomnień suto zakrapianych krwią z dodatkiem świeżego mięsa. Brrrr! Ciary przechodzą po plecach... Wzorem wspomnianego Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata autorzy zastosowali również różnego rodzaju eksperymenty z niewyraźnym i rozmytym obrazem, przebarwieniami, zanikaniem ostrości i tego typu technicznymi wspomagaczami.

Wszystkie te elementy sprawiają, że niezwykle często podskakujemy na krześle, a potem oglądamy się nerwowo, czy aby ktoś za nami nie stoi. Obie części The Suffering to z pewnością gry, w które grać warto wyłącznie przy zgaszonych światłach i wyciszonych głosach otoczenia zewnętrznego. Trzeba również przyznać, że owe wizje budują klimat na jeszcze jeden sposób. Tak naprawdę do końca nie wiadomo, czy są realne, czy są tylko wytworami chorego umysłu Torque’a, który nie potrafi się z nimi uporać. Zważywszy jednak na przeciwników, z którymi przyjdzie nam się zetrzeć, teza o psychicznym zdrowiu bądź niemocy bohatera warta wydaje się rozważenia.

No właśnie! W dobrym horrorze nie może zabraknąć sugestywnych przeciwników. Widać, że twórcy The Suffering porządnie odrobili lekcję, której tematem było zapewne Silent Hill. Tylko bowiem do tej produkcji da się porównać maszkary, jakie wyskakują na nas zewsząd, nie dając sercu ani na chwilę uspokoić rytmu bicia. Większość przeciwników w obu częściach się powtarza, ale są oni na tyle zróżnicowani, że nie ma na co narzekać. Zresztą są także mocno wykręceni i zdecydowanie nieludzcy. Wyobraźcie sobie chociażby plugawego pokurcza, który rzuca w naszą stronę strzykawkami z jakąś zieloną substancją, lub poruszające się na nogach jak sztylety, pająkopodobne bestie, które mogą wędrować również po ścianach i sufitach, a w momencie specjalnego ataku kręcą się niczym spirala. Mało? A co powiecie na obleśne grube monstrum, którego kończyny zostały zastąpione karabinami maszynowymi, albo na dwugłową bestię wyłaniającą się z ognistych czeluści? Tak! Potwory są zdecydowanie mocną stroną obu części gry i trzeba przyznać, że ich zachowanie jest nawet sensowne. Atakują w grupach, starają się zachodzić nas ze wszystkich stron, tak więc taktyka stania i czekania na atak nie sprawdza się za bardzo.

Czym ci urwę łeb?

Na wszystkie te paskudztwa przygotowano stosowny ekwipunek. Są zatem kije baseballowe, nóż, topór strażacki, rura, rewolwer kalibru .357, Colt 1911, strzelba, obrzyn, broń automatyczna Skorpion, M3A1 "Olejarka", Tommy Gun. Kilku z nich można używać, szyjąc do przeciwników z obu rąk jednocześnie. Do tego dochodzą stacjonarne karabiny maszynowe, a także kilka rodzajów granatów i koktajle Mołotowa oraz broń ciężka: M60, granatnik i rakietnica RPG-7. Jeżeli w którymś momencie wyjdzie na jaw, że przeciwników jest zbyt wielu i standardowe narzędzia okażą się niewystarczające, Torque może przejść w stan specjalnej furii (jeśli ma zapełniony stosowny pasek). Przemienia się wtedy w rozjuszoną bestię o kolczastym ciele. Wówczas LPM wyprowadza się standardowe combosy, a PPM przyszpila specjalnym kolcem nawet kilku wrogów w jednym momencie.

Trzeba przyznać, że zabawa z obiema częściami The Suffering jest przednia. Tym bardziej, że gry można przechodzić na dwa sposoby: będąc etycznie poprawnym albo mordując bezbronne osoby, które staną nam na drodze. Za obie formy jesteśmy nagradzani wypowiedziami różnych postaci, a co najważniejsze – alternatywnymi zakończeniami. Sprawia to, że zarówno pierwszą część, jak i Ties That Bind/b> warto przejść co najmniej po dwa razy. Do tego dochodzi jeszcze opcja importu bohatera z jedynki i wyboru jednego z trzech początków drugiej historii: dobry, neutralny lub zły. Uzależnione jest to też w pewnym stopniu od zakończenia jedynki.

GramTV przedstawia:

Pomiędzy obydwoma tytułami istnieją też drobne różnice w gameplayu. Nieco odmienny jest interfejs oraz wygląd bohatera w obu częściach historii. Inaczej obsługuje się przełączanie ekwipunku, w inny sposób są gromadzone apteczki (precyzyjniej: fiolki z substancją zwaną Xombium). Torque w dwójce nauczył się też kucać i turlać do przodu i do tyłu. Ostatnia umiejętność przydaje się nie tylko w szybszych zmianach pozycji, ale także w gaszeniu ognia, którym może zająć się ubranie bohatera. Czasami przyjdzie nam także walczyć w zwarciu, czego w pierwszej części nie było. W sumie jednak rozgrywka w obu odsłonach wygląda dość podobnie.

Stare, ale jare

Jeżeli chodzi o oprawę graficzną i dźwiękową, do obu części The Suffering nie można mieć w zasadzie większych zastrzeżeń. Oczywiście oprawa graficzna jedynki jest zauważalnie gorsza od tej z dwójki, ale zważywszy na to, że gry powstały kilka lat temu, i tak nie ma sensu zestawiać ich z najnowszymi hitami. Tej konkurencji rzecz jasna nie wytrzymają. Na żadne efekciarstwo w stylu realistycznych odbić w lustrach czy animacji ruchów gałek ocznych nie liczcie, ale możecie być pewni, że projekty maszkar Was zachwycą. Widać, że pracowali nad nimi prawdziwi artyści, którzy już z niejednej stacji graficznej wyciskali ostatnie tchnienia. Lokacje, chociaż też nie powalają na ziemię ilością szczegółów, modeli i obiektów, są jednak dość ładne, a na pewno mroczne, duszne i klimatyczne. Oceniając kwestie estetyczne, trzeba po prostu wziąć poprawkę na lata, które upłynęły, i technologie, jakie The Suffering ominęły, aby skonstatować, że wcale nie jest tak źle. A przynajmniej nie było w momencie premiery. Jeśli chodzi o kwestie dźwięku, to tu również wszystko wypada nad wyraz poprawnie. Wszelkie odgłosy środowiskowe oraz dialogi brzmią naturalnie i przekonywająco. Najlepiej wypadają wszelkie warkoty, skowyty, charkoty i krzyki potworów, ale również głosy z offu czasami potrafią napędzić stracha. Wiadomo, że w horrorach to dźwięk w dużej mierze decyduje o atmosferze, a ten wypada tu naprawdę dobrze.

W zasadzie ciężko wytknąć obu częściom The Suffering jakieś wielkie błędy. Pomińmy takie detale, jak za szybko wyświetlające się plansze między misjami (nic nie można przeczytać), niemal zerową interakcję z napotkanymi postaciami i praktycznie nieinteraktywne środowisko. Większym i poważnym mankamentem może się okazać – dla pewnej grupy graczy – daleko posunięte podobieństwo obu tytułów. Mimo niewielkich, raczej kosmetycznych zmian gameplay pozostał właściwie identyczny. Naszym zdaniem nie do końca jednak można rozpatrywać ten aspekt w charakterze wpadki, bo przecież skoro mechanika rozgrywki jedynki broni się znakomicie, to dlaczegóż uważać go za wadę w drugiej części? Tym bardziej, że w kontynuacji klimat pozostał ten sam. No dobrze, uznajmy również, że dla niektórych wadą będzie nadgryziona zębem czasu grafika. Nie jest fatalna, ale jednak technologicznego postępu się nie oszuka, a cztery lata w przemyśle rozrywkowym to lata świetlne.

W sumie jednak zestaw The Suffering to znakomita porcja strachu dla wszystkich wielbicieli survival horrorów. Ma wszystko, czego od gier tego typu powinno się wymagać: dynamiczną akcję, grozę budowaną z minuty na minutę, a przy tym oferuje rozgrywkę na kilka sposobów, z różnymi zakończeniami. Jeżeli lubicie się bać, a jakoś The Suffering przegapiliście, pora nadrobić zaległości.

Materiał filmowy

The Suffering

Get Adobe Flash player

The Suffering: Ties That Bind

Get Adobe Flash player

8,0
Krwawy zestaw
Plusy
  • <br>atmosfera grozy i zaszczucia<br> przeciwnicy<br> różne sposoby gry i zakończenia<br> fabuła
Minusy
  • <br>jedynka i dwójka zbyt podobne<br> parę niewielkich drobiazgów
Komentarze
36
Usunięty
Usunięty
31/08/2008 12:07

No ja miałem tak samo,a le szybko sobie poradziłem w ustawieniach.Jedna mam pewien problem. Otóż :Jest to etap "Recydywista",11 bodaj. Znajduję się w bogato użądzonej sali, z ławami pod ścianami i dzbanami z bambusem czy innymi badylami. Wchodzi się tam przez ascetyczne drzwi, w przedsionku szafka, potem ta sala. Po prawej wyjście z takim jakimś parawanem, za nim drzwi - nie otwierają się. Po lewej od wejścia drzwi również się nie otwierają. Na wprost - wyjście zasłonięte blachą falowaną, nie da się wyjść. Przy nim przewrócone biurko.W pomieszczeniu schody i wejście na piętro. Niestety płoną, i nie da się wejść na nie w żaden sposób. Ani skokami, ani po poręczy, ani po przemianie w bestię. Po prostu płonę i finito.Cały czas z piętra złażą potwory, w tym jeden z osłoną pola siłowego czy jak to nazwać, którego można zaciukać jedynie będąc bestią. Głos informuje mnie, że "czas zmądrzeć oni nigdy nie przestaną". Jak nie schodzą, to stoją nad dziurą na suficie, do której nie ma jak wejść.Wywaliłem już całą amunicję, granaty, koktajle mołotowa, jedyne co mi pozostało, to siedzieć w kucki pod schodami, gdzie mnie nie dosięgną, i czekać na śmierć głodową....Błąd w grze, czy ja jakiś jestem nie tego...Od dwóch dni w tej sali siedzę, i to chyba będzie koniec.Macie jakieś wytłumaczenie czy poradę?

Usunięty
Usunięty
14/08/2008 18:39

Kiedyś grałem w podstawkę The Suffering i gra mnie niestety nie wciągnęła , z resztą sam nie wiem dlaczego , może nie klimat nie dopasował do moich oczekiwań , ale i tak nie jestem zniechęcony do tego tytułu , jak ten zestaw wyjdzie w XKH to może się skuszę.

Melchah
Gramowicz
12/08/2008 15:46

Sprawdziłem i muszę przyznać Ci rację. Rzeczywiście gra nie pamięta zmiany ustawień dla tych dwóch klawiszy 8-O. Szczerze powiem, że się zdziwiłem. Nie zauważyłem tego błędu do tej pory. Może dlatego, że rzadko się tych klawiszy używa i nie rzucają się tak w oczy, a u mnie numeryczna wszak działa (chyba, że ktoś ma laptopa ;)). Podejrzewam jednak, że można zmusić dodatkowym programem klawiaturę laptopa do podłożenia innych klawiszy zamiast tych numerycznych (tzn. podmienić normalne tak, żeby były widziane jako klawisze numeryczne; są programiki, również freeware). Rzeczywiście może to utrudnić grę.Fakt jednak pozostaje faktem, że system sterowania jest w obu częściach taki sam, w dwójce jednak występuje dziwny zauważony przez Ciebie błąd. No i koniec końców nie wiadomo czy Gosu był na tyle leniwy, że nie chciało mu się zmieniać domyślnego ustawienia klawiszy czy też grał na laptopie i wyłożył się na tej klawiaturze numerycznej. Sądząc jednak po jego wypowiedzi na temat gry obstawiałbym lenia i malkontenta ;)




Trwa Wczytywanie