Lurr: No w sumie szkoda, bo z Jade ciacho nieprzeciętne - bez wątpienia ten fakt działa na wyobraźnię wszystkich pryszczatych fanów Assassin’s Creed. W tym wypadku wolę akurat myśleć... no wiecie... niż głową (zaraz Spayki powie, że robię tak cały czas, choć to nie prawda, bo to akurat właśnie Dominik jest największym seksistą jakiego znam). Gdy przed ponad rokiem oglądałem trailery AC zapuszczone na potężnym ekranie HD czułem respekt i rozluźnienie mięśni szczęki, które doprowadziło do jej upadku na dywan. Różne już rzeczy w growym światku widziałem (jako oldschool gamer mam prawo tak mówić)... Jak to ktoś kiedyś powiedział: „chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze”.
Seph: Sam też miałem przed premierą gry „wieczór oglądania trailera z AC z dzwonnicą i mnichami”. Kurde, Lurr, nawet nie wiesz jak mi ciężko coś o tej grze powiedzieć. Miałem ją w domu na tydzień przed polską premierą a całkiem niedawno wróciłem do niej po ponad kwartalnym rzuceniu w kąt. Pomysł panowie z Ubi mieli genialny, system rozgrywki wykoncypowali naprawdę miażdżący, hype poprowadzili ładnie. No to co nie „rabotajet” jak powinno? Przecież cały świat powinien Altairowi pomniki budować. A może... A może już dzisiaj sama idea nie wystarczy?Spayki: Assassin’s Creed jest grą dobrą, to nie ulega wątpliwości. Problem pojawia się, kiedy zestawimy jakość finalnego produktu z szumnymi zapowiedziami i roztaczaniem wizji szklanych domów przez ekipę PR-owców z Ubi. Ja osobiście na ten tytuł nakręciłem się sakramencko. Poczynając od pierwszych wzmianek (pamiętacie grafikę przedstawiającą niezwykle szczegółowo dopracowaną kolczugę? Moc!), czułem, że oto powstaje gra, która najzwyczajniej w świecie trafi w mój (chory) gust. Bo lubię skradanki, bo klimat mi odpowiada i – wreszcie – bo za tym wszystkim stoi szyta grubymi nićmi tajemnica. To nie miało prawa się nie udać. I rzeczywiście – marketingowo wypaliło, pierwszy akt historii Altaira sprzedaje się świetnie. Pytanie tylko czy nie mamy tutaj do czynienia z syndromem Fable’a?
I, Lurr, wypraszam sobie – tylko nie seksista!
Lurr: Oj tam, jesteś taki męski! Możesz sobie na seksizm pozwolić! :P Według mnie mamy tu do czynienia z – jak to ująłeś – kompleksem Fable, choć ja bym jeszcze do tego wora smutków dorzucił Black & White. Cudów nie ma, nie oszukujmy się, ale i tak gameplay prezentuje się bardzo przyjemnie. Cóż, myślałem jednak, że będzie można poczuć się jak prawdziwy skrytobójca, a prawdę powiedziawszy, nie specjalnie chce się przechodzić po cichu grę, skoro można robić takie cudeńka z nożami do tego latając po dachach niczym najlepsi parkurowcy czy bohaterowie Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka.Lurr – to Twoje dociekanie o Spaykowy seksizm robi się podejrzane :>
Lurr: Nie pytaj czemu. :P Jak QTE, to tylko Shenmue! Precz ze schematami, a w walce ich za dużo. :/
Spayki: Seph, zgadzam się! Stąd też moje nawiązanie do Fable’a – miało być pięknie, wyszło... jak wyszło. Assassina postrzegam jako God of Wara gatunku stealth. Przyjemną, dobrze wyglądającą i w gruncie rzeczy wciągającą produkcją, której nie należy jednak stawiać w jednym rzędzie z MGS-em czy Splinter Cellem. To po prostu zupełnie różne bajki. Osadzona w realiach trzeciej krucjaty gra nie wymusza na Tobie perfekcyjnego opanowania postaci, znajomości otoczenia i wnikliwego analizowania kolejnych ruchów. Ma być łatwo, lekko i przyjmnie. I tak w istocie jest.Odnoszę przy tym wrażenie, że wycieczkę Altaira po Ziemi Świętej najlepiej ogląda się z perspektywy trzeciej osoby. Co mam na myśli? Śledzenie akcji zza pleców osoby grającej. Ot, taki film. To całe skakanie po dachach wygląda naprawdę świetnie (zresztą panoramy Damaszku, Akki i Jerozolimy robią piorunujące wrażenie), ale cóż z tego, skoro wszystko dzieje się niejako automatycznie? Zero frajdy. Widocznie czasy pierwszych odsłon Tomb Raidera minęły bezpowrotnie. Ech, pora umierać...
Lurr: Jakby nie patrzeć, takie zabiegi Ubi stosowało już od pewnego czasu. Wspomnę tutaj chociażby o Splinter Cell: Chaos Theory. Jak dla mnie za mocno skierowano się w stronę filmu i tej „lekkości”, o której wspomniał Spayki. Fikanie, skakanie, wszystko elegancko zaserwowane tak, że na dobrym wyświetlaczu (tzn. dużym) mimowolnie z ust wycieka ślinka, zaś kolana same wystukują Marsyliankę. Nawet porównywanie do MGS-a jest dla mnie lekko nieprzyzwoite...
Seph: Spayk się zgodził ze mną? Pora umierać :P A na serio – akurat przyznam się, że mnie takie zabiegi mile łechcą. W pierwsze „Tumb Rajdery" ja do dzisiaj mam problem z graniem – trudność gry powstała przez sterowanie połączone z wymaganiami stawianymi przed graczem. A chyba nie tutaj klucz do sukcesu. Panowie z Ubi (i Jade) poszli zaś w zupełnie inną stronę – efektownej połajanki. I dwa spostrzeżenia - kiedy ostatnio asasyn uzbrojony w cienkiego bastarda pokonał dwudziestu zbrojnych na raz i czy nie widzicie troszkę podobieństwa do historii Serious Sama? Wymyślono kozacki silnik, realia oraz pomysł tylko zabrakło wizji dalszej. No, ale parę lat temu to by przeszło. Dzisiaj chyba już nie :(Spayki: No widzisz, Seph, to chyba ta różnica pokoleń, ghe, ghe. Ja pierwsze części przygód ponętnej pani produce... archeolog wspominam z rozrzewnieniem. Ta gra była wymagająca i między innymi w tym leżała jej siła (okej, w trójkątnych boobsach też). Później podobną drogą podążyli twórcy xboksowego Galleona. Sęk w tym, że ich produkcja przeszła w zasadzie bez echa. Zresztą potwierdza to również dwie ostatnie odsłony Tomb Raidera. Nie chcę przesadnie zbaczać z głównego wątku, lecz faktem jest, że większość ludzi nie potrzebuje gier trudnych. I taki jest Assassin – przystępny, a przy tym efektowny i - mimo zauważalnych schematów - wciągający.
Lurr: Galleon przeszedł niezauważony, bo bodaj siedem lat był robiony... LOL, rym mi częstochowski niechcąco wyszedł.Seph: Okej, może nie trafiłem z analogią, ale staram się jakoś zwrócić uwagę na największą chyba zbrodnię jaką można w growym marketingu popełnić – przehype’ować sprawę. Spójrzcie – Beyond Good & Evil, że tak sypnę z rękawa tworem Ubi, stał się kultowy i naprawdę lubiany bez jakiejkolwiek reklamy światowej. Ale kasy nie przyniósł. GTA IV zaś zjadło tyle samo kasy na projektowanie co na promocję, lecz tym razem zwróci się potwornie dostając w nawiązce idealne pasmo ocen 10/10. No, ale tym razem pomogła pewnie marka.
I tutaj się rozgranicza temat – AC ludziom się spodobało, miało sporo wad, ale przy okazji okazało się naprawdę mieszającym w rankingach sprzedaży tytułem. Z tego już naprawdę prosta droga do uznania AC 2 za pewniaka w kontekście dostawania mocarnych ocen. Bo kto jak kto, ale Ubisoft umie wziąć sobie do serca gadanie graczy ;)A jakby do produkcji AC 2 wzięto jeszcze Jade i jej siostrę (dajmy na to, iż taką posiada) to już w ogóle ;P
Lurr: Ja mogę zrezygnować z AC 2 na rzecz Jade. ;) A miało być bez Jade w tekście, pamiętasz, Spayki? :) Assassin’s Creed już i tak sporo zarobiło, więc tu nie ma nic straconego. Popatrzcie na tylko na rankingi, moi mili. Gra jest zrobiona tak, by maksymalnie starała się trafić w gusta statystycznego odbiorcy. Nie mówimy tutaj o bardziej wtajemniczonym gamerze, bo tacy już przestali być docelowymi grupami. Liczy się casual.
![]()
Co do Beyond Good & Evil, w której – nomen omen – główna bohaterka ma na imię Jade, to ta gra została wydana niemal w tym samym czasie co pierwszy akt nowej trylogii Prince of Persia. Ubi wszystkie siły skupiało właśnie na tym remake’u, co w oczywisty sposób odbiło się na sprzedaży – nie przeczę, bardzo udanej i przy tym dobrze przyjętej przez media – historii wujka-prosiaka i zielonoustej brunetki. A z interpretacją zgarnianych przez GTA IV ocen byłbym póki co ostrożny. W końcu oficjalny magazyn żadnej z konsol nie mógł wystawić noty innej niż maksymalna.
Wracając do Assassin’s Creeda, całkiem przyjemnie łyka się tę opowiastkę w niewielkich dawkach. Powiedzmy – odhaczenie jednego nazwiska z listy na dzień. W takim przypadku unikamy odczucia znudzenia, bo – jakby nie patrzeć – ciągle wykonujemy te same zadania: namierz cel, zdobądź informacje, zlikwiduj. I tak w kółko. Niestety, jest to aż nadto zauważalne, a co za dużo, to i wujek-prosiak nie zje.Lurr: Nie ma nawet chaka-chaka-pata-pon! :P Prawdę powiedziawszy, to już nawet w GTA zróżnicowanie jest większe jeżeli chodzi o misje. Wszystko powtarzalne, ale przynajmniej człowiek długo się nie męczy. Długość gry raczej nie należy do najmocniejszych atutów produkcji Ubi. No, w kontekście Lostów to jest naprawdę kozacko. ;)
Seph: No, jak mówiłem. U mnie AC na trzy miesiące stał się podpórką na półce, tak mnie tragicznie zraził brakiem idei na gameplay :P
Spayki, wiesz, nie tak znowu dawno strasznie mnie zgromiono za używanie słowa „casual”. Ewentualnie mógłbym pojechać teraz znajomością terminu „mainstream”, ale on też problemu nie oddaje. Dawniej (no, okej, cofniemy się bardzo), za czasów np. Montezuma’s Revenge każdy gracz był hardcore graczem bo siedział po nocach. Bo save’ów nie było. Grało się albo na maxa albo w ogóle. Teraz coraz bardziej idziemy w stronę pukania „dla zabawy”. No, wiecie, a czyż gry właśnie zabawą być nie mają?Sam uwielbiam np. odpalić AC na jakieś trzydzieści minut, sobie pobiegać, flagę znaleźć. Tylko że gra o takim kalibrze nie powinna świadczyć nam tego rodzaju usług. Przysiąść w nią tak na kilka godzin można dopiero w wersji PC-towej (bardziej urozmaicone misje dodatkowe) albo gdy nas naprawdę ciśnie by poznać (okej, nie zdradzę, ale i tak strzeliłem zgona swego czasu) zakończenie.
Spayki: Lurr, chyba miałeś rację co do mojego seksizmu, „pukanie dla zabawy” skojarzyło mi się jednoznacznie, hehe.
A tak już zupełnie poważnie – śmieszy mnie pisanie o mainstreamie w kontekście branży elektronicznej rozrywki. Przepraszam, ale nie ma czegoś takiego jak „gra niekomercyjna” (w przypadku filmów i muzyki jestem jeszcze w stanie w to uwierzyć). Nikt nie ładuje ciężkiej kasy tylko po to, by zrobić coś ciekawego. Produkt ma się zwrócić i – co ważniejsze – zarobić na kolejne projekty.
Podsumowując - uważam, że jeżeli przed rozpoczęciem zabawy nie obiecujemy sobie po Assassinie zbyt wiele, otrzymamy naprawdę kawał świetnie wyglądającej oraz przemyślanej produkcji. A że schematycznej i miejscami niedopracowanej? Oto brutalne prawa wolnego rynku.