Viking: Battle for Asgard - recenzja

MartivaR
2008/04/13 16:23

Valhalla czeka na Ciebie...

Valhalla czeka na Ciebie...

Valhalla czeka na Ciebie..., Viking: Battle for Asgard - recenzja

Często w życiu firm deweloperskich bywają dni, kiedy któryś z programistów zakrzyknie: "Hej! Zróbmy coś innego, dość mam już kodowania w kółko tych samych gier!". I faktycznie, znudzeni "zerojedynkowcy” potrafią czasem wpaść na szalony pomysł...

Tak stało się w roku 2005, gdy na półki sklepowe trafił Spartan: Total Warrior – nieskomplikowana sieczka w rzymskim stylu, ot, kolejny "slasheropodobny" tytuł, jakich na rynku pełno. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za grę odpowiadała ekipa Creative Assembly, kojarzona z produkcjami strategicznymi i stricte pecetowymi, mającymi niewiele wspólnego z karkołomnym wybijaniem na padzie efektownych combosów.

Siły mroku znów atakują

Historia lubi się powtarzać. Trzy lata po premierze Spartana przyszedł czas na kolejny konsolowy tytuł kreatywnych Brytyjczyków. Tym razem projektanci przemaglowali temat nordyckich mitologii i – tu coś wyrzucając, tam coś dodając – stworzyli postać Vikinga rzuconego w sam środek wojennej zawieruchy, jaka zapanowała w Asgardzie.

Tematyka dobrana idealnie do gry, w której – bądź co bądź – głównym zadaniem jest machanie pokaźnych rozmiarów mieczem i dopomaganie sobie toporem dzierżonym w drugiej dłoni. Za przykład udanej produkcji tego typu niech posłuży choćby rewelacyjny Rune sprzed ośmiu lat. Programiści z Human Head pokazali, jak powinna wyglądać gra akcji inspirowana skandynawskimi legendami, zarówno pod względem rozgrywki, jak i niepowtarzalnego klimatu.

W Viking: Battle for Asgard atmosfera i cała otoczka także daje radę. Jest mrocznie i brutalnie, choć klimat nie jest tu tak gęsty, odczuwalny i wyrazisty, jak w tytule z 2000 roku. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w wielu momentach czujemy się iście sielankowo, wędrując poprzez zielone polany pełne kwiatów. Oczywiście niczym nieskrępowanej rzezi mamy pod dostatkiem i nawet piękne, słodkie widoczki nie skruszą twardego serca człowieka Północy, szybko zalewającego dziewicze tereny krwią wrogów.

Głównym motywem Battle for Asgard jest tradycyjna już walka dobra ze złem, zaś strony konfliktu reprezentowane są przez dwie boginie – demoniczną, żądną władzy Hel oraz jej przeciwieństwo – Freyę, pragnącą dobrobytu w krainie. Komplikacje następują z chwilą, gdy Hel (swoją drogą odziana w ciekawe, fetyszystyczne ciuszki) postanawia zawładnąć trzema wielkimi wyspami, posiłkując się przy tym armią upadłych wikingów – niegdyś dzielnych i prawych wojowników, teraz zaś krwiożerczych zombie wysyłanych do walki przeciwko swym pobratymcom. Nieciekawą sytuację w spowitym mrokiem świecie chce za wszelką cenę uratować Freya, przywołując do życia Skarina – nieugiętego woja, któremu zdarzyło się pewnego krwawego dnia paść na polu walki. Ożywiony, w pełni sił ląduje w ostatnim bastionie wikingów, miasteczku Brighthelm, skąd ma wyruszyć w świat, by znaleźć sposób na odbicie ziem zajętych przez oddziały mroku.

Wszelkie fabularne szczegóły poznajemy podczas rozmów z postaciami zamieszkującymi odbite miasta (choć właściwiej byłoby tu napisać o monologach, gdyż Skarin pozostaje milczący) oraz krótkich, stylizowanych na formę komiksową przerywników filmowych. Rozmówcy do wylewnych nie należą i zazwyczaj konwersacje ograniczają się do kilku zdań, a przy tym większość wypowiedzi ma zazwyczaj na celu omówienie kolejnego zadania do wykonania. Urodzeni Skandynawowie, nie ma co... Wielki jak niedźwiedź, silny jak tur

Skarin, pomimo faktu bycia najważniejszym z wikingów w trwającym konflikcie (wszak namaszczonym przez samą Freyę) pozostaje przez większość rozgrywki postacią mało wyrazistą i niespecjalnie do siebie przekonującą. Owszem, pod względem wizualnej prezentacji wygląda rewelacyjnie. Przypomina trochę utlenionego Conana z seksownymi warkoczykami, dźwigającego jakieś sto kilo masy mięśniowej. Ewidentnie widać to w trakcie zabawy, gdy ociężałym krokiem przemierza ziemie Asgardu, lub podczas walk, kiedy bierze potężny zamach mieczem. Ma się wrażenie, że jednym takim ciosem byłby w stanie powalić dorodne drzewo. Brakuje mu jednak charakteru – wiemy, że jest dzielnym i prawym wojownikiem, ale prócz tego nic specjalnego swą wirtualną sylwetką nie ukazuje. Kratos z God of War również występuje w grze, której głównym motywem jest rzeź, a mimo to potrafi zachwycić swą rozdartą osobowością i ogromną charyzmą.

Drobnym problemem na początku gry okazała się dla mnie wątpliwa, choć w pełni uzasadniona mobilność potężnego Skarina. W rezultacie musiałem przyzwyczaić się do stosunkowo wolnego tempa rozgrywki – by nie powiedzieć, że wręcz smętnego. Jest to odczuwalne szczególnie w początkowych etapach, gdy bohater zna ledwie dwa ciosy na krzyż i nie ma okazji do pokazania wszystkich swych możliwości. Zaskoczyło mnie też to, że Battle for Asgard daleko jest do bezmyślnych sieczek – przeważa tu raczej element eksploracji świata, poszukiwania skrzętnie poukrywanych skarbów, zakradania się i przede wszystkim wyswabadzania z rąk wroga braci wikingów. Dopiero przy okazji tego ostatniego etapu dochodzi do potyczek, dosyć niewielkich, gdyż w starciach z czterema czy pięcioma smutasami Hel naraz Skarin doświadcza poważnych problemów, co zazwyczaj kończy się przedwczesną śmiercią bohatera. Jeśli Skarin zajmie się jednym oprychem, trzech kolejnych potrafi dość skutecznie obić mu plecy, co musi piekielnie boleć, bo zbroi nie posiada on żadnej, jeno kilka pasków i stylowe futerko, w sam raz pasujące do blond warkoczyków.

Po cichutku, acz brutalnie

Tym sposobem grze bliżej do wspomnianego na początku Rune'a aniżeli do poprzedniej, konsolowej produkcji Creative Assembly. Jest w owej mechanice pewien bliżej niezidentyfikowany czynnik, który powoduje, że gra bardzo wciąga, co często przejawia się syndromem "jeszcze jednego questu".

Z pewnością zadowoleni powinni być z gry zwolennicy akcji typu "bierz go od tyłu", a to za sprawą zaskakująco dobrych etapów, podczas których Skarin zakrada się za plecami nieprzyjaciela, by w odpowiednim momencie niczym niedźwiedź rozszarpać niczego niespodziewającą się ofiarę. Istnieją nawet combosy wspomagające tylko walkę w stylu Garretta z Thiefa. Ba, kilka sporych questów możliwych jest do ukończenia jedynie "po cichu", a każde wykrycie przez straże kończy się zazwyczaj obfitym rozlewem krwi, głównie naszej.

Działania na tyłach wroga niejednokrotnie podobały mi się bardziej od masowego wycinania przeciwników. Kto by pomyślał, że ogromny, barczysty wiking potrafi skradać się niczym kot. Kwintesencją całej tej zabawy w podchody są makabryczne finiszery, czyli zazwyczaj sceny rozrywania, miażdżenia bądź przecinania na pół jednostek, do których udało się zakraść.

Mieczem i toporem

Mimo wszystko przeważają w grze potyczki bardziej frontalne, gdy w ruch idzie cały oręż naszego protagonisty. Niestety, pod tym względem gra wypada biednie, co jest rozczarowujące. Pamiętamy masę ostrych zabawek z Rune'a, czasem sporo większych od samego bohatera. W Vikingu możemy wykorzystać tylko dwa typy broni białej – miecz i topór (jest też okazja, by zakupić małe toporki do rzucania). Bardzo liczyliśmy na możliwość inwestowania w nowe, coraz potężniejsze uzbrojenie, a w zamian za to otrzymaliśmy jedynie sposobność umagicznienia tego, które posiadamy. Przy odpowiednich funduszach mamy możliwość wyposażenia oręża w runy reprezentujące w sumie trzy standardowe szkoły magii żywiołów – ognia, lodu i piorunów. Szczególnie ta druga jest wartościowa, gdyż pozwala na chwilę zamrozić przeciwnika i rozkruszyć go na drobne kawałeczki jednym ciosem.

GramTV przedstawia:

Na szczęście Skarin otwarty jest na wiedzę, dzięki czemu możemy nauczyć go dodatkowych ciosów i combosów. Wystarczy udać się na specjalną arenę, gdzie przyzwane wcześniej duchy pradawnych przodków za odpowiednią sumkę pozwalają wikingowi ćwiczyć nowe ruchy (hmm, tylko na co zjawom materialne złoto?).

Wojenna zawierucha

Zapamiętywanie nowych combosów jest niezbędne i warto jak najwcześniej zainwestować w nie złoto, gdyż co jakiś czas po wykonaniu odpowiednich zadań dochodzi do bitwy na szeroką skalę. Jest to jeden z ciekawszych "ficzerów", jakie oferuje Viking, przy okazji w pewnym sensie nasuwa na myśl flagową serię Brytyjczyków – Total War. Jednocześnie jest to też zabójczy dla konsoli moment, gdyż przy wielkich starciach z udziałem dziesiątek czy nawet setek jednostek liczba wyświetlanych klatek na sekundę drastycznie spada, utrudniając momentami zabawę.

Bitwy występujące w kluczowych momentach przygody Skarina pozwalają odzyskać najważniejsze punkty na mapach Asgardu, na przykład mosty czy duże osady okupowane przez wroga. Przemierzając krainy, można także odnaleźć fragmenty zaklętych kamieni runicznych, które po skompletowaniu oferują moc przywołania pradawnego smoka. Niestety, jedynie podczas masowych starć możemy skorzystać z niszczycielskich umiejętności latających gadów.

Sposób "korzystania" z możliwości uskrzydlonych sprzymierzeńców jest bardzo ograniczony i sprowadza się tylko do wskazania celu na mapie. Resztę oglądamy w animacji. Mocno limitowane są także same kamienie pozwalające skorzystać z pomocy smoków, przez co stworzenia te stają się tylko chwilowym wsparciem w trakcie walk. Co prawda szalenie pomocnym wsparciem, gdyż posiadają wielką moc bojową, lecz nie zmienia to faktu, iż potencjał pomysłu ze wsparciem z powietrza nie został do końca wykorzystany, a szkoda.

Wiking do wynajęcia

Bitwy są do siebie bardzo podobne – oprócz coraz większej skali starć łączą je wspólne cele, czyli najczęściej likwidacja wrogich szamanów wskrzeszających swoje jednostki oraz walki z bossami wieńczące batalię. Podobnie rzecz się ma z zadaniami, obficie rozmieszczonymi w każdej z trzech obszernych krain. Główny quest to oczywiście formowanie armii poprzez uwalnianie kolejnych grupek wikingów. Często jednak, zanim oddział zgodzi się dołączyć do Skarina, wymaga od niego udowodnienia wojowniczej wartości (jakby mało im było wyswobodzenia z rąk przeciwnika). Uzyskujemy dzięki temu spory zestaw dodatkowych zadań, które siłą rzeczy muszą zostać wykonane, gdyż pomimo otwartej struktury świata i pozornej swobody w jego eksploracji, Viking pozostaje grą liniową.

Twórcy wyraźnie zachęcają jednak do długich spacerów i oderwania się od wykonywania questów celem przeszukiwania zakamarków Asgardu pełnych dodatkowych kosztowności. Sporą przyjemność sprawia skakanie po skałach, wspinanie się, podkradanie i przemierzanie jaskiń pełnych większych i mniejszych znalezisk. Poza tym widok zwinnie skaczącego z platformy na platformę masywnego Skarina jest rozbrajający.

Z beczką nie wygrasz

W trakcie przemierzania świata Asgardu dość szybko wychodzi na jaw bardzo negatywna cecha – interakcja z otoczeniem, a właściwie jej zupełny brak! Nie da się tu nawet rozbić zwykłej beczki! Zniszczyć, przesunąć czy choćby pomacać można tylko to, co zaplanowali twórcy – głównie są to urny ze złotem, drzwi i dźwignie. To wszystko. Reszta pozostaje absolutnie nietykalna, co pozostawia pewien niesmak, gdy patrząc na Skarina nieporadnie tłukącego małą beczułkę, stwierdzamy z niedowierzaniem: "Championów tłucze, a beczki rozwalić nie może..."

W niektórych momentach mocno doskwiera także prowadzenie kamery. Zdarza się, że podczas walki zamiast Skarina i jego przeciwników oglądamy korony drzew czy skały (w przypadku potyczek w jaskiniach). Można oczywiście sterować kamerą za pomocą grzybka na padzie, ale nie likwiduje to irytacji spowodowanej domyślnym ustawieniem widoku.

Mmmm, Asgraaard...

A propos widoków – te z Vikinga są doprawdy urokliwe. Silnik graficzny w żaden sposób rewolucyjny nie jest, co nie przeszkadza mu w generowaniu oprawy na wysokim poziomie. Miejscami drażnią tylko zbyt intensywnie oświetlone obiekty, w szczególności model głównego bohatera, który wygląda, jakby miał pod skórą świetlówki. Poza owym drobnym bugiem postać Skarina prezentuje się znakomicie. Podobnie zresztą jak i przeciwnicy, choć akurat w ich przypadku częściej oglądamy wnętrzności i poucinane kończyny.

Może zabrzmi to z naszej strony makabrycznie, ale ćwiartowanie wrogów daje sporą satysfakcję, szczególnie tych dużo większych od bohatera, którzy wymagają od gracza znacznie więcej zręczności i refleksu. Najlepszy zaś jest finał walki: uruchamia się wówczas – wzorem choćby God of War – Quick Time Event, czyli w tym przypadku krótka sekwencja zabójczych ciosów, w czasie której jedynym zadaniem gracza jest szybkie wciskanie odpowiednich przycisków i oczywiście oglądanie brutalnego finiszera, po którym adwersarz już się nie podniesie. To, co dzieje się wówczas na ekranie, można określić tylko jednym słowem: masakra. Ucinane są głowy, kończyny, jednostki Hel siekane są pojedynczymi potężnymi ciosami, dźgane – istny raj dla wielbicieli klimatów gore, a wszystko to dokładnie pokazane w zwolnionych ujęciach. Zrobiło się mrocznie i brutalnie? Dodajcie sobie do tego jeszcze brak muzyki, zastąpionej przez klimatyczne ambienty, a otrzymacie sugestywną atmosferę rodem z krwawych legend o wikingach.

Gdyby tak kreatorzy przygód blondwłosego wysłannika Freyi postarali się o więcej oryginalności i może nieco bardziej absorbujące zadania; gdyby tak dłużej pograli w Rune'a i podpatrywali, jak znakomicie zrealizowano niektóre elementy walki w God of War, moglibyśmy cieszyć się wybitną pozycją, do której Vikingowi trochę zabrakło. Skarinowi w obecnej formie podarowalibyśmy siedem i pół oczka.

7,5
Solidny wojownik!
Plusy
  • Trzy obszerne wyspy do zwiedzenia
  • sporo zadań do wykonania
  • bitwy z udziałem setek jednostek
  • oprawa audio-wideo
  • dla graczy o mocnych żołądkach: brutalne Quick Time Eventy
  • dobre momenty skradankowe
  • całkiem długi czas rozgrywki (około 15 godzin na poziomie normal)
Minusy
  • Niewielkie zróżnicowanie zadań
  • straty płynności podczas bitew
  • brak dodatkowego uzbrojenia i pancerzy
  • z początku stosunkowo wolne tempo rozgrywki
  • znikoma interakcja z otoczeniem
  • ograniczone możliwości korzystania z pomocy smoków
Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
14/01/2009 12:04

Recenzja bardzo mi się podoba, szczególnie ten zwiastun i "making of"... (obydwa te filmiki nie działają! >.<)

dark_darek
Gramowicz
17/04/2008 10:11

na ps 3 nie zauważyłem żadnych skoków płynności podczas bitew.pozdrawiam wszystkich

Usunięty
Usunięty
14/04/2008 13:00

Azreix, IMO Spartan był przeciętny, ale Viking jest znacznie miodniejszy. Jeśli podobała Ci się pierwsza gra, warto sięgnąć po tę drugą.




Trwa Wczytywanie